Siły zbrojne
Jak budować Mieczniki? Metodą 1+2 będzie dłużej i drożej [OPINIA]
Chociaż Marynarka Wojenna jest w słabej kondycji, a kolejne programy modernizacyjne były w ostatnich latach anulowane lub opóźniane, to można zauważyć, że nadal nie wyciąga się pełnych wniosków z poprzednich projektów, takich jak Gawron/Ślązak oraz Kormoran. Kolejnym tego przykładem jest zapowiedź budowy nowych fregat Miecznik w układzie 1+2.
Polska Marynarka Wojenna jest obecnie najmniej zaawansowanym Rodzajem Sił Zbrojnych, jeśli chodzi o modernizację techniczną. Ma to związek nie tylko z niskim poziomem finansowania, ale i z poważnymi błędami w planowaniu. Błędami dotyczącymi nie tylko programu Gawron/Ślązak, będącego „negatywną wizytówką” morskiego rodzaju Sił Zbrojnych, ale i bardziej udanych projektów, jak choćby niszczycieli min Kormoran. Ich budowa – jak pisaliśmy wielokrotnie na Defence24.pl – opóźnia się i odbywa się drożej, niż pierwotnie zakładano ze względu na fakt, że Marynarka Wojenna zdecydowała się wprowadzić zmiany do projektu seryjnych jednostek, choć prototyp był wysoko oceniany. Przy planowaniu budowy fregat Miecznik powinno się dokładnie przeanalizować wszystkie czynniki mogące wpłynąć na jego realizację, bo mówimy tu o programie kluczowym nie tylko dla Marynarki Wojennej, ale też całych Sił Zbrojnych i przemysłu, wartym ponad 10 mld złotych.
Czytaj też: Kormoran II, czyli jak z niszczyciela min zrobiono "krążownik min" [OPINIA]
Wróćmy do Kormorana. Wdrożenie licznych zmian (według nieoficjalnych informacji – ponad 100) do projektu Kormoran II spowodowało opóźnienie projektu i wzrost kosztów o ponad 115 mln zł, czyli o około 10 proc w stosunku do pierwotnej wartości umowy, wydłużył się też czas realizacji budowy okrętu. W wyniku decyzji Marynarki Wojennej będzie ona dysponować de facto dwoma podtypami okrętów i dwoma systemami wsparcia logistycznego, chyba że – za odpowiednią opłatą – zdecyduje się dostosować prototypowy okręt do „nowego standardu” zbudowanych później jednostek seryjnych.
Budowa fregat w ramach programu Miecznik stanowi jednak dużo większe wyzwanie. Dość powiedzieć, że nowe fregaty mogą mieć (szacunkowo) wyporność od 4 do nawet ponad 6 tys. ton, podczas gdy Kormoran miał 830 ton wyporności. Od niszczyciela min nie oczekuje się też jednoczesnej walki z kilkudziesięcioma celami powietrznymi, nawodnymi i podwodnymi za pomocą różnych typów uzbrojenia, w tym na odległościach ponad 100 km, co będzie podstawowym zadaniem nowych fregat. Problemy, jakie pojawiły się w programie Kormoran mogą przy okazji Miecznika powrócić z dużo większą siłą.
Miecznik jako praca rozwojowa?
O planie budowy Miecznika w formule „1+2”, wzorowanej na programie Kormoran, mówił w wywiadzie dla Defence24.pl minister obrony Mariusz Błaszczak zaznaczając jednocześnie, że finansowanie zostanie zapewnione od razu na trzy jednostki, natomiast sam program będzie nadzorowany, po to aby uniknąć eskalacji wymagań ze strony wojska (i tym samym wzrostu kosztów). W założeniu ma to sprawić, według szefa resortu obrony, że „proces budowy [fregat] przebiegnie szybko i płynnie”.
Pojawia się jednak pytanie, czy wzorowanie się w pełni na Kormoranie jest tutaj najbardziej korzystnym rozwiązaniem. Z definicji formuły „1+2” wynika, że najpierw planuje się budowę prototypu, a następnie, po wprowadzeniu do niego zmian zasugerowanych przez MW, podjęcie decyzji o budowie dwóch jednostek seryjnych. W wypadku Kormorana, który de facto powstawał w ramach „pracy rozwojowej”, takie rozwiązanie uzasadniane było tym, że wykorzystywano nowo opracowaną technologię wykonania kadłuba (ze stali amagnetycznej) i system zarządzania walką (SCOT-M opracowany przez CTM). Trudno jednak znaleźć uzasadnienie dla takiego postępowania w przypadku fregat Miecznik.
