Siły zbrojne
Rosyjski poborowy zabił trzech żołnierzy. "Fala" w Woroneżu [AKTUALIZACJA]
Rosyjskie media poinformowały, że rosyjski żołnierz z poboru zaatakował siekierą oficera inspekcyjnego w jednostce wojskowej w Woroneżu, przechwycił jego pistolet i uciekł zabijając prawdopodobnie dwie kolejne osoby. Rosyjskie służby bezpieczeństwa zatrzymały sprawcę po obławie. W tle całego zdarzenia są oskarżenia o znęcanie się nad poborowymi, w tym wspomnianym żołnierzem, w jednostce.
AKTUALIZACJA 18:14 - The Moscow Times podał, że sprawcę zatrzymano w wyniku obławy. W poszukiwaniach uczestniczyły także jednostki wyposażone w bezzałogowe systemy powietrzne. Rosyjski serwis podaje również, że zatrzymany żołnierz był wcześniej bity po tym, jak odmówił płacenia haraczu przełożonym. Natomiast w bazie miało wielokrotnie dochodzić do znęcania się nad poborowymi.
Początkowo wiadomo było jedynie, że do tragedii doszło 9 listopada br., około 5.30 rano na lotnisku wojskowym w Woroneżu. Nie była znana również całkowita liczba ofiar. Władze Obwodu Woroneskiego potwierdziły bowiem agencji TASS tylko śmierć trzech osób, nie wskazując na liczbę rannych. Poinformowano także, że żołnierz-zabójca po ataku miał się zabarykadować na terenie jednostki wojskowej.
Później ujawniono, że jest też kilka osób rannych i że zabójcy udało się zbiec, jednak nie opuścił on terenu jednostki wojskowej. W kolejnych informacjach sprecyzowano, że dwudziestoletni żołnierz Anton Makarow pokłócił się z oficerem inspekcyjnym pułku (majorem Siergiejem Jermolajewem), który go sprawdzał, następnie uderzył majora w plecy siekierą z zestawu przeciwpożarowego i po odebraniu mu pistoletu służbowego (typu PM Makarow kalibru 9 mm z łącznie szesnastoma nabojami) zastrzelił go.
Później zabójca udał się do sali żołnierskiej, gdzie zastrzelił znajdującego się tam kaprala oraz nadbiegającego kierowcę majora. Wtedy Makarow próbował postawić pozostałych żołnierzy w szeregu i kiedy jeden z nich próbował uciec, to strzelił mu dwukrotnie w plecy. Ranny szeregowy Fiedorow został później odwieziony do szpitala, w którym określono jego stan jako nie zagrażający życiu. W sumie zginęło więc trzech żołnierzy z jednostki wojskowej 23326, strzegącej lotniska Woroneż „Baltimore”.
Trwają intensywne poszukiwania sprawcy, w których biorą udział: milicja wojskowa i cywilna oraz żołnierze Gwardii Rosyjskiej. Wojskowy wydział śledczy garnizonu w Woroneżu wszczął jednocześnie postępowanie karne na podstawie art. 105 i 226 Kodeksu karnego Federacji Rosyjskiej (zabójstwo dwóch lub więcej osób oraz kradzież broni).
Uciekinier nie jest silnie uzbrojony, ponieważ ma on ze sobą najprawdopodobniej tylko dwa pistolety odebrane rosyjskiemu majorowi i jednej z ofiar. Przypuszcza się więc, że służbom bezpieczeństwa nie chodzi jedynie o unieszkodliwienie sprawcy, bo to byłoby w miarę łatwe, ale o ujęcie go żywcem i postawienie przed sądem.
Rosjanie są bowiem bardzo wyczuleni na tego rodzaju wypadki starając się (przynajmniej oficjalnie) im przeciwdziałać i wyjaśniać przyczyny takich tragedii. Wydarzenia podobne do tych Woroneża powtarzają się bowiem co jakiś czas, za każdym razem wywołując duży szum medialny. Tak było np. w przypadku szeregowego Ramila Szamsutdinowa, który 25 października 2019 r. zabił sześciu swoich „kolegów” oraz dwóch oficerów w jednostce wojskowej w wiosce Gornyj w Kraju Zabajkalskim.
Czytaj też: Rosja chciała wysłać wojsko do Katalonii?
