Reklama

Geopolityka

Krajobraz Bejrutu po zamachu - fot. STR/AFP/Getty Images

Zamach w Bejrucie. [komentarz]

19 października br. w Bejrucie doszło do zamachu bombowego, w którym zginął, m.in. wysoki rangą oficer libańskich Służb Bezpieczeństwa Wewnętrznego Wissam al-Hasan. W Libanie trwają zamieszki. Jednym z podejrzanych o jego dokonanie jest Syria.



Samochód pułapka eksplodował w godzinach szczytu, w głównie chrześcijańskiej dzielnicy miasta Aszrafijje, zabijając łącznie 8 osób i raniąc ponad 80. To najpoważniejszy w skutkach zamach w tym kraju od 2005, gdy zginął Rafik al-Hariri i 22 inne osoby.

W Bejrucie doszło do zamieszek i blokad drogowych organizowanych głównie przez sunnitów. W Trypolisie doszło do wymiany ognia między sunnitami i alawitami.

Zamach potępiły wszystkie środowiska polityczne w Libanie, rząd Syrii, Iran i Stany Zjednoczone.

Komentarz:

Wiele wskazuje na to, że celem zamachu był oficer Departamentu Informacji libańskich Służb Bezpieczeństwa Wewnętrznego, gen. Wissam al-Hasan. Był on powiązany z byłym sunnickim premierem Libanu Saadem al-Hariri i jego ugrupowaniem Ruch Przyszłości (Strumień Przyszłości), a wcześniej zajmował stanowisko głównego doradcy ojca Saada, zabitego w 2005 r. Rafika al-Haririego.

Al-Hasan prowadził dochodzenie w sprawie zamachu z 2005 r., doprowadzając do licznych zatrzymań osób powiązanych z szyickim Hezbollahem. On również doprowadził do zatrzymania byłego ministra informacji, Michela Samahy, który przyznał się do przygotowywania zamachu na przeciwników syryjskiego prezydenta al-Asada. 

Dla polityków antyasadowskiego Sojuszu 14 Marca kwestia odpowiedzialności Syrii za wczorajszy zamach jest oczywista. Al-Hasan uderzył w człowieka Damaszku, który się zemścił. Nie ma można odmówić temu rozumowaniu logiki.

Czy jednak to jedyny powód zamachu? Wydaje się, że nie. Tajemnicą poliszynela jest, że ludzie z Sojusz 14 Marca, np. Okab Saqr, pomagają syryjskim rebeliantom, organizując przemyt broni i bojowników. Konkurencyjny Sojusz 8 Marca, z którego wywodzi się obecny premier Nadżib Mikati, związany z Syrią i Iranem ma wspierać z kolei siły walczące po stronie al-Asada przy oficjalnie deklarowanej polityce neutralności.

Damaszek chce zatem wykorzystać, istniejące od wojny domowej a trwające do dziś, napięcia na libańskiej scenie politycznej do destabilizacji swojego zachodniego sąsiada i osłabienia przeciwników syryjskich wpływów w tym kraju. Reżim baasitowski kalkuluje, że kontrolowany poprzez sieć jego agentów chaos w Libanie znacznie utrudni wszelkie działania mające na celu wspieranie opozycji wewnętrznej w Syrii. Być może liczy także na rozbicie antysyryjskiej koalicji sunnicko - chrześcijańskiej przenosząc konflikt z płaszczyzny politycznej na religijną. Jednak biorąc pod uwagę, że pamięć o wojnie domowej jest ciągle żywa u Libańczyków, wydaje się, że mało kto będzie świadomie dążył do konfrontacji.

Już dziś można powiedzieć, że w wyniku zamachu na pewno ucierpi libańska gospodarka, który w dużym stopniu opiera się na turystyce - sektorze niezwykle wrażliwym na zagrożenie terrorystyczne.

Marcin M. Toboła

 
Reklama

"Będzie walka, będą ranni" wymagające ćwiczenia w warszawskiej brygadzie

Komentarze

    Reklama