Reklama
  • Analiza

Strzelanie do rosyjskich dronów w Syrii i Donbasie. Ale nie w Polsce [FOTO]

Zdjęcia opublikowane przez Turcję, syryjskich bojowników oraz Ukrainę pokazują, że Rosjanie w Syrii i Donbasie wykorzystają te same typy bezzałogowych aparatów latających. Co ciekawe, są one zestrzeliwane również nad terytorium Turcji, co oznacza że Rosjanie nie boją się naruszać przestrzeni powietrznej nad krajami NATO. Tymczasem polskie siły zbrojne najprawdopodobniej takie zagrożenie zupełnie ignorują.

Zestrzelone nad Donbasem bezzałogowce: „Elieron-3SW” i „Orłan-10” zaprezentowana oficjalnie w ukraińskim parlamencie 22 marca 2019 r. Fot. iportal.rada.gov.ua
Zestrzelone nad Donbasem bezzałogowce: „Elieron-3SW” i „Orłan-10” zaprezentowana oficjalnie w ukraińskim parlamencie 22 marca 2019 r. Fot. iportal.rada.gov.ua
Reklama

O rosyjskich dronach w Syrii stało się znowu głośno 28 września 2019 r. gdy para samolotów F-16 należąca do tureckich sił powietrznych zestrzeliła niezidentyfikowany, bezzałogowy aparat latający nad turecką prowincją Kilis graniczącą z Syrią. Według Turków bezzałogowiec ten przed strąceniem aż sześciokrotnie naruszył turecką przestrzeń powietrzną, a więc nie było to działanie przypadkowe.

image
Rosyjski dron zestrzelony 28 września 2019 r. przez parę samolotów F-16 nad Turcją. Fot. msb.gov.tr

Po odnalezieniu wraku dronu, który spadł w rejonie bazy wojskowej Cildiroba, tureckie siły zbrojne stwierdziły, że nie można było zidentyfikować jego pochodzenia. Jednak pomimo, że Turcy specjalnie opublikowali bardzo zniekształcone zdjęcia wraku to analitycy od razu się zorientowali, że nad Turcją latał taki sam dron, jaki wcześniej zestrzeliwały ukraińskie siły zbrojne nad Donbasem. Jest więc prawie pewne, że bezzałogowiec ten należał do rosyjskich sił zbrojnych i to prawdopodobnie dlatego Turcy nie chcieli ostro reagować na naruszenie ich przestrzeni powietrznej. Problem jest w tym, że jest to równocześnie przestrzeń powietrzna NATO.

image
Rosyjski dron zestrzelony 28 września 2019 r. przez parę samolotów F-16 nad Turcją. Fot. msb.gov.tr

Dodatkowo nie jest to pierwszy przypadek tego rodzaju. Jeden dron tego samego typu zostały już bowiem raz zestrzelony nad Turcją tuż przy granicy z Syrią (16 października 2015 r. o numerze burtowym 2203), a drugi odnaleziono na terytorium Litwy (został wysłany przez Rosjan prawdopodobnie z terytorium Białorusi). Co jednak wtedy zestrzelono, jak na razie nie wiadomo. Jest to bowiem urządzenie na tyle tajne, że do dzisiaj nie jest znana jego nazwa oraz zakład, który go produkuje.

Proces identyfikacji, którego nie chcieli przeprowadzić Turcy, wykonali analitycy portalu InformNapalm. Od razu zauważyli, że na dronie zestrzelonym nad Turcją był umieszczony numer 2170, a więc tylko o cztery większy od numeru 2166, jaki był zapisany w tym samym miejscu kadłuba, na bezzałogowcu zestrzelonym 8 lutego 2017 roku przez ukraińskich żołnierzy w Donbasie. Taka sama była również konstrukcja głównego skrzydła, sposób położenia śmigła oraz miejsce wlotu powietrza.

