Polityka obronna
Amerykanie ze strategią antydronową. Spóźnioną o 4 lata
Amerykański sekretarz obrony Lloyd J. Austin podpisał nową, tajną strategię przeciwdziałania skutkom działania systemów bezzałogowych. Cały dokument jest w rzeczywistości przyznaniem się do nieskutecznych działań – szczególnie w domenie małych dronów. Co gorsza stawia zdania nowej administracji Donalda Trumpa, co może wywołać efekt odwrotny od zamierzonego.
Nowa, amerykańska doktryna przeciwdziałania dronom to wynik oceny, że systemy bezzałogowe zwiększają swoje możliwości i stanowią coraz większe zagrożenie dla Stanów Zjednoczonych i ich sojuszników. Takie podejście nie jest czymś nowym, ponieważ że Lloyd J. Austin już od momentu objęcia urzędu w 2021 roku cały czas podkreślał, że walka z przeciwdziałaniem skutkom użycia systemów bezzałogowych jest jednym z jego priorytetów.
Dlaczego właśnie teraz wprowadzono nową, amerykańską strategię obrony antydronowej?
Po trzech latach takiego „priorytetowego podejścia” do dronów Lloyda Austina, Departament Obrony USA zdecydował się stworzyć dokument, który jest tak naprawdę przyznaniem się do winy „zaniechania”. Jest to o tyle dziwne, że ustępująca Administracja zasadniczo wcześniej chwaliła się tym, co udało się jej zrobić. Tymczasem uzasadniając wprowadzenie nowej strategii obecny Departament Obrony przyznaje się praktycznie wprost, do zbyt małej uwagi, jakiej poświęcono zwalczaniu systemów bezzałogowych – szczególnie tych małych.
Jeżeli bowiem rzecznik prasowy Departamentu Obrony generał dywizji sił powietrznych Pat Ryder tłumaczy na specjalnej konferencji prasowej, że ta strategia pozwali temu Departamentowi podejść do zagrożenia ze strony bezzałogowych statków powietrznych w sposób „kompleksowy, spójny i holistyczny”, to oznacza, że wcześniej takie podejście nie było: ani kompleksowe, ani spójne, ani holistyczne. Jako swoistą samokrytykę należy też uznać wyjaśnienie, że jest to „strategia ujednolicenia podejścia do przeciwdziałania wykorzystaniu tych systemów przez przeciwnika”. Wygląda to bowiem teraz tak, jakby tego ujednolicenia wcześniej nie było.
Jak na razie nie wiadomo, dlaczego właśnie teraz zdecydowano się opublikować tą swoistą „spowiedź” Departamentu Obrony. Sama strategia została bowiem utajniona. Przyczyn opracowania tego dokumentu, nie przedstawił również generał Pat Ryder. Wskazał on bowiem na to, o czym było wiadomo już od wielu lat, że:
- bezzałogowe systemy, powszechnie znane jako drony, mogą potencjalnie stanowić pilne i trwałe zagrożenie dla personelu, obiektów i aktywów USA za granicą, a coraz częściej także w samych Stanach Zjednoczonyuch;
- zagrożenia, jakie stwarzają te systemy zmieniają sposób prowadzenia wojen;
- dzięki tej wyjątkowej strategii przeciwdziałania bezzałogowym systemom, w połączeniu z innymi ważnymi inicjatywami, Departament Obrony koncentruje się na wspólnym rozumieniu wyzwania i kompleksowym podejściu do jego rozwiązania;
- dzięki rosnącej innowacji komercyjnej i coraz większemu wyrafinowaniu sztucznej inteligencji (AI), autonomii i technologii sieciowej, systemy bezzałogowe zasadniczo zmieniają sposób, w jaki armie wszystkich rozmiarów, możliwości i możliwości – a także podmioty niepaństwowe – osiągają swoje cele.
Według nowej strategii, zintensyfikowanie działań antydronowych ma polegać na kontynuowaniu wcześniej anonsowanych inicjatyw Departamentu Obrony, zakładających m.in.:
- utworzenie Biura połączonych działań przeciwdziałania małym dornom (Joint Counter-Small UAS Office),
- utworzeniu Grupy ds. Integracji Starszych Żołnierzy (Warfighter Senior Integration Group) w celu zaspokojenia pilnych potrzeb operacyjnych jeżeli chodzi o ludzi;
- uruchomieniu programu Replicator 2 (prowadzącego do wprowadzenie środków przeciwdziałających zagrożeniu ze strony małych, bezzałogowych systemów powietrznych dla najważniejszych, amerykańskich instalacji i miejscu stacjonowania amerykańskich sił).
