Reklama

Siły zbrojne

110 lat po Wielkiej Wojnie. Innowacja na polu walki [KOMENTARZ]

Niemiecka piechota szturmowa (Stoßtruppen) ćwiczy natarcie na okop przeciwnika z wykorzystaniem miotacza płomieni. Sedan, maj 1917 roku.
Niemiecka piechota szturmowa (Stoßtruppen) ćwiczy natarcie na okop przeciwnika z wykorzystaniem miotacza płomieni. Sedan, maj 1917 roku.
Autor. Imperial War Museum / Wikimedia Commons / domena publiczna

Działania wojenne w czasie I wojny światowej (1914-18) stanowią źródło kluczowych obserwacji dotyczących pełnowymiarowej wojny ery przemysłowej. Wojny na wyniszczenie, która w nieodwracalny sposób przekształciła pole walki.

Wojna przemysłowa ukazała nowe i przerażające oblicze walki lądowej. Zmaterializowała się supremacja artylerii i nowe środki walki w postaci czołgów i samolotów. Wielka wojna stanowiła również punkt zwrotny – wywołała rewolucję w taktyce piechoty. Formacje piechoty, w 1914 r. tkwiące jeszcze w poprzedniej epoce, w ciągu czterech lat dostosowały się do realiów nowoczesnej wojny przemysłowej, przechodząc od szyków liniowych rodem z XIX w., przez taktykę wojny okopowej, aby ostatecznie wypracować nową doktrynę działań połączonych, która efektywnie połączyła manewr z siłą ognia. Zmiany, które obserwujemy w latach 1914-18, to również dobry przykład trudnego procesu adaptacji wymuszonej przez rzeczywistość pola walki zgodnie z ponadczasową zasadą gen. Williama Balcka: „Pociski przeciwnika szybko tworzą nową taktykę”.

Reklama

Koniec romantyzmu

Gdy w sierpniu 1914 r. wojna ogarnęła Europę i rozpoczęły się walki na froncie zachodnim, proces ewolucji taktyki rozpoczął się niemal natychmiast. Jednak należy zauważyć, że walczące armie weszły do wojny, tkwiąc taktycznie w poprzedniej epoce. Taktyka piechoty była zdominowana przez zasadę masy, której doktrynalnymi zwolennikami byli np. Ferdynand Foch czy płk. Louis Loyzeau de Grandmaison. W efekcie zastosowania zasady masy i tzw. matematyki pola bitwy Focha na początku wojny artyleria, karabiny maszynowe i ogień karabinowy piechoty dosłownie dziesiątkowały nacierające pododdziały.

Paradoksalnie armie europejskie nie pamiętały wcześniejszych doświadczeń z wojny rosyjsko-japońskiej w latach 1904-05 czy też wcześniejszych, np. masakry pruskiej piechoty w bitwie pod Spiecheren w 1870 r. Przykłady te stanowiły ostrzeżenie i zapowiedź tego, co miały przynieść lata 1914-15.

Niemiecki okop w pobliżu drogi Albert-Bapaume w Ovillers-la-Boisselle zajęty przez brytyjskich żołnierzy podczas bitwy nad Sommą, lipiec 1916 r.
Niemiecki okop w pobliżu drogi Albert-Bapaume w Ovillers-la-Boisselle zajęty przez brytyjskich żołnierzy podczas bitwy nad Sommą, lipiec 1916 r.
Autor. John Warwick Brooke / Imperial War Museum / Wikimedia Commons

Brytyjskie porażki w bitwach pod Loos (1915) i nad Sommą (1916) przypieczętowały, choć nie bez problemów, początek końca tradycyjnej taktyki piechoty z przełomu wieków. Równocześnie zainicjowały proces poszukiwania i wdrażania nowych rozwiązań, zarówno w zakresie sprzętu wojskowego, jak i taktyki piechoty. Proces ten przebiegał dwutorowo: dotyczył zarówno obrony, jak i prowadzenia natarcia. Podobnie jak w warunkach współczesnej wojny na Ukrainie miał charakter swoistego wyścigu o uzyskanie przewagi taktycznej nad przeciwnikiem.

