Reklama
  • Analiza
  • Wiadomości

Wschodnia flanka NATO w erze Trumpa. „Wycofanie, czy dozbrojenie?”

Wybór Donalda Trumpa na nowego prezydenta Stanów Zjednoczonych spowodował wiele wątpliwości odnośnie zaangażowania USA w bezpieczeństwo Europy. Z jednej strony bowiem w kampanii prezydenckiej jako kandydat Trump wysyłał co najmniej dwuznaczne sygnały wobec krajów Europy Środkowo-Wschodniej. Z drugiej natomiast zapowiadał znaczne wzmocnienie ogólnego potencjału wojsk lądowych USA.

Fot. Gage Skidmore/CC BY SA 2.0.
Fot. Gage Skidmore/CC BY SA 2.0.

Amerykański prezydent-elekt zapowiadał w kampanii wyborczej, że będzie dążył do wprowadzenia zmian w NATO i zmuszenia krajów Europy do większego zaangażowania. W pewnym momencie nazwał nawet Sojusz Północnoatlantycki „przestarzałym”, wskazując że powinien on się w większym zakresie zajmować walką z terroryzmem.

Z kolei w wywiadzie dla The New York Times stwierdził, że w wypadku zagrożenia ze strony Rosji wsparcie dla krajów NATO będzie zależne od tego, czy spełniają one zobowiązania wobec Stanów Zjednoczonych (co odczytywano m.in. jako wypełnienie kryterium przeznaczania 2% PKB na obronę). Prezydent-elekt wskazywał na konieczność większego udziału sojuszników w systemie bezpieczeństwa i nieproporcjonalne koszty ponoszone przez USA.

Znaczna część komentatorów odczytywała jego postulaty jako dążenie do powrotu do izolacjonizmu, co byłoby niekorzystne z punktu widzenia naszego regionu. Mówił też o współpracy z Rosją np. w zakresie zwalczania terroryzmu, co potencjalnie mogłoby się odbyć kosztem bezpieczeństwa krajów NATO.

W późniejszych wypowiedziach Trump odniósł się jednak pozytywnie do Polski, z uwagi na spełnianie przez nią wymogu wydatkowania 2% PKB na obronę narodową zgodnie z wymogami Sojuszu, zapowiadając jednocześnie pracę na rzecz jego wzmocnienia. Sugerował nawet, że to dzięki jego wcześniejszym apelom kraje NATO rozpoczęły proces zwiększania wydatków obronnych, z czym nie zgodził się np. sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg.

Obawy komentatorów wywołują również działania otoczenia Donalda Trumpa. Newt Gingrich, były przewodniczący Izby Reprezentantów stwierdził w wypowiedzi dla CBS News: „Estonia jest na przedmieściach Sankt Petersburga. (…) Nie jestem pewien, czy ryzykowałbym wojnę jądrową w związku z miejscem, które jest na przedmieściach Sankt Petersburga”.

Z kolei doradca ds. polityki zagranicznej i były szef Defense Intelligence Agency gen. Michael Flynn wziął udział w rocznicowym obiedzie telewizji Russia Today/RT, siedząc przy jednym stoliku z Władimirem Putinem. Były szef kampanii Trumpa, Paul Manafort, współpracował wcześniej z prokremlowskim prezydentem Ukrainy Wiktorem Janukowyczem.

Należy jednak zauważyć, że – jak wskazuje Deutsche Welle - szczególnie w ostatnim okresie kampanii Trump unikał obecnych wcześniej jednoznacznie pozytywnych odniesień do Rosji.  Z kolei były burmistrz Nowego Jorku Rudolph Giuliani, wspierający Trumpa zapewnił o realizacji zobowiązań sojuszniczych wobec Polski, krytykując wcześniejsze działania Demokratów.

Istnieją również czynniki, które sprzyjają kontynuacji przez administrację Trumpa procesu wzmacniania wschodniej flanki NATO. Po pierwsze, ustalenia w tym zakresie zostały już zatwierdzone na szczycie w Warszawie, a wycofanie się z nich byłoby bardzo kosztowne politycznie i szkodliwe dla prestiżu Stanów Zjednoczonych. Podobnie rzecz się ma z decyzjami w zakresie rozszerzonej obecności wojsk amerykańskich w Europie, w tym rozlokowania na kontynencie "rotacyjnej" brygady pancernej, elementów bazującej na stałe brygady lotnictwa wojsk lądowych oraz sprzętu dla jednostek szczebla dywizji.

Warto pamiętać, że dowódca US Army Europe gen. Ben Hodges zapewnił, że zobowiązania te zostaną wykonane niezależnie od wyniku wyborów prezydenckich. Oficjalne komunikaty dotyczące szczegółów rozmieszczenia amerykańskiej brygady pancernej zostały wydane na kilka dni przed głosowaniem. Trump, który deklaruje dążenie do odbudowy, wzmocnienia pozycji USA, może być niechętny do cofnięcia tego procesu.

