- Analiza
- Wiadomości
Zachód będzie interweniował w Libii? "Konieczne wsparcie Egiptu"
Rozwój wydarzeń w Libii jest niezwykle ważny dla Europy z wielu powodów: bliskości geograficznej, nieszczelności morskiej granicy, interesów gospodarczych i zagrożenia terrorystycznego. Nic więc dziwnego, że coraz bardziej realna staje się kolejna interwencja zbrojna państw europejskich w tym kraju - pisze Witold Repetowicz w swojej analizie dla Defence24.pl.

Tego samego dnia gdy terroryści opublikowali w Internecie nagranie mordu dokonanego na egipskich Koptach na plaży w libijskiej Syrcie, włoska straż przybrzeżna ratowała ponad 2000 nielegalnych imigrantów starających się przedostać z Libii na włoską wyspę Lampeduza. To bezprecedensowa liczba afrykańskich imigrantów, niemniej nie była to pierwsza duża grupa w tym roku. Tylko w 2014 r. liczba „boat people” przedostających się z Libii do Włoch przekroczyła 200 tys. osób. Pomijając koszty operacji ratunkowych, jak również koszty i problemy społeczne, związane z pobytem tych imigrantów we Włoszech, nie można zapominać, iż zawsze duże grupy uchodźców i imigrantów z terenów objętych aktywnością terrorystyczną są infiltrowane przez terrorystów. Pojawiły się już zresztą pierwsze doniesienia o tym, że dżihadyści kontrolują transporty tego typu.
Koszty operacji Mare Nostrum, której celem jest ochrona południowej, morskiej granicy Unii Europejskiej (a sprowadzającej się de facto do ratowania rozbitków-nielegalnych imigrantów), wyniosły w 2014 r. 114 mln EUR. Prawie 90 % tych kosztów poniosły Włochy, resztę UE. Pod koniec 2014 r. UE uruchomiła kolejną operację pod nazwą Triton, której koszty wyniosą w 2015 r. 35 mln EUR, a która ma stanowić wsparcie dla Mare Nostrum. W operacji tej ma brać udział również Polska. Tymczasem w 2014 r. Włochy deportowały zaledwie około 10 tys. imigrantów a i tak spotkało się to z krytyką środowisk lewicowych i organizacji praw człowieka. Niektórzy komentatorzy uważają zresztą, że Mare Nostrum stanowiło wręcz zaproszenie dla „boat people”, będąc sygnałem tego, że włoska straż przybrzeżna gotowa jest ratować tonących ludzi. Nie ulega wątpliwości, iż to również sygnał dla Państwa Islamskiego i kwestią czasu jest wykorzystanie tego kanału przerzutowego do zaatakowania Europy, poprzez masowy eksport terrorystów.
IS znajduje się obecnie w złym położeniu w Iraku i Syrii, zwłaszcza na froncie kurdyjskim. W walkach z irackimi siłami rządowymi wiedzie się mu trochę lepiej, jednak operacje Peszmergów w Iraku zablokowały połączenie Mosulu z Syrią, a co za tym idzie stanowiły duży cios dla finansów IS związanych z przemytem ropy. Z kolei w Syrii IS jest systematycznie odpychany od tureckiej granicy przez YPG, co przynosi podobne skutki dla tego procederu. Ponadto kontrolowane przez IS pola naftowe są celem systematycznych bombardowań koalicyjnych. Również plan IS uzyskania bezpośredniego dostępu do Morza Śródziemnego poprzez tereny północnego Libanu, przynajmniej na chwilę obecną, zakończył się niepowodzeniem. Prawdopodobnie właśnie dlatego w październiku ub. r. IS postanowił otworzyć nowy front w Libii, wysyłając z powrotem do tego kraju 300 libijskich terrorystów walczących w Syrii. Większość z ich pochodziła z Derny i dlatego od tego miasta IS rozpoczął swoje operacje.
Sytuacja wewnętrzna w Libii sprzyja ofensywie IS. Od lata ur. działają tu dwa rządy. Libijską stolicę kontroluje nieuznawany przez większość krajów rząd stworzony przez islamistów związany z Bractwem Muzułmańskim i wspierany przez szereg milicji, spośród których niektóre mają (lub przynajmniej miały) powiązania z Al-Kaidą. Drugi, legalny rząd, ma swoją siedzibę w Tobruku, mieście znajdującym się w stosunkowo niewielkiej odległości od egipskiej granicy, co ma kapitalne znaczenie z uwagi na militarne wsparcie Egiptu.