Reklama

Innowacje na polu walki

W przypadku natarcia piechoty nowe koncepcje przebijały się dość trudno, czego przykładem były wspomniane wyżej bitwy pod Loos i nad Sommą. Jednak Loos jest wyznacznikiem innego procesu, który również w modelowy sposób obserwujemy współcześnie: degradacji piechoty, która zaczynała spełniać rolę służebną wobec dominującej na polu walki artylerii. Warto pamiętać, że Loos był też w rzeczywistości adaptacją starej taktyki zwanej „atakiem falowym” (taktyki linii ogniowej), połączonej z taktyką „kroczącego ognia artylerii” (ang. creeping barrage).

Jednak przypadek ten pokazał, jak ważna jest rola efektywnej koordynacji działań piechoty z ogniem artylerii, a także roli tzw. małej taktyki i konieczności budowania zdolności do autonomicznych działań już na szczeblu małych pododdziałów piechoty. Kluczowa rola efektywnego ognia artylerii wytworzyła warunki do powstania filozofii nazywanej przez Roberta Leonharda „religią siły ognia” (religion of firepower). Ów sposób myślenia był i pozostaje swoistą pułapką polegająca na fałszywym przekonaniu, że użycie przytłaczającej ilości pocisków artyleryjskich jest kluczem do rozwiązania klinczu na polu walki.

Brytyjski ciężki karabin maszynowy Vickers na stanowisku ogniowym w rejonie Menin Road w czasie III bitwy pod Ypres, Paschendaele, wrzesień 1917 r.
Brytyjski ciężki karabin maszynowy Vickers na stanowisku ogniowym w rejonie Menin Road w czasie III bitwy pod Ypres, Paschendaele, wrzesień 1917 r.
Autor. Ernest Brooks / Imperial War Museum / Wikimedia Commons

Drugim kierunkiem było poszukiwanie efektywnych rozwiązań w zakresie taktyki małych pododdziałów piechoty (ang. infantry minor tactics, IMT). Przejawem tego było opracowanie kpt. André Laffargue, którego powszechnie nazywa się „ojcem taktyki infiltracji”. Taktyka zaproponowana przez Francuza była w zasadniczym kształcie wariantem natarcia falowego piechoty, ale zmodyfikowana o tyle, że pododdziały w pierwszej fali przy współudziale artylerii i przy użyciu lekkiej broni wsparcia: karabinów maszynowych i moździerzy, a także IMT, miały za zadanie obezwładnić przeciwnika. Rzeczywiste uderzenie na pierwszą linie okopów wykonywali żołnierze drugiej fali. Punkty oporu, wymagające zaangażowania większych sił, były omijane i pozostawiane kolejnym rzutom.

Rozwiązanie zastosowane przez Francuzów okazało się na tyle skuteczne, że również Brytyjczycy adaptowali taktykę proponowana przez Laffargue’a. Niektórzy z badaczy widzą jej elementy już w bitwie nad Sommą, ale nie przyniosło to większych sukcesów aż do bitwy pod Cambrai w 1917 r., gdzie w dużej mierze również odwołano się do wzorców z przeciwnej strony frontu.

Reklama

Adaptacja przeciwnika

Paradoksalnie to Niemcy okazali się być bardziej efektywni we wdrażaniu nowej taktyki piechoty. Niemiecka taktyka opracowana przez kpt. Willego Rohra była połączeniem ich własnych obserwacji bitew toczonych w 1914 i 1915 r. oraz wykorzystania zdobycznych kopii podręczników Laffargue’a. Mimo że wiele rozwiązań przedstawionych w dziele Rohra było już wcześniej wykorzystywanych, podręcznik sformalizował taktykę jako standardową taktykę pododdziałów szturmowych piechoty (Stoßtruppen).

