Reklama

Siły zbrojne

Samoloty z Mielca wspierają szkolenie Bundeswehry

W Mielcu odbyła się symboliczna ceremonia przekazania niemieckiemu użytkownikowi dwóch wyprodukowanych w tej wytwórni lekkich dwusilnikowych turbośmigłowych samolotów PZL M28 w wersji do szkolenia skoczków spadochronowych na potrzeby niemieckiej armii. Niemcy już wykorzystują produkowane w Mielcu maszyny do treningu spadochroniarzy.

Ceremonia odbyła się w samo południe w poniedziałek, 27 listopada, w Polskich Zakładów Lotniczych Mielec na miejscowym lotnisku. Symbolizujący ważną transakcję samolot z numerem seryjnym AJE00345 i rejestracją D-CPDS „wpadł” do Mielca na krótko ze swej bazy w Magdeburgu, aby po południu do niej odlecieć. Drugiego, bliźniaczego i identycznie wyposażonego M28 niemiecki użytkownik pozostawił „u siebie”, z powodu obciążenia go zadaniami.

Mariaż M28 z Bundeswehrą

Mariaż mieleckich M28 z Bundeswehrą ma dość długą, sięgającą roku 2012, historię. Choć M28 posiada amerykański certyfikat FAR-23, przez kilka lat prowadzone były w Niemczech bardzo szeroko zakrojone testy tej maszyny, będące warunkiem dopuszczenia samolotu do operacji desantowania i, ogólnie, szkolenia skoczków spadochronowych. Szczególną uwagę zwracano na zagadnienia związane z bezpieczeństwem skoczków, tak w skokach z natychmiastowym, jak i z opóźnionym otwarciem spadochronu, w operacjach dziennych i nocnych.

Fot. Jerzy Reszczyński

Dlatego m.in. samolot został wyposażony w nie występujący dotychczas w tej konstrukcji system ratowniczy PJRS (Parachute Jump Rescue System), pozwalający wciągnąć na pokład samolotu skoczka, u którego spadochron nie otworzył się automatycznie podczas skoku z wymuszonym otwarciem, bądź który – co wcale nie jest zjawiskiem rzadkim – stracił przytomność. W takiej sytuacji skoczek zwisa na linie za samolotem i szanse na jego ratunek są praktycznie zerowe, jeśli zważyć, że oddziałuje na niego bardzo silny napór powietrza.

Wymaga to użycia siły rzędu 2 ton lub większej, aby wciągnąć skoczka do przedziału desantowego samolotu i udzielić mu pomocy. PJRS rozwiązuje ten problem. System ten, o ile polska armia wykorzystująca maszyny M28 wykaże nim zainteresowanie, może być – co potwierdzają przedstawiciele PZL – implementowany także w maszynach PSP używanych w szkoleniu skoczków.

Specjalna komisja Bundeswehry ostatecznie wydała decyzję o dopuszczeniu M28 do szkolenia spadochronowego żołnierzy na potrzeby wszystkich rodzajów niemieckich sił zbrojnych, z elitarnymi jednostkami specjalnymi włącznie. Ten moment umożliwił firmie PD Sicherheit zawarcie umów – z mielecką wytwórnią oraz z niemieckimi siłami zbrojnymi. Kierownictwo PZL z dużym uznaniem wypowiada się o roli Banku BGK w tej fazie postępowania dotyczącego wdrożenia samolotów M28 w proces szkolenia niemieckich spadochroniarzy.

Ich eksploatację rozpoczęto w oparciu o 4-letnią umowę leasingową, której podmiotem została cywilna firma PD Sicherheit z Magdeburga, wykonująca usługą szkoleniową na rzecz niemieckich sił zbrojnych. Pierwsze desantowania spadochroniarzy niemieckich z M28 odbyły się w czerwcu 2017 r. Maszyny wykorzystane zostały już m.in. w ćwiczeniach w Altenbayern w Górnej Bawarii. Jak stwierdził w trakcie tych ćwiczeń Christian Schoebel, dowódca centrum szkoleniowego, „z wykorzystaniem M28 w szkoleniu spadochroniarzy osiągnięto nową jakość w kwestii dostępności oraz zdolności użycia przeznaczonych do tego samolotów”.