Rząd w Trypolisie ma natomiast nieformalne wsparcie Kataru, Turcji (oba te kraje mają fatalne stosunki z Egiptem ze względu na wsparcie udzielane Bractwu Muzułmańskiemu) a także Algierii. W tym ostatnim wypadku może to dziwić, gdyż Algieria była jednym z państw najdłużej popierających reżim Kadafiego, a stronnicy obalonego 4 lata temu dyktatora obecnie wspierają gen. Khaftara, który rozpoczął w zeszłym roku Operację Godność przeciwko islamistom a obecnie związany jest z rządem tobruckim.
Ponadto Algieria toczy własną wojnę z Al-Kaidą Islamskiego Maghrebu (AQMI), choć niektórzy posądzają algierskie siły specjalne MIT o to, iż AQMI jest tylko przykrywką dla tajnych operacji algierskich na Saharze. Jednakże kluczowe znaczenie dla Algierii może mieć chęć wyrugowania z Libii wpływów europejskich, w szczególności francuskich oraz niedopuszczenie do interwencji militarnej z udziałem Francji. Oficjalnie zresztą Algieria nie popiera rządu w Trypolisie tylko od jesieni ur. sprzeciwia się planom interwencji zbrojnej wzywając do dialogu między Tobrukiem a Trypolisem i oferując mediację. Jednak fakt, iż stanowisko to popierane jest przez głównych stronników Bractwa Muzułmańskiego i islamistów z Trypolisu tj. przez Katar i Turcję, mówi samo za siebie.
Choć rząd w Trypolisie nie cieszy się uznaniem międzynarodowym to nie wszystkie kraje Unii Europejskiej od razu ewakuowały stamtąd swoje ambasady. Włochy zrobiły to dopiero w tym tygodniu, po wydarzeniach w Syrcie, co związane jest z tym, iż kraj ten łączą z Libią silne więzy gospodarcze, szczególnie dotyczące sektora naftowego (choć nie tylko). Nie jest tajemnicą jak bliskie były relacje między Berlusconim i Kadafim i nie może to dziwić zważywszy nafakt, iż 25 % libijskiej ropy trafiało do Włoch, zaspakajając ponad 20 % tamtejszej konsumpcji. Sytuacja nie uległa dużej zmianie po upadku Kadafiego, stało się to dopiero po wybuchu wojny domowej w połowie 2014 r. Walki pomiędzy różnymi stronami konfliktu (w szczególności konkurencyjnymi rządami, ale również milicjami i terrorystami) doprowadziły do systematycznego zamykania kolejnych pól naftowych, blokad portów i spadku dziennej produkcji do niespełna 200 tys. baryłek dziennie po ostatnim ataku bombowym IS na rurociąg pompujący libijską ropę do portu w Haridze z największego pola naftowego Sarir (pod kontrolą rządu tobruckiego).
Włoski koncern Eni jest dominującym udziałowcem w dwóch wciąż działających polach naftowych – El Feel, znajdującym się na terenach kontrolowanych przez rząd tobrucki oraz morskim złożu El Bouri, gdzie kontrolę sprawuje rząd z Trypolisu. Ponadto 10 % gazu naturalnego zużywanego we Włoszech pochodzi z Libii i jest dostarczany gazociągiem Greenstream, którego współudziałowcem jest Eni, a który również znajduje się po libijskiej stronie na terenach kontrolowanych przez Trypolis. Jeszcze w 2013 r. wartość włoskiego importu z Libii wynosiła 8 mld EUR (90 % to ropa i gaz) a eksportu 3 mld EUR (gł. produkty petrochemiczne i maszyny). Tylko, że wtedy produkcja dzienna ropy wynosiła ok. 1 mln baryłek dziennie.
