Reklama
  • Wiadomości

Latają Flamingi czy oskarżenia o korupcję? Losy ukraińskiej superrakiety

Producent ukraińskiej superrakiety „Flamingo” FP-5 z zasięgiem ponad 3 tys. kilometrów ma być uwikłany w korupcyjną aferę. Pojawiają się przy okazji informacje, że skuteczność tych – określanych przez niektórych – superrakiet jest wątpliwa. Czy ukraiński pocisk manewrujący to faktycznie superbroń, czy PR-owa zagrywka?  

W fabryce, gdzie odbywa się końcowy montaż nowych pocisków. Na początku sierpnia Ukraina twierdziła, że wyprodukowała już 211 takich pocisków.
W fabryce, gdzie odbywa się końcowy montaż nowych pocisków. Na początku sierpnia Ukraina twierdziła, że wyprodukowała już 211 takich pocisków.
Autor. Jerzy Reszczyński

Wołodymyr Zełenski nazwał Flaminga „jedną z najskuteczniejszych broni w arsenale Ukrainy”. Media – także w Polsce – pisały o „przełomie w technologii wojskowej”, „wunderwaffe” i „superrakiecie”. Z kolei „Kyiv Independent” pisze, że producent rakiety może być zamieszany w aferę korupcyjną. Jeżeli spojrzymy na tło produkcji „Flamingów”, zrozumiemy, że słowa Zełenskiego mogą nie być przypadkowe, ponieważ prawdziwym właścicielem firmy produkującej pociski ma być  – tak twierdzi „Kyiv Independent” – menedżer Zełenskiego z czasów, gdy był komediowym aktorem.

Trzy źródła potwierdziły, że obecne śledztwo NABU wskazuje na to, że prawdziwym właścicielem Fire Point może być przyjaciel prezydenta Wołodymyra Zełenskiego i współzałożyciel studia „Kwartał 95”, Timur Mindycz”
pisze serwis śledczy „EMPR”.

Zobacz też

Reklama

„Kyiv Independent” zaczął przyglądać się firmie Fire Point. Spółka powstała w 2023 roku i zatrudniała 18 pracowników. Nie przeszkadzało to w tym, by stać się wiodącym producentem dronów na Ukrainie. Firma dostała kontrakt na 13,2 mld hrywien (320 mln USD) i zlecenie na dostarczenie dronów FP-1 dla Sił Zbrojnych Ukrainy. Cały budżet na produkcję dronów wyniósł 43 mld hrywien, więc Fire Point otrzymał 1/3 całej kwoty. Liczba pracowników skoczyła do 2,2 tys. osób, spółka osiągnęła 100 mln USD przychodów i w 2024 roku dostarczyła ukraińskiemu wojsku 2 tys. dronów FP-1. Zaznaczmy, dronów bardzo udanych – opartych głównie o komponenty z Chin -  ale…  

NABU (czyli ukraińskie CBA )  zdaniem „Kyiv Independent” - analizowało w jaki sposób anonimowa firma stała się wiodącym graczem w rozwoju broni dalekiego zasięgu. Musimy wszelako zaznaczyć, że sama antykorupcyjna agencja oficjalnie nie potwierdziła sensacyjnych doniesień ukraińskiego portalu „Kiyv Independent”. Tak czy inaczej, pisze się o podejrzeniach, że Fire Point zawyżała wartość komponentów używanych w dronach, że zakłamywano dane dotyczące liczby sprzedanej broni. Alarmowano o niskiej skuteczności pierwszych partii dronów Fire Point wysyłanych do walki – jak pisze „Kyiv Independent” – „ledwo funkcjonujących”, ale nie zmieniło to preferencyjnych warunków jakie miała spółka. „Była na szczycie listy zamówień” – piszą ukraińskie media. Zarzuca się więc polityczną protekcję dla nieznanej spółki. Finalny dron FP-1 okazał się skuteczny, stając „wołem roboczym” operatorów dronów na froncie, więc o sprawie przycichło. Spółka Fire Point finansowy sukces osiągnęła nie tylko za pieniądze z budżetu Ukrainy. Fire Point może pochwalić się także finansowaniem z Niemiec i Danii. Nic nie zapowiadało trzęsienia ziemi.

Cztery miesiące temu na ręce pracowników Fire Point miał paść uważny wzrok NABU. Niewiele później dochodzi do próby ograniczenia autonomii NABU i specjalnej prokuratury, w ekspresowym trybie przez Radę Najwyższą Ukrainy przegłosowano haniebną ustawę (nr 12414) ograniczającą walkę z korupcją. Niezmobilizowana do wojska ukraińska młodzież wychodzi protestować w dużych miastach, Zełenski wycofuje się z popierania nowej ustawy, ale nie ma to już znaczenia, bo celem całej akcji miało być storpedowanie śledztwa dotyczącego jego partnera biznesowego i przyjaciela.