Ponadto szefowie amerykańskiego Dowództwa Północnego (NORTHCOM) i Dowództwa Indo-Pacyficznego (INDOPACOM) otrzymali nowe role koordynatorów działań antydronowych mając pomagać w reagowaniu na incydenty, w prowadzeniu szkoleń i wyposażenie odpowiednich sił.
Co zawarto w nowej, amerykańskiej strategii obrony antydronowej?
Niestety dane na temat zawartości nowej, ale tajnej strategii antydronowej amerykańskiego Departamentu Obrony można uzyskać jedynie z krótkie karty informacyjnej. Wynika z niej, że Amerykanie chcą zrobić coś, co już dawno powinno zostać zrobione. Do swoich zadań zaliczyli np. „lepsze zrozumienie zagrożeń stwarzanych przez systemy bezzałogowe i poprawę zdolności amerykańskich sił do wykrywania, śledzenia i charakteryzowania tych zagrożeń”. Zakłada się również „włączenie wysiłków i wiedzy w zakresie przeciwdziałania systemom bezzałogowym do istniejącej doktryny wojskowej USA, organizacji, szkoleń, materiałów, przywództwa, personelu, obiektów i polityki”.
Oczywiście ujawnione zadania zawarte w nowej strategii są całkowicie słuszne i warte wprowadzenia. Departamentu Obrony zobowiązuje się bowiem do:
- „dostarczania adaptowalnych rozwiązań przeciwko bezzałogowym statkom powietrznym szybciej i na większą skalę, w tym poprzez ściślejszą współpracę z partnerami i sojusznikami USA”.
- „zmniejszenia nierównowagi między niskim kosztem opracowywania i wdrażania systemów bezzałogowych a wysokimi kosztami, jakie Stany Zjednoczone wydają obecnie na pokonanie tych systemów”.
Problem jest w tym, że nowa strategia powstała w ostatnim miesiącu działania obecnego Departamentu Obrony, a nie na początku. A to oznacza, że Lloyd J. Austin w jakiś sposób postawił zadania swojemu następcy. Bezpieczniej i poprawniej politycznie byłoby pozostawienie tego dokumentu do zaakceptowania przez nową administrację Białego Domu z możliwością wprowadzenia swoich poprawek, a nie chwalenie się podpisaniem rozkazu, który będzie miał wykonać ktoś inny.
Oczywiście nikt nie neguje oceny sytuacji, jaką zawarto w karcie informacyjnej dotyczącej nowej strategii. Bo jest oczywiście prawdą, że:
- od Bliskiego Wschodu po Ukrainę i na całym świecie – w tym w Stanach Zjednoczonych – systemy bezzałogowe zmieniają taktykę, techniki i procedury, kwestionują ustalone zasady operacyjne i skracają cykle innowacji wojskowych;
- na poziomie operacyjnym systemy te utrudniają siłom ukrywanie się, koncentrację, komunikację i manewrowanie;
- systemy te umożliwiają przeciwnikom łatwiejsze nadzorowanie, zakłócanie lub atakowanie sił własnych, aktywów i instalacji, w tym potencjalnie bez możliwości przypisania winy:
- na poziomie strategicznym systemy bezzałogowe zapewniają agresorom możliwość zmniejszenia początkowych kosztów ludzkich, finansowych i „reputacyjnych” konfliktu;
- stosunkowo niedrogi, szeroko dostępny charakter tych systemów w efekcie zdemokratyzował precyzyjne uderzenia.
Problem jest w tym, że o tym wszystkim było już wiadomo w 2020 roku po wojnie w Górskim Karabachu. I to wtedy trzeba było stworzyć nową strategię, a nie czekać na zmianę Administracji w Białym Domu po przegranych wyborach prezydenckich.
Najgorsze jest jednak to, że Amerykanie, przynajmniej oficjalnie, źle oszacowali zagrożenia. W karcie informacyjnej wskazali bowiem, że „postęp technologiczny w średnim i długim okresie prawdopodobnie sprawi, że systemy bezzałogowe staną się coraz bardziej wydajne, niedrogie, autonomiczne i połączone w sieć – zdolne do krążenia przez dłuższe okresy czasu, lepszej komunikacji z innymi systemami, poruszania się i działania jako roje oraz przenoszenia większych ładunków”.
Tymczasem: ani nie „w średnim i długim okresie”, ani nie „prawdopodobnie”. Drony działające w roju oraz autonomicznie, jeżeli nawet nie są jeszcze gotowe, to bardzo szybko będą i to będą na pewno. Oczywiście Departament Obrony może się oficjalnie wypierać zagrożenia wprowadzając innych w błąd, jednak w rzeczywistości samo powstanie nowej strategii jest dowodem, że amerykański rząd doskonale zdaje sobie sprawę, co jest zagrożeniem i że na razie nie znalazł na nie antudotum.
