Reklama

Polityka obronna

Antydronowa doktryna NATO. Czy już wyszliśmy z „przedszkola”?

Autor. x.com/armyinformcomua

W Rumunii rozpoczęto sprawdzanie pierwszej, natowskiej doktryny zwalczania dronów. To co oficjalnie uznano za sukces jest w rzeczywistości dowodem na zacofanie NATO w tej dziedzinie i ciągłe ignorowanie doświadczeń z ukraińskiego frontu.

Na początku lipca 2024 roku r Rumunii rozpoczęto sprawdzanie w praktyce założeń nowej doktryny NATO, dotyczącej zwalczania bezzałogowych aparatów latających klasy 1, a więc ważących mniej niż 150 kg i latających do 6 godzin. Ma to być bezpośredni efekt zmian w podejściu do ochrony wojsk natowskich. Obecnie zakład się już bowiem budowę zintegrowanej obrony powietrznej i przeciwrakietowej, obejmującej z taką samą wagą zwalczanie małych, mini i mikrodronów, jak wcześniej samolotów, śmigłowców i rakiet. Bez tego nie uda się bowiem uzyskać przewagi w powietrzu, będącej wcześniej jednym z filarów natowskiego sposobu prowadzenia wojny.

Reklama

Nowa doktryna CONEMP („C-UAS Concept of Employment”) została po raz pierwszy zaprezentowana przez Centrum doskonalenia zwalczania mini i mikrodronów CDE CM/M APR (Counter Mini/Micro Remotely Piloted Aircraft Center of Excellence) w Sabaudii we Włoszech podczas spotkanie online zorganizowanego 24 czerwca 2024 roku. W spotkaniu tym wzięli udział przedstawicieli ośmiu krajów europejskich (Finlandii, Hiszpanii, Holandii, Polski, Węgier, Grecji, Irlandii i Czech) oraz Europejskiej Agencji Obrony EDA (European Defense Agency).

Czytaj też

Dokument „C-UAS Concept of Employment” jest częścią projektu realizowanego we Włoszech w celu „rozwoju zaawansowanych i wydajnych systemów zdolnych: do przeciwdziałania nowym zagrożeniom wynikającym z wrogiego użycia mini i mikro dronów, do ochrony żołnierzy na teatrach operacyjnych, terenach wojskowych/lotniskach w kraju i za granicą lub ludności podczas dużych wydarzeń”. W nowej doktrynie zidentyfikowano i zdefiniowano koncepcje wykorzystania systemów C-UAS, co ma przyśpieszyć opracowanie systemu antydronowego na poziomie europejskim.

Autor. x.com/armyinformcomua

W sprawdzeniu wzięły udział bezzałogowe aparaty latające z Rumunii, Niemiec, Portugalii, Węgier, Francji, Turcji i Polski, które były zabezpieczane myśliwcami wydzielonymi przez Wielką Brytanię i Finlandię. Systemy zakłócające zostały natomiast dostarczone przez trzy firmy: amerykańską Echodyne, niemiecką Rohde & Schwarz i francuską CS Group.

Stronę nieprzyjacielska (czerwoną) podgrywali specjaliści z włoskiego Centrum doskonalenia zwalczania dronów z Sabaudii (C-UAS Center of Excellence) wykorzystując odpowiednio przygotowane, cywilne drony, dostępne na rynku komercyjnym. Wśród nich były: amerykański bezzałogowiec Parrot Disco klasy FPV (o nietypowej konstrukcji latającego skrzydła) oraz dwa kwadrokoptery chińskie firmy DJI. Jak widać przeciwnikiem wojsk NATO stały się drony kosztujące w sieci nie więcej niż 4000 zł.

Reklama

W tym, co oficjalnie uznano za sukces jest kilka czynników, które mogą budzić niepokój. Po pierwsze uznając, że dokument „C-UAS Concept of Employment” jest dużym krokiem naprzód, trudno jest nie zauważyć stosunkowo małego zainteresowania w NATO jego wprowadzeniem. W spotkaniu online, na którym zaprezentowano nową koncepcję określaną przez media jako „natowską”, wzięli bowiem udział przedstawiciele jedynie 8 z 32 państw Sojuszu. Nie było również reprezentanta struktur technicznych NATO, a jedynie europejskiej agencji EDA.

Czytaj też

Tymczasem nawet przy wiodącej roli Unii Europejskiej w tym programie, Pakt Północnoatlantycki powinien być żywotnie zainteresowany wynikami prowadzonych we Włoszech prac, zakładając ich ewentualne, późniejsze wprowadzenie do wykorzystania. Tym bardziej, że w NATO nadal ignoruje się skalę zagrożenia. Świadczy o tym chociażby sam sposób działania „czerwonych” w czasie rumuńskich testów. Włosi podgrywając przeciwnika wykorzystali bowiem jedynie trzy małe drony, co w żaden sposób nie reprezentowało tego, z czym mają do czynienia Ukraińcy walcząc z Rosjanami.

Najlepszym rozwiązaniem byłoby oczywiście zaproszenie do udziału w takich testach doświadczonych, ukraińskich operatorów dronów (np. z jednostek Kraken lub Ptaki Madziara) pozwalając im działać z dowolną ilością systemów bezzałogowych i według nieznanego nikomu wcześniej, ich własnego planu. Wtedy jednak mogłoby wyjść na jaw, jak bardzo NATO jest zacofane w dziedzinie zwalczania dronów.

Oczywiście Włosi również starali się jak najbardziej utrudnić działanie systemom obronnym wykonując ataki z wielu kierunków jednocześnie i starając się przy tym ukryć miejsce startu na ziemi. Ich umiejętności trudno jest jednak porównywać z wiedzą ludzi, którzy na co dzień realizują podobne zadanie większą ilością dronów i dodatkowo będąc narażonym na ostrzał przeciwnika.

