- Analiza
- Wiadomości
USA wycofają się z systemu wspólnego bezpieczeństwa? "Radykalizm może zwyciężyć w wyborach"
W Stanach Zjednoczonych rośnie popularność kandydatów na prezydenta, którzy kwestionują amerykańskie zaangażowanie w światowy system bezpieczeństwa. Wynik listopadowych wyborów może postawić pod znakiem zapytania zaangażowanie Waszyngtonu w system wspólnego bezpieczeństwa, jeżeli wyłonieni zostaną radykalni kandydaci, tacy jak republikanin Donald Trump bądź demokrata Bernie Sanders.
![Fot. Gage Skidmore/Wikimedia Commons/[https://creativecommons.org/licenses/by-sa/3.0/deed.en]](https://cdn.defence24.pl/2021/05/23/800x450px/RJBuPkHbf91sKGnwSYrd6cJwM5ktOCmtOAp25F5a.u3jq.jpg)
W USA trwają prawybory prezydenckie, które mają wyłonić kandydatów wystawianych w tegorocznej elekcji przez demokratów i republikanów. Po wtorkowym głosowaniu liderami wyścigu do wyborów prezydenckich są Hillary Clinton, reprezentująca demokratów oraz republikanin Donald Trump. Warto zastanowić się, w jaki sposób wynik wyborów może wpłynąć na funkcjonowanie USA w systemie bezpieczeństwa.
Co po pacyfistycznej administracji Obamy?
Do niedawna większość komentatorów była zgodna, że nowy amerykański prezydent zwiększy zaangażowanie sił zbrojnych w stosunku do administracji Baracka Obamy. W trakcie dwóch kadencji obecnego prezydenta wycofano kontyngent wojskowy z Iraku, gdzie obecnie trwają walki z Daesh, ponownie wspierane przez amerykańskie lotnictwo i jednostki specjalne, wdrożono automatyczne cięcia budżetowe (tzw. Sequestration), znacznie ograniczające zdolności bojowe sił USA, czy wreszcie ograniczono obecność wojskową w Europie.
Dopiero teraz, w świetle kryzysu na Ukrainie spowodowanego przez Rosję, uznawaną wcześniej (nie tylko przez administrację Obamy) za „szczerego partnera” w sprawach bezpieczeństwa zdecydowano o zwiększeniu wydatków obronnych i wzmocnieniu sił Stanów Zjednoczonych na Starym Kontynencie. Paradoksalnie okazuje się jednak, że nowo wybrany prezydent może storpedować spóźnione wysiłki, podejmowane przez administrację Obamy.
Donald Trump – republikanin i izolacjonista?
Partia Republikańska jest tradycyjnie kojarzona z większym zaangażowaniem w siły zbrojne. Jednakże, obecnie na czoło w prawyborach wysunął się Donald Trump, który kwestionuje podstawy amerykańskiej polityki bezpieczeństwa. Część jego wypowiedzi, choćby dotyczących współpracy z Rosją, wywołuje zaniepokojenie wśród komentatorów. Trump twierdził między innymi, że to Niemcy (a nie USA) powinny zajmować się wspieraniem Ukrainy, co można odczytywać jako dążenie do zmniejszenia zaangażowania w Europie.
Donald Trump stwierdził, że w wypadku wyboru na prezydenta zdołałby znacząco poprawić relacje z Rosją. Jego wypowiedzi zostały zauważone w Moskwie i przychylnie skomentowane przez Władimira Putina. Jednocześnie jednak Trump nie wypowiedział się w sposób jednoznaczny co do sankcji nałożonych po aneksji Krymu, stwierdzając w odniesieniu do ich zniesienia zgodnie z doniesieniami Radio Liberty: „To zależy, zależy. Oni (Rosjanie – red.) też muszą się zachowywać”. Z kolei „kooperacja” Moskwy i Waszyngtonu miałaby dotyczyć m.in. działań w Syrii, choć według dowódcy sił NATO w Europie to Rosja podsyca kryzys migracyjny, aby osłabić państwa Starego Kontynentu.
Jak donosi Reuters, jednym z doradców Donalda Trumpa do spraw bezpieczeństwa narodowego jest były szef Defense Intelligence Agency w latach 2012-2014, Michael Flynn, zwolennik zbliżenia z Rosją. Flynn był w ubiegłym roku obecny na bankiecie w celu uczczenia telewizji Russia Today. Jest więc prawdopodobne, że Trump po wyborze na prezydenta dążyłby do zbliżenia z Moskwą, potencjalnie również kosztem krajów Europy Środkowo-Wschodniej.
