Siły zbrojne
Czy Amerykanie wydobędą z morza rosyjskie „Cirkony”?
Amerykanie odzyskując wrak samolotu F-35 z dna Morza Południowochińskiego udowodnili, że są w stanie odszukać i wydobyć na powierzchnię nawet bardzo małe obiekty, jeśli mogą zawęzić rejon poszukiwania. Jest więc możliwe, że uda im się wyłowić z dna Morza Barentsa również szczątki rosyjskich rakiet „Cirkon” i być może pokazać, czym są naprawdę tak zachwalane przez Putina, najnowsze, rosyjskie pociski hipersoniczne.
Kiedy 3 marca 2022 roku Amerykanie poinformowali o wydobyciu z dna Morza Południowochińskiego wraku samolotu wielozadaniowego F-35C Lightning II, wiele osób w Pentagonie odetchnęło z ulgą. Najnowszy, amerykański samolot bojowy nagle bowiem znalazł się na ogólnie dostępnym akwenie i bezpośredni dostęp do niego otrzymali teoretycznie również Chińczycy.
Rozpoczął się więc swoisty wyścig, kto pierwszy odzyska wrak, który Amerykanom mógł posłużyć jedynie do ewentualnego postępowania sądowego natomiast Chińczykom dawał możliwość zapoznania się z najnowszymi technologiami lotniczymi i elektronicznymi. Na pokładzie utraconego F-35C były bowiem nie tylko technologie związane z samym samolotem, ale również bojowe, niejawne urządzenia łączności i transmisji danych, system identyfikacji bojowej z szyfratorami oraz komputer pokładowy.
Co ciekawe, Amerykanie wcale nie śpieszyli się z wydobyciem wraku. Do wypadku doszło bowiem 24 stycznia 2022 roku, a statek do prac głębinowych DSCV „Picasso" (diving support construction vessel) wysłano z Okinawy dopiero 23 lutego 2022 roku. Było to duże ryzyko, ponieważ samolot utracono na wodach międzynarodowych około 300 km na zachód od Filipin. Chińczycy znali też z grubsza pozycję wraku, ponieważ do wypadku doszło podczas nieudanego lądowania na pokładzie lotniskowca USS „Carl Vinson". Tymczasem nie jest tajemnicą, że chińska marynarka wojenna permanentnie śledzi największe, amerykańskie jednostki pływające.
Władze w Pekinie znały więc potencjalny rejon działania amerykańskiego okrętu, tym bardziej, że po wypadku zawsze następuje zamieszanie w samym sposobie poruszania się zespołu lotniskowcowego, jaki i nawet w sposobie prowadzenia łączności radiowej. Efektem uderzenia samolotu w pokład był bowiem pożar, siedmiu rannych (z których trzech trzeba było przerzucić na ląd do szpitalu w Manili na Filipinach) oraz konieczność przekierowania samolotów przebywających w powietrzu ma pokład drugiego lotniskowca działającego w tamtym regionie – USS „Abraham Lincoln". Chińska marynarka wojenna mogła więc zakreślić potencjalny obszar poszukiwań i próbować znaleźć wrak, który jak się okazało znajdował się na głębokości 3779 metrów.
Ostatecznie wyścig wygrali Amerykanie, którzy posłużyli się ponownie cywilnym statkiem wyspecjalizowanym w pracach podwodnych. Na pokład jednostki DSCV „Picasso" zaokrętowali się jednak specjaliści z amerykańskiej marynarki wojennej – przede wszystkim z Inspektoratu do spraw ratownictwa i nurkowania SUPSALV (Supervisor of Salvage and Diving). Nadzorowali oni prace wydobywcze oraz zabezpieczyli wyciągnięty na powierzchnię wrak.
Ostatecznie amerykański samolot udało się wydobyć po zaledwie kilku dniach akcji poszukiwawczej. Oznacza to, że technologie do poszukiwań i prac na dużych głębokościach są coraz doskonalsze. Jest to już przecież druga operacja tego rodzaju w ostatnim czasie. W grudniu 2021 roku odzyskano bowiem wrak samolotu F-35B Lightning II, który został utracony przez brytyjską marynarkę wojenną na Morzu Śródziemnym. W tym przypadku samolotu szukano obawiając się nie chińskich, ale rosyjskich „statków poszukiwawczo-badawczych".