O wdrożeniu jakich nowych technologii opracowanych przez rodzimy przemysł jest tu mowa? Z zapowiedzi MON wynika, że stocznie skorzystać mają z pomocy zagranicznego partnera i transferu technologii. Czy zatem wdrożony zostanie polski system zarządzania walką? Też nic na to nie wskazuje, tym bardziej iż mowa jest o fregatach o bardzo rozbudowanych zdolnościach m.in. do obrony powietrznej (i powiązanym poziomie złożoności tego systemu). W dużym uproszczeniu, ale system CMS fregaty można porównać do systemu zarządzania walką F-35. Nie jest też wiadomo o rozwoju i wdrożeniu przy okazji budowy fregat polskich sensorów lub efektorów, z wyłączeniem być może armaty 35 mm w wersji morskiej). Nawet jeżeli zapadną decyzje co do rozwoju wybranych podsystemów, wdrażanie nowych polskich technologii może się odbywać w ramach odrębnych projektów, bez konieczności traktowania okrętu jako prototypowy.
Prawo serii
Z zapowiedzi MON wynika, że w programie Miecznik Polska będzie się posiłkować transferem technologii projektu i samego okrętu od partnera zagranicznego. Trzeba pamiętać, że będzie to zdecydowanie bardziej skomplikowany projekt, niż w wypadku Kormorana. Jednocześnie Polska będzie w komfortowej sytuacji, bowiem wyboru będzie można dokonać spośród co najmniej zaawansowanych nawet 10. projektów potencjalnych partnerów (m.in stoczni niemieckich, francuskich, brytyjskich, włoskich, holenderskich, hiszpańskich, norweskich, koreańskich, tureckich czy amerykańskich), z których każdy ma duże doświadczenie, potwierdzone dostawami seryjnych okrętów. Niezbędne jest przeprowadzenie postępowania w transparentnej, konkurencyjnej formule, co pozwoli na uzyskanie przez stronę polską możliwie korzystnych warunków.
Skoro budowa przebiegać będzie w oparciu o gotowy projekt renomowanej zagranicznej stoczni – z pewnością już dopracowany i w trakcie budowy dla sił morskich innego państwa, a może także już „opływany” i zweryfikowany operacyjnie, to na czym polegać ma „odnalezienie i poprawienie problemów wieku dziecięcego” przez specjalistów z MW? Za sprawne funkcjonowanie okrętu powinny odpowiadać polskie stocznie zaangażowane w jego budowę, ale też będący dostawcą projektu partner zagraniczny.
Jeśli okręt ma bazować na istniejącym projekcie, to już pierwsza jednostka może i powinna spełniać wymagania Marynarki Wojennej. Czy naprawdę potrzebne jest więc „poprawianie” wybranego okrętu, co może doprowadzić do wystąpienia ryzyk opóźnień i wzrostu kosztów, których przecież MON chce uniknąć, a co dodatkowo wstrzymywać będzie budowę kolejnych – „seryjnych” – fregat?
MON w komunikatach odnosił się do kwestii budowy Miecznika, w założeniu ma być to proces „szybki i płynny”. Niestety, biorąc pod uwagę dotychczasowe doświadczenia w rozwoju MW oraz sposób w jaki dzięki przyjęciu metody 1+2 będzie zupełnie odwrotnie. Proces budowy nie przebiegnie szybciej niż w przypadku budowy od razu serii okrętów., ale wolniej o minimum 2-3 lata. Nie będzie też mniej problematyczny niż gdyby zbudowano fregaty Miecznik w serii 3 jednostek, z datami dostawy oddalonymi o 1-2 lata, z transferem technologii i pod nadzorem (a także zapewne na odpowiedzialność) zagranicznego partnera stoczniowego. Dlaczego? Ze względu na związane z takim trybem budowy fregat ryzyko, koszty i komplikacje przemysłowe.
Czytaj też: "Ślązak", czyli jak nie budować okrętów
Dodatkowe skomplikowanie procesu budowy fregat i ryzyko z nim związane wynika przede wszystkim z braku możliwości zapewnienia jednej konfiguracji trzech jednostek serii. Biorąc pod uwagę dotychczasowe doświadczenia po zmianach wprowadzonych na prototypowej jednostce, a także ze względu na upływ czasu i postęp w dziedzinie okrętowych urządzeń i systemów, na końcu MW otrzyma dwa podtypy Mieczników, które następnie doprowadzić trzeba będzie (modernizując pierwszą fregatę) do jednej konfiguracji.
Fregaty Miecznik zbudowane w układzie 1+2 będą także droższe niż gdyby zbudowane zostały w serii. Dodatkowe koszty związane będą z brakiem możliwości uzyskania efektu skali przy zamówieniach głównych urządzeń (w tym kluczowych systemów uzbrojenia, sensorów, okrętowego systemu zarządzania walką) i materiałów od razu dla trzech okrętów i potem przy ich budowie w serii. Wzrost kosztów związany będzie także np. z koniecznością dłuższego utrzymywania struktury i infrastruktury do budowy fregat niż w przypadku ich budowy w serii. Zdecydowanie droższy będzie też transfer technologii budowy fregat.