W rzeczywistości wiadomo o co najmniej sześciu przypadkach, gdy Ukraińcy zestrzelili podobne drony:

  • 28 maja 2014 r. koło Doniecka;
  • w maju 2014 r. w dystrykcie Iziumskim w obwodzie Charkowskim;
  • 18 lutego 2015 r. koło Debacewe w obwodzie Donieckim (dron o numerze burtowym 2108);
  • w lutym 2015 r. koło Debacewe w obwodzie donieckim;
  • 8 lutego 2017 r. w pobliżu linii demarkacyjnej (dron o numerze burtowym 2166).
  • 16 sierpnia 2018 r. koło Siewierodoniecka w obwodzie Ługańskim.
image
Dron „Ptiero” firmy AFM „Sierwiers” (prawdopodobnie) zestrzelony przez ukraińskich żołnierzy 16 sierpnia 2018 r. koło Siewierodoniecka. Fot. www.mil.gov.ua

Nieoficjalnie przypuszcza się, że wszystkie te bezzałogowce były wyprodukowane przez spółkę AFM „Sierwiers” pod nazwą „Ptiero”. Wątpliwość budzi jednak fakt, że „Ptiero” to dron uznawany za komercyjny, podczas gdy dla wojska oraz Rosyjskiej Federalnej Służby Bezpieczeństwa opracowano prawdopodobnie specjalną wersję tego bezzałogowca z kamerami wideo i termowizyjnymi o bardzo wysokiej rozdzielczości, pozwalającymi na szybkie tworzenie map terenu dla potrzeb operacji specjalnych.

Przykładowo dokładne badania bezzałogowca zestrzelonego przez Ukraińców wykazały, że jest on wyposażony w kamerę z dwunastoma obiektywami do panoramicznych zdjęć lotniczych i wideo, z możliwością przesyłania zebranych informacji do stacji kontroli w czasie rzeczywistym. Szacowany koszt takiej kamery to - według oceny specjalistów z Ukrainy - ponad 100 000 USD.

image
Kamera z dwunastoma obiektywami bezzałogowca zestrzelonego przez ukraińskich żołnierzy 16 sierpnia 2018 r. koło Siewierodoniecka. Fot. www.mil.gov.ua

Na przeszkodzie w wiarygodnej identyfikacji tych bezzałogowców stoi jednak brak na nich jakichkolwiek oznaczeń związanych z ich miejscem produkcji. W Donbasie takie usunięcie znaków firmowych (choć nie wszystkich) było niezbędne, by Rosjanie mogli bezkarnie wypierać się wspierania separatystów ukraińskich. W Turcji jest to natomiast konieczne, by uniknąć protestów ze strony chociażby NATO. Oczywiście, zestrzelone na Ukrainie drony miały się naprowadzać na odbiornik systemu nawigacji satelitarnej GLONASS, ale takie odbiorniki nie są już wyłącznością rosyjskiego ministerstwa obrony.

Donbas - poligon rosyjskich bezzałogowców

Poza nieznanym oficjalnie z nazwy dronem znad Turcji, internautom z InformNapalm udało się jak na razie zidentyfikować jeszcze osiem innych typów bezzałogowych aparatów latających, jakie Rosjanie wykorzystują nad ukraińskim Donbasem: „Granat-1”, „Granat-2”, „Granat-4”, „Forost”, „Orłan-10”, „Elieron-3SW”, „Zastawa” i „Tahion” (w sumie specjaliści z InformNapalm odkryli u separatystów 44 rodzaje rosyjskiego sprzętu, który nie jest w służbie ukraińskiej armii, nie mógł stać się trofeum podczas działań wojennych w Donbasie – a więc musiał być dostarczony przez podobno neutralnych Rosjan).

image
Dron „Granat-4” jest wykorzystywany przez rosyjskie wojsko nad wschodnią Ukrainą. Fot. mil.ru