Jego wypowiedzi dotyczące polityki zagranicznej i bezpieczeństwa są jednak w dużej mierze niespójne, populistyczne i trudno całkowicie jednoznacznie wyrokować, w jaki sposób kształtowana byłaby jego polityka. Brak doświadczenia Trumpa w zakresie bezpieczeństwa międzynarodowego mógłby zostać wykorzystany przez Moskwę. Ponadto wiele wskazuje na to, iż będzie on dążył do izolacjonizmu, zwiększając tym samym podatność sojuszników Stanów Zjednoczonych na oddziaływanie zewnętrzne.
Warto tutaj dodać, że Donald Trump z jednej strony zapowiada wzmocnienie sił zbrojnych, powołując się na przykłady generała Douglasa MacArthura i George’a Pattona (ten ostatni był zresztą zaciekłym przeciwnikiem oddawania państw Europy Środkowo-Wschodniej do strefy wpływów ZSRR). Jednocześnie jednak wypowiadał się pozytywnie o automatycznych cięciach budżetowych, które spowodowały istotny spadek zdolności obronnych służb Departamentu Obrony, według Daily Mail zadeklarował też zmniejszenie wydatków wojskowych. Polityka Donalda Trumpa ma w dużej mierze niezdefiniowany charakter, otwarte pozostaje pytanie o wpływ przedstawicieli „głównego nurtu” Partii Republikańskiej (opowiadających się np. za zwiększeniem wydatków obronnych, czy przeciw ścisłej współpracy z Rosją) w momencie, gdyby objął on urząd prezydenta.
Nie jest jednak przesądzone, że to Donald Trump będzie kandydatem republikanów. Znajdujący się na kolejnych miejscach w rankingach prawyborów Marco Rubio oraz Ted Cruz zapowiadali zdecydowane zwiększenie zdolności sił zbrojnych, z czym miałoby się wiązać podwyższenie wydatków obronnych. Deklarowali też zwiększenie liczebności sił zbrojnych, co byłoby odwróceniem obecnych redukcji, trwających pomimo niewielkiego podwyższenia wydatków na obronę. Zarówno Marco Rubio jak i Ted Cruz są zwolennikami wzmacniania relacji transatlantyckich i wspierania sojuszników w Europie.
Obydwaj kandydaci deklarowali też, że anulują zawartą z Iranem umowę ws. programu nuklearnego. Część komentatorów wskazuje, że to może przyczynić się do dalszego zmniejszenia stabilności na Bliskim Wschodzie. Krytycznie do porozumienia z Teheranem odnosił się też Donald Trump. Z drugiej jednak strony wcale nie jest przesądzone, czy dzięki dodatkowym funduszom i związanej z tym modernizacji armii irańskie władze nie zwiększą skali agresywnych działań, podejmowanych przeciwko amerykańskim sojusznikom na Bliskim Wschodzie. Pomimo zawarcia umowy, irańskie służby w opinii większości komentatorów złamały prawo międzynarodowe podczas zatrzymania amerykańskich marynarzy na wodach terytorialnych. Utrzymuje się też bardzo ostra antyamerykańska i antyizraelska retoryka w mediach i wśród przedstawicieli władz (w tym wojskowych), co jednak często umyka uwadze europejskich komentatorów.
Hillary Clinton – kontynuacja?
Z kolei była sekretarz stanu USA Hillary Clinton zapowiada kontynuowanie prowadzenia polityki odstraszania wobec Rosji i wsparcia sojuszników, zarówno tych z NATO, jak i Izraela. W wypadku objęcia przez nią urzędu prezydenta należy więc spodziewać się prowadzenia aktywnej polityki, w tym na Starym Kontynencie, co najmniej na poziomie, do jakiego od niedawna dąży obecna administracja Baracka Obamy.
Jednocześnie jednak Clinton wypowiadała się sceptycznie odnośnie kształtu nakładów na obronę narodową. W ubiegłym roku wezwała do stworzenia komisji badającej fundusze Pentagonu. Wydaje się, że podobnie jak znaczna część demokratów, nie wyklucza ona pewnego zwiększenia wydatków obronnych, ale raczej w powiązaniu ze zmianami dotyczącymi finansowania innych programów i w ograniczonym zakresie. Trudno więc spodziewać się, aby była sekretarz stanu opowiedziała się za znaczną rozbudową sił zbrojnych, jak deklarują to Ted Cruz czy Marco Rubio.
