Reklama

Siły zbrojne

Rajd rosyjskiej piechoty morskiej na Czukotce. Na celowniku Alaska [KOMENTARZ]

Prototyp armaty samobieżnej „Magnolia” kalibru 120 mm podczas prób na poligonie Smolino 6 października 2021 roku
Prototyp armaty samobieżnej „Magnolia” kalibru 120 mm podczas prób na poligonie Smolino 6 października 2021 roku
Autor. mil.ru

Rosjanie trenują piechotę morską Floty Północnej w realizacji długich rajdów poza kołem podbiegunowym. Do transportu wykorzystują jednak nie tylko okręty, ale również gąsienicowe, dwuczłonowe pojazdy terenowe „Witiaź” „propagandowo” wsparte zestawem artyleryjskim „Magnolia” kalibru 120 mm, zabudowany na podobnym podwoziu.

Rajd, którym pochwalili się Rosjanie teoretycznie jest rzeczywiście dużym wyczynem. Zgodnie z komunikatem prasowym służb prasowych Floty Północnej (FB), żołnierze jej piechoty morskiej (zwani: „marpiechy”)zostali bowiem najpierw przerzuceni desantowym zespołem okrętowym na północne wybrzeże Półwyspu Czukockiego do miejscowości Mys Szmidta (a więc od strony Morza Czukockiego), by później, poruszając się już lądem, dotrzeć do miejscowości Ekwiekinod (leżącej już na wybrzeżu Pacyfiku).

Reklama

Cała trasa biegła nie drogami, ale bezdrożami i miała mieć długość ponad 300 km. Służby prasowe FB pochwaliły się, że by sprostać warunkom panującym w arktycznych warunkach terenowych, rosyjskie „marpiechy” korzystały jedynie „ze standardowego sprzętu”, a w tym: dwuoczłonowych pojazdów gąsienicowych DT-10P „Witiaź”.

Podczas całej trasy miało nie chodzić jedynie o przetrwanie, ale również o wykonywanie zadań typowo bojowych. Trenowano więc: wyszukiwanie i niszczenie grup zwiadowczo-sabotażowych wroga, jak również faktyczne strzelanie z broni strzeleckiej i ciężkich karabinów maszynowych do pozycji przeciwnika. Łatwo zauważyć, że Rosjanie trenowali scenariusze, z jakimi napotkaliby się podczas działań dywersyjnych na amerykańskiej Alasce. Potwierdza to zarówno wykorzystywane wyposażenie, jak i sam sposób działania.

Czytaj też

Ich stosunkowo niewielki oddział został bowiem przerzucony na północne wybrzeże Czukotki koło przylądka Vankarem z pokładu okrętu desantowego „Alieksandr Otrakowskij” (projektu 775 typu Ropucha o wyporności 4400 ton), przy wsparciu ogniowym dużego okrętu zwalczania okrętów podwodnych „Wiceadmirał Kułakow” (projektu 1155 typu Udałoj o wyporności 7570 ton). Jedna Ropucha mogła więc maksymalnie przerzucić kilka „Witiazi” i do 150 żołnierzy. Te niewielkie siły zostały później, po rajdzie, zabrane przez okręty z wybrzeża w Zatoce Świętego Krzyża na Morzu Barentsa.

Już z liczebności oddziału realizującego misję wynika, że Rosjanie nie trenowali zajęcia na stałe jakiegoś terytorium, ale czasowe działanie dywersyjne w kraju przeciwnika. Flota Północna zastrzega się jednak, że operacja była przeprowadzona „w ramach pakietu misji zapewniających ochronę interesów Federacji Rosyjskiej w Arktyce”. Z kolei żołnierze realizowali „zadania związane: z zapewnieniem bezpieczeństwa militarnego i morskiej działalności gospodarczej Rosji w Arktyce, z obroną terytoriów kontynentalnych i wyspiarskich, obiektów o znaczeniu strategicznym oraz zwalczaniem nielegalnych grup zbrojnych”.

Zestaw artyleryjski „Magnolia” Fot. CNII „Buriewiestnik”
Zestaw artyleryjski „Magnolia” Fot. CNII „Buriewiestnik”
Autor. CNII „Buriewiestnik”

Ciekawe w tym wszystkim jest to, że ilustrując wyczyn swoich „marpiechów” Rosjanie w mediach wykorzystali zdjęcie „Magnolii”, a więc samobieżnego armato-moździerza kalibru 120 mm, opartego na podobnym podwoziu jak „Witiaź”. Obserwatorzy od razu zdaliby sobie bowiem sprawę, że rajd, jaki przeprowadzili rosyjscy żołnierze, bez ogniowego wsparcia artyleryjskiego, mógłby się zatrzymać już na pierwszej, umocnionej pozycji przeciwnika. Tym bardziej, że do transportu „marpiechów” wykorzystano pojazdy gąsienicowe w „cywilnej” wersji DT-10P „Witiaź”.