Drugim kluczowym inwestorem i odbiorcą ropy libijskiej jest Francja. Francuski koncern Total musiał jednak zamknąć w końcu ur. roku eksploatowane przez siebie pole Mabrouk (produkujące wcześniej ok. 40 tys. baryłek dziennie), znajdujące się w pobliżu największego w Libii (obecnie nie funkcjonującego) portu naftowego w Sidra, z uwagi na walki toczące się w tym mieście. W grudniu Sidra i Mabrouk, kontrolowane przez Tobruk, zostały ostrzelane przez oddziały Libijskiego Świtu, popierające Trypolis. Ale zainteresowanie Francji sytuacją w Libii nie ogranicza się do ropy. Brak kontroli nad libijską częścią Sahary zagraża bowiem francuskim interesom w Sahelu, a w szczególności francuskim kopalniom uranu w Arlicie w Nigrze.
Nie tylko interesy Francji i Włoch ucierpiały z powodu chaosu, który zapanował w Libii. Również Niemcy musiały zawiesić swoją eksploatację złóż znajdujących się w pobliżu Sidra mimo wcześniejszego zainwestowania tam 2 mld dolarów i planowanej produkcji w wysokości 90 tys. baryłek dziennie. Straty poniosła również Austria, a także amerykańskie koncerny ConocoPhilips, Marathon i Hess. Nie zmienia to jednak faktu, iż Libia ma największe w Afryce potwierdzone rezerwy ropy (9-te na świecie) i gazu, co powoduje, iż gra o ten kraj jest warta świeczki, zwłaszcza gdy zamiast zarabiać na ropie dokłada się do operacji związanych z nielegalnymi imigrantami, a w tle czai się widmo terrorystycznego ataku Państwa Islamskiego.
IS nie zamierza nie uczestniczyć w rozgrywce, w której stawką są libijskie złoża. Już z Derny próbowało handlować ropą co skończyło się ostrzelaniem greckiego tankowca przez siły wierne legalnemu rządowi. Na początku lutego IS przejęło kontrolę nie tylko nad Syrtą, dotąd znajdującą się pod kontrolą islamistów z Libijskiego Świtu, ale również nad polem naftowym Mabrouk, chronionym przez siły wierne Tobrukowi. Wcześniej, w styczniu b.r. IS zaatakowało Hotel Corinthia w Trypolisie, w czasie gdy przebywał w nim również Omar al Hassi, samozwańczy premier rządu w Trypolisie. Trypolis oskarżył jednak Khaftara o ten atak, zgodnie ze swoją polityką unikania konfliktu z konkurencyjnymi islamistami. Prócz IS chodzi tu o Rady Shura, zwłaszcza z Benghazi, gdzie oparta jest ona na Ansar al Sharia, organizacji współodpowiedzialnej za atak terrorystyczny na konsulat USA w tym mieście i śmierć amerykańskiego ambasadora w 2012 r. Jesienią 2014 r. Ansar al Sharia zdołała wyprzeć z Benghazi siły gen. Khaftara, jednakże ostatnio tenże, przy pomocy Egiptu i Zjednoczonych Emiratów Arabskich, zdołał odzyskać kontrolę nad większością tego miasta. Warto przy tym dodać, że zarówno w siłach Libijskiego Świtu jak i Rad Shura, znajdują się osoby ściśle powiązane z Libijską Islamską Grupą Bojową, która była związana z Al-Kaidą.
Po obaleniu Kadafiego i przejęciu (nieco wcześniej) przez Zawahiriego władzy w Al-Kaidzie, ta musiała przegrupować swoje siły w Libii, gdyż dotychczasowi liderzy Libijskiej Islamskiej Grupy Bojowej, z Abdelhakimem Belhaddjem na czele, włączyli się w legalną działalność. Obecnie nie wiadomo jak silne pozostają związki między Al-Kaidą a Libijską Tarczą, której część wchodzi w skład Libijskiego Świtu, a część Rady Shura. Rząd w Trypolisie odcina się od Rad Shura, gdyż stara się o międzynarodowe uznanie, a Ansar al Sharia jest na liście organizacji terrorystycznych USA i ONZ (jak również ZEA, które za organizację terrorystyczna uznają również Bractwo Muzułmańskie i wszystkie organizacje z nim związane). Na liście organizacji terrorystycznych ONZ i USA pozostaje jednak też Libijska Islamska Grupa Bojowa.