Do podobnej tragedii miało dojść również w 2017 r., gdy jeden z poborowych uciekł z bronią i amunicją po wcześniejszym zastrzeleniu na strzelnicy dwóch innych szeregowych i oficera (oraz zranieniu jeszcze jednej osoby). Tymczasem należy mieć świadomość, że do mediów rosyjskich dostają się tylko niektóre informacje o tych, najcięższych przypadkach. Pozostałe są ukrywane, by nikt nie zarzucił, że do rosyjskiej armii powróciła „diedowszczyzna”, która jest odpowiednikiem negatywnego zjawiska polskiej „fali” (z czasów gdy istniał jeszcze pobór w polskich siłach zbrojnych).
„Diedowszczyzna” miała zniknąć w Rosji w momencie szerszego wprowadzenia służby zawodowej i kontraktowej oraz po skróceniu okresu odbywania zasadniczej służby wojskowej w 2008 r. z dwóch lat do roku. Dodatkowo obecnie coraz więcej osób zgłasza się do rosyjskiej armii na ochotnika, a więc częściowo zanika problem psychicznego przymusu. Częściowo wcale jednak nie oznacza, że całkowicie. Przypomnijmy, że tylko w czasie jesiennego poboru w 2020 roku zostało powołanych do służby wojskowej 128 tysięcy Rosjan.
Nie zawsze napotykają oni w swoich jednostkach na odpowiednie przyjęcie, czego przykładem był szeregowy Ramil Szamsutdinow. Tłumaczył się on bowiem później, że zabił osiem osób działając w samoobronie - próbując się chronić przed gwałtem zaplanowanym tego dnia przez starszy rocznik i przełożonych. Twierdził on również, że w biciu i poniżaniu poborowych uczestniczyła kadra oficerska, a podoficerowie wyłudzali siłą pieniądze od szeregowych żołnierzy.
Naiwnością byłoby sądzenie, że był to jedynie odosobniony przypadek złego postępowania w odniesieniu do poborowych. W ich przypadku nakładają się przecież na siebie stresy związane z całkowitą zmianą stylu życia, z bardzo trudnymi warunkami służby w Rosji (chociażby przez klimat) jak również z niesprawiedliwym i niezgodnym z prawem traktowaniem przez starszych i przełożonych.
W 2017 roku tłumaczono śmierć trzech ludzi załamaniem psychicznym żołnierza – sprawcy. W przypadku Szamsutdinowa powodem wypadku była już typowa „diedowszczyzna”, o czym świadczy fakt skazania na dwa lata więzienia w kwietniu 2020 roku jednego z podoficerów, który się nad nim znęcał.
Wydarzenia w Woroneżu mogłyby więc być drugim, głośnym sygnałem, że w rosyjskiej armii zaczyna się dziać coś niepokojącego. Trudno będzie jednak określić prawdę, ponieważ już ruszył do pracy cały rosyjski aparat propagandowy. Zaledwie kilka godzin od tragedii poinformowano np., że szeregowy Anton Makarow został zapamiętany przez swoich współtowarzyszy służby, jako porywczy, niezdyscyplinowany i często zbyt agresywny. Z kolei według wspomnień kolegów z klasy, Makarow niekiedy miał się zachowywać dziwnie i na przykład mógł nagle zacząć krzyczeć. Na jego psychikę mógł również wpłynąć fakt, że mieszkał u dziadków, a nie u rodziców (jego matka miała wyjechać do Izraela).
Makarow był przy tym bardzo ambitny o czym świadczy fakt, że studiował dwa lata na wydziale radiotechnicznym w woroneskim instytucie ministerstwa spraw wewnętrznych, ponieważ chciał być milicjantem. Ostatecznie został z tej uczelni wyrzucony za bójki i dlatego postanowił zostać żołnierzem tym bardziej, że wcześniej wyraźnie interesował się wojskiem. Z takiego opisu wynika więc, że nie była to osoba, która łatwo poddałaby się „prymitywnej” z zasady „diedowszczyźnie”.
Jak na razie zwiększono ochronę woroneskiego instytutu ministerstwa spraw wewnętrznych obawiając się, że Makarow będzie chciał się teraz zemścić na swoich kolegach i wykładowcach.
"Będzie walka, będą ranni" wymagające ćwiczenia w warszawskiej brygadzie