Intensyfikacja szkoleń z wykorzystaniem mieleckich maszyn nastąpiła w sierpniu, i od tej pory do momentu sfinalizowania kontraktu zakupu obydwu samolotów uzyskały one nalot zbliżający się do 200 godzin na samolot. Oznacza to po kilkaset operacji startu i lądowania. Niemieccy użytkownicy M28, co potwierdza Michael Fredrich, prezes firmy PD Sicherheit, chwalą nie tylko ergonomię kabiny, wysoki poziom bezpieczeństwa skoczków podczas operacji ich desantowania, ale także zdolność do operowania samolotów z nieutwardzonych, przygodnych lądowisk, krótki rozbieg i dobieg po wylądowaniu, bardzo dużą prędkość wznoszenia, pozwalającą w krótkim czasie osiągać założony pułap.

Przekłada się to na skrócenie czasu trwania każdej operacji lotniczej, pozwalając na intensyfikowanie szkolenia oraz racjonalizację jego kosztów. Bardzo duże znaczenie i dla bezpieczeństwa, i dla wyrobienia u skoczków poprawnych nawyków podczas desantowania, ma fakt, iż operacja zrzucania spadochroniarzy odbywa się poprzez tylną rampę, czyli identycznie jak w dużych maszynach transportowo-desantowych.

Taki sposób desantowania ułatwia, a w niektórych sytuacjach wręcz umożliwia, desantowanie się skoczków z pełnym oporządzeniem lub uzbrojeniem oraz pakietami zaopatrzeniowymi (np. zapas amunicji moździerzowej lub granatnikowej), co jest trudne lub niewykonalne przy opuszczaniu samolotu drzwiami w jego burcie.

M28 może zabierać na pokład 17 skoczków spadochronowych (bądź 12 z pełnym oporządzeniem bojowym, do moździerza wsparcia kal. 60 mm włącznie) lub 2,3 tony ładunku, a maksymalna masa do startu wynosi 7500 kg. Do startu wystarczy mu teren zapewniający rozbieg o długości nawet 325 m, dobieg po lądowaniu M28 kończy po 490 metrach od przyziemienia. Pułap maksymalny wynosi 6 tys. m, zasięg – do 1500 km, prędkość wznoszenia – 11 m/s, zaś zakres prędkości użytkowych – 165-355 km/godz.

Mieleckie samoloty do transportu rannych z zastosowaniem noszy

Z uzyskanych przez Defence24.pl informacji wynika, że już w trakcie testów poprzedzających wykorzystanie M28 do lotów operacyjnych, niemiecki użytkownik z powodzeniem przetestował możliwość wykorzystywania M28 do transportu rannych z zastosowaniem noszy.

Fot. Jerzy Reszczyński

Bierze on także pod uwagę możliwość komercyjnego wykorzystywania samolotów do lotów cargo i kurierskich wtedy, kiedy nie będzie prowadzone w zakontraktowanym z Bundeswehrą wymiarze czasowym szkolenie spadochronowe. Tą formą usług zainteresowane są m.in. firmy świadczące interwencyjny transport niewielkich wymiarowo ładunków o niezbyt dużej masie, ale o zasadniczym znaczeniu dla klienta. W grę wchodzić może np. transport pilnie potrzebnych podzespołów elektronicznych, części do samochodów czy do sprzętu wojskowego.

Pierwotnie zakładano, że samoloty, które 27 listopada na mieleckim lotnisku symbolicznie przekazano, bazować będą na stałe w Magdeburgu i ich zadaniem będzie odciążanie od dotychczasowych zadań inne maszyny Luftwaffe oraz wypełnienie luki sprzętowej pomiędzy wycofywanymi ze służby maszynami Transall C-160 oraz niegotowymi jeszcze do szkolenia skoczków spadochronowych samolotami A400M.

Po okresie testów oraz ocenie możliwości i cech użytkowych M28 przez armię niemiecką, oraz po okresie intensywnego, kilkumiesięcznego ich wykorzystywania operacyjnego, wydaje się przesądzone, że obecność M28 na niemieckim niebie nie będzie epizodyczna. W czasie poniedziałkowej ceremonii w hangarze PZL na mieleckim lotnisku przedstawiciel PD Sicherheit nieoficjalnie dał do zrozumienia, że realny jest zakup kolejnych 2 maszyn tego typu już nawet w roku przyszłym. Firma już nawiązała współpracę z siłami zbrojnymi kilku innych państw, oferując im usługę analogiczną jak w przypadku Bundeswehry.