Na ocenę polityki bezpieczeństwa Hillary Clinton cieniem kładzie się natomiast interwencja w Libii. W 2011 roku jako sekretarz stanu wsparła udział Amerykanów w operacji, w wyniku której obalono dyktaturę Kaddafiego, ale kraj pogrążył się w chaosie. Ponadto, używała ona w przeszłości prywatnego konta e-mail do prowadzenia komunikacji związanej z pełnieniem funkcji państwowej. Była sekretarz stanu poparła umowę z Iranem ws. programu nuklearnego, ale zwraca uwagę na konieczność monitorowania jej przestrzegania.
Głównym kontrkandydatem dla Hillary Clinton jest demokratyczny senator Bernie Sanders. Jest on zdeklarowanym pacyfistą i sprzeciwia się rozbudowywaniu zdolności sił zbrojnych. Jako jeden z trzech przedstawicieli Senatu (przy 91 głosach za) zagłosował przeciwko ostatecznemu kształtowi ustawy zwiększającej wydatki obronne na rok fiskalny 2016, podpisanej następnie przez Baracka Obamę. Sprzeciwił się więc rozwiązaniu, popieranemu przez zdecydowaną większość senatorów obydwu partii politycznych. W wypadku wyboru Sandersa na prezydenta Stanów Zjednoczonych mógłby on dążyć do cięć w siłach zbrojnych na zdecydowanie większą skalę niż Barack Obama.
Bernie Sanders wypowiadał się też przeciwko rozszerzeniu NATO i za stworzeniem nowego sojuszu, w skład którego miałaby wejść Rosja. W trakcie debaty 11 lutego poparł jednak działania Baracka Obamy, mające zwiększyć obecność wojskową w Europie Środkowo-Wschodniej i podwyższyć finansowanie US European Command.
Sanders jest, mimo tego, przeciwnikiem roli, jaką obecnie odgrywają amerykańskie siły zbrojne na świecie, w jego kampanii wyborczej wskazywano na zwiększenie wydatków socjalnych kosztem budżetu obronnego, prawdopodobnie więc ogólna zdolność armii USA uległaby w trakcie jego prezydentury dalszemu zmniejszeniu. Na razie zdecydowaną przewagę w prawyborach nad Sandersem ma Hillary Clinton i niemal na pewno to ona zostanie kandydatem demokratów na prezydenta.
Przebieg prawyborów prezydenckich w Stanach Zjednoczonych wskazuje na wzrost popularności polityków wykazujących tendencje populistyczne i izolacjonistyczne, powodujące ryzyko dla zaangażowania Stanów Zjednoczonych w system bezpieczeństwa. Dotyczy to obu stron sceny politycznej (Donald Trump wśród republikanów i Bernie Sanders wśród demokratów) i jest skutkiem niezadowolenia społecznego z dotychczasowych rządów, w związku z kryzysem ekonomicznym czy błędami w polityce zagranicznej, choćby na Bliskim Wschodzie. Podobne tendencje obecne są również w Europie, jeśli wziąć pod uwagę rolę Jeremy'ego Corbyna w brytyjskiej Partii Pracy czy działalność francuskiego Frontu Narodowego.
Najprawdopodobniej w wyborach prezydenckich ostatecznie zmierzą się Donald Trump i Hillary Clinton. Wybór kandydata Republikanów obarczony byłby bardzo dużym ryzykiem z punktu widzenia współpracy transatlantyckiej, w szczególności z krajami Europy Środkowo-Wschodniej. Choć trudno w sposób jednoznaczny zdefiniować, w jaki sposób prowadziłby politykę, zważywszy choćby na możliwy wpływ otoczenia Partii Republikańskiej, to zapowiedzi współpracy z Rosją czy powrotu do izolacjonizmu powodują bardzo wiele wątpliwości. Z kolei Hillary Clinton jako prezydent może dążyć do kontynuacji polityki administracji Baracka Obamy, która po latach redukcji i cięć w armii obecnie przykłada coraz większą wagę do zagadnień bezpieczeństwa. Jednakże Clinton nadal sprzeciwia się zdecydowanej rozbudowie możliwości sił zbrojnych, postulowanej przez Teda Cruza czy Marco Rubio. Kontrkandydat Hillary Clinton w Partii Demokratycznej jest również zdecydowanym zwolennikiem izolacjonizmu i przeciwnikiem znacznych nakładów na obronę narodową, aczkolwiek najprawdopodobniej nie zdoła on pokonać byłej sekretarz stanu w prawyborach.
WIDEO: Rakietowe strzelania w Ustce. Patriot, HOMAR, HIMARS