YouTube cover video

Zastanawiające jest również samo uzasadnienie wyboru do testów jednego z rumuńskich poligonów nad Morzem Czarnym. Zadecydować o tym miały bowiem zakłócenia, jakie występują w tamtym regionie. W czasie testów okazało się zresztą, że natowska aparatura rzeczywiście wykryła próby zakłócenia systemu GPS nadajnikami, najprawdopodobniej zlokalizowanymi na bezprawnie zajętym przez Rosjan Krymie. Było to szczególnie mocno odczuwalne w rejonie bazy lotniczej Mihail Kogalniceanu, gdzie rozmieszczono brytyjskie myśliwce Eurofighter i fińskie F/A-18.

Reklama

Problem polega na tym, że zakłócenia tego rodzaju generowane nadajnikami naziemnymi nie mają możliwości zaszkodzić rumuńskim poligonom ze względu na krzywiznę Ziemi. Rozchodzące się praktycznie prostoliniowo fale zakłócające „idące” z Krymu mogą więc zakłócić pracę odbiorników GPS nad Rumunią jedynie na pokładzie statków powietrznych znajdujących się na pułapie kilku tysięcy metrów.

W odniesieniu do działających niżej minidronów nie ma to więc większego znaczenia i stąd uzasadnienie rosyjskimi jammerami wyboru poligonu było co najmniej dziwne. Problem zakłócania GPS przez Rosjan oczywiście jest okresowo nagłaśniany w mediach, jednak przedstawiciele NATO powinny wiedzieć, kogo ten problem tak naprawdę dotyczy.

YouTube cover video

Zaskakuje dodatkowo fakt, że systemy antydronowe do testów zostały dostarczone przez firmy, a nie przez siły zbrojne poszczególnych państw NATO. Tymczasem sprawdzenie nowej koncepcji wykorzystania zestawów C-UAS (Counter Unmanned Aerial System) powinno się realizować z tym, co siły NATO na co dzień wykorzystują. Problem polega na tym, że kraje sojuszu w ogromnej większości nie mają: ani tanich mikrodronów i minidronów, jakie są obecnie powszechnie wykorzystywane na Ukrainie, ani odpowiedniej ilości systemów antydronowych systemowo je zwalczających i to jak najmniejszym kosztem.

To właśnie dlatego do testów trzeba było korzystać z komercyjnych, chińskich dronów DJI, chociaż to nie one stanowią obecnie największe zagrożenie. Trzeba bowiem pamiętać, że zarówno Rosjanie, jak i Ukraińcy stosują tysiącami o wiele prostsze bezzałogowce, które pomimo tej prostoty są bardziej odporne na zakłócenia i co najważniejsze również tańsze.

Można mieć tylko nadzieję, że małe zainteresowanie testami w Rumunii i doktryną CONEMP wynika z tego, że w NATO opracowano własną doktrynę, o której głośno informowano w październiku 2023 roku. To właśnie wtedy wskazywano, że ma powstać dokument zawierający porady dla państw członkowskich w zakresie wielowarstwowego podejścia do obrony przed bezzałogowymi systemami powietrznymi w różnych środowiskach operacyjnych oraz wspólnego szkolenia operatorów (zgodnie ze wspólnymi standardami).

Autor. 115 brygada ukraińskiej obrony terytorialnej

Nowa doktryna miała się opierać na wydanym w 2019 roku podręczniku (mającym około 600 stron), w którym określono wytyczne do skutecznego zwalczania dronów. Oczywiście dokument ten nie został nigdy upubliczniony, jednak patrząc na obecny stan systemów bezzałogowych w NATO – nie zawierał on niczego rewolucyjnego. Być może to właśnie dlatego na początku 2023 roku zlecono opracowanie nowej doktryny, która ma być już skondensowana na 70-80 stronach. Miała być ona do końca roku ratyfikowana przez komitet NATO, odpowiedzialny za tworzenie wojskowych standardów operacyjnych przy wsparciu Biura Normalizacyjnego NATO.

Próby wprowadzenia obu tych doktryn (lub jednej) są oczywiście dobrym sygnałem, ponieważ pokazują, że generalne podejście do zwalczania dronów powietrznych w NATO wreszcie zaczyna się zmieniać. Prace te swoim rozmachem bardziej jednak przypominają przedszkole, w której uczy się podstaw niż akademię, gdzie studiuje i bada się wyrafinowane aspekty całego problemu.

Czytaj też

Trzeba bowiem pamiętać, że wcale nie chodzi o przeciwdziałanie temu, co można zaobserwować na Ukrainie. O wiele większym wyzwaniem jest bowiem przygotowanie się na zagrożenie, jakie może przyjść ze strony Chin. Obecnie nikt nie powinien już mieć wątpliwości, że Chińczycy opracowali własną doktrynę wykorzystania systemów bezzałogowych. Co więcej mają do tego moce produkcyjne, odpowiednie technologie, oraz pieniądze na ich wdrażanie. I to pieniądze uzyskane przede wszystkim z niekończących się zakupów, jakie muszą w sposób ciągły robić u nich Ukraińcy i Rosjanie.

Jeżeli więc szacuje się, że na całym froncie ukraińskim w powietrzu może być jednocześnie ponad tysiąc dronów, to w przypadku Chin tysiąc dronów może posłużyć do jednego ataku – i to również działając w roju. Do walki z takim zagrożeniem nie wystarczy już więc karabin antydronowy, ale efektywny, zintegrowany system ochrony, i to działający o wiele sprawniej nie obecne systemy przeciwlotnicze i przeciwrakietowe.

I na to powinni być przygotowywani natowscy żołnierze.

Reklama

Komentarze

    Reklama