W przypadku Morza Południowochińskiego do prac na głębokości ponad 3000 m skorzystano z przewodowo sterowanego pojazdu podwodnego CURV-21 (Cable-controlled Undersea Recovery Vehicle) klasy ROV (remotely operated vehicle). Jest to robot przygotowany do działania na głębokości nawet 6000 m. Pojazd ten wymaga dużego systemu do opuszczania i podnoszenia ponieważ ma masę 2900 kg oraz stosunkowo duże rozmiary (długość 2,44 m, szerokość 1,52 m i wysokość 2,13 m). Ten system opuszczania nie musi być jednak specjalizowany co oznacza, że pojazd CURV-21 może zostać dostarczony praktycznie na każdy statek wyposażony w żuraw o odpowiednim udźwigu i pokład zadaniowy.
CURV-21 pod wodą może być kontrolowany we wszystkich sześciu kierunkach ruchu i ma funkcję automatycznego sterowania głębokością, wysokością i kursem. Jest on wyposażony w sonar CTFM (continuous transmission frequency modulation) do obserwacji dna (o zasięgu 600 m), system do wykrywania transponderów akustycznych (tzw. pingerów), cyfrowy aparat fotograficzny o wysokiej rozdzielczości, kamerę czarno-białą i kolorową kamerę telewizyjną. Obraz z tych sensorów jest przekazywany na powierzchnię w czasie rzeczywistym za pomocą kabloliny światłowodowej.
Do prac podwodnych służy specjalne ramię przegubowe o wielofunkcyjnym chwytaku. To właśnie z jego pomocą przymocowano do wraku samolotu specjalistyczne olinowanie oraz liny nośne, które następnie podłączono do dźwigu na statku DSCV „Picasso". Operacja podnoszenia przebiegła bez żadnych przeszkód i samolot w jednej części został położony na pokładzie ładunkowym. Ma on teraz zostać przetransportowany do Stanów Zjednoczonych, gdzie zostanie przebadany dla potrzeb toczącego się śledztwa.
Po F-35 „Cirkony"?
Wydobycie obu wraków samolotów F-35 jest dowodem na to, że Amerykanie mogą odszukać pod wodą każdy obiekt, o ile znają w przybliżeniu jego położenie. Dotyczy to zresztą nie tylko natowskich systemów uzbrojenia, ale również rosyjskich i chińskich. Prawo morskie teoretycznie nie zabrania tego, o ile poszukiwania podwodne nie są realizowane w wyłącznej morskiej strefie ekonomicznej innego państwa.
Amerykanie znając rosyjskie poligony dalekomorskie mogą więc je przeszukać i wydobyć to, co się tam znajduje nie łamiąc prawa. Wcześniej nie robiono tego jawnie, ponieważ starano się nie zaogniać stosunków z Federacją Rosyjską. Teraz jednak sytuacja się zmieniła i to, co wcześniej było trudne do zrealizowania jest w zasięgu ręki, tym bardziej że pozwalają na to dostępne technologie.
I wcale nie musi tu chodzić o pozyskiwanie rosyjskich rozwiązań, by je później skopiować, ale przede wszystkim o poznanie prawdy o systemach uzbrojenia zachwalanych przez Putina – w tym przede wszystkim rakiet. Wojna w Libii, Górskim Karabachu oraz przede wszystkim na Ukrainie pokazała bowiem, że huraoptymistyczne oceny Rosjan na temat swojego wyposażenia wojskowego są najczęściej przesadzone i znając jego rzeczywiste możliwości można przygotować skuteczne środki przeciwdziałania.