Czytaj też

By więc przekonać o sensie tak realizowanego rajdu, próbowano stworzyć wrażenia, że „marpiechom” cały czas towarzyszył samobieżny zestaw artyleryjski „Magnolia”. Problem jest w tym, że został on zbudowana w oparciu: nie o „Witiazia”, ale o jego wersję wojskową, z opancerzoną kabiną desantu, oznaczoną jako DT-10PM „Wiezdiesuszczyj”. A te pojazdy, według ich producenta (Iszymbajskich zakładów maszynowych), są zbyt ciężkie, by pokonywać przeszkody wodne oraz poruszać się po terenach podmokłych i na świeżym śniegu. Te ograniczenia dotyczą zresztą nie tylko „Magnolii”, ale również „arktycznych” zestawów przeciwlotniczych krótkiego zasięgu „Pancyr-SA” i „Tor-M2DT”, zabudowanych na tym samym podwoziu.

Pojazd DT-30MP (na zdjęciu z trzecim modułem) nie brał udziału w czukockim rajdzie marpiechów
Pojazd DT-30MP (na zdjęciu z trzecim modułem) nie brał udziału w czukockim rajdzie marpiechów
Autor. mil.ru

Z „Magnolią” jest dodatkowo ten propagandowy problem, że prawdopodobnie nie weszła ona do produkcji. Nie ma bowiem żadnych informacji, by ten zestaw artyleryjski przeszedł pozytywnie badania państwowe (poza zakładowymi) i wszedł na uzbrojenie rosyjskich sił zbrojnych. Te trudności są zrozumiałe, ponieważ przy opracowaniu „Magnolii” przez instytut badawczy CNII „Buriewiestnik” Rosjanie poszli po linii najmniejszego oporu. Na drugim członie transportera gąsienicowego DT-30MP zamontowali po prostu wieżę artyleryjską z półautomatycznym armato-moździerzem gładkolufowym 2A80 kalibru 120 mm, zapożyczonym wraz z całym systemem wieżowym z armato-moździerza 2S31 Wena, których pewną liczbę wyprodukowano i wdrożono do służby w siłach zbrojnych Federacji Rosyjskiej w roku 2010.

Czytaj też

Wyszedł z tego „prymitywny potworek”, którego jedyną zaletą miała być teoretycznie zdolność do poruszania się po trudnych terenach Syberii. „Teoretycznie”, bo o ile pojazd „Witiaź” jest przez Rosjan klasyfikowany jako „śniegobłotochod”, o tyle w przypadku DT-10PM „Wiezdiesuszczyj” podobnego określenia używać się już raczej nie powinno. Do tego dochodzi niewielka prędkość maksymalna, która nie przekracza 45 km/h - i to w przypadku „Witiazia”.

Pomimo tej, widocznej zresztą na zdjęciach, typowo rosyjskiej „konstrukcyjnej” prowizorki, Rosjanie chwalili się wcześniej, że „niczego podobnego jak Magnolia nie ma w arsenałach innych państw”. Samym takim stwierdzeniem i pokazaniem starego zdjęcia, wzbudzenie strachu u Amerykanów o Alaską może być jednak bardzo trudne.

Reklama
Reklama

Komentarze (2)

  1. Rozczochrany74

    USA i Rosja powinny ze sobą walczyć tam gdzie graniczą. czyli na Alasce i Czukotce a nie w Europie w proksi-wojnach cudzymi rękami i krwią. Jak chcą osłabić Rosję to niech sami z nią walczą. Mają wspólną granicę nawet. Z jakiej racji my mamy być w to mieszani.

  2. Prezes Polski

    Morpiechy przeżyli fajną przygodę i oni są tu najbardziej wygrani. Nie wiem skąd pomysł rajdu na Alaskę. Wydaje się on tak niewiarygodnie kuriozalny, że trudno uwierzyć, żeby komuś przyszło to do głowy. Wątpię też żeby USA na poważnie podchodziły do takiego niebezpieczeństwa. Jeżeli już, to możliwe jest działanie niewielkich grup dywersyjnych desantowanych z okrętów podwodnych. Tylko po co?

Reklama