Docelowo może to doprowadzić do utworzenia wyspecjalizowanego ośrodka podstawowego szkolenia spadochronowego na potrzeby armii kilku państw. Przewagą M28 nad innymi samolotami, które mogłyby być brane pod uwagę jest to, że maszyna ta wciąż jest w seryjnej produkcji, w dalszym ciągu ma potencjał modernizacyjny i rozwojowy i jest wytwarzana przez solidnego producenta powiązanego z jednym z najważniejszych koncernów zbrojeniowych świata.

Janusz Zakręcki, prezes zarządu PZL Mielec, Fot. Jerzy Reszczyński

W okresie jaki upłynąć od rozpoczęcia eksploatacji dwóch egzemplarzy M28 przez firmę z Magdeburga, z samolotu tego mieli już okazję oddawać skoki spadochroniarze z jednego z państw Beneluksu. – To, że armia niemiecka w swoim szkoleniu korzysta z naszego samolotu, ma bardzo duże znaczenie marketingowe, bo może otworzyć nam drogę do armii innych sojuszniczych państw – mówi prezes Janusz Zakręcki. – Ma też znaczenie handlowe, bo Niemcy stają się pierwszym europejskim użytkownikiem i nabywcą samolotu M28, dotychczas eksportowanego na rynek amerykański i azjatycki.

Na razie kierownictwo firmy z Mielca dość wstrzemięźliwie wypowiada się o biznesowych efektach niedawnego kilkumiesięcznego tournée promocyjnego M28 po Ameryce Łacińskiej i Karaibach. Wstępnym efektem tej misji handlowej były skierowane do PZL zapytania ofertowe ze strony dwudziestu potencjalnych nowych klientów, tak cywilnych jak i wojskowych. Większość z nich dotyczy przewozu samolotem zarówno pasażerów, jak i towarów na nieprzygotowane lądowiska, w tym w miejsca położone wysoko nad poziomem morza.

Niezwykle wysoki poziom zainteresowania samolotem potwierdza nasze przekonanie, iż nawet na dzisiejszym, jakże konkurencyjnym rynku, M28 zapewnia odpowiednią kombinację mocy, wszechstronnej kabiny i wytrzymałości strukturalnej, umożliwiającą spełnienie szerokiej gamy wymagań transportowych.

Janusz Zakręcki, prezes zarządu PZL Mielec

Od An-14 do M28

Ceremonia, jaka miała miejsce 27 listopada w Mielcu zamyka dziejową pętlę będącą symbolem najnowszych dziejów naszego kraju i jego gospodarki. Oto należąca dziś do Amerykanów wytwórnia lotnicza w zakładzie wybudowanym w celu wzmocnienia zdolności obrony Polski przed zagrożeniem niemieckim i radzieckim (bo taka była od narodzin tej koncepcji rola Centralnego Okręgu Przemysłowego, w obrębie którego powstała wytwórnia lotnicza WP-2 w Mielcu) dostarcza na potrzeby niemieckiej armii głęboko zmodernizowane samoloty, wyprodukowane jednak w oparciu o sowiecką licencję.

Przedmiotem tej operacji biznesowej są dwa samoloty M28, wywodzące się z rozwiniętej przez polskich konstruktorów (wyróżnik „M” w nazwie samolotu oznacza, że powstał on w Mielcu) konstrukcji samolotu An-28, który był efektem ewolucji konstrukcji An-14M z roku 1969. Ta zaś wywodziła się z oblatanego w 1958 r., i będącego „pradziadkiem” M28, lekkiego pasażersko-transportowego samolotu An-14, który postanowiono powiększyć geometrycznie przy zachowaniu dotychczasowego układu konstrukcyjnego.

Silniki tłokowe, popularne gwiazdowe AI-14R o mocy 300 KM, postanowiono zastąpić turbośmigłowymi TWD-10 o mocy 970 KM (ich polska, licencyjna odmiana, nosiła oznaczenie PZL-10S) oraz unowocześnić większość rozwiązań konstrukcyjnych, ale z zachowaniem podstawowych cech: prostoty konstrukcji, dostosowania jej do trudnych warunków eksploatacji oraz cech STOL (Short Take-off and Landing). Oparty o takie założenia An-14M, przemianowany następnie na An-28, został oblatany w roku 1975.

