Siły zbrojne
Zbuntowany F-35
F-35B należący do amerykańskiej piechoty morskiej (USMC) zaginął w rejonie Charleston w Karolinie Południowej, we wschodniej części USA. Z maszyny katapultował się pilot, ale ona sama nie rozbiła się w pobliżu tylko… poleciała dalej.
Maszyna należała do 501. dywizjonu szkolno-bojowego Marines stacjonującej w bazie Charleston i wykonywała lot szkolny razem z innym F-35B, który bezpiecznie powrócił do bazy. Z nieznanych na razie przyczyn jego pilot katapultował się i wylądował bezpiecznie (jego stan określono jako stabilny) w rejonie Charleston. Samolot wbrew przewidywaniom nie rozbił się jednak i samodzielnie poleciał dalej.
Jak na razie nie wiadomo gdzie zaginiony F-35 spadł. Jeżeli jednak doszło do uderzenia o ziemię w wyniku całkowitego zużycia paliwa, wówczas obyło się ono bez wielkiej benzynowej eksplozji. Samolot spadł też najprawdopodobniej w terenie niezabudowanym i stąd nikt nie poinformował o jego upadku. Ostatnia znana pozycja samolotu znajdował się między jeziorami Moultrie i Marion. Nie jest więc wykluczone, że maszyna znajduje się na dnie jednego z nich.
Czytaj też
Przypadki, gdy pilot katapultował się z odrzutowca bojowego, a ten "nie chciał" spaść zdarzały się w historii wielokrotnie. Głośny był m.in. przypadek sowieckiego MiGa-23, którego pilot katapultował się nad Polską, a maszyna spadła z braku paliwa dopiero w Belgii zabijając na ziemi jedną osobę. Nie dawno, bo dwa lata temu w rejonie Kamczatki omyłkowo z Su-35 katapultował się pilot rosyjski.
F-35B koniecznie musi się znaleźć ze względu na zawarte w nim niejawne technologie. Szczęściem w nieszczęściu jest to, że wypadku doszło w kontynentalnych Stanach Zjednoczonych a nie np. na Morzu Południowochińskim, gdzie jakiś czas temu wpadł do wody amerykański F-35C. Amerykanie poszukiwali jego wraku przez wiele tygodni i sprowadzili do jego wydobycia specjalną jednostkę do prac podwodnych. Stało się to praktycznie pod nosem Chińskiej Republiki Ludowej.
Czytaj też
"Zbuntowany" F-35 nie został wyśledzony pomimo, że zgodnie z prawem lotniczym miał założone specjalne nakładki zwiększające jego widmo radarowe, leciał też z zewnętrznymi szynami podwieszeń na uzbrojenie (dokładnie na dwa AIM-9X Sidewinder). Lot bez takich nakładek byłby ryzykowny w cywilnym ruchu lotniczym.
hera
Przy radiolokacji wtórnej i transponderach wielkość odbicia radarowego nie ma znaczenia. Wszystkie niezbędne dane są wysyłane do anteny radaru wtórnego przez transponder.
Extern.
A opis z odpowiedzi transpondera będzie widoczny na ekranie radaru pierwotnego skoro nie będzie tam widać tej kropki z odbicia?
hera
Niektóre radary pierwotne wyposażone są też w antenę radiolokacji wtórnej. Wtedy będzie widoczny. Bez urządzenia do prztwarzania sygnału transpondera, nie.
Jerzy
F35 jest tak naszpikowany elektroniką, że wyobrażam sobie sytuację, gdzie przeciwnik zdalnie przejmuje sterowanie, katapultuje pilota, a następnie ląduje na wybranym przez siebie własnym lotnisku.
Davien3
Jerzy ale wiesz ze to mozliwe jedynie w kiepskiej fantastyce nienaukowej a nie w realnym świecie??
Extern.
@Davien3: Może , ale drony jednak udaje się tak sprowadzać. Nazywa się to gps spoofing gdzie się sygnału GPS nie zagłusza tylko podaje nowy z odpowiednim przesunięciem a gdy dron już znajdzie się w odpowiednim miejscu to się oszukuje mu wysokość podając mu że jest wyżej. Autopilot zaczyna więc powoli obniżać wysokość aż płatowiec delikatnie zaryje o płaski teren. Wątpię czy teraz to jeszcze działa na nowsze maszyny wojskowe, ale te poprzedniej generacji dawały się tak oszukiwać. Między innymi Irańczycy właśnie tą metodą z 10 lat temu przejęli Amerykańskiego RQ-170.
Davien3
#Extern z dronem wojskowym udało sie to jeden jedyny raz tylko dlatego ze USA nie zabezpieczyło sie przed tym
user_1049260
Z tego co czytałem to jednak nakładek nie miał. Poza tym niedawno piszę się razem.
user_1049549
"Benzynowej eksplozji" nigdy by nie było, bo jak świat światem odrzutowce używają paliwa zbliżonego bardziej do nafty.
Sorien
Dziwna sprawa . Pytanie po coi Się katapultował skoro maszyna jako tako leciała- moim zdaniem powinien czekać prawie do ostatniej chwili próbować przejąć samolot z pomocą obsługi naziemnej a przynajmniej poczekać na eskortę by było wiadomo chociaż gdzie samolot się rozbił
Al.S.
Jak mu samolot stracił sterowność w osi podłużnej, to nie miał się chłop nad czym zastanawiać, bo takie rozterki mogą się tutaj skończyć katapultowaniem w ziemię. Samolot dostał kopa od katapulty, ta dodatkowa siła zresetowała mu żyroskop, więc poleciał dalej już sam.. Powinien był mieć wpisany program powrotu do bazy ;-)