Tym co w pierwszej kolejności rzeczywiście powinno zainteresować Amerykanów są rakiety manewrujące „Kalibr", rakiety przeciwokrętowe „Oniks" oraz rakiety hipersoniczne „Cirkon". Rosjanie przygotowując się do działań wojennych w odniesieniu do sąsiadów od kilku lat intensywnie testowali te pociski, wykorzystując do tego również cele rozmieszczone na Morzu Barentsa. Tak było np. w listopadzie 2020 roku, gdy rakieta „Cirkon" została w tamtym kierunku odpalona z Morza Białego z prototypowej fregaty projektu 22350 „Admirał Gorszkow".
Pocisk - rakieta „Cirkon"- lecąc z prędkością ośmiokrotnie przekraczającą prędkość dźwięku miała uderzyć w nawodny obiekt-tarczę zabezpieczany przez siły okrętowe Floty Północnej. Amerykanie doskonale więc wiedzą, gdzie się to odbywało oraz kiedy. Co więcej, do poszukiwania zatopionego tam uzbrojenia wcale nie trzeba wykorzystywać jawnie działających jednostek pływających.
Dokładne mapowanie dna morskiego można bowiem prowadzić autonomicznymi pojazdami podwodnym wyposażonymi w sonary obserwacji bocznej, które mają możliwość samodzielnego działania na dużych głębokościach nawet przez 100 godzin do głębokości 6000 m (np. typu Hugin norweskiej firmy Kongsberg). O samym przeszukiwaniu dna nikt więc nie będzie wiedział, a po odszukaniu rakiety same jej wydobycie to już tylko sprawa odpowiedniej organizacji. Bazą wypadową do takich poszukiwań mógłby być chociażby norweski archipelag Svalbard, zamykający od północy Morze Barentsa.
Posiadane już przez kraje zachodnie technologie podwodne nie są dostępne dla Federacji Rosyjskiej i ze względu na sankcje – jeszcze długo nie będą. Być może nadszedł czas, by tą przewagę wykorzystać i również w domenie rakiet morskich wykazać, że „król jest nagi".
Obserwator Z
W dniu 8 maja 2020 roku rosyjski autonomiczny podwodny pojazd bezzałogowy Witjaź-D zanurzył się na dno Rowu Mariańskiego. Pojazd operował z pokładu statku ratowniczego Floty Oceanu Spokojnego Fotij Kryłow. Podczas misji Witjaź-D zanurzył się na maksymalną głębokość 10 028 m., operując w rejonie dna ponad 3 godziny. W konstrukcji pojazdu wykorzystano tytan i plastiki sferyczne. Napędzany jest przez 4 elektryczne silniki marszowe i 10 silników manewrowych. Pojazd może samodzielnie unikać przeszkód z wykorzystaniem elementów sztucznej inteligencji w układzie sterowania. Aparat jest wyposażony w echosondy, sprzęt do nawigacji i komunikacji sonarowej, sonary bocznego skanowania, kamery wideo i inny sprzęt badawczy. W skład kompleksu wchodzi stacja denna, sterowana w czasie rzeczywistym kanałem hydroakustycznym. Witjaź-D posiada osprzęt pokładowy, który pozwala na pobieranie próbek oraz dokonywanie pomiarów w trakcie podwodnych misji.
Valdore
Po pierwsze dno Rowu Mariańskeigo to 10900m czyli nie zszedł na samodno, po drugie Zachodnie pojazdy robiły tyo juz wielokrotnie i znacznie wcześniej, taki Trieste nie dość że załogowy to zszedł na samo dno Rowu juz w 1960r.
kaczkodan
Rów mariański to nie jest patelnia, tylko ma różną głębokość w różnych miejscach.
taka_prawda
Raptem jedna taka rakieta atakowała cel morski, litości bo idziecie już po bandzie z tymi domysłami, a skąd wiecie czy Rosjanie tego nie wydobyli już.
Chyżwar
Ponieważ właśnie widzimy ile naprawdę wart jest ich osławiony sprzęt.
Gugluk
A niby czym ? Zapomniałeś jak sie podusili na Kursku ?
HeHe
Niby czym? Zapomniałeś, że Kursk zatonął 21 lat temu? Myślisz, że od tej pory nic się nie zmieniło?