Reklama

Atak w San Bernardino 

FBI potwierdza, że prowadzi śledztwo w sprawie strzelaniny w ośrodku pomocy dla osób niepełnosprawnych w San Bernardino w Kalifornii używając procedur stosowanych w przypadku aktu terroryzmu. W wyniku zdarzenia zginęło 14 osób, a rannych zostało 21. Po kilku godzinach policja zastrzeliła dwójkę sprawców. Odpowiedzialną za masakrę okazała się pochodząca z Pakistanu para sunnitów o radykalnych dżihadystycznych poglądach. Syed Rizwan Farook urodził się w USA i w związku z tym posiadał obywatelstwo Stanów Zjednoczonych, ale jego rodzice byli imigrantami z Pakistanu. Z kolei jego żona Tashfeen Malik urodziła się w Pakistanie, większość swojego życia spędziła w Arabii Saudyjskiej, a do Stanów Zjednoczonych przyleciała dzięki wizie narzeczeńskiej K-1. Para osierociła półroczną córeczkę.

Małżeństwo za cel ataku z dnia 2 grudnia br. obrało Inland Regional Center, ośrodek pomocy dla osób niepełnosprawnych. W czasie masakry dwójka sprawców użyła dwóch karabinów samopowtarzalnych z rodziny AR-15, dwóch półautomatycznych pistoletów kalibru 9 mm oraz ładunku wybuchowego. Atak był - zdaniem FBI - przygotowywany z dużym wyprzedzeniem. Masakra w San Bernardino jest drugą co do liczby zabitych strzelaniną w historii Kalifornii - większy bilans ofiar ma jedynie atak szaleńca w restauracji sieci McDonald w San Ysidro pod San Diego z 1984 roku.

Kontakty sprawców z IS i Al-Kaidą

Motywy zamachu nie są do końca jasne, ale wiele wskazuje na zafascynowanie przestępców ideologią Daesh. Tashfeen Malik kilkukrotnie miała publikować w mediach społecznościowych posty świadczące o jej oddaniu ideom IS oraz jej lidera Abu Bakr al-Baghdadiego. Mordercy podróżowali również do Arabii Saudyjskiej, gdzie religią państwową jest wahhabizm, czyli fundamentalistyczna interpretacja islamu. Przedstawiciele Daesh podczas jednej z propagandowych transmisji radiowych określili Syed Rizwan Farooka i jego żonę mianem zwolenników ich organizacji. Zdaniem ekspertów od terroryzmu miałoby to oznaczać, że nie byli bezpośrednimi członkami IS.

Jeden z oficerów FBI miał z kolei potwierdzić amerykańskim mediom, że Syed Farook utrzymywał kontakty z członkami frontu Al-Nusra, który jest filią Al-Kaidy w Syrii oraz z somalijską, islamistyczną milicją Asz-Szabab. Dyrektor FBI James Comey potwierdził przy tym, że zabójcy zradykalizowali się pod wpływem zagranicznej organizacji terrorystycznej i prawdopodobnie inspirowali się jej działaniami, nie sprecyzował jednak, o którą grupę może chodzić. FBI prowadzi jednak śledztwo w tej sprawie traktując zdarzenie jako akt terroryzmu. Z drugiej strony nie ma na razie dowodów, by atak zaplanowano z zagranicy lub by był dowodzony przez kogoś z zewnątrz. Podobnie nie ma na razie informacji, by sprawcy byli członkami jakiejś większej siatki terrorystycznej. 

Barack Obama: "Akt terroryzmu" 

W dniu 6 grudnia br. także prezydent Barack Obama nazwał strzelaninę w San Bernardino aktem terroryzmu, miało to miejsce podczas zaledwie trzeciego w trakcie trwania swojej prezydentury przemówienia z Gabinetu Owalnego. Prezydent USA powiedział także, że sprawcy szli po mrocznej ścieżce radykalizacji, dodał też że wyznawali zdemoralizowaną wersję islamu. Barack Obama zapowiedział również zwiększenie wysiłku kierowanego na walkę z organizacjami terrorystycznymi, takimi jak Daesh, które usiłują wyrządzić krzywdę Ameryce. 

Taktyka "samotnych wilków" 

Zeszłotygodniowa masakra w Kalifornii stanowi niebezpieczny precedens pokazując, że Stany Zjednoczone mogą paść ofiarą ataków podobnych do tych, których świadkami byliśmy w ostatnich latach w Europie m.in. we Francji (strzelaniny w Tuluzie i Montauban w 2012 roku), Wielkiej Brytanii (morderstwo brytyjskiego żołnierza w Londynie w 2013 roku) albo w Belgii (atak na Muzeum Żydowskie w 2014 roku). Chodzi o zamachy tzw. "samotnych wilków", fanatyków zafascynowanych ideologią dżihadu, którą rozprzestrzeniają m.in. za pomocą internetu grupy terrorystyczne w rodzaju Daesh. 

Takie akcje stanowią szczególne wyzwanie dla służb bezpieczeństwa, ponieważ ich sprawcy nie muszą kontaktować się, ani utrzymywać bliskich relacji z terrorystami za granicą, co może uniemożliwić zapobieżenie atakowi w fazie jego koordynacji lub transferu środków. Dodatkowo "samotne wilki" często radykalizują się już podczas pobytu w zaatakowanym kraju, a zewnętrzne objawy procesu przesiąkania fundamentalistycznymi poglądami są często lekceważone przez otoczenie. Gotowi umrzeć za swoje przekonania zwolennicy terrorystów, organizujący zamachy na własną rękę, są więc szczególnie groźni, ponieważ mogą samodzielnie dobierać cele oraz czas ataków nie konsultując się z nikim i pozostając często poza systemem kontroli służb państwowych. 

Reklama
Reklama

Komentarze (1)

  1. Kilo

    Tym niemniej cala sprawa jest dziwna I wskazuje na jakies wewnetrzne rozgrywki w srodowiskach USA decydujacych o tym, co jest terroryzmem a co nim nie jest. Takich sytuacji bylo wczesniej w USA wiele. Motywy byly rozne, takze religijno-ideologiczne (nie tylko islamskie). Mam wrazenie ze komus bardzo zalezy na tym, zeby te wydarzenia polaczyc w nowy wzor "islamskiego terroryzmu samotnych wilkow" a komu innemu we wzor "szalencow majacych zbyt latwy dostep do broni palnej". Sedno problemu (szalency z bronia, byc moze sterowani, ktorych nie zatrzymuje ani coraz wieksza inwigilacja ani militaryzacja policji) nie zostanie ruszone.

    1. El Lombriz

      Najpewniejsza obrona przed "samotnymi wilkami" to powszechny dostęp do broni i przeszkolenie użytkowników, co wypadku broni krótkiej nie jest zbyt skomplikowane.