Reklama

Geopolityka

Pobór, wydatki na armię i współpraca z Rosją na debacie prezydenckiej we Francji [RELACJA]

Fot. Ministere De La Defense
Fot. Ministere De La Defense

Zaangażowanie w europejską obronność czy „autonomiczna armia”? Odnowienie relacji z Rosją wbrew NATO czy bliższy sojusz z Niemcami? Między innymi te kwestie pojawiły się w debacie kandydatów we francuskich wyborach prezydenckich. Podczas kampanii prezydenckiej odżył także pomysł powrotu do obowiązkowej służby wojskowej. 

Podczas ponad trzygodzinnej debaty zorganizowanej prze stację telewizyjną TF1 pięcioro kandydatów przedstawiło swoją wizję prezydentury. W czasie dyskusji znalazło się także miejsce na kwestie dotyczące polityki zagranicznej i bezpieczeństwa V Republiki. Kandydat socjalistów Bennoit Hammond opowiedział się za przejęciem przez Francję inicjatywy w kształtowaniu bezpieczeństwa Europy w obliczu mniejszego zaangażowania USA w obronę kontynentu oraz działań Rosji w Syrii oraz przy wschodniej granicy UE. Hammond zapowiedział także kontynuowanie podnoszenia wydatków na armię do poziomu 2 proc. PKB wymaganego przez NATO. 

Do wątku podnoszenia wydatków na obronność odniosła się również kandydatka Frontu Narodowego Marine Le Pen, która stwierdziła, że poziom 2 proc. PKB powinien zostać osiągnięty, nie do 2025 r., jak zapowiedziały obecne władze, ale do 2018 r., natomiast do końca kadencji ten odsetek powinien wynosić 3 proc. Liderka skrajnej prawicy odrzuca pomysł zaangażowania Francji w projekt europejskiej polityki bezpieczeństwa i opowiada się za "autonomiczną armią", jest też przeciwna zaangażowaniu Paryża w filar transatlantyckiego bezpieczeństwa jakim jest NATO. 

Co ciekawe, sprzeciw Le Pen wobec większego zaangażowania w budowę wspólnego systemu obronnego Europy podzielił Jean-Luc Mélenchon. Lider Partii Lewicy stwierdził także, że należy zorganizować konferencję bezpieczeństwa "od Atlantyku po Ural" dotyczącą granic w Europie. Widać więc bardzo wyraźnie, że zarówno skrajna lewica, jak i skrajna prawica są przeciwko zaangażowaniu Francji w NATO i opowiadają się za zacieśnianiem relacji z Rosją, potencjalnie kosztem członków Sojuszu Północnoatlantyckiego. Podobne procesy mają miejsce w Niemczech, jeżeli przywołać stanowiska Lewicy (Die Linke) oraz skrajnie prawicowej AfD wobec NATO i Rosji. Można śmiało powiedzieć, że partie skrajne "jednoczy" niechęć wobec transatlantyckich struktur bezpieczeństwa, co jest niebezpieczne z punktu widzenia Sojuszu Północnoatlantyckiego.

Kwestia granic w Europie przeniosła dyskusję do tematu relacji z Rosją, do której odniósł się Françoise Fillon. Kandydat "Republikanów" po raz kolejny stwierdził, że należy ustanowić relacje opierające się na zaufaniu.  

Fillon odniósł się do kwestii granic w Europie i stwierdził, że Zachód był przekonany, że może sam ustanawiać porządek we wszystkich częściach świata w imię obrony wolności w "konkretnej postaci" i przywołał przykład Iraku oraz Kosowa, w przypadku Zachód sam doprowadził do zmiany granic na Bałkanach. "[Kwestia granic - przyp. red.] powinna być rozpatrywana w kontekście prawa międzynarodowego oraz prawa ludzi, aby rozporządzać sobą" - powiedział Fillon - "Są granice, które zostały wyznaczone w sposób nie do zaakceptowania dla narodu".

Według polityka prawicy walka z Państwem Islamskim to porażka. Jego zdaniem Francja pozwoliła Kremlowi i Teheranowi na regulowanie kwestii syryjskiej, zamiast prowadzić walkę przeciwko islamistom z Rosją i innymi państwami regionu. W kwestii europejskiej obronności Fillon chce utrzymania niezależności przy jednoczesnej współpracy z państwami regionu. 

Czytaj także: "Suwerenna" Europa i reset z Rosją - przyszła polityka zagraniczna Francji?

Dla Emmanuela Macrona, szefa ruchu "En Marche!" kluczowe jest zaangażowanie w integrację europejską. Kooperacja z Niemcami w wypracowanie trwałej struktury europejskiej z Niemcami pomoże Francji utrzymać jej pozycję międzynarodową. Co więcej, kilka dni wcześniej w czasie przedstawiania swojego programu wyborczego były minister finansów stwierdził, że to właśnie te dwa kraje miałyby przewodzić wspólnemu projektowi budowania europejskiej obronności. Macron opowiedział się również za "silną armią" i " zaangażowaną dyplomacją", zapowiadając kontynuację procesu podnoszenia wydatków na obronność do 2 proc PKB. 

