Reklama

Siły zbrojne

Chwilowa “ucieczka” okrętów z Noworosyjska. Czego boją się Rosjanie? [KOMENTARZ]

W trybie alarmowym Rosjanie wyprowadzili wszystkie swoje najważniejsze okręty z bazy w Noworosyjsku nad Morzem Czarnym. Jest to najprawdopodobniej nowa forma obrony własnych jednostek pływających przed atakiem z powietrza oraz dywersją. Ale czy rzeczywiście skuteczna?

Reklama

W dniu 11 stycznia 2022 roku port wojenny w Noworosyjsku nad Morzem Czarnym nagle opuściły najważniejsze, stacjonujące tam rosyjskie okręty. Odnotowano więc wyjście na morze m.in.: dwóch dużych okrętów desantowych projektu 11711: „Iwan Gren" i „Piotr Morgunow" oraz wszystkich, znajdujących się w tej bazie (trzech) okrętów podwodnych projektu 636.3 typu Warszawianka (według NATO typu Kilo). Było to niespotykane wcześniej wydarzenie i stąd w prasie zachodniej pojawiły się podejrzenia o nowych planach ataku rakietowego na Ukrainę i desantowania wojsk rosyjskich.

Reklama

Rosyjskie okręty podwodne projektu 636.3 mają bowiem możliwość odpalania spod wody rakiet manewrujących 3M14 systemu „Kalibr" o zasięgu ponad 2000 km. Mogłyby więc teoretycznie wystrzelić jednocześnie nawet dwanaście takich pocisków. Z kolei okręty projektu 11711 to największe jednostki desantowe posiadane przez Wojennomorskich Fłot – i dodatkowo stacjonujące na Morzu Czarnym. Ponieważ odnotowano również ruch dużych okrętów desantowych projektu 775 (według NATO typu Ropucha) to zaczęto podejrzewać, że Rosjanie szykują się do jakiejś operacji ofensywnej w okolicach Odessy lub dla wsparcia Naddniestrza.

Czytaj też

Ani jedno, ani drugie przypuszczenie nie było realne. Rosjanie mają bowiem zbyt mało rakiet systemu „Kalibr", by je jednocześnie odpalać aż z trzech okrętów podwodnych. Z kolei wysadzenie desantu na brzegu opanowanym przez Ukraińców skończyło by się masakrą, biorąc pod uwagę: jak celnym uzbrojeniem dysponują obecnie ukraińskie siły zbrojne i jak nieskutecznym uzbrojeniem przeciwlotniczym dysponują rosyjskie okręty nawodne. Zresztą już 11 stycznia 2022 roku pojawiły się „uspokajające" zdjęcia części rosyjskich okrętów podwodnych i desantowych wpływających ponownie do Noworosyjska.

Reklama

Sprawa jest jednak ważna, ponieważ pokazuje prawdopodobnie nowy (a właściwie stary) sposób na ochronę własnych okrętów w bazach morskich. Jeszcze w czasie Układu Warszawskiego jednym ze sposobów ratowania rosyjskich jednostek pływających (i nie tylko rosyjskich) w czasie zagrożenia np. atakiem z powietrza było ich wyprowadzenie z portu na morze. Później jednak Rosjanie trenując obronę swoich okrętów pozostawiali je wewnątrz baz, ufni w swoją obronę przeciwlotniczą, jak i teoretycznie doskonały system obrony przeciwdywersyjnej.

Ataki przeprowadzone na Sewastopol oraz prawdopodobnie na Noworosyjsk pokazały, że sytuacja nie jest wcale tak idealna. Wojna w Ukrainie udowodniła bowiem, że: ani rosyjskie systemy przeciwlotnicze nie gwarantują skutecznej obrony, ani też rosyjska obrona przed atakiem dywersyjnym (np. z wykorzystaniem dronów) nie daje pełnego bezpieczeństwa.

Autor. mil.ru

Czytaj też

Teoretycznie odległość dzieląca Noworosyjsk od terenów utrzymywanych przez Ukrainę jest na tyle duża, że Ukraińcy nie mają możliwości bezpośredniego zaatakowania Rosjan systemami rakietowymi – i to nawet w przypadku, gdyby Amerykanie przekazali stronie ukraińskiej również rakiety ATACMS dla systemu HIMARS o zasięgu ponad 300 km. Rosyjskie dowództwo wysyłając alarmowo swoje okręty na morze prawdopodobnie przygotowuje się jednak na taki scenariusz – związany np. z przesunięciem się frontu do wybrzeża Morza Azowskiego.

Czytaj też

Rosjanie wykorzystują przy tym fakt, że rakiety systemu HIMARS nie nadają się do zwalczania celów będących w ruchu. Stąd być może zdecydowano się na wysłanie okrętów na morze, gdzie amerykańskie pociski rakietowe nie byłyby skuteczne. Otwarta pozostaje oczywiście sprawa ukraińskich dronów nawodnych, które już co najmniej dwa razy skutecznie zaatakowały rosyjskie okręty (29 października 2022 roku w Sewastopolu i 18 listopada 2022roku w Noworosyjsku). Rosjanie zakładają jednak, że odpowiednio „uczulając" załogi to zagrożenie jest łatwiej wyeliminować od rakiet i dlatego szykują się do alarmowej „ucieczki" tam, gdzie jest teoretycznie bezpieczniej.

A przy okazji denerwują zachodnich obserwatorów, którzy zakładają, że Wojennmorskij Fłot się do czegoś szykuje.

Reklama

"Będzie walka, będą ranni" wymagające ćwiczenia w warszawskiej brygadzie

Komentarze (7)

  1. Mama Leona

    Na szczęście obrona naszych portów jest rozwinięta, wszechstronna i świetnie zorganizowana. Dlatego oczywiste są plany inwestowania w rozbudowę polskiej MW. Naszej flocie nie grożą takie baty, jak ruskie dostają od Ukraińców

  2. cywilnycywil

    Nie nazywałbym "ucieczką" (nawet pisząc to w cudzysłowie) przemieszczania się jednostek wojskowych, nie biorących aktualnie udziału w bezpośredniej walce.

  3. WolnyPowolny

    Jesli dowodca oddzialu przesuwa czesci oddzialu z jenego miejsca na drugie. Lub lepiej umocnine czy zabezpieczne - nie pownno sie mowic ze to ucieczka.. Jesli np Ukraincy wycofaja sie z Kremetrska by nie tracic nie potrzebnie zolnierzy to nie ucieczka . Nie mozna uzwac slow nie znajac ich znacznia.

  4. Leon

    Desent na lotnisko w Hostomelu to akurat mógł się udac. Nie pierwszy raz to robili. W ten sposob zajęli Kabul i szybko zakończyli reularne działania wojenne podczas inwazji na Afganistan

  5. andys

    Prosze sie zdecydowac - opisywane wydarzenia to 2022 czy 2023r? A moze tekst napisano w 2022 r do wykorzystania póxniej?

  6. Sorien

    No Teraz jakby zrobili desant na Odessę to przebili by wszystko hahahaha . Nawet desant na lotnisko Kijowa specnazu w pierwszych godzinach wojny . Masakra i pośmiewisko... Nawet ruscy nie są tak głupi by to zrobić teraz

  7. papa lebel

    Wojsko jak zbyt długo siedzi w koszarach bez zajęcia to mu różne głupoty przychodzą do głowy. Więc trzeba ich rozruszać, przeczołgać, zmęczyć - żeby byli szczęśliwi jak wrócą na wyrko do bazy :)

Reklama