Część z tych bezzałogowców była prezentowana oficjalnie przez ukraińskie władze wojskowe - w tym 22 marca 2019 r. To właśnie wtedy w ukraińskim parlamencie można było obejrzeć dwa strącone nad Donbasem drony: „Orłan-10” i „Elieron-3SW”, a więc systemy produkowane wyłącznie w Federacji Rosyjskiej i nie eksportowane. Ukraińcy uważali to za jednoznaczny, kolejny dowód rosyjskiej agresji wojskowej w Donbasie, tym bardziej, że chodziło o drony zwiadowcze, wykorzystywania do korygowania ognia na pozycje ukraińskich sił zbrojnych.

image
Zestrzelony nad Donbasem dron „Orłan-10” zaprezentowany oficjalnie w ukraińskim parlamencie 22 marca 2019 r. Fot. iportal.rada.gov.ua

Takie dowody nie mają jednak żadnego znaczenia, ponieważ Rosjanie kompletnie nie przejmują się jakimikolwiek oskarżeniami ze strony Ukrainy. Dodatkowo przestali się kryć, że ich systemy bezzałogowe cały czas są wykorzystywane nad Donbasem. Do mediów wyciekła nawet niejawna dokumentacja dotyczącą czasowego przydziału różnego rodzaju rosyjskich dronów razem z wojskową obsługą do sił separatystycznych.

W poczuciu zupełnej bezkarności Rosjanie zgodzili się nawet, by ich zestawy bezzałogowych aparatów latających były prezentowane podczas doraźnie zorganizowanej wystawy uzbrojenia, jaką przeprowadzono w październiku 2017 r., w bazie transportowej OOO „Łaa-Trans” (Transpele) w Ługańsku. Obseratorom udało się dojść nie tylko do tego, jakie drony Rosja wysłała do Donbasu, ale również do czego one są tam wykorzystywane.

Zidentyfikowano wtedy trzy typy bezzałogowców: „Orłan-10”, „Elieron-3SW” i „Tahion”. Co więcej po numerze burtowym na dronie „Orłan-10” („…73”) zorientowano się, że chodzi o system bezzałogowy o numerze „10273” należący do 83. samodzielnej powietrznej brygady szturmowej rosyjskich sił zbrojnych (jednostka wojskowa nr 71289) stacjonującej w Ussuryjsku.

image
Dron „Orłan-10” wchodzi m.in. w skład systemu Walki Radioelektronicznej RB-341W „Lieer-3”. Fot. mil.ru

Udało się również określić, że dron ten był obsługiwany przez trzech rosyjskich żołnierzy (znanych z imienia i nazwiska) oraz należał do kompleksu walki elektronicznej RB-341W „Lieer-3” (był więc wykorzystywany do rozpoznania systemów radioelektronicznych, jak również prawdopodobnie do ich zakłócania lub dezinformowania).

Jeszcze większym sukcesem było przechwycenie przez dziennikarzy wykazu sprzętu bezzałogowego (z grudnia 2014 r.), jaki oddano (wraz z obsługą) do dyspozycji siłom separatystycznym w Donbasie. Wynika z niego, że największą ich część stanowią bezzałogowce „Orłan-10”, ale są również drony „Elieron-3”, „Tahion”, oraz kompleksy WRE typu RB-341W „Lieer-3”. Część z tego sprzętu została w czasie walk utracona przez Rosjan i dzięki temu Ukraińcy mogli powoli poznawać jego możliwości oraz słabe punkty.

image
Dron „Granat-2” jest wykorzystywany przez rosyjskie wojsko nad wschodnią Ukrainą. Fot. mil.ru

Przykładowo, o dronie „Elieron-3” ukraińscy wojskowi dowiedzieli się najwięcej, gdy jeden z nich został strącony 11 lipca 2019 r. w okolicach Switłodarśka przez żołnierzy pułku „Azow”. Co ciekawe, Ukraińcy najprawdopodobniej „zmusili” bezzałogowiec do lądowania za pomocą systemów walki radioelektronicznej. Okazało się więc, że rosyjskie drony wojskowe nie były aż tak odporne na zakłócenia, jak je wcześniej reklamowano, oraz że można wypracować bardzo skuteczna taktykę ich przechwytywania. Taka taktyka jest potrzebna, ponieważ bezzałogowiec „Elieron-3” jest stosunkowo cichy i trudny do wykrycia (z powodu niewielkich rozmiarów, kształtu, kamuflażu pikselowego i zastosowanych materiałów).