Czytaj także: Władcy marionetek: Rosja steruje wyborami we Francji

Ciekawym wątkiem, który Macron zawarł w swoim wystąpieniu w ubiegłą sobotę obowiązku odbycia miesięcznej służby wojskowej przez młodych Francuzów. Podobny pomysł w swoim programie zawarli socjaliści. W przeszłości pozytywnie odnosili się do niego Jean-Luc Mélonchon oraz Merine Le Pen. Przeciwny przywróceniu służby, zniesionej w 1997 r. w czasach prezydentury Jacquesa Chiraca, jest Françoise Fillon, który stwierdził, że "niemożliwe jest włączenie każdego roku prawie 800 000 młodych ludzi bez zaprzestania profesjonalizacji armii". W 2015 r. we francuskiej armii służyło ponad 200 tys. żołnierzy zawodowych. 

Według sondażu opublikowanego przez dziennik "Les Échos" w ubiegłym tygodniu w pierwszej turze wyborów wygrywa Marin Le Pen (28 proc.). Na drugim miejscu plasuje się Emmanuel Macron (25 proc.), a na trzecim François Fillon (20 proc.). Bennoit Hammon i Jean-Luc Mélonchon otrzymaliby odpowiednio 12 proc i 11 proc. poparcia. Natomiast w drugiej turze badania wskazują, że Macron oraz Fillon wygraliby z Le Pen z przewagą 18 i 10 punktów procentowych. Pierwsza tura wyborów odbędzie się 23 kwietnia. 

Reklama
Reklama

Komentarze (1)

  1. szwej

    No nie wiem czy to dobry pomysł w przypadku Francji. Pytania co było pierwsze jajko czy kura. Czy wojsko przez pobór kształtuje społeczeństwo, czy społeczeństwo kształtuje wojsko. W Algierii zawodowi oficerowie i pdf, ochotnicze formacje spadochronowe i cudzoziemskie (wbrew utartemu u nas mitowi w Algierii to jednak rodzimi frankofońscy spadochroniarze byli liczniejsi niż formacje cudzoziemskie jak w Wietnamie) walczyli z zaangażowaniem i odwagą , tak samo jak Pied-Noir ,,Czarne stopy" i bardzo liczne formacje zlożne z miejscowych muzułmanów tzw Harkisów często Berberyjskiego pochodzenia a więc rdzennych anie napływowych jak Arabowie-w 1960 było to 200 do 250 tys żołnierzy w tym 15 tys w elitarnych formacjach Commandos de Chasse-dziś nazwalibyśmy je specjalnymi (zdrada ich przez Francję zostawienie na prześladowania przez Lewicowy i Pan-Arabski rząd Algierii była jedna z przyczyn powstania OAS-założonego przez oficerów którzy mieli wobec nich paternalistyczne nastawienie i przełknęli już raz zostawienie ,,terytorialsów" w Wietnamie ) Poborowi wywodzący się z odchylonego na lewo społeczeństwa wnosili do wojska tylko defetyzm. Jeśli Francja przejdzie kontr-rewolucje to tak (co dla mnie nie oznacza niechęci głownie wobec Muzułmanów którzy są skutkiem ale wobec lewicy która jest przyczyną) Póki to nie nastąpi lepszym rozwiązaniem od egalitarnego poboru będzie armia zawodowa armia która póki co dobrze reprezentuje francuskie interesy i gasi ..pożary" których powstanie już od wojska zależy.

    1. Ernest Treywasz

      Rozumowanie pozornie bez zarzutu, tyle ze nie uwzglednia podstawowego kontekstu. Narod francuski jako produkt rewolucyjnego republikanizmu sprzed 228 lat toczy duchowa zgnilizna. Nikt juz za republikanska Francje nie bedzie walczyl z narazeniem zycia. Pomysl na przywrocenie poboru w kraju ktoremu juz nie zagraza (tak jak zagraza Polsce) zbrojna agresja sasiedniego mocarstwa to glos rozpaczy narodu, ktory duchowo umiera. Odrodzenie narodu przez armie jest tam jednak malo realne, bowiem musialo by sie wiazac z rycerskim "esprit de corps" kadry oficerskiej, a tego Francja juz od stu lat nie ma. De Villers podlizujacy sie Rosji, jak cala reszta francuskich establiszmentow, Maryny Le Pen nie wylaczajac pokazuje ze wielka Francja juz byla i raczej nie wroci. Juz szybciej armia odrodzi narod w Hiszpanii, bo zyja tam jeszcze oficerowie ktorzy swoja przysiege wiernosci katolickiej monarchii traktuja powaznie i nie zniosa dluzej wystawiania ich ojczyzny na ryzyko rozpadu po szwach etnicznych i gnicia w lewackim bagnie.