Reklama
  • Komentarz
  • Analiza
  • W centrum uwagi

Koniec „szpicy z klocków”. NATO zwiększa gotowość [KOMENTARZ]

Ministrowie obrony NATO przyjęli plan zwiększania gotowości sił głównych Sojuszu Północnoatlantyckiego. Wbrew pozorom jego realizacja będzie dużym wyzwaniem i może wymusić znaczne zmiany w funkcjonowaniu armii poszczególnych krajów.

Fot. Bundeswehr/Ralph Zwilling
Fot. Bundeswehr/Ralph Zwilling

Sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg poinformował, że w ramach tzw. Inicjatywy Gotowości NATO (NATO Readiness Initiative) sojusznicy zobowiążą się do przygotowania do użycia sił liczących 30 batalionów zmechanizowanych, 30 okrętów bojowych, 30 eskadr lotniczych w ciągu trzydziestu dni lub szybciej. Co bardzo ważne, jak powiedział niedawno w programie SKANER Defence24 Sekretarz Generalny Jens Stoltenberg, jednostki te mają być „identyfikowane” spośród istniejących formacji, które nie są włączone do składu Sił Odpowiedzi NATO lub też rozmieszczone w ramach wzmocnionej wysuniętej obecności na wschodniej flance.

Spełnienie tego celu pozwoli na zwiększenie realnej zdolności reagowania NATO na potencjalne zagrożenie ze strony Rosji, ale będzie też dużym wyzwaniem dla państw członkowskich. NATO będzie bowiem wymagać utrzymywania w gotowości znaczących – również liczebnie - sił, zdolnych do rozmieszczenia w relatywnie krótkim czasie.

Przypomnijmy, że batalion to od kilkuset do ponad tysiąca żołnierzy, eskadra liczy z reguły kilkanaście samolotów/śmigłowców, a tzw. „szpica” NATO – brygada Sił Odpowiedzi o najwyższej gotowości, VJTF – to trzy do pięciu „ogólnowojskowych” batalionów z elementami wsparcia. Nawiasem mówiąc, do szczytu NATO w Walii główny komponent lądowy Sił Odpowiedzi składał się z jednej brygady wojsk lądowych gotowej do rozmieszczenia w ciągu 30 dni, natomiast jeżeli chodzi o rozmieszczenie przez NATO sił głównych, w opracowaniach często pojawiał się termin 180 dni.

W niedługiej przyszłości oprócz trzech brygad NATO Response Force (w gotowości 5-7, 30- i 45- dniowej), sojusznicy będą musieli być gotowi do wystawienia do trzydziestu batalionów wysokiej gotowości, z szerokim wsparciem sił morskich, lądowych i innych. Dzięki temu NATO będzie mogło – oczywiście po podjęciu odpowiednich decyzji politycznych - nie tylko skierować niemal od razu w rejon zagrożenia kilka tysięcy żołnierzy, ale też relatywnie szybko wzmocnić te siły przez znaczne większe formacje.

Zarówno USA, jak i NATO muszą dbać o system przerzutu wojsk. Fot. U.S. Army/Visual Information Specialist Markus Rauchenberger
Zarówno USA, jak i NATO muszą dbać o system przerzutu wojsk. Fot. U.S. Army/Visual Information Specialist Markus Rauchenberger



Nie jest tajemnicą, że Rosja posiada na wschodniej flance NATO miejscową przewagę, pomimo rozlokowania batalionowych grup bojowych, czy jednostek amerykańskich (przede wszystkim brygady pancernej), nawet jeżeli uwzględnimy możliwość bardzo szybkiego, „alarmowego” wzmocnienia przez siły najwyższej gotowości. Z tego powodu kluczową w systemie odstraszania rolę mogą odegrać tzw. follow-on-forces – siły wsparcia, przybywające do zagrożonego obszaru w krótkim czasie po wybuchu kryzysu. 

Wiadomo też, że na przyjęcie inicjatywy „4x30” mocno naciskali Amerykanie, którzy jeszcze przed objęciem władzy przed administrację Trumpa zwracali uwagę na niedostateczny wkład europejskich sojuszników do systemu bezpieczeństwa. Po decyzjach szczytu NATO w Walii i w Warszawie kraje europejskie wystawiają większość formacji Sił Odpowiedzi Sojuszu, czy formacji obecnych na wschodniej flance w ramach działań Paktu Północnoatlantyckiego.