Taktyka infiltracji opierała się na wykrywaniu oraz niszczeniu słabszych punktów i wykorzystywaniu luk do przeniknięcia w ugrupowanie przeciwnika, a w efekcie uzyskanie jego dekompozycji i skazanie na walkę izolowanych punktów oporu przeciwko pododdziałom drugiego rzutu. Taktyka ta okazała się zabójczo skuteczna w czasie niemieckiej ofensywy w 1918 r. (Kaiserschlacht), tym bardziej, że Niemcy efektywnie potrafili wykorzystać zarówno broń wsparcia piechoty, ale też lekką artylerię działającą w ugrupowaniu nacierających Stoßtruppen.

Wyposażenie niemieckiej piechoty szturmowej (Stoßtruppen) w czasie 1 Wojny Światowej.
Niemiecką piechotę szturmową (Stoßtruppen) wyposażono w lekką broń maszynową (lkm MG 08/15), miotacze płomieni (Wechselapparat, Wex), broń krótką, a także granaty ręczne rzucane przez specjalnie wyszkolonych żołnierzy (granadierów).
Autor. Paweł Makowiec / Defence24

W efekcie tego dwutorowego rozwoju w taktyce piechoty wypracowano elementy, które ostatecznie wpisały się w modus operandi piechoty i są również obecne na współczesnym polu walki:

  • manewr infiltracji;
  • efektywne połączenie ognia i manewru w walce piechoty;
  • operowanie mniejszymi, bardziej elastycznymi pododdziałami szczebla pluton-drużyna.

Pod koniec wojny pod względem taktyki, organizacji i wyposażenia pododdziały piechoty w 1918 r. w dużej mierze stanowiły już inne jednostki niż te, które wyruszały na wojnę w 1914 r. Trudno uniknąć stwierdzenia, że cztery lata prób i błędów na polach bitew doprowadziły armie walczące na froncie zachodnim do efektywnego połączenia nowych ofensywnych form taktyki piechoty z zaawansowanym technicznie sprzętem wojskowym.

Klucz do przyszłości

Taktyka piechoty znacznie wykroczyła poza taktykę końca XIX w. i zaczęła odzwierciedlać to, co współcześnie rozumiemy pod tym pojęciem. Pod koniec I wojny światowej na polu walki zagościła doktryna działań połączonych, w którym piechota stała się częścią coraz bardziej wyrafinowanego systemu walki wojsk lądowych. Ten obejmował również artylerię, broń pancerną oraz lotnictwo taktyczne.

Ewolucja taktyki piechoty na polach bitew I wojny światowej może być również wyznacznikiem procesów, które obecne są wypracowywane w walkach na Ukrainie. Tam obserwujemy dążenie obu stron do wypracowania efektywnych form i narzędzi walki na szczeblu taktycznym. Trudno oprzeć się wrażeniu, że dzisiejsze problemy z prowadzeniem działań ofensywnych, wynikające z obecności BSP i zdolności rozpoznania przeciwnika w czasie rzeczywistym połączonego z możliwością szybkiego rażeniem wykrytego celu ogniem artylerii, do złudzenia przypominają problem, przed którym stanęli Niemcy w 1916 r.

Włoska piechota szturmowa (Arditi) na froncie, 1918 r. Żołnierze trzymają sztylety, które stały się symbolem tej formacji.
Włoska piechota szturmowa (Arditi) na froncie, 1918 r. Żołnierze trzymają sztylety, które stały się symbolem tej formacji.
Autor. Ministero della difesa / Wikimedia Commons

Obserwując rosnącą dominację Ententy w powietrzu, a także przewagę w artylerii (ilościową, jakościową oraz taktyczną), Niemcy wypracowali nowe modele działań zaczepnych (Stosstruppen). Zmodyfikowali też taktykę obrony w celu wypracowania modelu możliwego do utrzymania w warunkach bitwy materiałowej (Materialschlacht). W efekcie doprowadziło to do powstania koncepcji elastycznej i urzutowanej wgłąb obrony, która odchodziła od dotychczas stosowanej sztywnej zasady obrony pozycji za wszelką cenę (niem. „halten was zu halten ist”, pol. „utrzymać to, co jest do utrzymania”).

