Reklama

O dominujących obecnie w Teheranie emocjach świadczy wynik końcowego głosowania: 139 głosów za, 100 przeciw i 12 wstrzymujących się. Umowa Iranu z P5+1 ma bowiem tam bardzo wielu przeciwników po prawej stronie sceny politycznej. Ci niezmiennie starają się storpedować jej przyjęcie. Stoją na stanowisku, że wynegocjowane przez administrację prezydenta Hasana Rouhaniego porozumienie wymaga zbyt dużych ustępstw po stronie Iranu, jest niekorzystne i stanowi kapitulację w obliczu międzynarodowej presji.

Od początku krytykowali prezydenta Rouhaniego za to, iż nie wprowadził projektu umowy pod otwarte obrady w parlamencie, lecz jedynie do Komisji Bezpieczeństwa Narodowego i Polityki Zagranicznej. Ta kilka dni temu dokument przyjęła, wprowadzając jedynie drobne zmiany. Minister spraw zagranicznych będzie zobowiązany przedkładać Komisji raport na temat realizacji porozumienia nie co sześć, lecz co trzy miesiące. Co pół roku Komisja będzie kierować swój raport na ten temat do parlamentu. Projekt ustawy zawiera prawo rządu do wycofania się z wykonywania porozumień umowy, jeśli społeczność międzynarodowa nie będzie jej respektować (dotyczy to szczególnie znoszenia sankcji).

Burzliwe debaty w parlamencie

Podczas niedzielnej debaty i głosowania szczególnie aktywny był deputowany Hojatoeslam Ruhollah Hosseinian, były minister wywiadu i bezpieczeństwa narodowego, w przeszłości doradca ds. bezpieczeństwa prezydenta Mahmuda Ahmadineżada. Ten jeden z najbardziej konserwatywnych irańskich deputowanych za cel swojego oratorskiego ataku wziął sobie takie osoby jak minister spraw zagranicznych Mohammad Dżawad Zarif oraz wiceprezydent i przewodniczący Organizacji Energii Jądrowej Iranu Ali Akbar Salehi. Wzburzony Hosseinian krzyczał do Saleha, iż ten „zostanie stracony, zakopany w reaktorze Arak i zalany cementem” (smaczku historii dodaje fakt, iż Hosseinian jest oskarżany o organizowanie politycznych morderstw). Salehi, zwolennik porozumienia, odpowiedział, że takie słowa są niegodne islamskiej republiki.

Warto dodać, że wcześniej, to jest w maju, 136 irańskich parlamentarzystów z frakcji prawicowych przegłosowało powołanie komisji specjalnej ds. porozumienia jądrowego. Nie uzyskała ona żadnych szczególnych kompetencji, przede wszystkim co do możliwości zmiany lub zatrzymania procesu legislacyjnego, ale stała się tubą antyrządowej retoryki konserwatystów, którzy wykorzystują parlamentarną komisję do zyskania sympatii przed nadchodzącymi wyborami parlamentarnymi w przyszłym roku, w których to skupieni wokół prezydenta reformatorzy będą walczyć przeciwko różnym frakcjom konserwatywnym. Interesujący jest fakt, iż posiedzenia komisji były emitowane przez irańską telewizję, podczas gdy w trakcie prezydentury Ahmadineżada, związanego blisko z obecną frakcją antyrządową, jakiekolwiek wypowiedzi na temat irańskiej polityki jądrowej (wówczas odrzucającej negocjacje) były niemożliwe.

Co dalej? Po niedzielnym głosowaniu zastępca ministra spraw zagranicznych Iranu, Abbas Arakczi, stwierdził, że porozumienie powinno zostać ostatecznie przyjęte przez parlament 19 października. Deputowani nie będą dyskutować nad poszczególnymi zapisami porozumienia, lecz oprą się na dokumentacji Komisji. Decydujący i końcowy głos będzie mieć Rada Strażników. Do jej kompetencji należy interpretacja konstytucji i prawa, które musi być zgodne nie tylko z ustawą zasadniczą, ale także z islamem. Oznacza to, że organ ma możliwość zawetowania każdej ustawy parlamentu. To jednak mało prawdopodobne, bowiem taka decyzja musiałaby wyjść od najwyższego przywódcy ajatollaha Alego Chamenei, a więc faktycznego przywódcy Iranu, który wcześniej zgodził się na prowadzenie rozmów dyplomatycznych Iranu ze światowymi mocarstwami. 