Transfer technologii w programie Miecznik jest olbrzymią szansą i może stać się impulsem rozwojowym dla polskiego sektora stoczniowego. Będzie on polegać na nauce budowy fregat przez polskich specjalistów pod nadzorem zagranicznego doświadczonego partnera stoczniowego. W takim przypadku przy każdej kolejnej budowanej jednostce zwiększa się stopniowo zakres prac realizowanych przez polską stocznię (lub stocznie) oraz zakres jej odpowiedzialności, a równolegle zmniejsza się zakres nadzoru ze strony dostawcy technologii. A zatem w tym scenariuszu wyszkoleni pracownicy stoczni płynnie przechodzą do budowy kolejnych okrętów i robią to coraz lepiej, taniej, szybciej.
W seriach zamawiają okręty wszystkie wiodące państwa: Niemcy, Francuzi, Brytyjczycy, Włosi… Dlaczego więc w Polsce zakłada się inne rozwiązanie? W przypadku oddzielenia w czasie budowy prototypowej fregaty i jednostek seryjnych za transfer technologii strona polska (a więc polski podatnik) zapłacić będzie musiał w zasadzie dwa razy. Pierwszy raz przy budowie prototypu. Drugi, około sześciu lat później, przy budowie seryjnych jednostek, za ponowne wyszkolenie tych samych lub, co bardziej prawdopodobne, częściowo także nowych pracowników, a także za dodatkowy nadzór konieczny do zapewnienia poprawnej realizacji budowy okrętów.
Fregaty bramą do kolejnych projektów
Dodatkowe komplikacje przemysłowe przy budowie najpierw prototypowego Miecznika, a następnie dwóch jednostek seryjnych, bezpośrednio związane są zarówno z kwestią absorpcji przez polskie stocznie transferu technologii budowy nowoczesnych okrętów bojowych, jak i z okresem i zaangażowania w budowę fregat. Jeśli wierzyć zapowiedziom MON, niedługo po rozpoczęciu realizacji programu Miecznik powinien zacząć się proces wyboru i kontraktowania budowy dwóch okrętów podwodnych w ramach programu Orka. Budowa ta, która trwać będzie minimum 8 lat, zakończyć się ma w 2034 r.
Czytaj też: Kanada: Fregaty przyszłości CSC za drogie. Szukanie rozwiązania i darmowa lekcja dla „Miecznika”
Wbrew pozorom oba programy Orka i Miecznik są ze sobą powiązane. W krajowej debacie publicznej niektórzy komentatorzy długo przekonywali, że budowa okrętów podwodnych w Polsce nie byłaby możliwa nawet przy udziale zagranicznego partnera, a dziś ci sami komentatorzy mówią iż Mieczniki – fregaty przeciwlotnicze – mogą powstać w polskich stoczniach. Pomimo różnic, są to jednak projekty na podobnym poziomie skomplikowania, generując dużą liczbę wyzwań technologicznych, organizacyjnych, zarządczych i koordynacyjnych związanych z budową i integracją nowoczesnych okrętów. I jednocześnie stanowią duże szanse dla polskich stoczni. Co więcej – po przeprowadzeniu szeroko zakrojonej modernizacji polskich stoczni związanej z realizacją programu Miecznik, będą one jeszcze lepiej przygotowane do realizacji projektu Orka.
Jeżeli, co jest najlogiczniejsze, te same polskie stocznie uczestniczyć mają w budowie okrętów podwodnych dla MW RP (a także wszystkich innych z licznych zapowiadanych przez MON okrętów dla polskich sił morskich), powinny możliwie szybko i skutecznie przyjąć transfer technologii związany z Miecznikami, tak aby móc wykorzystać go przy kolejnych programach. Do wykorzystania będą bowiem liczne nabyte w ten sposób kompetencje – organizacyjne, związane z zarządzaniem programem, czy też z zapewnieniem jakości – które pozwolą sprawniej, szybciej i taniej budować kolejnej okręty innych typów. Do wykorzystania będzie także infrastruktura stoczni zmodernizowana przy okazji budowy Mieczników. Im szybciej zostanie ona zwolniona do innych zadań, tym efektywniej stocznie będą mogły wykorzystać ją do realizacji innych zleceń.