Doświadczenia I wojny światowej, a także współczesne działania na Ukrainie, wprost wskazują na problem, który gen. William Balck nazywa „upartym konserwatyzmem”. Ten często prowadzi do katastrofy na polu walki mierzonej ludzkim życiem, tak jak nad Sommą w 1916 r. Przygotowując siły zbrojne do przyszłego konfliktu, musimy otwarcie zadać sobie pytanie, czy jesteśmy mentalnie, zarówno systemowo, jak i indywidualnie, przygotowani na innowacje, które zadecydują o efektywności SZ RP na przyszłym polu walki.

Czytaj też

W opinii autora innowacja powinna być wpisana w modus operandi oddziałów i pododdziałów. Z jednej strony powinny one być budowane i szkolone według regulaminów działań i tzw. taktyki formalnej, lecz muszą także być gotowe do ich modyfikacji w określonych warunkach, wykorzystując tzw. taktykę stosowaną[1], postępując zgodnie z zasadą marsz. Charlesa-Josepha de Ligne: „Działaj czasem wbrew regulaminowi”.

[1] Pojęcie zastosowane przez gen. Conrada von Hötzendorfa, jednego z najwybitniejszych teoretyków i praktyków taktyki wojsk lądowych CK Austro-Węgier, w pracy pt. „Zum Studium der Taktik” z 1891 r.

Reklama

"Będzie walka, będą ranni" wymagające ćwiczenia w warszawskiej brygadzie

Komentarze (3)

  1. MateuszCh

    hmmm.. artykuł ciekawy. Pokazujący problem walk okopowych, który przestaje istnieć w przypadku użycia KAB - gdzie okopy przestają istnieć. Mateusz Lachowski w ostatnim wywiadzie z Lewandowskim ten problem wsytępujący po stronie UA - Działaj czasem wbrew regulaminowi - doprowadziło do niezastępowalności brygad (utrudniona rotacja i ruch brygadą).

  2. Prezes Polski

    WP mentalnie tkwi w XXw. więc o czym my tu mówimy. Jedyny jasny punkt to siły specjalne. Dla kontrastu jest katastrofa taktyczna w postaci WOT. Nie ma transportu, i integralnych pododdziałów dronowych, wyposażenia. Przykład - karabiny maszynowe. Brak lekkiego km, który mogłyby używać np. grupy szturmowe w zasadzkach. A zasadzka ma być jednym z podstawowych zadań taktycznych WOT. Jest za to ukm2000 skuteczny na dystansie 1km, tylko że...jakoś zapomniano go wyposażyć w podstawę trójnożną, która zapewniłaby celne strzelanie na tę odległość. Nie mówiąc o pojazdach, które umożliwiłyby przemieszczanie na całej głębokości ugrupowania nieprzyjaciela.

  3. rwd

    Gavrila Princip powinien mieć pomnik w Warszawie, bo dla odzyskania przez Polskę niepodległości zrobił więcej niż niejeden hołubiony przez nas tzw. Ojciec Niepodległości.

    1. Wuc Naczelny

      Bredzisz, facet niczego nei zrobił. Masz bzdurne przekonanie że jeden facet cośtam i nagle całe zło lub całe dobro. Napięcia w mocarstwach były od dawna i wszystkie skłaniały się do takiego rozdania jak wyszło po wojnie. Tacy ludzie jak Ty głupio wierzą np że gdyby nie Hitler to nie byłoby drang nach osten i jakiejś formy czystki na Żydach, albo że jak Putin się przekręci to będzie pokówj, albo jak ktoś dostanei F16 to wygra wojnę.

    2. Krzysztof33

      naprawdę? umotywuj!

Reklama