Zakłady w Mielcu, w oparciu o umowę z ZSRR z 1978 r., licencyjną produkcję An-28 rozpoczęły oblotem prototypu w lipcu roku 1984. Planowano, że ta maszyna zastąpi leciwe już wówczas jednosilnikowe dwupłaty An-2, będące konstrukcją z roku… 1948 i wytwarzane w Mielcu masowo, głównie na zamówienie ZSRR. Zakładano wyprodukowanie tylko dla potrzeb ZSRR 1200 maszyn typu An-28. Niestety, podobnie jak w przypadku jedynego w świecie odrzutowego dwupłata o przeznaczeniu rolniczym, także opracowanego w Mielcu M15 Belphegor, program ten załamał się z przyczyn leżących po stronie jedynego klienta, ZSRR. W przypadku An-28 skończyło się na 180 wyprodukowanych egzemplarzach, po dostarczeniu których kontrakt anulowano.

Przyczyną były transformacje gospodarczo-ustrojowe w obydwu państwach oraz rozpad więzi gospodarczych wynikających z istnienia RWPG. Niemniej posiadaną dokumentację konstrukcyjną oraz oprzyrządowanie produkcyjne i doświadczenie załogi związane z seryjnym wytwarzaniem niewielkiego i posiadającego znaczny potencjał rozwojowy samolotu, kierownictwo PZL Mielec postanowiło wykorzystać. Postawiono na kontynuację produkcji znacznie zmodyfikowanego An-28, dostosowanego do zachodnich już standardów techniczno-eksploatacyjnych oraz oczekiwań klientów z zupełnie innego „koszyka”.

Tak powstał M28 (po pewnych wahaniach zrezygnowano z linii nazewniczej, wiążącej samolot z biurem konstrukcyjnym Antonowa, choć zachowano numer „28”), którego prototyp wzniósł się w powietrze latem 1993 r. Od tej pory wytwórnia w Mielcu wyprodukowała ok. 100 maszyn tego typu, które w trakcie produkcji zmodyfikowano i zwesternizowano, m.in. poprzez zastosowanie udanych i popularnych „globalnych” silników z rodziny PT-6A o mocy 1100 KM oraz wydajniejszych, 5-łopatowych śmigieł, zachodniej awioniki itp. Stosowane są m.in. w polskiej Straży Granicznej oraz polskiej armii, która używa ich w wariancie transportowym M28 oraz morskim wariancie patrolowym Bryza.

Użytkownikami tego samolotu stało się kilkanaście państw, w tym m.in. Nepal, Surinam, Wenezuela, Jordania, Wietnam, a także Niemcy oraz USA. Z przyczyn niezależnych od strony polskiej nie doszło do realizacji zapisów umowy offsetowej związanej z zakupem przez Polskę myśliwców wielozadaniowych F-16, i zakładającej wprowadzenie na rynek lotniczy USA 200, następnie 100, a jeszcze później – już tylko 40 samolotów M28. Niemniej Amerykanie stali się także użytkownikami tych maszyn, choć w znacznie mniejszej liczbie. Stosowane były one przez amerykańskie siły specjalne, jako C-145A, podczas licznych operacji Air Force Special Operations Command w czasie wojen w Iraku i Afganistanie.

Obecnie 11 z nich wycofano ze służby czynnej, pozostawiając w niej tylko 5 egzemplarzy. Część przesunięto do rezerwy (składowiska Davis-Monthan), a dwa egzemplarze podarowano (choć fizycznie ich jeszcze nie przekazano) Estonii. Będący użytkownikiem C-145A (M28) 919th Special Operations Aircraft Maintenance Squadron „przechodzi” na większe od C-145A niemieckie maszyny Dornier C-146 Wolfhound. W tym samym czasie armia niemiecka zwraca swe zainteresowanie na M28.

Fot. Jerzy Reszczyński

Obecnie w Polskich Siłach Powietrznych, Marynarce Wojennej i Straży Granicznej użytkowanych jest 39 mieleckich maszyn z rodziny M28. PZL Mielec jest więc ważnym partnerem wojska w ich remontach i okresowych przeglądach, serwisie technicznym, dostawach części zamiennych oraz modernizacjach i poszerzaniu możliwości użytkowych. W ramach tej relacji wytwórnia do pierwszej połowy 2019 r. ma zrealizować nowy rodzaj zadania, jakim jest dostawa i montaż na dwóch użytkowanych przez polskie wojsko samolotach M28B/PT – na podstawie wartej 42,5 miliona złotych umowy z Inspektoratem Uzbrojenia –  systemów do kontroli z powietrza (Flight Inspection System – FIS). System ten przeznaczony jest do kontroli środków ubezpieczenia lotów, radiowej łączności lotniczej oraz procedur przyrządowego podejścia do lądowania na lotniskach i lądowiskach Sił Zbrojnych RP.

