- Wiadomości
Nie było zbrodni wojennej w Nanghar Khel
Wojskowy Sąd Okręgowy w Warszawie uznał, że tragiczne w skutkach ostrzelanie wioski w Nangar Khel nie było zbrodnią wojenną, a „jedynie” źle wykonanym rozkazem. Za upokarzające wyciągnięcie żołnierzy z domu przy rodzinach, medialne uznanie ich za zbrodniarzy wojennych oraz niesłuszne oskarżenia w stosunku do trzech z nich nikt dotąd nie poniósł konsekwencji.

Na dzień dzisiejszy sąd wojskowy uniewinnił 3 żołnierzy, a czterem wyznaczył kary więzienia w zawieszeniu od sześciu miesięcy do dwóch lat bądź warunkowo umorzył postępowanie. „Na razie” ponieważ skazani żołnierze zapowiadają złożenie apelacji.
Przypomnijmy, że tydzień wcześniej prokurator wojskowy podpułkownik Gerard Konopka żądał o wiele wyższych kar więzienia:
- dla ppor. Łukasza Bywalca - ośmiu lat i ponad 80 tys. zł zadośćuczynienia rodzinom i ofiarom tragedii;
- dla chor. rez. Andrzeja Osieckiego dwunastu lat i ponad 80 tys. zł zadośćuczynienia rodzinom i ofiarom tragedii;
- dla plut. rez. Tomasza Borysiewicza ośmiu lat i ponad 80 tys. zł zadośćuczynienia rodzinom i ofiarom tragedii;
- dla st. szer. rezerwy Damiana Ligockiego pięciu lat.
Prokurator Konopka chciał również, by żołnierze zostali pozbawienia praw publicznych od 5 do 3 lat i by wyrok został podany do wiadomości publicznej.
Sąd nie zgodził się z taką oceną sprawy i ukarał żołnierzy „jedynie” za wykonanie rozkazu w sposób niezgodny z jego treścią i zasadami użycia broni, jakie obowiązywały w Polskim Kontyngencie Wojskowym w Afganistanie. Dodatkowo wszystkie wyroki są w zawieszeniu:
- plut. rez. Borysiewicz otrzymał dwa lata więzienia w zawieszeniu na dwa lata - za wykonanie polecenia chorążego Osieckiego oraz niezgodne z zasadami użycie moździerza w efekcie czego zostali zabici i ranni niewinni cywile;
- chor. rez. Andrzej Osiecki został skazany na rok więzienia w zawieszeniu na dwa lata sąd za to, że wydał plutonowemu Borysiewiczowi rozkaz użycia moździerza do ostrzelania wioski niezgodnie z zasadami użycia broni oraz rozkazem majora C. o rozpoznaniu drogi Viper w Afganistanie;
- ppor. Bywalec został skazany na pół roku więzienia w zawieszeniu za to, że zamiast dokonać rozpoznania terenu wokół Nangar Khel nie uchylił polecenia wydanego przez Osieckiego o otwarciu ognia z moździerza do zabudowań, chociaż dowodził misją;
- st. szer. Ligocki został uznanym za winnego ostrzeliwania rejonu wioski z wielkokalibrowego karabinu maszynowego niezgodnie z zasadami użycia broni, jakie obowiązywały w Afganistanie, ale Sąd warunkowo umorzył postępowanie.
Sąd: Nie było zbrodni, ale było przestępstwo
Uzasadnienie orzeczenia ogłoszone 19 marca br. przez płk Rafała Korkusa - sędziego Wojskowego Sądu Okręgowego w Warszawie, wyraźnie wskazywało, że przyczyną tragedii w Nangar Khel było złe wykonanie rozkazu postawionego żołnierzom. Mundur polskiego żołnierza w Afganistanie nie został więc splamiony zbrodnią wojenną i to jest najważniejsza, dobra strona całego wydarzenia.
