Reklama
  • Analiza
  • Wiadomości

Zestrzelenie rosyjskiego Su-24: tło i skutki konfrontacji turecko-rosyjskiej

Zestrzelenie rosyjskiego samolotu Su-24 na pograniczu turecko-syryjskim okazało się pyrrusowym  sukcesem Turcji. Nie jest przy tym istotne, czy samolot ten rzeczywiście naruszył przestrzeń powietrzną Turcji, czy też do tego nie doszło. Chodziło bowiem o konfrontację tureckiej i rosyjskiej strategii w Syrii. Incydent ten postawił też NATO przed wyborem między konfrontacją z Rosją, a dalszymi ustępstwami w celu załagodzenia sytuacji. Wszystko wskazuje na to, że wybrano tę drugą opcję - dla Defence24.pl pisze Witold Repetowicz.

Fot. mil.ru
Fot. mil.ru

Bezpośrednim powodem zestrzelenia rosyjskiego samolotu przez Turcję było zintensyfikowanie w ostatnich dniach działań rosyjskich w północnej części prowincji Latakii, w tzw. rejonie Bayirbucak, opanowanym przez protureckich rebeliantów turkmeńskich. Postawa Turcji wobec turkmeńskiej mniejszości w Syrii wykracza przy tym daleko poza troskę o rodaków i oznacza, de facto, traktowanie terytoriów przez nich zamieszkanych za swoje. Paradoksalnie przypomina to rosyjską politykę wobec ludności rosyjskojęzycznej na Ukrainie, a rebeliantów z Bayirbucak od separatystów z Donbasu różni głównie to, że są na dodatek dżihadystami. Tureckie noty kierowane do Rosji w sprawie jej nalotów w tym rejonie zostały, oczywiście, zignorowane.

Warto przy tym podkreślić, że Turcja w swych w dużym stopniu sprzecznych wewnętrznie oświadczeniach po incydencie sama przyznała, że kwestia ustaleń faktycznych dotyczących naruszenia jej przestrzeni powietrznej jest drugorzędna. Świadczy o tym wypowiedź prezydenta Erdogana, w  której stwierdził, iż gdyby Turcja wiedziała, że jest to samolot rosyjski to nie zestrzeliłaby go. To dość kuriozalna wypowiedź, gdyż - de facto - Erdogan nadał w niej Rosji przywilej krótkotrwałego naruszania tureckiej przestrzeni powietrznej. Czas pokaże, czy Rosja skorzysta z tego swoistego benefitu. Wydaje się to niekonieczne z punktu widzenia jej strategii, gdyż osiągnęła już to, na czym jej zależało. Chodzi głównie o zademonstrowanie słabości Turcji oraz zyskanie pretekstu do intensyfikacji swych militarnych działań w Syrii, wreszcie uzyskanie dla nich międzynarodowej legitymacji oraz zaprezentowanie wewnętrznej niespójności NATO. Z drugiej strony słów Erdogana nie należy traktować zbyt poważnie, gdyż jest to wyłącznie przejaw szoku w jakim tureckie władze znalazły się po tym incydencie i reakcjach NATO oraz Rosji, które były niezgodne z tureckimi oczekiwaniami.

Władymir Putin stwierdził, iż zestrzelenie rosyjskiego bombowca było zaplanowaną prowokacją Turcji. To możliwe, choć równie prawdopodobne jest celowe wystawienie się Rosji na ten ruch Turcji, przy antycypacji skutków, które - de facto - nastąpiły. Dla Turcji doprowadzenie do konfrontacji Rosji i NATO w Syrii stanowiło ostatnią szansę odwrócenia katastrofalnego dla niej rozwoju wypadków w Syrii po rozpoczęciu interwencji rosyjskiej, a zwłaszcza po zamachach terrorystycznych we Francji. Wojna z tzw. Państwem Islamskim (IS) stała się priorytetem, spychając kwestię Assada na plan dalszy. W tym samym czasie USA zaczęły zacieśniać sojusz z syryjskimi Kurdami, którzy tworząc multietniczną koalicję Syryjskich Sił Demokratycznych (SDF) wytrącili Turcji argument, iz chodzi im o etniczny separatyzm. Amerykanie natomiast, po kompromitacji tworzenia „strefy wolnej od IS” w oparciu o protureckich, „umiarkowanych rebeliantów” zrozumieli, że jedyną siłą w oparciu, o którą mogą skutecznie zwalczać IS w Syrii są właśnie Kurdowie, a ulegnięcie naciskom Turcji oznaczać będzie przejęcie przez Rosję karty kurdyjskiej.