Śmigłowce z Mielca

Choć poniedziałkowa ceremonia skupiona była na dostawie M28, to w jej trakcie przekazano również szczegóły realizacji innego zamówienia eksportowego. Niezależnie od realizowanych umów na śmigłowce S-70i oraz kabin tych maszyn wysyłanych do amerykańskiego zakładu, Mielec otrzymał wcześniej zamówienie na wyprodukowanie strażackich śmigłowców dla hrabstwa Los Angeles. Mowa jest o nowej wersji wielozadaniowego śmigłowca S-70i Black Hawk, nazywanej Firehawk, przystosowanej m.in. do prowadzenia z powietrza akcji gaśniczych.

Ich dostawa ma władzom hrabstwa nękanego w tym sezonie wyjątkową plagą wielkoobszarowych pożarów, zapewnić zdolność skutecznej walki z pożarami i „przeprowadzania innych akcji o różnym charakterze”. Dwa będące przedmiotem kontraktu śmigłowce zostały w połowie listopada dostarczone do USA, gdzie przechodzą prace wyposażeniowe (m.in. zabudowywany jest zbiornik na wodę) i najprawdopodobniej trafią do klienta przed końcem tego roku.

Od znanych wariantów S70i ta wersja różni się m.in. zmodyfikowanym podwoziem i szerszymi łopatami wirnika, co ma poprawić zdolności lotne w silnie rozgrzanym, rozrzedzonym powietrzu oraz poprawić udźwig maszyny. Musi ona spełniać także nie występujące w znanych odmianach S70i wymogi wytrzymałościowe. Thomas Ewald, zastępca komendanta Jednostki Powietrznej i Terenowej straży pożarnej hrabstwa Los Angeles stwierdził: – Firehawk wielokrotnie udowodnił swoją niezawodność i wytrzymałość. Nacisk, jaki wywoływany jest na szkielet maszyny w momencie nagłego otwarcia zbiornika i wypuszczenia niemal 4 tys. litrów wody kilka razy w ciągu dnia, przewyższa zdolności śmigłowców bojowych w normalnych operacjach przy pełnym załadunku.

Ten wariant znanego dość dobrze śmigłowca wyróżnia także glass-cockpit dający załodze lepszą świadomość sytuacyjną w trakcie misji w zadymionym środowisku. Wprowadzono ponadto rejestrator dźwięków w kokpicie, rejestrator parametrów lotu oraz nowy system zarządzania stanem maszyny. Pozwala on na stałe monitorowanie jej parametrów operacyjnych oraz pilotowanie maszyny tylko przez jedną osobę. „Bronią” Firehawka ma być zbiornik na wodę o pojemności 3785 litrów oraz specjalistyczne wyposażenie medyczne.

Dostawa dwóch nowych Firehawków z Mielca poprawi zdolność hrabstwa Los Angeles do przeciwstawienia się zagrożeniom pożarowym (obecnie posiada ono 3 maszyny tej klasy), ale nie tylko. Ten wariant S70i jest stosowany także jako maszyna dowodzenia i kontroli operacji prowadzonych z udziałem innych śmigłowców, zarówno w medycznych misjach ratowniczych, wsparciu logistycznym, a także w operacjach poszukiwawczych.

Z informacji PZL Mielec wynika, że możliwe są kolejne zamówienia, ale szczegóły toczących się w tej sprawie rozmów są objęte tajemnicą handlową. Podobnie jak wartość kontraktu na dwa niemieckie już M28, które – takie nadzieje są w PZL nie bez podstaw pielęgnowane – otworzą kolejny rozdział związany z obecnością tego samolotu w programie produkcyjnym mieleckich zakładów.

Czytaj też: M28 na amerykańskim tournée. Walka o nowe rynki zbytu

Jerzy Reszczyński

 

 

Reklama

Komentarze

    Reklama