Widać to w stwierdzeniu, że dynamika rozwoju dronów grozi „osłabieniem systemu odstraszania i stworzeniem nowej i niepewnej dynamiki eskalacji”. Dlatego przez swoje „strategiczne podejście” Departament Obrony chce „załagodzić potencjalne, negatywne skutki systemów bezzałogowych dla sił zbrojnych USA, oraz zasobów i instalacji – w kraju i za granicą”. Do tej chwili miało to polegać na poprawieniu amerykańskich systemów obronnych „ze szczególnym uwzględnieniem wykrywania, a także aktywnej i pasywnej obrony”.
W przeszłości, chcąc „wyprzedzić postęp w systemach bezzałogowych – i ich rosnącą powszechność” amerykański Departament obrony zamierza:
- dostosowywać swoje przyszłe możliwości do bardziej wymagających przypadków (np. do większej liczby coraz bardziej wydajnych i autonomicznych systemów).
- w średnim i długim okresie również rozwijać i projektować swoje przyszłe siły, aby zmniejszyć ich podatność i zwiększyć odporność na te zagrożenia.
W samej karcie informacyjnej wyszczególniono pięć konkretnych „strategicznych sposobów”, jakimi Pentagon będzie się starał stawić czoła zagrożeniom związanym z dronami w ramach swojej nowej strategii (w krótkiej, średniej i długiej perspektywie). Są to:
- pogłębienie zrozumienia trendów i zagrożeń ze strony systemów bezzałogowych oraz poprawa zdolności sił operacyjnych do wykrywania, śledzenia i charakteryzowania tych zagrożeń;
- zakłócanie i degradowanie sieci systemów bezzałogowych grożących Amerykanom, w tym poprzez uruchamianie i przeprowadzanie ukierunkowanych kampanii w celu przeciwdziałania tym sieciom, we współpracy z innymi departamentami i agencjami USA;
- obrona przed zagrożeniami ze strony systemów bezzałogowych dla interesów USA, w tym poprzez: udoskonalenie aktywnych i pasywnych obron; wyjaśnianie, usprawnianie i delegowanie uprawnień (w razie potrzeby) oraz instytucjonalizację podejścia w zakresie doktryny, organizacji, szkoleń, wsparcia logistycznego, dowodzenia, personelu, obiektów i polityki;
- dostarczanie rozwiązań z większą prędkością, adaptowalnością i skalą, w tym poprzez wykorzystanie szybkich procedur pozyskiwania; priorytetyzację zintegrowanych, otwartych, modułowych rozwiązań, stosowanie inżynierii systemów i analityki predykcyjnej, zmniejszanie nierównowagi kosztów między systemami bezzałogowymi a środkami im przeciwdziałającymi, rozszerzoną elastyczność budżetową, zwiększenie liczby prac eksperymentalnych, tworzenie warunków do szybkich i realistycznych testów; maksymalizację eksportowalności, współrozwoju i współprodukcji z najbliższymi sojusznikami i partnerami;
- opracowanie i zaprojektowanie przyszłych połączonych sił do prowadzenia wojny opartej na systemach bezzałogowych, w tym poprzez dążenie do zmian w strukturze sił oraz inne wykorzystywanie sił i poszukiwanie technologii, które mogłyby umożliwić Amerykanom zrównoważenie przewagi przeciwnika.
Według Departamentu Obrony samo wdrożenie tej strategii będzie wymagało m.in.:
- nastawienia kampanijnego by nie pozwolić przeciwnikom i konkurentom czerpać korzyści ze stosowania systemów bezzałogowych;
- współpracy z amerykańskimi partnerami międzyagencyjnymi i Kongresem w celu dostosowania uprawnień, zasobów i podejścia;
- pełne włączenie sojuszników i partnerów do amerykańskich wysiłków – „wykorzystując nasze zbiorowe mocne strony, maksymalizując interoperacyjność i integrację oraz promując odpowiedzialne normy zachowania dotyczące systemów bezzałogowych i powiązanych technologii:
- współpracy z „przemysłem zbrojeniowym i szerszym ekosystemem innowacji obronnych, aby szybko i na dużą skalę zająć się postępem w systemach bezzałogowych”.
- wykorzystania „inicjatywy i kreatywności armii USA w dostosowywaniu się do nowych wyzwań oraz siły amerykańskiego społeczeństwa, zróżnicowanego i dynamicznego”.
Do czego tak naprawdę przyznaje się amerykański Departament Obrony?
Nowa strategia to nie tylko spowiedź obecnego Departamentu Obrony, ale również próba załagodzenia krytyki dotychczasowych działań, a właściwie braku skutecznych działań jeżeli chodzi o przeciwdziałanie zagrożeniu ze strony dronów. Kiedy więc nowa Administracji Donalda Trumpa zada pytanie, co zrobiono w tej dziedzinie będzie można wskazać na rzecz najłatwiejszą, a więc na opracowanie strategii. Tymczasem rzeczywiście jest się z czego tłumaczyć.