Północnoafrykańska polityka USA jest wysoce niekonsekwentna i wielu krytyków, w tym amerykańskich polityków republikańskich, przestrzega przed katastrofą. Chodzi w szczególności o złe relacje między USA a Egiptem, po obaleniu rządów Bractwa Muzułmańskiego przez gen. Sisiego. Obalenie rządów Bractwa Muzułmańskiego od razu poparła Arabia Saudyjska, a obecnie Egipt cieszy się poparciem innych państw arabskich zwalczających Bractwo Muzułmańskie: Zjednoczonych Emiratów Arabskich i Jordanii, będących jednocześnie ważnymi sojusznikami USA w operacjach przeciwko IS w Syrii i Iraku. Egipt ma również problem z komórką IS na Synaju – tzw. Ansar Bait al Maqdis oraz zwalcza palestyński Hamas jako organizację terrorystyczną.
W Libii Egipt również odgrywa kluczową rolę, wspierając siły rządowe oraz gen. Khaftara. Właściwie trudno mówić o planach zagranicznej interwencji militarnej, gdyż siły powietrzne Egiptu od dawna tam interweniują, a po egzekucji Koptów Sisi zintensyfikował naloty na Dernę, co niezwłocznie potępił rząd w Trypolisie, a poparł rząd w Tobruku. Ten ostatni do niedawna był przeciwny (podobnie jak Trypolis) interwencji europejskiej, ale po wydarzeniach w Syrcie przedstawiciele Tobruku zaczęli wypowiadać się przychylnie o takiej ewentualności. Tymczasem USA poparły algierskie propozycje negocjacji. Te odbywały się już w styczniu w Genewie i nie tylko, ale nic z nich nie wynikło. Niemniej w tym samym czasie doszło do ataku IS w Trypolisie, co jest wyraźnym sygnałem, iż Państwo Islamskie nie dopuści do porozumienia politycznego w Libii, bo tylko chaos daje mu szanse osiągnięcia celu – opanowania części złóż ropy i wsparcia finansów centrali w syryjskiej Raqce. Plany te może skomplikować jedynie udana operacja lądowa, którą trudno sobie wyobrazić bez udziału Egiptu. Warto też wspomnieć, iż błędy USA w Egipcie już stara się wykorzystać Rosja, czego wyrazem była niedawna wizyta Putina w Kairze.
Francja, ze względu na swoje interesy na Saharze, od dawna planuje interwencję w Libii i ma już sojuszników na południu: Czad i Niger. To bardzo ważne, również ze względu na wpływ tych dwóch państw na południowolibijskie plemiona: Tuaregów i Tubu, które łatwo mogą przejąć kontrolę nad złożami El Feel i El Sharara.
Włochy, po wydarzeniach w Syrcie, zadeklarowały gotowość wysłania do Libii 5000 swoich żołnierzy, o ile Rada Bezpieczeństwa udzieli interwencji mandatu. Jednak w poniedziałek 16.02 premier Renzi zaczął się wycofywać z tej deklaracji.
Bardziej stanowcza wydaje się być Francja. Hollande 16.02 wspólnie z Sisim wezwał do pilnego zwołania Rady Bezpieczeństwa w Libii i jednocześnie uzgodnił sprzedaż Egiptowi 24 myśliwców wielozadaniowych Rafale.
Interesy ekonomiczne, zagrożenie terrorystyczne i napływ imigrantów mogą wymusić interwencję o ile problem Libii nie zostanie rozwiązany politycznie (a na to się nie zanosi). W takiej sytuacji ważne jest pozyskanie regionalnych sojuszników przez kraje Zachodu, w tym przede wszystkim Egiptu.
Prawnik, analityk ds. międzynarodowych, absolwent Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Jagiellońskiego. Autor wielu artykułów dotyczących Afryki, Bliskiego Wschodu i Azji Centralnej m.in. publikacji „Międzynarodowa jurysdykcja karna – szansą dla Afryki?”. W 2010 roku prowadził wykłady na Universite Panafricaine de la Paix w Uvirze, prowincja Kivu Sud w Demokratycznej Republice Kongo.
WIDEO: Zmierzch ery czołgów? Czy zastąpią je drony? [Debata Defence24]