Dron ten opadł na ziemie praktycznie się nieuszkodzony i w dobrym stanie, zupełnie inaczej niż 29 czerwca 2019 r., gdy nad Donbasem zestrzelono minisamolot „Elieron-3SW”. Tym razem ukraiński wywiad techniczny mógł więc go bardzo dokładnie przebadać, określając jego dane taktyczno-techniczne - określając miejsce jego uruchomienia jak również, kto go obsługiwał.

image
Widziany i przechwycony nad wschodnią Ukrainą dron „Elieron-3SW”. Fot. mil.ru

Wschodnia Ukraina lekcją dla Polski

Masowe wykorzystywanie dronów przez Rosjan nad Ukrainą to sygnał, że rosyjski rząd nic sobie nie robi z sankcji nałożonych na Rosję. Co więcej, niektóre elementy wykorzystywane w strąconych nad Donbasem bezzałogowcach pochodziły z zagranicy, co oznacza, że embargo jest nieszczelne i nie przeszkadza w produkowania uzbrojenia wykorzystywanego na korzyść separatystów.

W tej pozornie beznadziejnej sytuacji można jednak znaleźć wiele czynników, które przy myśleniu długoterminowym mogą przynieść pozytywne efekty. Wykorzystanie jawnego łamania przez Rosję suwerenności Ukrainy dla potrzeb polskiej armii wymaga jednak nawiązania ścisłej współpraca w tej dziedzinie z wojskowymi władzami ukraińskim, które nie tylko mają doświadczenia w zwalczaniu wrogich bezzałogowców, ale są również w posiadaniu kilku egzemplarzy dronów wykorzystywanych przez rosyjską armię.

Jednak biorąc pod uwagę znikomą liczbę systemów walki radioelektronicznej, jakie wprowadzono do polskiej armii po rosyjskiej interwencji na Ukrainie, można stwierdzić z dużym prawdopodobieństwem, że Polska całkowicie ignoruje ten konflikt i nie wyciąga z niego w odniesieniu do bezzałogowców żadnych wniosków. Brak zamówień w tej dziedzinie oraz nowych programów badawczych świadczy o niezrozumieniu, jak powszechnie wykorzystywane przez Rosjan drony mogą być niebezpieczne dla walczących z nimi wojsk.

image
Dron „Zastawa” jest wykorzystywany przez rosyjskie wojsko nad wschodnią Ukrainą. Fot. mil.ru

Sprawa jest o tyle niezrozumiała, że po dogadaniu się z Ukraińcami (których trzeba poprosić i coś im zaoferować) możliwa byłaby realizacja tych programów badawczych przy dostępie do bezzałogowców faktycznie wykorzystywane w rosyjskiej armii. Z dostępnych danych wynika bowiem, że Rosjanie nie „ufają” separatystom na wschodniej Ukrainie i sami obsługują wysyłane tam drony.

Badając te bezzałogowce można byłoby więc nie tylko sprawdzić, co dokładnie one robią, ale również znaleźć najlepsze sposoby na wyeliminowanie tego zagrożenia. Co najmniej kilka przykładów z Ukrainy pokazuje przecież, że rosyjskie bezzałogowce wojskowe wcale nie są tak odporne na zakłócenia radioelektroniczne, jak się wcześniej chwalono.

