Siły zbrojne
Asad rozkazał zabić tureckich pilotów? [komentarz]
29 września br. saudyjska stacja telewizyjna Al-Arabiya wyemitowała program, w którym przedstawiono sensacyjne dokumenty. Wynika z nich, że prezydent al-Asad rozkazał zabić dwóch tureckich pilotów zestrzelonego w czerwcu samolotu rozpoznawczego RF-4E Phantom II.
Dokumenty miały zostać wykradzione przez członków opozycji, a następnie przekazane arabskiej stacji.
Al-Arabiya przedstawiła kilka dokumentów, z których dwa są szczególnie istotne. Pierwszy, opublikowany już wcześniej to rzekomy rozkaz z biura prezydenta Baszszara al-Asada skierowany do dowódcy oddziałów specjalnych Hassana Abdela Rahmana. Al Arabiya cytuje fragment dokumentu: „Dwaj tureccy piloci zostali pojmani po tym, jak ich samolot został zestrzelony we współpracy z rosyjską bazą w Tartus"
Jeśli dokument byłby autentyczny, jak twierdzą dziennikarze i eksperci Al-Arabiyi oznaczałoby to, że piloci przeżyli katastrofę samolotu i że rozkaz ich zestrzelenia mógł pochodzić od Rosjan. Sugerowałby także fakt zestrzelenia nad syryjskimi wodami terytorialnymi (Turcja twierdzi, że Syria dokonała tego nad wodami międzynarodowymi, Syria zaprzecza).
Drugi dokument ujawniony przez telewizję to pismo wysłane z kancelarii prezydenta do szefów służb wywiadowczych. Pismo stwierdza: "W wyniku informacji i porad przekazanych przez Rosjan, pojawiła się potrzeba wyeliminowania dwóch tureckich pilotów pojmanych przez nasz oddział specjalny w naturalny sposób. Ich ciała muszą zostać zwrócone na miejsce katastrofy na międzynarodowe wody”.
Ten dokument z kolei dowodziłby dokonania przez reżim syryjski zbrodni wojennej. Autentyczność dokumentów może jednak budzić poważne zastrzeżenia.
Po pierwsze, należałoby oczekiwać, że rozkaz eliminacji potencjalnych świadków – w tym wypadku lotników wrogiego kraju – o klauzuli tajności zostanie zniszczony po wykonaniu.
Po drugie, zdobycie ściśle tajnych dokumentów przez opozycję byłoby niezmiernie trudne, zważywszy, iż resorty siłowe, w tym wywiad syryjski są etnicznym, alawickim monolitem, wiernym prezydentowi.
Po trzecie, zastanawia sformułowanie użyte w dokumentach określające siły opozycji – al-dżajsz al-hurr – Wolna Armia, niespotykane w żadnych oficjalnych oświadczeniach rządu syryjskiego. Należałoby się spodziewać sformułowania w rodzaju – ugrupowania terrorystyczne, gangi, ew. „zwane też Wolną Armią Syryjską”
Po czwarte, czyż nie łatwiej byłoby potencjalnemu zbrodniarzowi po prostu pozbyć się ciał ofiar, zamiast decydować się na upozorowanie wypadku i podrzucenie ich na miejsce katastrofy – przecież ciała zostaną dokładnie przebadane przez ekspertów kryminalistyki, a gdyby ich nie znaleziono, nie udałoby się sprawy wyjaśnić.
Podsumowując, sensacyjne dokumenty saudyjskiej stacji to najprawdopodobniej kolejna próba przekonania opinii publicznej do konieczności interwencji zbrojnej w Syrii – zwłaszcza tureckiej i arabskiej.
Marcin M. Toboła