O tym, że Rosja stara się wykorzystać tureckie zabiegi rozbicia sojuszu Amerykanów i syryjskich Kurdów do zastąpienia USA w tym sojuszu, świadczy rozszerzenie rosyjskich działań militarnych w północnej Syrii. Rosyjskie naloty na Raqqę można wprawdzie tłumaczyć odpowiedzią na zarzuty, iż w swej interwencji w Syrii atakuje ona głównie FSA, a nie Państwo Islamskie. Rosja jednak nie ma potrzeby przejmowania się tymi zarzutami i to nie tylko dlatego, że FSA w północne Syrii de facto nie istnieje, a oddziały tam operujące to dzihadyści Dżabat al Nusra (Al Kaida) i Ahrar al Sham oraz Dżaisz al Fath, a także współpracujący z nimi separatyści turkmeńscy. Ci ostatni nie ukrywają, iż na liście ich wrogów są oddziały syryjskich Kurdów – YPG/YPJ, czyli obecnie główny sojusznik lądowy USA i trzon SDF. To właśnie SDF przygotowuje się teraz do inwazji lądowej na Raqqę, tzw. stolicę IS. Tymczasem turkmeńskie brygady Sultan Murad i Sultan Yavuz atakowały kurdyjskie pozycje w kantonie Efrin i dzielnicy Sheikh Maqsoud w Aleppo, walcząc tam ramię w ramię z Nusrą oraz Ahrar al Szam. Kilka dni temu walki w tym rejonie (jest to północna część prowincji Aleppo) zostały wznowione, a następnie, już po zestrzeleniu rosyjskiego samolotu, doszło do rosyjskich nalotów w rejonie miasta Azaz (najważniejszego miasta kontrolowanego przez protureckich dżihadystów w północnym Aleppo – w pasie oddzielającym pozycje IS od kurdyjskiego kantonu Efrin). Ponieważ, podobnie jak w Raqce, nie ma tam syryjskiej armii, więc działania te można interpretować jako próbę wciągnięcia Kurdów do rosyjskiej koalicji. Kurdowie jednak, póki co, preferują koalicję z USA, co jest w takim układzie nie na rękę zarówno dla Rosji jak i Turcji.

W takiej sytuacji doprowadzenie do konfrontacji Rosji i NATO w Syrii byłoby dla Turcji bardzo korzystne, gdyż prowadziłoby do uproszczonego obrazu konfliktu w Syrii: z jednej strony NATO, Turcja i protureccy rebelianci, z drugiej Rosja i Assad oraz wszyscy inni, czyli również Kurdowie. Ponadto Turcja po rozpoczęciu interwencji rosyjskiej w Syrii zdała sobie sprawę ze swego uzależnienia wobec Rosji. Chodzi, przede wszystkim, o kwestie energetyczne, niemal pełną kontrolę dostaw gazu i ropy. Alternatywą dla dostaw rosyjskich są dostawy z Iranu, a w dalszej kolejności z Kurdystanu irackiego i IS. Jednak zarówno Iran, jak i Irak są w sojuszu z Rosją i Syrią, dostawy z IS są celem rosyjskich bombardowań, a dostawy od irackich Kurdów mogą być zagrożone jeśli Rosja wejdzie w sojusz z kurdyjską guerillą w Turcji – PKK. Do tego należy dodać, iż Rosjanie budują też w Turcji elektrownię atomową, a główne przychody w turystyce pochodzą od Rosjan. Turcja w tę zależność od Rosji wpadła na własne życzenie w 2008 r., gdy Erdogan, będący wówczas premierem, zniecierpliwiony brakiem postępów w integracji z UE, postanowił dokonać wolty w polityce zagranicznej. Doszło wtedy do zbliżenia Turcji z takimi krajami jak Rosja, Iran, Syria, Libia. Warto pamiętać, że pod rządami Erdogana Turcja wykazywała się wyjątkowym brakiem solidarności wewnątrz NATO: łamała sankcje wobec Iranu nie wsparła interwencji w Iraku, a wobec ataku rosyjskiego na Ukrainę i aneksji Krymu wykazała wyjątkową bierność. Przede wszystkim jednak wspierała dżihadystów, w tym tych którzy co najmniej pośrednio odpowiadają za atak na WTC i inne akcje terrorystyczne wymierzone w Europę i USA – Jabhat al Nusra to bowiem część Al Kaidy. Turcja dokonała także ataku na Europę przy użyciu broni demograficznej (kryzys migracyjny).