I tutaj wracamy do postaci Timura Mindycza. Szybka interwencja Zełenskiego, by uderzyć w NABU miała – zdaniem niezależnych portali -  wynikać z ochrony Mindycza, na którego NABU mogło zebrać dużo dowodów.

W walce politycznej wewnątrz Ukrainy SBU i Biuro Prokuratora Generalnego, bez zgody sądu, dokonało 80 rewizji u 19 funkcjonariuszy NABU.  Przypomnę, że NABU miała zamontować podsłuchy w domu Mindycza w Kijowie, gdzie odbywały się poufne spotkania ukraińskiej elity. O tym, że w tym apartamencie znaleziono tzw. pluskwy pisała „Ukraińska Prawda”. Portal potwierdza, że Mindycz był na celowniku NABU – „pojawiły się informacje, że inny oskarżony przygotowuje się do otrzymania zarzutów. Mówimy o Timurze Mindyczu, bliskim przyjacielu Zełenskiego”.

Zobacz też

Naszej domyślności możemy pozostawić to, co mogło znaleźć się na taśmach. Jak donoszą media, Mindycz uciekł do austriackiego Wiednia, a następnie wyemigrował na stałe do Izraela. Rośnie liczba artykułów sugerujących, że Mindycz dokonywał defraudacji na newralgicznym wojennym sektorze państwa. To nie tylko Fire Point, ale także cały szereg fikcyjnych inicjatyw i pracowników, na których uzyskiwano rządowe kontrakty, jak np. odbudowa Irpinia. Z tego powodu krewny medialnego oligarchy próbował uciekać z Ukrainy, ale został zatrzymany. Zarzuty? Zawyżanie cen i nierealizowanie kontraktów. NABU, nie mogąc dostać Mindycza, którego chroniło Biuro Prezydenta, rozbiło całą sieć współpracowników oligarchy.

I w sytuacji nabrzmiewania korupcyjnego problemu wokół frakcji Mindycza jego ludzie dostają kontrakt na strategiczną dla Ukrainy broń.

Reklama

Czy Flaming jest skuteczny?

Bez względu na to, czy ukraińscy dziennikarze śledczy dotarli do bolesnej prawdy o ukraińskiej korupcji, czy też pomówili Fire Point, warto ocenić pociski manewrujące od strony wojskowej. Zapytaliśmy o to ukraińskiego eksperta wojskowego z serwisu „Militarnyi”:

Największą zaletą (Flamingo – przyp.red) jest przede wszystkim masa głowicy. Nawet jeśli chodzi o obecnie eksploatowany „Neptun”, jest ona tutaj znacznie większa, według oficjalnych informacji w „Neptunie-D” wynosi ona 260 kg, a w FP-5 „Flamingo” – 1150 kg, czyli cztery razy więcej. Kolejną deklarowaną zaletą jest zasięg 3 tys. km. Jak dotąd niewiele wiadomo na temat jego zastosowania. Wiadomo na pewno, że „Flamingo” był używany w ataku na obiekt rosyjskiej służby granicznej FSB pod Armiańskiem na okupowanym Krymie. Chociaż niektórzy sceptycy twierdzili, że skutki zniszczeń miały pochodzić nie od niego, był to krater o średnicy około 15 metrów, który powstał w miejscu jednego z przylotów. To wskazuje na użycie broni z głowicą bojową o masie ponad 500 kg (krater po FAB-500 ma do 8,5 metra).
Mychajło Liuksikow, redaktor naczelny serwisu "Militarnyi"

Zapytałem go także o artykuł „Kyiv Independent” pt. „Producent nowego ukraińskiego pocisku manewrującego Flamingo stoi w obliczu śledztwa korupcyjnego”. Co sądzi o tych oskarżeniach? Przeczytałem ten artykuł, ale nie mogę ocenić, jak wpłynie on na dalszy rozwój i produkcję „Flamingo”. Co więcej, samo NABU później zdementowało informacje o śledztwie w tej sprawie” – zaznacza red. Liuksikow.