Samo myślenie, że polscy, wyselekcjonowani na misję żołnierze byliby zdolni do zabijania z premedytacją niewinnych cywili i to w najwyższym dowództwie oraz Ministerstwie Obrony Narodowej było jednak złem, które wywarło głębokie piętno na wojsku i zostało nazwane „syndromem Nangar Khel”. Żołnierze zrozumieli bowiem, że jeżeli coś się nie uda, to rzuci się na nich od razu (i to dosłownie) cały aparat władzy, a przełożeni (w większości) nie staną po ich stronie. Zaczęli się więc teraz poważnie zastanawiać przed wykonaniem każdego rozkazu. Na zmianę tej sytuacji trzeba będzie czekać latami i to Prokuratura Wojskowa może uznać za swój wątpliwy "sukces".
Tymczasem uzasadnienie wyroku wyraźnie wskazuje, że winę za wydarzenia w Nangar Khel ponosi nie tylko czterech wysłanych tam żołnierzy, ale również ich przełożeni. Sędzia mówił bowiem o brakach w dyscyplinie, o wykonywaniu rozkazu niezgodnie z treścią, o funkcjonowaniu nieformalnych struktur dowodzenia, w których dowódca nie podejmował najważniejszych decyzji.
Sąd zarządził w swoim postanowieniu by wyrok został podany do publicznej wiadomości przede wszystkim na zbiórkach wśród wojskowych. Wszyscy skazani żołnierze czując się niewinnymi zapowiedzieli apelację, którą rozpatrzy Izba Wojskowa Sądu Najwyższego.
Czy na pewno ukarani zostali wszyscy winni?
W ten sposób całkowitym fiaskiem zakończyło się postępowanie Prokuratury Wojskowej i działania ludzi, którzy donieśli na żołnierzy, a później zrobili z nich "groźnych zbrodniarzy wojennych". Fiaskiem formalnym, ponieważ w rzeczywistości wszyscy żołnierze biorący udział w tej sprawie zostali już dotkliwie ukarani: upokorzeniem (w tym w obliczu rodzin i kolegów), długim przebywaniem w areszcie, złamaniem kariery wojskowej oraz ciągnącym się od 2007 r. procesem, który bezpowrotnie zabrał im czas oraz pieniądze.
Bardzo delikatnie ocenił to obecny minister Siemoniak, który powiedział, że „…pewne słowa zostały wypowiedziane zbyt szybko i pewne działania zostały podjęte zbyt szybko…”. O wiele dosadniej określiła to Izba Wojskowa Sądu Najwyższego, która potępiła sposób zatrzymania kapitana C., określając warunki jako: „wręcz hańbiące”.
Tymczasem za takie podejście do sprawy zostali ukarania nie tylko żołnierze z Nangar Khel, ale również wszyscy Polacy. Koszty postępowania były bowiem ogromne, a za nie zapłacił skarb państwa z naszych podatków. Ponadto trzem uniewinnionym żołnierzom sąd przyznał zadośćuczynienie i odszkodowanie, których jednak nie zapłacą ci, co oskarżali (i wbrew pozorom wcale nie są to tylko prokuratorzy wojskowi), ale wszyscy podatnicy.
Prokuratura Wojskowa idzie w zaparte
Nie wiadomo jak postąpi teraz Prokuratura Wojskowa. Przypomnijmy, że samo tragiczne zdarzenie miało miejsce 16 sierpnia 2007 r. W wyniku ostrzału z moździerza i broni maszynowej, w wiosce Nangar Khel zginęło osiem cywilnych, niewinnych osób (w tym dzieci). Oskarżenie postawiono w 2008 r., a w 2011 r. Wojskowy Sąd Okręgowy (WSO) uniewinnił wszystkich oskarżonych.
Prokuratura Wojskowa złożyła apelację do Izby Wojskowej Sądu Najwyższego (IWSN) w stosunku do wszystkich żołnierzy, ale w IWSN w 2012 r. podtrzymano wyrok uniewinniający dla trzech żołnierzy, a sprawę pozostałych zwrócono do ponownego rozpatrzenia do WSO.
Prokuratura odwołała się również do IWSN od wyroku WSO, który nakazywał wypłacenie trzem uniewinnionym żołnierzom zadośćuczynienia łącznie w wysokości ponad 1,3 mln zł. Co ciekawe Prokuratora Wojskowa nie kwestionowała samego faktu przyznania odszkodowania, ale jego wysokość.
