Siły zbrojne
Rosja gra rakietami średniego zasięgu. Rozbrojenie NATO za pozorne ustępstwa? [KOMENTARZ]
„Rosja jest gotowa nie rozmieszczać rakiet 9M729 w europejskiej części swojego terytorium” – oświadczył w poniedziałek prezydent Rosji, nawołując do takich samych działań NATO. Jednocześnie zaproponował wzajemne inspekcje wyrzutni Iskanderów w Kaliningradzie i instalacji Aegis Ashore w Europie. Równolegle jednak Kreml podtrzymuje swoje stanowisko, zgodnie z którym pociski manewrujące 9M729 nie naruszają ustaleń traktatu INF, czyli ich zasięg jest krótszy niż 500 km.
Już sam tytuł komunikatu opublikowanego przez Kreml - „Oświadczenie Władimira Putina w sprawie dodatkowych kroków zmierzających do deeskalacji sytuacji w Europie w kontekście wygaśnięcia Układu o pociskach jądrowych średniego zasięgu (INF)” – niesie w sobie szczególny ładunek ironii lub hipokryzji. Oto Rosja, która zdaniem światowych ekspertów pociskami 9M729 systemu Iskander złamała ustalenia traktatu INF o wystrzeliwanych z powierzchni ziemi pocisków balistycznych i manewrujących o zasięgu od 500 do 5500 km, utrzymuje, iż tego nie zrobiła. Zobowiązuje się również jednostronnie nie rozmieszać spornych rakiet typu 9M729 w „europejskiej części swojego terytorium”, w zamian proponując wizytacje rosyjskie w instalacjach Aegis Ashore (na przykład w polskim Redzikowie - Rosjanie wielokrotnie oskarżali NATO o rzekome rozmieszczenie tam pocisków ziemia-ziemia) oraz przedstawicieli NATO w obwodzie kaliningradzkim.
„Celem działań weryfikacyjnych byłoby potwierdzenie nienaruszania traktatu INF w odniesieniu do obiektów naziemnych objętych umowami, a także uzbrojenia, co do cech i klasyfikacji, na które strony nie mogły się zgodzić (rosyjski pocisk 9M729)” – czytamy w oświadczeniu. Jak weryfikowanie parametrów 9M729 miałoby być realizowane przez stronę zachodnią i to w Kaliningradzie, który leży w Europie i nie powinno tam być tych pocisków – tego Kreml niestety nie wyjaśnia.
Rosja nawołuje po raz kolejny do przyjęcia przez europejskie państwa NATO podobnego moratorium do jakoby przyjętego jednostronnie przez Rosję. Trudno jednak wyobrazić sobie europejski odpowiednik wycofania rosyjskich rakiet za Ural. De facto oznacza to rezygnację z pocisków średniego zasięgu w Europie, własnych czy też amerykańskich, za obietnicę, że rosyjskie Iskandery nie będą uzbrojone w rakiety mogące dosięgnąć Berlina czy Paryża. Oczywiście do czasu gdy będzie to Kremlowi na rękę. Znacznie łatwiej przywieźć rosyjskie rakiety zza Uralu (będące przecież na mobilnych wyrzutniach, dostosowanych do przerzutu drogą lotniczą, co z "klasycznymi" Iskanderami jest ćwiczone) niż amerykańskie rakiety zza Atlantyku (nie mówiąc już o ewentualnym umieszczeniu pocisków w stałej instalacji w Redzikowie, bo to wymagałoby modyfikacji całego systemu Aegis Ashore, dostosowanego tylko do przenoszenia określonej liczby pocisków przeciwlotniczych).
Należy też pamiętać, że Rosja pracuje nie tylko nad lądową wersją morskich rakiet Kalibr o zasięgu 2 tys. km ale też rozwija, podobnie jak USA, mobilne wyrzutnie pocisków hipersonicznych. W porównaniu z tego rodzaju pociskami, Iskandery to mniejsze zagrożenie zarówno ze względu na zasięg jak i czas lotu. A czas lotu pocisku to czas systemów obrony przeciwlotniczej na reakcję, który spadnie z kilku minut do kilkudziesięciu sekund. Mówimy tu o powstających wyrzutniach lądowych, ale przecież Rosja twierdzi, że przetestowany i wprowadzony na uzbrojenie pocisk Kindżał wystrzeliwany m. in. z samolotów MiG-31, osiąga prędkość hipersoniczną.
Z tej perspektywy propozycja Władimir Putina, to sugerowanie, że rozwiązaniem zagrożenia wynikającego z zerwania przez USA traktatu INF jest zakaz rozmieszczania amerykańskich rakiet średniego zasięgu w Europie za obietnicę, że Rosja posiadane już pociski będzie trzymać z dala od NATO. A przecież nie mówimy tylko o Kaliningradzie. Takie pociski można odpalić równie skutecznie z okolic Petersburga czy terytorium Białorusi, gdzie jak wielokrotnie udowodnili Rosjanie, mogą one trafić nawet z Syberii w ciągu kilkunastu godzin.
Propozycji opublikowanej przez Kreml nie należy traktować jako próby rozwiązania kryzysu, wywołanego nieobowiązywaniem traktatu INF, dotyczącego pocisków o zasięgu od 500 do 5000 km. Jest to raczej próba utrzymania przewagi jaka dają Rosji pociski 9M729 i ograniczenia pola manewru NATO. Władimir Putin prezentuje się tutaj jako orędownik pokoju, rozbrojenia i ograniczenia zbrojeń w zakresie broni jądrowej w Europie, ale też sugeruje rozszerzenie takiego moratorium zastępującego INF również na Azję. De facto oznaczałoby to związanie Amerykanom rąk w konfrontacji z rosnącym potencjałem rakietowym Chin, co też jest z pewnością pośrednim celem Moskwy. Całe oświadczenie Władimira Putina można podsumować starym, polskim powiedzeniem, znanym choćby z „Potopu” Henryka Sienkiewicza – „diabeł się w ornat ubrał i ogonem na mszę dzwoni”.
Mike Texas, USA
Czy Polska w końcu dostało JASSM-ER za które Polski MON zapłacił ?
Sorry Wołodia
Co jak co ale obecnie Rosja ma kiepską pozycje negocjacyjną i nadszarpniętą mocno reputację za nieprzestrzeganie umów militarnych. Mogą sobie stawiać żądania i udawać super potęgę w swoich jedynie słusznych mediach
Olo
Mogą nic nie robić i zachować swój stan posiadania i możliwości rażenia.
laik, zupełny laik
Jeśli USA i Rosja będą miały rakiety w Europie, to zagrożone są Rosja i Europa, a USA nie. Dlatego dla USA to słaba oferta, niezgodna z ich interesami.
„Rosja jest gotowa nie rozmieszczać rakiet 9M729 w europejskiej części swojego terytorium”. Dla utrzymania światowego pokoju Polska może wielkodusznie zaoferować znacznie więcej: nie będzie rozmieszczać rakiet 9M729 w azjatyckiej części swojego terytorium, ani na terytoriach należących do azjatyckich sojuszników! Zróbmy ten deal Władimirze Władimirowiczu!