Wróćmy do jakości Flaminga oraz ukraińskiego przemysłu zbrojeniowego. „Oceny są dość zróżnicowane, ale niewiele z nich odnosi się do tematu rakiet. Na przykład Serhij Fakas, autor tekstów popularnonaukowych o tematyce lotniczo-kosmicznej, w tym wojskowej, pozytywnie go ocenił. Krótko mówiąc, rakieta bojowa, która została szybko stworzona według schematu popularnego w latach 50. i 60., ze względu na swoją prostotę, jedynie na nowoczesnej bazie elementarnej i materiałowej, jest w naszej sytuacji absolutnie słuszna. Największym atutem ukraińskiego przemysłu obronnego jest szybka reakcja na wyzwania pola walki. Niestety, nie wszyscy na świecie je teraz rozumieją. Choć oczywiście mamy też główną zasadę, że nie potrzebujemy najlepszych produktów, lecz tych niezbędnych i wystarczających. Tak powiedział Taras Chmut, dyrektor największej fundacji charytatywnej na Ukrainie „Back Alive” podczas konferencji Defense Tech Valley 2025. Dowódca 20. Brygady Systemów Bezzałogowych K-2, podpułkownik Kyryło Weres, zgodził się z nim wówczas” – podkreślił redaktor naczelny „Militarnyi”.

Reklama

W Polsce wciąż trwa debata, na ile nasze wojsko i przemysł obronny powinien wzorować się na Ukrainie. Z pewnością ogromnymi zaletami ukraińskiej produkcji jest szybkość reakcji i wdrażanie na pole bitwy rozwiązań bez wydłużającej proces biurokracji. Ukraina stała się wiodącym krajem w użyciu i produkcji dronów, i to w ekstraordynaryjnej sytuacji bombardowanej gospodarki. Przytoczę tutaj moją rozmowę z ekspertem ds. dronów Tomaszem Darmolińskim.

Czas literacji życia technologii dronowych na Ukrainie to 6 tygodni. 3 do 4 tygodni to czas opracowywania nowego rozwiązania, a łącznie 6 tygodni wprowadzania ich na pole walki. Po 3 dniach druga strona się orientuje co to jest i kopiuje. Jeżeli spojrzymy na skalę możliwości użycia dronów na Ukrainie to są one na szóstym poziomie gotowości technologicznej. Przypomnę maksymalny to poziom dziewiąty. To skraca czas (...) To co nas krępuje to fakt, że funkcjonujemy w warunkach biurokracji pokoju, czyli prototyp nie może być używany. Musimy osiągnąć poziom 9, a Ukraińcy walczą już dronami z poziomu szóstego, czyli takimi których formalnie nie może mieć Wojsko Polskie. Bo gdy dron trafia na front to w krótkiej literacji czasowej – jeżeli jest pozytywny feedback od ukraińskiego operatora – jest formalnym poziomem 9 i przechodzi do produkcji masowej. Od 6 do 9 jest szybki naturalny proces. U nas rzecz jasna są długie testy i badania. Takie mamy procedury, oni musieli je uprościć bo walczą na wojnie.
Tomasz Darmoliński, prezes „Żelazny" Foundation i Akademii BSP

Nie oznacza to wszelako, że ukraiński przemysł obronny nie ma słabości. Tajemnicą poliszynela jest fakt, że zwłaszcza drony FPV dosłownie latają na chińskich komponentach. Z tym problemem zmierzyli się nawet Brytyjczycy, którzy w ramach pakietu zakupu dronów dla Ukrainy zmienili swoje podejście do chińskich komponentów, dopuszczając je. Wynika to z faktu, że są one dziesięciokrotnie tańsze od zamienników oraz dostępne. Ale to rozwiązanie doraźne. W przypadku globalnej wojny, ewentualnego uderzenia Chińskiej Republiki Ludowej na Tajwan, armia uzbrojona w drony „Made in China” szybko wystrzela się ze swojego arsenału, bo łańcuchy dostaw zostaną zerwane.

O ile Ukraińcy imponują zdolnościami improwizacyjnymi, to palącym problemem tego kraju – także w przemyśle obronnym – jest korupcja. Serwis „BBC” w sierpniu 2025 roku alarmował, że z powodu korupcji przy zawyżaniu cen dronów dla Sił Zbrojnych Ukrainy oskarżono posła, urzędników i żołnierzy Gwardii Narodowej. W styczniu 2024 roku Pentagon poinformował, że „zniknęło” 40 tysięcy sztuk sprzętu wojskowego wysłanego na Ukrainę o wartości około miliarda dolarów. Trudno się także dziwić polskiemu przemysłowi obronnemu, że jest wstrzemięźliwy we współpracy z ukraińskimi firmami, bo część z nich w mediach jest oskarżana o korupcję.

Wróćmy do rakiety Flamingo. Fire Point twierdzi, że w sierpniu wyprodukował 30 Flamingo, a teraz produkuje 50 pocisków miesięcznie. Fire Point chce osiągnąć dzienną produkcję 7 Flamingo. Flamingo jest prawdopodobnie ukraińską wersją rakiety FP-5, opracowanej przez Milanion Group Limited – spółkę zarejestrowaną w Wielkiej Brytanii.

Reklama
WIDEO: Zmierzch ery czołgów? Czy zastąpią je drony? [Debata Defence24]
Reklama
Reklama