Reklama

Siły zbrojne

NATO zaczyna ćwiczyć kolektywną obronę w regionie

Fot. mon.gov.pl
Fot. mon.gov.pl

Ostatnie duże ćwiczenia, takie jak Saber Strike, pokazują, że sojusznicy zaczynają ćwiczyć kolektywną obronę w regionie, a siły NATO przysłane na wschodnią flankę mają charakter bojowy – uważa analityk Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych Wojciech Lorenz.

Jak podkreślił, Sojusz dba o równowagę i ćwiczy zdolność do reagowania na wyzwania ze wszystkich kierunków.

Zakończone niedawno Saber Strike to ćwiczenie organizowane od ośmiu lat przez amerykańskie wojska lądowe w Europie (USAREUR). Odbywa się ono w krajach bałtyckich. Nie jest to ćwiczenie natowskie, ale uczestniczą w nim państwa Sojuszu. Państwa NATO biorą też udział w ćwiczeniach takich jak Baltops – którego scenariusze nie przewidują działań z art. 5 mówiącego o wspólnej obronie w razie ataku na jednego z sojuszników. Biorą też udział w ćwiczeniach narodowych, takich jak polskie manewry Anakonda.

"Ważne w tych ćwiczeniach, które na szczęście trochę się nasiliły w regionie, jest to, że zmienia się też ich charakter. Odbywają się na większą skalę, obejmują większą liczbę państw, zaczynają w nich być uwzględniane elementy sił, które zostały rozmieszczone na wschodniej flance, w państwach bałtyckich i w Polsce" – podkreślił Lorenz.

"Choć ogólna liczba ćwiczeń nie rośnie, zdecydowanie wzrasta liczba takich, które uwzględniają scenariusze kolektywnej obrony i dotyczą działania na wschodniej flance. Ogólnie można powiedzieć, że wszystkie ćwiczenia pokazują, że zaczynamy ćwiczyć scenariusze kolektywnej obrony w regionie" – zauważył ekspert.

Zwrócił uwagę, że "wprawdzie ćwiczenie Saber Strike było organizowane już po raz ósmy, ale wcześniej nie ćwiczono taktycznych przejazdów amerykańskich sił wielkości kompanii, czy w niektórych wypadkach batalionu, z Niemiec do Polski czy na Litwę".

image
Fot. Andrzej Nitka

"Ćwiczenie ma wiele obszarów oddziaływania. Jeden to sama widoczność wojsk, która ma znaczenie dla państw zaniepokojonych zmieniającą się sytuacją bezpieczeństwa, to obszar +reassurance+ - wzmacniania poczucia bezpieczeństwa” – dodał ekspert. "Chodzi o sygnalizowanie obecności potencjalnemu przeciwnikowi, ale także testowanie zdolności logistycznych, zapoznawanie się z terenem, szlakami komunikacyjnymi, to wszystko jest nowe w tych ćwiczeniach" – zaznaczył Lorenz.

Zwrócił uwagę, że "wiele spraw ciągle w NATO nie jest rozwiązanych", np. podporządkowanie batalionowych grup bojowych rozmieszczonych w Polsce i państwach bałtyckich. "W oparciu o otwarte źródła nie da się jasno ocenić, czy są wpięte w natowski system umożliwiający – w sytuacji, gdyby pojawiło się zagrożenie - głównodowodzącemu siłami NATO w Europie szybkie przejęcie dowodzenia tymi jednostkami" - powiedział.

Jak wyjaśnił, chodzi o podporządkowanie – gdyby zaszła taka potrzeba – wielonarodowych sił na wschodniej flance i jednostek wsparcia ułatwiających przerzut sił szybkiego reagowania, naczelnemu dowódcy sojuszniczych sił w Europie, który mógłby w razie kryzysu stawiać siły w gotowości lub uruchamiać je zanim zapadną decyzje polityczne.

"To nie jest w pełni jasne, ale istotne jest to, że w czasie większych ćwiczeń amerykańskich, czy ćwiczeń NATO te elementy są ćwiczone. To pokazuje, że nawet jeśli są pewne niejasności, będą wyjaśniane i dopracowywane w kolejnych miesiącach" – powiedział Lorenz.

Według niego ostatnie ćwiczenia "pokazują, że elementy układanki zaczynają się znajdować na swoim miejscu, że NATO i Amerykanie zaczynają ćwiczyć różne scenariusze, które pozwalałyby elastycznie reagować na kryzys, w zależności od jego charakteru".

Jak dodał, w razie kryzysu mogłoby wystarczyć sprawne przerzucenie sił szybkiego reagowania NATO, żeby wzmocnić wysuniętą obecność i zademonstrować gotowość do obrony państw bałtyckich i Polski.

"Pokazujemy zarazem, że już rozmieszczone siły mają charakter bojowy, nie służą tylko jako polityczny sygnał, ale w sytuacji kryzysu potencjalny przeciwnik musiałby się liczyć z tym, że nie osiągnąłby swoich celów minimalnym kosztem; że koszty byłyby wysokie, prowadziłyby do eskalacji, zwiększały ryzyko zaangażowania całego sojuszu i Stanów Zjednoczonych w konflikt" – powiedział analityk.

Jak zaznaczył na ten rok Sojusz zaplanował 106 ćwiczeń, które są oficjalnymi ćwiczeniami NATO, i np. sprawdzają struktury dowodzenia oraz certyfikują siły szybkiego reagowania; a ćwiczeń narodowych i międzynarodowych, które nie są ćwiczeniami natowskimi, ale uczestniczą w nich państwa NATO, jest 180. "Nie ma znaczącej różnicy w porównaniu do poprzedniego roku, Sojusz wyraźnie pokazuje, że stara się nie eskalować napięć, które Rosjanie skrzętnie wykorzystują i pokazują, że zwiększona aktywność NATO daje im uzasadnienie do dalszych działań, które nie są korzystne dla bezpieczeństwa w Europie – przesuwania wojsk, rozmieszczania różnych zdolności militarnych czy to w Kaliningradzie, czy na Białorusi" – powiedział Lorenz.

image
Fot. Andrzej Nitka

Podkreślił, że "jest utrzymywany niezwykle ważny dla utrzymania politycznej spójności NATO balans, między ćwiczeniami obejmującymi działania na wschodzie, misje reagowania kryzysowego i działania poza terytorium NATO". "Kilka ćwiczeń będzie wyraźnie zorientowanych na północ, o co od lat zabiegała Norwegia. Sojusz pokazuje w ten sposób, że jest gotowy do działania na wszystkich kierunkach strategicznych, zgodnie z zasada 360 stopni" – powiedział Lorenz.

Źródło:PAP
Reklama

Komentarze

    Reklama