Rosja mogła jednak przewidzieć taki tok myślenia Erdogana i jednocześnie – jak pokazały wypadki po zestrzeleniu jej samolotu – słusznie przewidzieć, że NATO, a przynajmniej niektórzy jego członkowie, nie będą zainteresowani konfrontacją; to natomiast ustawi Turcję w pozycji źródła problemów, a Rosji da pretekst do umocnienia swojej pozycji w wojnie przeciw IS i uciszeniu krytyki jej działań w Syrii wymierzonych w innych rebeliantów. Fakt, iż już na szczycie G-20, kilka dni przed zestrzeleniem SU-24, Putin stwierdził, iż wśród członków grupy są państwa wspierające finansowo IS (mogło chodzić wyłącznie o Turcję i Arabię Saudyjską), a także mówił o nielegalnym handlu ropą IS (w co wg. tych oskarżeń zamieszany jest syn Erdogana), świadczy, iż przewidywał rychłą konfrontację z Turcją. Nie jest wykluczone zatem, iż zestrzelenie samolotu rosyjskiego nie było dla Kremla zaskoczeniem. Być może stanowiło nawet element planu Moskwy.

Zaskoczeniem dla Ankary była natomiast z jednej strony reakcja NATO, a z drugiej reakcja Moskwy. NATO wykazało się daleko idącą wstrzemięźliwością formalnie demonstrując sojuszniczą solidarność z Turcją, ale nie robiąc nic więcej. Wprawdzie Jens Stoltenberg stwierdził, iz NATO gotowe jest do obrony wszystkich swoich członków, w tym również Turcji, dodając, iż w Syrii „mamy do czynienia z kłopotliwą eskalacją rosyjskiej aktywności militarnej”, ale wypowiedzi innych przywódców, nawołujących do deeskalacji napięcia, pokazały, iż NATO nie jest ani gotowe, ani chętne do konfrontacji z Rosją w Syrii. Wizyta prezydenta Francji Francois Hollande'a w Moskwie, trzy dni po incydencie, której celem było doprowadzenie do współpracy militarnej rosyjsko-francuskiej właśnie w Syrii ostatecznie pogrzebała kalkulacje tureckie. Na wspólnej konferencji prasowej obaj przywódcy poinformowali o tym, iż będą koordynować swoje działania militarne w Syrii wymierzone w Państwo Islamskie.

Dla Turcji zaskoczeniem była też reakcja Rosji. Po doświadczeniach z Unią Europejską, reagującą serią ustępstw wobec agresywnej polityki Erdogana (w szczególności w związku z kryzysem migracyjnym) twarda reakcja Moskwy była dla Ankary niemiłą niespodzianką. Wypowiedzi tureckich przywódców, prezydenta, premiera i szefa dyplomacji były bardzo chaotyczne. Z jednej strony Erdogan, odpowiadając na uwagę Putina, iż Rosja nie została przeproszona, podkreślił, iż to Turcja powinna otrzymać przeprosiny, bo naruszono jej przestrzeń powietrzną, a liderzy tureccy deklarowali też dalsze wsparcie dla turkmeńskiej mniejszości w Syrii. Z drugiej jednak strony szef MSZ Turcji Mevlut Cavusoglu zadzwonił do swego rosyjskiego odpowiednika Siergieja Ławrowa i złożył wyrazy ubolewania z powodu incydentu, a zarówno Erdogan jak i premier Davatoglu zaczęli się prześcigać w podkreślaniu wagi przyjacielskich relacji rosyjsko-tureckich. Rosja jednak jednoznacznie odrzuciła te deklaracje, przy czym wiele wskazuje na to, iż planuje „ukarać” Turcję bardzo tanim kosztem.

Rosja przede wszystkim stwierdziła, iż nie planuje konfrontacji militarnej z Turcją w związku z tym incydentem, co de facto zamknęło problem na linii Rosja – NATO (pod kątem sojuszniczych zobowiązań NATO). Miedwiediew poinformował jednak, że zastosowane będzie wobec Turcji szereg sankcji. Chodzi w szczególności o zawieszenie wszelkich wspólnych projektów gospodarczych, zmianę przepisów celnych  oraz restrykcje nałożone na transakcje handlowe i finansowe. Najboleśniejsze dla Turcji mogą się okazać sankcje dotyczące handlu produktami spożywczymi (w 2014 r.. import rosyjski z Turcji w tym sektorze osiągnął wartość 1,7 mld USD), a także ograniczenie lotów cywilnych i zawieszenie wycieczek do Turcji. To ostatnie może kosztować Turcję aż 10 mld USD, gdyż Rosjanie stanowili dotąd największą grupę turystów odwiedzających ten kraj. Zważywszy na to, że Turcji i tak Turcji grozi recesja, to ruchy te mogą pogłębić problemy finansowe tego państwa bez wpływu na rosyjską gospodarkę.