Ponadto, prezydent-elekt zapowiadał w kampanii wyborczej znaczące wzmocnienie ogólnego potencjału bojowego amerykańskich sił zbrojnych. W jego opinii liczebność wojsk lądowych miałaby zostać podniesiona do 540 000 żołnierzy (obecnie liczą one około 480 000 żołnierzy). Trump zapowiadał też zwiększenie wydatków obronnych nawet o 60 mld dolarów rocznie, co pozwoliłoby odwrócić skutki cięć wdrożonych przez administrację Baracka Obamy w ramach Budget Control Act.

Amerykański prezydent-elekt deklarował też zwiększenie liczby samolotów bojowych i okrętów, batalionów US Marines (z 23 do 36). Krytycznie się też do stanu systemu odstraszania nuklearnego, w tym np. bombowców B-52, pośrednio deklarując chęć jego modernizacji. Wskazywał też na konieczność rozbudowy obrony przeciwrakietowej i cybernetycznej.

Z kolei krytykując zależność sojuszników od USA, we wcześniejszych wypowiedziach wskazywał iż np. Japonia mogłaby pozyskać własną broń jądrową dla obrony przez Koreą Północną. Mogło to świadczyć o niezrozumieniu, w danym momencie, zasad polityki międzynarodowej – zapewnianie zdolności jądrowych przez mocarstwo służy ograniczeniu rozprzestrzenienia się broni nuklearnej. Przykładem sojusznika USA, który dba o swoje zdolności konwencjonalne a jednocześnie polega na amerykańskim arsenale jądrowym (i konwencjonalnym wsparciu) jest Korea Południowa.

Innym istotnym aspektem z punktu widzenia krajów Europy Środkowo-Wschodniej może być polityka wobec Ukrainy. Wiele wskazuje na to, że ewentualne ustępstwa administracji Trumpa wobec Rosji w naszym regionie, jeżeli będą mieć miejsce, to właśnie w stosunku do krajów niebędących bezpośrednio członkami NATO.

W jednej z wypowiedzi dla ABC News Trump poddał bowiem w wątpliwość agresywne zamiary Rosji wobec Ukrainy, choć przyznał jednocześnie, że Putin jest tam obecny „w pewien sposób”. Wziął też pod rozważenie uznanie aneksji Krymu, twierdząc w odniesieniu do Ukrainy: „to bałagan”. Z drugiej strony, w 2015 roku pytany o zniesienie sankcji wobec Rosji stwierdził w wypowiedzi dla NBC, cytowanej przez Radio Free Europe/Radio Liberty: „To zależy. Oni (Rosja – red.) muszą się zachowywać”.

Amerykański prezydent-elekt był też obojętny wobec członkostwa Ukrainy w Sojuszu Północnoatlantyckim. Według doniesień agencyjnych we wrześniu Trump – w przeciwieństwie do Clinton - nie odpowiedział na zaproszenie na spotkanie z prezydentem Petro Poroszenką, przy okazji posiedzenia Zgromadzenia Ogólnego ONZ. Na pewno zmniejszenie wsparcia dla Ukrainy byłoby łatwiejsze i mniej kosztowne politycznie, niż w stosunku do obecności w krajach NATO – choć nie można tego przesądzać.

Z drugiej strony, znaczna część przedstawicieli Republikanów, jak również Demokratów wielokrotnie opowiadała się za tym, aby wspierać Kijów przeciwko rosyjskiej agresji w większym stopniu, niż było to realizowane w czasach administracji Obamy. Z pewnością wiele będzie zależeć od doboru współpracowników nowego prezydenta i działań otoczenia administracji.

Na razie więc za wcześnie, aby dokonywać jednoznacznych ocen działań Trumpa wobec wschodniej flanki NATO i naszego regionu. Z pewnością korzystnie należy ocenić fakt, że wybory odbyły się już po szczycie Sojuszu Północnoatlantyckiego w Warszawie, a jego ustalenia – wypracowane z udziałem odchodzącej administracji Obamy - wchodzą w fazę realizacji.

Spośród zapowiedzi Trumpa korzystne są deklaracje wzmocnienia ogólnego potencjału obronnego USA i odwrócenia cięć administracji Obamy (ale nie wiadomo, czy i w jakim zakresie będą realizowane). Nie zmienia to jednak faktu, że niejednoznaczne wypowiedzi przyszłego amerykańskiego prezydenta wobec agresywnych działań Rosji na Ukrainie, czy nawet wykonywania zobowiązań wobec NATO wywarły pewien negatywny wpływ na sytuację w zakresie bezpieczeństwa – i dalej niosą ze sobą pewne ryzyka, gdyż nie można jednoznacznie przewidzieć działań przyszłej administracji.

Czas pokaże, czy pomimo tego uda się zapobiec pogorszeniu bezpieczeństwa Europy Środkowo-Wschodniej i Polski. Kluczowe znaczenie, w tym w kontekście deklaracji Trumpa o konieczności zaangażowania sojuszników, będą tutaj miały również działania w celu rozbudowy zdolności obronnych podejmowane przez kraje europejskie, w tym te najbardziej zagrożone, położone na wschodniej flance.

Zobacz również

WIDEO: Rakietowe strzelania w Ustce. Patriot, HOMAR, HIMARS
Reklama
Reklama