„Myśleli, że jestem Rosjaninem”. Identyfikacja swój-obcy nie działa?

Ukraiński żołnierz został wzięty przez Rosjan za jednego ze swoich. Udało mu się zastrzelić dwóch wrogów. Identyfikacja swój-obcy na froncie po prostu nie działa. Jak do tego doszło?
Trzech żołnierzy – dwóch Rosjan i jeden Ukrainiec. Idą przyfrontową drogą. Rosjanie myślą, że Ukrainiec jest jednym z nich. Ten, po krótkiej rozmowie w języku rosyjskim, mając odbezpieczony karabin, otwiera do nich ogień, kładzie obu. Wszystko zarejestrował dron. Sytuacja, która krąży po Infosferze, w ogóle mnie nie zaskoczyła. Podręcznikowa identyfikacja „swój-obcy” na linii kontaktu po prostu nie istnieje. Nie istniała już w czasach ATO/OOS, co przeżyłem na własnej skórze. W 2018 roku, pod Awdijiwką, w jednym ze zniszczonych domów kultury będących blisko linii frontu, wraz z moim ukraińskim fixerem, natknęliśmy się na nieoznakowany oddział żołnierzy. Byłem przekonany, że wpadłem na patrol separatystów i żegnamy się z życiem – jego jako ukraińskiego patriotę rozwalą na miejscu, a mnie jako Polaka będą obwozili w klatce po Doniecku, a potem też zabiją. Tymczasem był to ukraiński oddział do zadań specjalnych, który penetrował linię frontu i, zaalarmowany, że ktoś kręci się w okolicy, ruszył to sprawdzić. Szczęście, że to oni pierwsi nas znaleźli, a nie analogiczny specnaz Rosjan.
Pierwszym indykatorem na wojnie jest kamuflaż munduru polowego. Ale to teoria. W czasie Powstania Warszawskiego batalion „Zośka” umundurowany w tzw. panterki niemieckie, zdjął identyfikujące oddział polskie opaski i zamiast przedzierać się z ginącej Starówki do Śródmieścia kanałami, jak inne oddziały, przebijał się górą. W kultowej książce Stephena Ambrose’a „Kompania Braci”, tak świetnie zekranizowanej, jeden z amerykańskich spadochroniarzy dźga swojego kolegę bagnetem, bo pomylił go z niemieckim żołnierzem, gdyż ten założył przeciwdeszczowe ponczo.
Czytaj też
Wojna rosyjsko-ukraińska także jest pełna takich pomyłek. Jeszcze w 2022 roku rosyjski EMR i zestaw Ratnik powodował, że Rosjanie odróżniali się od Ukraińców. To samo dotyczyło donbaskich i rosyjskich mobików, często umundurowanych i uzbrojonych jak grupa rekonstrukcyjna Armii Czerwonej. Problem w tym, że Rosjanie, profesjonalizując swoje frontowe oddziały, zaczęli indywidualnie ubierać się w multicama i plate-carriery, przypominając do złudzenia ukraińskich żołnierzy. Jeżeli dodamy do tego jeszcze cały galimatias autonomicznych oddziałów postwagnerowców i kadyrowców, którzy stylizują się na amerykańskich marines, otrzymamy tak nieregularnie umundurowane wojsko, że mundur przestał być wyznacznikiem czegokolwiek. Za identyfikację w dzień odpowiadają często wyłącznie tzw. tasiemki, czyli barwy zielona lub niebieska, albo czerwona lub biała. Nie potrzeba wiele sprytu, by wyprowadzić przeciwnika w pole, nie obwiązując ramion i nóg, a w kieszeni trzymając na czarną godzinę tasiemki we wszystkich kolorach. Taki żołnierz ma 50 proc. szans, że obwiąże się na tyłach wroga zgodnie z jego identyfikacją. Lepsze 50 proc. niż zero.