Major C. za bezpodstawne oskarżenie oraz aresztowanie na 7 miesięcy miał otrzymać 500 tys. zł zadośćuczynienia i około 2 tys. zł odszkodowania. Dwaj uniewinnieni szeregowi za niesłuszne pozbawienie wolności na okres około 6 miesięcy mieli otrzymać 400 tys. zł zadośćuczynienia i kilka tysięcy złotych odszkodowania.
Prokuratura Wojskowa przyznała, że zadośćuczynienie jest konieczne, ale tylko w wysokości 10 tysięcy złotych za każdy miesiąc spędzony w areszcie. Wcześniej WSO ustalił, że ma to być 70 tysięcy złotych. Ostatecznie major C otrzymał 150 tysięcy złotych zadośćuczynienia.
W sierpniu 2013 r. Izba Wojskowa Sądu Najwyższego uznała bowiem, że kwota zadośćuczynienia może dotyczyć jedynie tych, którzy został niewinnie oskarżeni i aresztowani, a nie ich rodzin. WSO niesłusznie więc w opinii IWSN wziął pod wagę „negatywne uczucia bliskich oficera”. Użyto przy tym tłumaczenia, że obniżenie wysokości zadośćuczynienia jest również wynikiem „sytuacji Skarbu Państwa”.
Apelacja obrońcy majora C została odrzucona chociaż siedmioosobowy skład Sądu Najwyższego uznał, że „sytuacja Skarbu Państwa” nie powinna być przez sąd II instancji brana pod uwagę. Ale była.
Nikt tak naprawdę nie chce odważnie ocenić tego co się stało. Przykładowo Wojskowy Sąd Okręgowy w Warszawie przyznając zadośćuczynienie trzem uniewinnionym żołnierzom uznał, że ich pobyt w areszcie był zupełnie bezpodstawny, ale z drugiej strony zaznaczył, że nie był on bezprawny. Prawo bowiem pozwalało na wstępnym etapie sprawy podjąć taką, a nie inną decyzję o aresztowaniu i sposobie zatrzymania.
Tymczasem w odczuciu wszystkich to prawo nie powinno bronić prokuratury i sądów, ale właśnie tych niewinnych. Od samego początku było jasne, że nie ma, jak to później przyznał Sąd: „przekonującego dowodu, że doszło do zbrodni wojennej przez oskarżonych”. Ostrzelanie wioski Nangar Khel z moździerza i broni maszynowej było wielką tragedią, ponieważ zginęli wtedy niewinni ludzie. Ale pierwszy w powojennej Polsce proces w sprawie zbrodni wojennych okazał się kompromitacją całego wojskowego aparatu ścigania.
Po raz kolejny okazało się, że dla wielu ludzi wojna to coś takiego, jak serial w telewizji lub lektura książki. Tymczasem rzeczywistość jest inna, o czym mówił m.in. obecny minister ON Tomasz Siemoniak: „…Wyjazd do Afganistanu to nie jest jakaś delegacja zagraniczna, w której zarabia się pieniądze i nic nie robi, tylko prawdziwa misja bojowa, prawdziwa wojna gdzie się naraża swoje życie i zdrowie, gdzie często trzeba podejmować decyzje w ciągu kilkunastu sekund, a to są decyzje decydujące o życiu i śmierci…”.
Nie dodał jedynie, że te decyzje mogą być błędne i jeżeli nie zostały podjęte z premedytacją, a w stresie wywołanym walką, to trzeba znaleźć sposób by pomóc uwikłanym w taką sprawę żołnierzom. MON takiego sposobu jak na razie nie znalazł (o podejściu do całej sprawy resortu obrony niech świadczy wynik wpisania do przeglądarki na oficjanej stronie MON słów „Nangar Khel”). Może więc warto spojrzeć jak robią to inni – przede wszystkim Amerykanie.
Jedno jest jednak pewne. W polskim prawie obowiązuje domniemanie niewinności. W przypadku polskich żołnierzy z Afganistanu tej zasady nie zastosowano. I teraz za wszelką cenę należy wyjaśnić: dlaczego?
WIDEO: Zmierzch ery czołgów? Czy zastąpią je drony? [Debata Defence24]