Negocjacje ze Stanami Zjednoczonymi? Chamenei mówi nie

Część komentatorów optymistycznie zakładało, że zawarcie porozumienia jądrowego pomiędzy Iranem a P5+1 otworzy drogę do rozmów na inne tematy, co byłoby szczególnie cenne w świetle obecnej sytuacji na Bliskim Wschodzie. Podczas jednak ostatniego przemówienia, na spotkaniu z przedstawicielami marynarki wojennej Korpusu Strażników Rewolucji, najwyższy przywódca Iranu, ajatollah Ali Chamenei (odpowiedzialny m.in. za bezpieczeństwo narodowe, siły zbrojne i program jądrowy) całkowicie wykluczył możliwość rozpoczęcia jakichkolwiek rozmów strategicznych ze Stanami Zjednoczonymi na tematy pozajądrowe. Była to bezpośrednia odpowiedź na słowa prezydenta Hasana Rouhaniego, umiarkowanego konserwatysty, który stwierdził, że rozmowy z wrogiem są w szyizmie dozwolone.

Próbę rozmów ze Stanami Zjednoczonymi Chamenei określił jako „naiwne myślenie”. Dla najwyższego przywódcy Waszyngton w ten sposób chce „stworzyć drogę do infiltracji Iranu w zakresie gospodarki, kultury, polityki i bezpieczeństwa”. Według najwyższego przywódcy Stany Zjednoczone są odpowiedzialne za stworzenie i podsycanie konfliktów i sporów pomiędzy muzułmanami na Bliskim Wschodzie, a więc są źródłem problemów, a nie kluczem do ich rozwiązania. Jak dodał na koniec, „negocjacje ze Stanami Zjednoczonymi są zakazane z powodu niezliczonych kosztów, które się z tym wiążą i niewielkich korzyści, które mogą przynieść”.

W praktyce jednak rozmów nie można wykluczyć – w przeszłości już kilkukrotnie do prób zbliżenia dochodziło. Według dostępnych informacji Iran koordynuje z Amerykanami działania, aczkolwiek ad hoc i na poziomie taktycznym, w Afganistanie i Iraku. Również islam nie zakazuje rozmów z wrogiem, a nawet zawarcia zawieszenia broni.

Rozmowy z rakietą w tle

Decyzja irańskiego parlamentu zbiegła się w czasie, raczej nieprzypadkowo, z ogłoszeniem pomyślnego przeprowadzenia testu „nowej, precyzyjnie sterowanej, rakiety dalekiego zasięgu”  o nazwie własnej Emad. Jak stwierdził minister obrony Iranu, generał brygady Hosajn Dehkan, to pierwsza na wyposażeniu Iranu rakieta dalekiego zasięgu o tak dużej precyzji, zdolnej „całkowicie zniszczyć” cel. Szczegółów, poza krótkim nagraniem startu na pustyni, nie ujawniono. Uważa się, ze Emad to wersja rozwojowa rakiety dalekiego zasięgu Szahab-3 z nową głowicą.

To bardzo wyraźny gest polityczny, bowiem na mocy rezolucji Rady Bezpieczeństwa ONZ żadne państwo nie ma prawa pomagać Iranowi w jego programie rakiet balistycznych. Test to symbol nie tylko rosnącej (w rzeczywiści lub jedynie deklaratywnie) zdolności odstraszania i potencjału ofensywnego, ale ma być także sygnałem dużego potencjału irańskiego przemysłu obronnego Iranu, którego sankcje nie są w stanie złamać. 

Dr Robert Czulda

Reklama
Reklama

Komentarze (1)

  1. Mateusz Piaścik

    "To jednak mało prawdopodobne, bowiem taka decyzja musiałaby wyjść od najwyższego przywódcy ajatollaha Ruhollaha Chomejniego, a więc faktycznego przywódcy Iranu". Wdarł się błąd w tym zdaniu. Ruhollah Chomeini już nie żyje i nie jest już faktycznym przywódcą Iranu.