Reklama


Stępkę pod okręt położono 28 listopada 2001 roku. Miała to być pierwsza (z planowanych siedmiu) korwet tego typu. Bazą konstrukcyjną jest niemiecki projekt MEKO A100, w przeciwieństwie do standardowego rozwiązania zdecydowano się jednak zbudować prototyp w kraju.

24 lutego 2012 roku rząd zdecydował się na wstrzymanie budowy korwety. Do tego momentu wydano na niego 494 mln złotych – dość szybko pojawiły się mity, że to co zrobiono to wyłącznie pusty kadłub zwany „wydmuszką”. Jak się okazuje, nic takiego. Na szczęście dla programu i stoczni, rząd wycofał się z tej nieszczęsnej decyzji i ogłosił, że kadłub projektu 621 zostanie wykorzystany jako pełnomorski okręt patrolowy. Aby usunąć z „horyzontu medialnego” niechciany kryptonim Gawron, władze przechrzciły go na „docelową” nazwę Ślązak.



Co można zobaczyć na okręcie? Odpowiedź brzmi – sporo. Po pierwsze kolor, przez niektórych uznawany za warstwę rdzy jest tak naprawdę niczym innym jak farbą podkładową, która z jeden strony zabezpiecza kadłub przed korozją, a z drugiej stanowi powierzchnię przygotowaną do malowania na docelową barwę. Już pobieżny rzut oka z zewnątrz pokazuje, że kadłub nie jest pusty – na rufie widać oba wały napędowe (wycentrowane i przygotowane do działania), na śródokręciu ruchome stabilizatory płetwowe, a na dziobie wysuwany w razie potrzeby pędnik (wykorzystywany do manewrowania w portach czy awaryjne źródło napędu). Po wejściu na pokład okazuje się, że do momentu lutowej decyzji zrobiono wiele – w dziobowej części zamontowano urządzenia cumownicze (wykorzystane m.in. w czasie technicznego wodowania). Kambuz okrętowy (niezmiernie ważne miejsce dla każdego członka załogi) także ma już zamontowane urządzenia do przygotowywania posiłków – w czasie wizyty Autora były zabezpieczone, gdyż całość wymaga jeszcze wykończenia. Wszędzie widoczne są także urządzenia klimatyzacyjne, które powodują iż stoczniowcy żartują sobie iż cały Ślązak jest pływającym klimatyzatorem (nie można się temu dziwić, przecież większość stanowisk roboczych i socjalnych będzie znajdować się wewnątrz kadłuba oraz nadbudówki). Poza układem klimatyzacji, można zobaczyć także kocioł parowy centralnego ogrzewania służący do ogrzewania pomieszczeń, instalacji , a także aby dostarczyć załodze ciepłą wodę do codziennych celów. Im głębiej schodzimy w kadłub, tym stopień ukończenia jest większy. Na pokładzie są bowiem zainstalowane mechanizmy wielkogabarytowe: silniki wysokoprężne, przekładnie, agregaty prądotwórcze dostarczone przez MTU, turbina gazowa LM2500 z włoskiego koncernu Avio, pompy hydrauliczne czy choćby urządzenia do odsalania wody (metodą odwróconej osmozy). W przypadku przekładni, którą dostarczyła firma MAAG, nie zanosi się na powtórkę z historii, jaką mieli Niemcy ze swoimi korwetami – powód jest prozaiczny, urządzenie zastosowane na Ślązaku jest innego typu. Poza nimi, wszędzie widać także „plątaninę” rozmaitych rur, w większości gotowych do użycia już na obecnym etapie ukończenia jednostki. W przypadku kolejnych urządzeń, których nie udało się zainstalować z różnych względów, przygotowano już miejsce choćby do dokończenia układu napędowego – zaczepy na czerpnie powietrza oczekują na docelowe urządzenia.



W przypadku nadbudówki, której montaż zakończono przed wstrzymaniem budowy, stopień ukończenia jest faktycznie niewielki. Jednak i tam stoczniowcy starają się prowadzić prace. Tu „kłania się” niezdecydowanie decydentów, którzy nie wybrali jeszcze docelowych systemów okrętowych – powoduje to iż miejscami pracownicy Stoczni pracują „w ciemno” bądź też będą musieli zdemontować już zainstalowane elementy – tego typu sytuację można zobaczyć choćby w przypadku pokładu śmigłowcowego. Już gotowy fragment instalacji należało zdemontować, gdyż stoczniowcy musieli wzmocnić strukturę lądowiska dzięki czemu w przyszłości będzie mogła  przyjąć śmigłowiec o masie dochodzącej do 10 ton. Z widocznych rzeczy warto wspomnieć o montażu włazów na nadbudówce, które będą wykorzystywane do przechodzenia na otwarte pokłady. Inną ciekawostką, o której dotychczas nie wspominano, jest choćby główne stanowisko dowodzenia – samo pomieszczenie jest jeszcze puste, ale okazuje się, iż w jego budowie gdyńscy stoczniowcy opanowali metodę obróbki i spawania stali małomagnetycznej (z której wykonano część dachu). Powodem zastosowania tego materiału jest fakt, że tam umieszczony zostanie kompas – poprawienie wskazań tego urządzenia spowodowało zastosowanie takiego rozwiązania.



Okręt zaprojektowano w technice stealth. Świadczy o tym nie tylko specjalnie opracowany kształt części nadwodnej, ale również sposób projektowania wyposażenia pokładowego. Przykładowo specjalny trap po wciągnięciu na pokład wpasowuje się w nadbudówkę przez co zachowuje się jednolitość płaszczyzny burt (z tego samego powodu nie ma bulai i niepotrzebnych, wystających włazów). Takie same rozwiązanie zastosowano na najnowszych okrętach duńskich i norweskich.



Co przyniesie przyszłość? Wedle planów Ślązak ma wejść do służby w 2016 roku. Data ta, zdaniem stoczniowców, jest całkowicie możliwa do zrealizowania. Zmiana charakterystyki okrętu (z korwety na patrolowiec) spowoduje zmianę charakterystyki jednostki – na pokładzie znajdą się stanowiska dla lekkiej broni strzeleckiej, która będzie głównym uzupełnieniem armaty okrętowej. Teoretycznie, patrząc na przykład Malezji (także eksploatującej okręty patrolowe bazujące na projekcie MEKO A100), w przyszłości, gdy sytuacja wokół programu się uspokoi, będzie możliwe dozbrojenie jej do standardu korwety wielozadaniowej – władze w Kuala Lumpur już zdecydowały się na dozbrojenie swoich okrętów w kierowane pociski przeciwokrętowe NSM (umowa oczekuje na podpisanie). To zaś powoduje, że istnieje szansa iż Ślązak nie podzieli losu Kaszuba, stając się kosztownym nosicielem pojedynczej armaty i lekkiej broni strzeleckiej.

 

Autor składa podziękowania dla Biura Prasowego Marynarki Wojennej oraz Stoczni Marynarki Wojennej w Gdyni za pomoc i umożliwienie przeprowadzenia niniejszego reportażu.

 

Łukasz Pacholski

 



 



 



 

Reklama
Reklama

Komentarze