Wojsko, bezpieczeństwo, geopolityka, wojna na Ukrainie
Piątkowy przegląd prasy: Ukraińscy nacjonaliści pod lupą polskich służb; Polska potrzebuje Korpusu Ochrony Pogranicza?; Kowal o wypowiedzi Sikorskiego dla Politico
Poniedziałkowy przegląd prasy pod kątem bezpieczeństwa.
Andrzej Stankiewicz, Rzeczpospolita, Ukraińcy pod lupą: "Polskie służby specjalne interesują się aktywnością ukraińskich nacjonalistów na południowo-wschodnich krańcach Polski - wynika z informacji „Rzeczpospolitej". Chodzi o sympatyków nacjonalistycznych ugrupowań Swoboda oraz Prawy Sektor, którzy coraz częściej przyjeżdżają do Polski. Odwołują się oni do etosu Ukraińskiej Powstańczej Armii, dla Ukraińców organizacji niepodległościowej, ale w Polsce uważanej za zbrodniczą, bo przeprowadziła rzeź na Polakach na Wołyniu w latach 1943-1944 (...) Wzmocnienie ugrupowań nacjonalistycznych to jeden ze skutków ubocznych konfliktu na Ukrainie. Podczas protestów na Majdanie na przełomie roku Prawy Sektor dał się poznać jako najbardziej radykalna organizacja paramilitarna, Swoboda zaś stała się jedną ze znaczących sił politycznych."
Marek Sarjusz-Wolski, Rzeczpospolita, Kop na wszelki wypadek: "Władze polityczne i wojskowe rozpoczęły (po zakończeniu szczytu NATO w Walii) prace nad nową koncepcją szkolenia i rezerw dla zawodowej armii. Jednak zderzenie młynów wojskowej biurokracji z zapałem i oczekiwaniami "partyzantów" dobrze nie wróży. Trzeba poszukać wyjścia, które nie zgasi patriotycznego entuzjazmu, a bezpieczeństwu RP przyniesie realne korzyści. Takim rozwiązaniem może być powrót do przedwojennej idei Korpusu Ochrony Pogranicza. Jego lokalizacja prawna powinna być taka jak przed wojną. Ze względu na zadania Straży Granicznej, profesjonalnej formacji, która dalej strzegłaby polskiej granicy, oraz możliwości operowania w kraju KOP powinien podlegać MON i MSW. Skoro dogadywały się przed wojną, to i dziś i powinno się udać."
Paweł Kowal, Polska, Rżnięcie głupa to nie jest dobry pomysł na politykę zagraniczną: "Przyjrzałem się tekstowi w Politico jak analityk i problem w tym, że jest tam kilka szczegółów dotyczących tej propozycji [udziału Polski w rozbiorze Ukrainy-przyp. red.], które do molo nie pasują i mało prawdopodobne by były wyssane z palca. Jest więc możliwa jeszcze jedna hipoteza, mianowicie to, że ten temat nie pojawiał się tylko w jednej rozmowie. Wówczas cała sytuacja rzeczywiście robi się skomplikowana."
Anita Czupryn, Polska, Udowodnić szpiegostwo jest bardzo trudno: Vincent V. Severski: "Żenujące jest to, że czasami politycy, którzy byli blisko służb, też za przeproszeniem, pieprzą jak potłuczeni. To smutne, dlatego że od nich akurat można by wymagać dużo więcej zrozumienia i pojęcia. Natomiast Rosjanie - żeby była jasność - aż tak bardzo się tego typu rzeczami nie przejmują. To jest tak wielki wywiad, o potężnym budżecie, wywiad globalnej strategii. Stracili nielegałów w Stanach i to przełknęli. Stracili dwójkę wybitnych nielegałów w Niemczech - nie ma problemu. Oni tego nie komentują. To kraj, w którym to jest wkalkulowane w ich los. Tam jest inne podejście do służb. Agenci są bohaterami, odnoszą straty w walce. Ale oczywiste jest też to, że takie zdarzenie jest ciosem dla każdej służby, bo to paraliżuje na pewien czas działalność, system łączności, rezydenturę. Zaczyna się kalkulacja: "Co Polacy wiedzą? Od kiedy tę sprawę prowadzili? Czy nasz agent nie był przewerbowany wcześniej?". I to jest bardzo pozytywny skutek, dlatego te wydarzenia się czasami upublicznia. To dla Rosjan sygnał: wiemy, pilnujemy, uważajcie. Ale z drugiej strony nie ma co tego przeceniać. Polska jest dziś dość ważnym elementem rosyjskiej układanki, ale wciąż nie najważniejszym."
Andrzej Talaga, Rzeczpospolita, Jaki giez ugryzł Litwinów?: "Litwa to państwo, które nie będzie w stanie samo się obronić. Musi polegać na sojusznikach, najlepiej takich, dla których jej przetrwanie jest strategicznym interesem. Istnieje tylko jeden kraj na ziemi, który spełnia to kryterium i zarazem może udzielić mu realnego wsparcia - Polska. Tymczasem Litwini konsekwentnie podminowują relacje między naszymi państwami, wykazując tym samym tendencje do geopolitycznego samobójstwa (...) Wykład żalów wobec Polski dał ostatnio na łamach "Rzeczpospolitej" litewski dziennikarz Eldoradas Butrimas. Nie zdumiewa w nich wymierzona w polską politykę argumentacja. Niech tam - nie wszyscy muszą nas lubić, a publicysta ma święte prawo do krytyki. Poraża intelektualna obojętność na to, jakim potencjałem dysponuje Litwa, co się z nią stanie, gdy pozostanie bez czołowego sojusznika w konfrontacji z Rosją (...) Litwa znajduje się w opłakanym położeniu geostrategicznym. Gdyby zaistniała kiedyś potrzeba udzielenia jej wsparcia przez kontyngent NATO, może on tego dokonać dwiema drogami: morską (będzie to możliwe tylko po wyeliminowaniu rosyjskiej floty bałtyckiej, co nie jest takie proste) albo lądową przez Polskę. Tymczasem mamy tylko 104 kilometry wspólnej granicy, to wąski pas ziemi wciśnięty między Białoruś a rosyjską eksklawę Królewca. Wystarczy kilka godzin marszu kolumn zmotoryzowanych, by odciąć Litwę od Polski. Nawet pod względem bezpieczeństwa energetycznego los Litwy zależy od Polski."
"Będzie walka, będą ranni" wymagające ćwiczenia w warszawskiej brygadzie