Nadal bowiem nie wyjaśniono co przez siedemnaście nocy pojawiało się w grudniu 2023 roku, nad bazą amerykańskich sił powietrznych Langley w Wirginii. Co więcej nie udało się znaleźć środków, by temu przeciwdziałać w przyszłości. Podobne niewyjaśnione przypadki zarejestrowano bowiem później w Kalifornii (w Palmdale koło siedziby tajnej firmy „Skunk Works” działającej dla koncernu Lockheed Martin) i w Newadzie.
Large Sized Drones flying around in unauthorized areas around New Jersey, including over Picatinny Arsenal, which is a Military Base, last night November 18th, being followed by BlackHawk Helicopters. New Jersey residents speak up 🗣️ pic.twitter.com/sonoqZyLY5
— BeautyMrk (@BeautyMrked) November 19, 2024
Pokazem bezsilności był zresztą ostatni miesiąc, kiedy to 18 listopada 2024 roku „coś” latało nad Arsenałem Picatinny amerykańskich wojsk lądowych w północnym New Jersey a od 20 listopada 2024 roku w sposób ciągły jest obserwowane nad amerykańskimi instalacjami w Wielkiej Brytanii w bazach RAF Lakenheath, RAF Mildenhall i RAF Fitwell.
Co ciekawe, odpowiedzią na nową strategię antydronową wcale nie były pochwały ze strony mediów, ale krytyka poparta zresztą słusznymi argumentami. Departamentowi Obrony wprost wytknięto (szczególe portal „The war zone”), że przyczyny, dla których wprowadzono nową strategię były już znane i opisywane od kilku lat. Już dawno wskazywano bowiem na zagrożenia ze strony rojów dronów, jak również na wpływ AI (sztucznej inteligencji) na zwiększenie możliwości bojowych bezzałogowych statków powietrznych – w tym tych najmniejszych.
Pomimo tych alarmujących materiałów: nie tylko że nie wprowadzono odpowiedniej ilości, skutecznych, technicznych środków przeciwdziałania ale również nie zmieniono prawa, by te środki można było bez problemów używać w czasie pokoju. Ten problem jest zresztą ignorowany również w innych państwach, gdzie tworzy się przepisy regulujące sposoby wykorzystywania dronów, a z drugiej strony nie wprowadza się narzędzi, zmuszające do respektowania tych przepisów.
W przypadku Stanów Zjednoczonych zwraca się np. od dawna uwagę, że przeciwdziałanie bezprawnemu i nieautoryzowanemu użyciu dronów nie jest zadaniem jedynie Departamentu Obrony. To co się niekiedy pojawia nad amerykańskimi bazami wojskowymi wcześniej bowiem lata, tam gdzie prawo nadzorują federalne, stanowe, lokalne i inne organy ścigania. One także powinny być przygotowane na zagrożenia ze strony systemów bezzałogowych.
Bez tego nowa strategia antydronowa tylko Departamentu Obrony, może więc nie wystarczyć by ochronić amerykańskie instalacje wojskowe i cywilne.
Essex
Przynajmniej wyciagają wnioski a u nas? Nic, zero, drony nie istnieja bo nie ma ich w regulaminach z lst 60tych....zenada
Ależ
Przecież mają dużo Apaczy więc spokojnie wszystkie te drony nimi strącą!
szczebelek
Demokraci mistrzowie pijaru jak cała scena po lewej stronie gdzie światopogląd wygrywa z gospodarką 🤣🤣🤣
oko
Szwajcaria od dziesięcioleci priorytetowo traktuje bezpieczeństwo swoich mieszkańców. Już w 1963 roku, w czasie zimnej wojny, uchwalono prawo nakazujące zapewnienie każdemu obywatelowi miejsca w schronie. Przepisy te obejmują również cudzoziemców oraz uchodźców, co doprowadziło do stworzenia rozległej sieci ponad 300 tys. schronów w całym kraju. Schrony te wbudowane są w różne elementy szwajcarskiej infrastruktury – od prywatnych domów i bloków mieszkalnych, po przestrzenie wspólne. Ich konstrukcja, oparta na grubych betonowych ścianach, sprawia, że często wykorzystywane są jako magazyny, piwniczki na wino czy pomieszczenia hobbystyczne. Niemniej ich podstawowym celem pozostaje ochrona przed zagrożeniami, takimi jak bombardowania czy opad radioaktywny. Szwajcaria posiada wystarczającą liczbę miejsc schronienia dla swojej 9 mln populacji.