Czytaj też: Ukraiński „Miecznik” będzie z Turcji
Ostatnim powodem skłaniającym, z punktu logiki przemysłowej, do możliwie szybkiej budowy serii Mieczników jest możliwość wykorzystania nabytych przez polskie stocznie kompetencji do budowy kolejnych fregat lub korwet na inne rynki we współpracy z wybranych do realizacji Miecznika zagranicznym partnerem przemysłowym. Zlecenia takie mogą być elementem negocjacji w czasie zapowiedzianego przez ministra Błaszczaka procesu selekcji partnera do budowy Mieczników prowadzonego przez polski przemysł lub przez MON. Wiele państw korzysta z takiej metody. Im bliższe w czasie będą takie dodatkowe zlecenia, tym bardziej realne będzie zaangażowanie w ich wykonanie polskich stoczni i odzyskanie w ten sposób większej części pieniędzy wydanych przez polskiego podatnika na budowę fregat dla MW.
Można zakładać, że kierunkowa decyzja o formule 1+2 wynika z tego, że specjaliści Marynarki Wojennej i IU zdecydowali się na zastosowanie formuły, która już była wcześniej stosowana. Jak się jednak wydaje, nie uwzględniono innych uwarunkowań budowy Miecznika, jak i wad samej koncepcji. Może się zatem wydawać, że metoda 1+2 jest bardziej ambitna, bowiem zakłada na etapie projektowym polski wkład w budowę fregat. Jednak ten wkład i tak może zostać uwzględniony w ramach programu zakładającego budowę serii trzech okrętów, bowiem istniejące projekty mogą być dostosowane do polskich wymagań bez konieczności istotnych zmian w konstrukcji okrętu.
Doświadczenia programów modernizacji Marynarki Wojennej (Gawron/Ślązak, Kormoran II), jak i modernizacji Sił Zbrojnych RP w ogóle wskazują jednoznacznie, że dopuszczenie zmian wymagań często jest pierwszym krokiem do eskalacji kosztów i opóźnień. Skoro Mieczniki mają być budowane na bazie sprawdzonego projektu i transferu technologii, to można i powinno się uzgodnić jego konfigurację w taki sposób, by okręty mogły być budowane w serii, z uwzględnieniem jednego zamówienia dla wszystkich trzech jednostek identycznego pakietu sensorów, środków łączności i uzbrojenia oraz wsparcia eksploatacji do nich. „Furtka” do prawie dowolnego wprowadzania zmian po skompletowaniu pierwszej jednostki, jaką daje formuła 1+2, nie jest tu potrzebna, a jednocześnie już na starcie zagraża realizacji budowy programu fregat Miecznik i związanemu z nim transferowi technologii, mającemu w założeniu stanowić impuls rozwojowy dla polskich stoczni.
SZACH-MAT
Prawda o Wojsku Polskim jest smutna ale cóż czasami potrzebujemy fikcji aby przetrwać rzeczywistość, nic nie jest prawdziwe wszystko jest dozwolone szczęśliwe zakończenie to luksus na jaki może pozwolić sobie fikcja. Jaka jest różnica między prawdą a fikcją ,fikcja ma sens a prawda boli ,dlatego władza nie chce prawdy ona daje iluzje bezpieczeństwa daje ludowi igrzyska oferuje megalomańskie propagandowe projekty by masy czyli elektorat zadowolić czemu bo to jest taniej a jak mocne politycznie.... cóż bezpieczniej jest błądzić w labiryncie śmieszności niż trwać w bezsensownej sytuacji niemocy ,cóż kto zapomina historię skazany jest na jej przeżycie a nasza historia jest szczególna ...podobno się nie powtarza ale na pewno rymuje według określonych cykli którymi sterują niekompetentni decydenci i co ważne nadal powiela się błędy historii ale jak mówią ze smutnych historii powstają dobre książki ale co tam szczęśliwy jest naród, którego historia jest nudna.. nasza historia to "gloria victis" może czas ją zmienić bo celem wiedzy z przeszłości nie jest otwieranie drzwi nieskończonej mądrości przeszłości , lecz położenie kresu nieskończonym błędom przeszłości którą dzisiaj powielają
Kropkanadi
Ok, posiadamy niebywale zdolnosci dzielenia “włosa na czworo” lub jest to czysty wylew kolejnej antypolskiej troskliwej antykampanii militarnej. Ja postulowal bym ; 6 korewet i 3 fregaty. Warunek jest jeden, musza byc to seryjnie produkowane jednostki. Potegi morskie do ktorych absolutnie sie nie zaliczamy, na pewno buduja swoje jednostki wyposazone i uzbrojone w systemy dzialajace i sprawdzone. Jedynym mankamentem bedzie wybor producenta oferujacego najbardziej niezawodny i w stopniu technologicznym zaawansowania okretow jakie MW bedzie w stanie wykorzystac w 100% te srodki. Sumujac, potrzebujemy 6 korwet i 3 fregaty. Rozumiemy ze pieniadze nie moga byc wyrzucone w ... wiec jestem za jedna z najlepszych oferowanych nam jednostek na rynku. Seryjnie produkowanych.