Nie jest wyznacznikiem także indywidualne uzbrojenie strzeleckie żołnierza, bo tutaj także nie ma reguły. Automaty rodziny Kałasznikowa są powszechne, Rosjanie używają broni zdobytą na Ukraińcach i na odwrót. Myląca jest także znajomość języka – ukraiński żołnierz najczęściej zna i rosyjski, i ukraiński, więc jest w stanie odpowiedzieć tak rosyjskiemu żołnierzowi, że ten weźmie go za swojego. Nie działa to w drugą stronę, ponieważ Rosjanie nie znają języka ukraińskiego, język ten biorą często za język polski. A nawet gdy starają się mówić po ukraińsku, słychać, że są Rosjanami. Zresztą, językowe różnice były kluczowym elementem akcji antyterrorystycznej na tyłach w pierwszej fazie wojny. Przeżył to jeden z naszych wolontariuszy, Polak – który z uporem próbował do ukraińskich żołnierzy popisać się swoją znajomością języka rosyjskiego, i to jeszcze literackim, nasz domorosły Puszkin ściągał na nasze głowy same kłopoty. „Spasiba to w Rosji” – odpowiadali wszyscy. Dlatego wszystkim rekomenduję, że jeżeli nie znasz ukraińskiego – mów nad Dnieprem po polsku. Język więc jest zawsze intuicyjnym pierwszym testem. Dlatego na feralnym nagraniu widzimy, jak Rosjanie biorą Ukraińca za swojego.
Jeżeli przeanalizujemy zdjęcia rosyjskich grup dywersyjno-sabotażowych (tzw. DRG), zauważymy, że nie posiadają identyfikacji kolorów. Np. żołnierze, którzy rurociągiem pod Sudżą próbowali przedrzeć się na ukraińskie tyły, nie posiadali takowych.
Czytaj też
Co jeszcze należy podkreślić, front jest dziurawy jak przysłowiowe sito. Zwłaszcza w tej fazie wojny. Etatowy ukraiński korpus liczy pięć brygad – w praktyce, są to najczęściej cztery niepełne brygady. Rekonesans dosłownie wisi na dronach i żołnierze, bez względu na umundurowanie i identyfikację w tzw. szarej strefie (ziemi niczyjej), zerówce (pierwszej linii frontu) oraz minus jeden (zaplecze przeciwnika), są po prostu niszczeni przy pomocy dronów. Dla operatorów dronów oczywistym jest, że jak ktoś jedzie na Pokrowsk od wschodu, nie jest Ukraińcem, więc żadna identyfikacja nie jest potrzebna. Dlatego stała się ona drugorzędna i przydaje się wyłącznie nocą i w bezpośrednim starciu.
W Infosferze pojawiła się nieoficjalna relacja tego żołnierza, który stał się punktem wyjścia do mojego artykułu. Wspomina on całą sytuację tak:
„Straciliśmy kontakt, wychodzę na odcinek drogi, bo łączność jest zerwana, a moi chłopcy się zgubili, ja poszedłem szukać tej grupy. Natknąłem się na dwóch Rosjan, w lesie, to znaczy szedłem drogą, a oni wypatrywali z krzaków nasze pozycje, łatwo by mnie załatwili, a ponieważ nie mam żadnych znaków identyfikacyjnych, podjąłem decyzję. Po prostu mówię do nich: Cześć chłopaki. Obserwuję ich reakcję. Pewnym krokiem idę naprzód. Pytają mnie: Dokąd idziesz? Mówię tam – i wskazuję przed siebie. Zrozumiałem, o co chodzi, bo chowają się przed ptaszkiem (dronem), a ja mówię, że ptaszek jest nasz i idę dalej. Przeszedłem połowę drogi, a oni idą za mną. Postanowiłem na razie nie wdawać się w walkę, poczekać na jakiś dogodny manewr, docieram do rozwidlenia dróg (…) Mówię: dobra prowadź, cofam się trochę za nich i zaczynam ich kontrolować, szybko ich rozwalam. Tak jakoś wyszło. Improwizacja najczystszej wody (…) wyruszając na misję bojową, nie używam bezpiecznika, karabin maszynowy jest stale, nieustannie w gotowości bojowej”.
WIDEO: Święto Wojska Polskiego 2025. Defilada w Warszawie