Jest więc doskonała okazja do chociażby sprawdzenia istniejących w Polsce systemów antydronowych i wybrania jednego z nich dla polskiej armii – nie w czasie dialogu technicznego w Inspektoracie Uzbrojenia, ale w faktycznym działaniu bojowym na wschodzie Ukrainy. Korzyść byłby dla obu stron, ponieważ Ukraińcy mieliby możliwość darmowego korzystania z użyczonego im sprzętu, a Polacy uzyskaliby bezstronną i bezkompromisową opinię użytkownika, który wiedząc, że może to decydować o jego życiu, nie ukryje żadnego problemu.

image
Dron „Tahion” jest wykorzystywany przez rosyjskie wojsko nad wschodnią Ukrainą. Fot. mil.ru

Można byłoby więc sprawdzić zarówno neutralizatory indywidualne (np. „Lanca 2.0” opracowana przez Wojskowe Zakłady Elektroniczne i firmę AM Technologies oraz „Jastrząb” spółki Hertz Systems z Zielonej Góry), jak i systemy mobilne oraz stacjonarne (np. „Jastrząb PRO” spółki Hertz Systems, Ctrl+Sky firmy Advanced Protection Systems z Gdyni, ikarX z Wojskowych Zakładów Uzbrojenia S.A. z Grudziądza). Można byłoby też wysłać polskich inżynierów, by zapoznali się z tym, co Ukraińcom udało się już pozyskać.

Współpraca z Ukrainą w tej dziedzinie powinna się odbywać na zasadach partnerskich, tak żeby obie strony na tym skorzystały – pamiętając, że to my jesteśmy stroną proszącą i to my powinniśmy zabiegać o tą współpracę. Przykładowo, instytut badający zdobyte w różny sposób rosyjskie drony wojskowe i systemy łączności mógłby np. zostać zbudowany (lub rozbudowany) na Ukrainie z naszym udziałem w kosztach. Ale dzięki temu każdy przypadek użycia dronów przez Rosjan mógłby być na bieżąco analizowany również przez Polaków pod względem wykorzystywanej taktyki, jego możliwości taktyczno-technicznych, jak również skuteczności zastosowanych systemów przeciwdziałania.

image
Wykorzystywany przez rosyjskie wojsko nad wschodnią Ukrainą dron „Forpost” jest stosowany również do wskazywania celów dla rakietowych baterii nabrzeżnych z Obwodu Kaliningradzkiego. Fot. mil.ru

Sprawa jest o tyle pilna, że trzeba się przygotowywać nie tylko na to, co jest obecnie zagrożeniem, ale również na niebezpieczeństwa, które mogą się pojawić w przyszłości – np. roje dronów. Będzie to jednak o wiele łatwiejsze mając wcześniej przygotowane, skuteczne środki przeciwdziałania obecnym, wojskowym systemom bezzałogowym.

O tym, że jest to potrzebne mogą świadczyć np. stosunkowo duże jak na Rosjan, bezzałogowe samoloty „Forpost”, które są wykorzystywane przez rosyjską armię nie tylko nad Ukrainą, ale również do wskazywania celów na Bałtyku dla rakietowych baterii nadbrzeżnych „Bał” i „Bastion” rozlokowanych w Obwodzie Kaliningradzkim. Wiedza jak wyeliminować te drony zwiększyłaby na pewno bezpieczeństwo morskich linii komunikacyjnych oraz polskich okrętów.

Wzorowa wprost kooperacja spółek MESKO i Telesystem MESKO z przemysłem ukraińskim przy produkcji amunicji naprowadzanej laserowo APR 120 (ze spółką Łucz) i APR 155 (ze spółką Progress) pokazuje, że takie współdziałanie może być bardzo owocne i przenieść korzyści obu stronom. Trzeba tylko tego chcieć.

image
Dron „Granat-1” jest wykorzystywany przez rosyjskie wojsko nad wschodnią Ukrainą. Fot. mil.ru

 

Reklama
WIDEO: Rakietowe strzelania w Ustce. Patriot, HOMAR, HIMARS
Reklama
Reklama