Pozostałe sankcje ekonomiczne Rosji przeciw Turcji mają charakter bardziej propagandowy. Zapowiedź rezygnacji z projektu Turkish Stream nie ma znaczenia zważywszy na to, że Nord Stream II pozbawił ten projekt większej wagi. W Rosji rozpętana została też histeria antyturecka, wyrażająca się atakami na placówki dyplomatyczne i szykanami – np. aresztowaniem grupy biznesmenów za posiadanie niewłaściwego rodzaju wizy. Rosja jednak nie wytoczyła póki co najcięższych armat, które sparaliżowałyby Turcję, ale byłyby bolesne również dla Rosji: chodzi o blokadę projektów energetycznych – eksportu gazu i ropy, a także budowy elektrowni atomowej w Mersin. Pozostaje również otwartym pytanie, czy Rosja zdecyduje się na wsparcie PKK, być może nie tyle w Turcji, co w Kurdystanie irackim. Samoloty tureckie notorycznie naruszają przestrzeń powietrzną Iraku bombardując bazy PKK w górach Qandil i nie jest wykluczone, iz teraz skończy się to zestrzeleniem jakiegoś samolotu tureckiego. W takim wypadku NATO nie będzie miało żadnych zobowiązań wobec Turcji, bo stanie się to poza terytorium członka sojuszu. Rosja zaostrzyła tez swoją retorykę, otwarcie oskarżając Turcję o wspieranie IS oraz handlowanie z nim ropą. To również może służyć zdobywaniu sobie przez Rosję sympatii ze strony Kurdów i alienacji ze strony sojuszników w NATO, z Francją na czele.

Rosja przede wszystkim jednak zintensyfikowała swoje działania militarne w północnej Syrii, w tym przeciwko turkmeńskim rebeliantom w Bayirbucak. Intensywne bombardowania rejonu Kizildag pozwoliło armii syryjskiej odzyskać znaczne terytorium kontrolowane dotąd przez Turkmenów. Rosja rozmieściła też rakiety S-400 w Latakii, deklarując, iż ich celem jest likwidacja zagrożeń dla rosyjskich bombowców. Jednocześnie dwa dni po zestrzeleniu rosyjskiego bombowca pojawiła się informacja o zbombardowaniu „tureckiego konwoju humanitarnego” w rejonie Azaz. W pobliżu tego miasta znajduje się przejście graniczne Bab al Salama służące do wsparcia logistycznego protureckich dzihadystów w Aleppo. Charakterystyczne jest to, że żadna organizacja humanitarna nie przyznała się do tego tajemniczego konwoju, Rosja nie przyznała się do jego zbombardowania, kwestionując w ogóle iż miało to miejsce, a Turcja nie zdecydowała się na nagłaśnianie tego incydentu. Rosja wzmocniła tez swoje siły w tej części Syrii wysyłając tam batalion piechoty w sile około 1000 żołnierzy.

Rozwój wypadków po zestrzeleniu rosyjskiego samolotu jest więc jednoznacznie niekorzystny dla Turcji. Poza intensyfikacją nalotów i większą koncentracją sił Rosja wykazuje coraz większe zainteresowanie działaniami w północnej Syrii – w płn części prowincji Aleppo oraz prowincji Raqqa. Po odblokowaniu bazy lotniczej Kweirs siły Assada przy wsparciu rosyjskim wyprowadziły ofensywę na miasto Deir Hafir, z którego niedaleko jest już do przebiegającej na Eufracie granicy między prowincjami Aleppo i Raqqa, a także linii frontu między siłami SDF z kantonu Kobane a IS. Może to skłonić SDF do przyśpieszenia przejścia Eufratu i ofensywy przez Dżarabulus, Manbidż i Azaz, w kierunku Efrin. W obecnej sytuacji groźby tureckie interwencji w razie przekroczenia przez SDF Eufratu tracą jakiekolwiek znaczenie, bo Rosja pokazała, że jeśli USA w takiej sytuacji nie powstrzymają Turcji perswazją, to ona zrobi to siłą.

Zaistnienie tej drugiej sytuacji byłoby jednak kolejnym zwycięstwem Rosji i porażką Europy oraz USA, wynikającej z nieodpowiedzialnych działań Turcji. Podobnie jest z reakcją na zestrzelenie samolotu rosyjskiego. Turcja postawiła Zachód przed wyborem między opcją złą (uległość wobec Rosji) i gorszą (konfrontacja z Rosją według scenariusza tureckiego). Wybrane zostało zatem mniejsze zło.

Witold Repetowicz

WIDEO: "Żelazna Brama 2025" | Intensywne ćwiczenia na poligonie w Orzyszu
Reklama
Reklama