Okazuje się jednak, że te jednostki są przygotowywane do działań NATO „kosztem” innych formacji, z których – czasem dosłownie – zbierany jest sprzęt wojskowy. Co to oznacza w praktyce? Nawet, gdyby do zagrożonego rejonu na czas dotarły siły najwyższej gotowości, to w trakcie trwania kryzysu bardzo trudno będzie je wzmocnić.

Przykładowo, Niemcy poinformowali oficjalnie, że duża część sprzętu dla zestawu „szpicy” (sił natychmiastowego reagowania) na 2019 rok będzie przekazywana z innych jednostek. W czasie dyżuru bojowego o najwyższej gotowości wyposażenie zostanie fizycznie przeniesione z baz macierzystych formacji do jednostek wydzielonych do „szpicy” (koncentrujących się wokół 9 Brygady Pancernej).

Jednostki niemieckiej
Jednostki niemieckiej "szpicy" będą musiały korzystać ze sprzętu innych formacji. W 2019 roku będzie on składowany centralnie, w miejscach stacjonowania VJTF, natomiast w trakcie pozostałego okresu dyżuru w Siłach Odpowiedzi - w latach 2018 i 2020 - w miejscach stałego bazowania. Fot. Bundeswehr/PIZ Heer

Z kolei w trakcie dyżuru w 2018 roku i 2020 roku (przy odpowiednio 45- i 30-dniowej gotowości, jako część Sił Odpowiedzi NATO), sprzęt będzie używany w macierzystych jednostkach do szkolenia, ale jednocześnie przygotowany do przeniesienia do formacji wydzielonych do NATO Response Force, w czasie osiągania gotowości do rozmieszczenia. Co za tym idzie, jednostki będące „dawcami” sprzętu w zasadzie nie będą mogły zostać skutecznie użyte bojowo aż przez trzy lata.

Po zrealizowaniu inicjatywy „4x30” państwa sojusznicze będą musiały utrzymywać w wysokiej gotowości znacznie większą pulę sił. To wymusi dbanie o sprzęt, ukompletowanie jednostek, prowadzenie zakupów części zamiennych, gdyż będzie to konieczne do realizacji sojuszniczych zobowiązań. Mogłoby to się wydawać oczywiste, ale jak pokazuje choćby przykład Bundeswehry, którego biorąc pod uwagę informacje płynące z różnych państw sojuszniczych nie należy uznawać za odosobniony, często nie jest.

Przyjęcie inicjatywy „4x30” powinno pociągnąć za sobą zwiększenie finansowania wydatków bieżących, takich jak remonty sprzętu. Warto zwrócić uwagę, że niemiecka szefowa resortu obrony Ursula von der Leyen już zapowiedziała, że kolejny dyżur „szpicy” kierowanej przez Republikę Federalną (w 2023 roku) nie może obciążać całych sił zbrojnych w taki sposób, jak będzie to mieć miejsce w roku 2019. Wydaje się więc, że wśród sojuszników jest świadomość konieczności podjęcia realnych działań.

Decyzje planowane do podjęcia przez ministrów NATO to duży krok w kierunku wzmocnienia zdolności do reagowania na zagrożenia, przede wszystkim na wschodniej flance – nie tylko w pierwszej fazie kryzysu. Innym elementem mającym zabezpieczyć proces wzmocnienia sił jest stworzenie dowództw w USA i w Niemczech, odpowiedzialnych za ochronę linii komunikacyjnych na Altantyku (będących drogą przerzutu sił głównych Stanów Zjednoczonych) oraz zabezpieczenie przemieszczanie sił po Europie.

Można więc postawić tezę, że o ile szczyt NATO w Walii skupiał się na stworzeniu sił natychmiastowego reagowania, szczyt w Warszawie – na rozmieszczeniu jednostek na wschodniej flance, to spotkanie w Brukseli będzie okazją do decyzji o wzmocnieniu gotowości całego Sojuszu. To rozwiązanie korzystne z punktu widzenia Polski, ale nie można zapominać ani o budowie własnych zdolności obronnych, ani o zabieganiu o przekształcenie rotacyjnej obecności USA w stałą, co może ostatecznie wyrównać status bezpieczeństwa krajów wschodniej flanki i państw zachodniej Europy.

WIDEO: Rakietowe strzelania w Ustce. Patriot, HOMAR, HIMARS
Reklama
Reklama