- Analiza
- Wiadomości
Turecki plan: wykorzystać ISIS przeciwko Syrii i Kurdom
Kiedy syryjskie Ajn al - Arab (Kobane) jest o krok od tragedii, kilkaset metrów od tego miasta znajduje się granica, na której desperackiej obronie Kurdów przyglądają się tureckie czołgi, cywile oraz dziennikarze z całego świata. Bezczynność Ankary wobec tragedii Kobane może dziwić, ale jej politykę należy rozpatrywać na wielu płaszczyznach spoglądając jednocześnie na położenie geograficzne Turcji oraz wydarzenia jakie miały miejsce w ostatnim czasie w Europie oraz na Bliskim Wschodzie.

W połowie 2014 r. bojownicy z ISIS bardzo szybko zaczęli podporządkowywać sobie kolejne regiony Iraku, w tym kontrolować miejscowości przy granicy z Turcją. Jedyną spokojną częścią tego kraju okazał się północny autonomiczny region kurdyjski. Dlatego Ankara robiła co mogła, aby wspierać autonomiczny rząd Kurdów irackich, który zapowiadał ogłoszenie referendum w sprawie oderwania się od Iraku. Ankara zwróciła się m.in. do amerykańskich władz, by te umożliwiły Kurdom sprzedaż ropy wydobywanej w irackim Kirkuku. Kurdowie przejęli złoża, gdy armia Iraku uciekła z tej części kraju przed rebeliantami Państwa Islamskiego.
Ankara wypuszcza kurdyjskich partyzantów
Kurdowie jeszcze nigdy nie mieli tak wielkich szans na ustanowienie własnego państwa. Popiera ich nawet walcząca z nimi od lat Turcja, dla której stali się teraz sojusznikiem w walce z terrorystami z Państwa Islamskiego. Jeszcze do niedawna taka sytuacja byłaby nie do pomyślenia, bowiem ciągnący się przez trzy dekady konflikt pochłonął 40 tys. ofiar. Marksistowska Partia Pracy Kurdystanu (PKK) przez Ankarę i świat została uznana za organizację terrorystyczną, a w więzieniach do dzisiaj znajduje się wielu jej członków. Pod koniec czerwca turecki parlament przegłosował amnestię, która ma dać wolność bojownikom PKK, którzy mieliby wzmocnić siły kurdyjskie w Iraku. Ankara nie musiałaby uciekać się do proszenia o pomoc Kurdów, gdyby nie fatalna polityka zagraniczna, jaką prowadziła od początku konfliktu w Syrii. Władze chciały jak najszybciej obalić dyktatora Baszara al - Asada. Na gruncie syryjskiej wojny wyrośli terroryści kalifatu, których Turcja początkowo sama wspierała. Państwo to nie tylko chętnie otwierało dla nich granicę z Syrią, do której udawali się na wojnę, ale również ich zbroiło. Tymczasem ci islamscy radykałowie, którzy utworzyli państwo w części Iraku i Syrii, okazali się nieobliczalni.
Ale jest jeszcze jeden czynnik, który może motywować Turcję do współpracy z Kurdami. Prezydent Stanów Zjednoczonych Barack Obama ogłaszając światu plany prowadzenia wojny z Państwem Islamskim wskazał, że jednym z kluczowych czynników w tej walce będzie Kurdystan. Nieoficjalnie mówi się o powstaniu państwa na wzór Izraela, do którego przybywaliby Kurdowie z całego świata. Ankara więc mogłaby liczyć, że znaczna część kurdyjskiej społeczności zamieszkałej w Turcji, a w szczególności ortodoksyjnej, udałaby się do tego nowego bytu państwowego.
Amerykanie w Iraku stawiają na Kurdów
W reakcji na zajęcie przez sunnickich rebeliantów znacznych części północnego Iraku, kurdyjscy bojownicy obsadzili w czerwcu położony poza terenem ich autonomii Kirkuk, wokół którego rozciąga się jedno z głównych irackich zagłębi naftowych. W pomoc siłom kurdyjskim w Iraku zaangażowali się Amerykanie, udzielając wsparcia lotniczego m.in. z lotniskowca USS George H.W. Bush stacjonującego w Zatoce Perskiej. Poza odbiciem tamy, udało się także odeprzeć ISIS ze wzgórza Sinjar, na którym schroniły się dziesiątki tysięcy ludzi, głównie Jazydów. Wobec tego, że bojownicy z IS dysponują nowoczesną bronią ze zdobytych irackich składów wojskowych, iraccy Kurdowie znaleźli się w beznadziejnej sytuacji i zaapelowali do państw NATO o dostawy broni. Poza Stanami Zjednoczonymi i Wielką Brytanią o przekazaniu irackim Kurdom uzbrojenia zdecydowały władze Włoch, Niemiec, Danii a nawet Czech. Poza uzbrojeniem, Kurdowie potrzebują również specjalistycznych szkoleń. Elementem szerokiego, 3-letniego programu walki z Państwem Islamskim, który ogłosił 10 września br. Prezydent Stanów Zjednoczonych Barack Obama, będzie szkolenie sił kurdyjskich.
Zbrojenia Kurdów na wielką skalę zaczęła się obawiać się Turcja. Mimo wcześniejszego poparcia Kurdystanu w dążeniu do niepodległości, władze w Ankarze zaczęły analizować różne warianty wydarzeń. Po pierwsze w przypadku niepowodzenia na polu walki, wskazuje się możliwość pozyskania broni przez bojowników z IS. Ponadto władze w Ankarze zwracają baczną uwagę na członków kurdyjskich grup terrorystycznych, których na terenie Kurdystanu przebywa około 6 tysięcy. Ci pozyskując nowoczesną zachodnią broń i mogą podejmować działania zbrojne na terenie Turcji.
Turcja obawia się geopolitycznej dynamiki Kurdystanu
W panujących okolicznościach, rozpad Iraku wydaje się być najbardziej prawdopodobnym scenariuszem. Wyodrębniony z terytorium irackiego wolny Kurdystan może mieć wpływ na kształtowanie całego regionu, na co szczególną uwagę zwraca Ankara. Kurdowie zamieszkujący na zachodnich i północno - zachodnich ziemiach Iranu, stanowią ok. 7-10% ludności tego kraju. Jakkolwiek irańscy Kurdowie nie decydują się na podejmowanie głośnych i zdecydowanych działań separatystycznych na terytorium Iranu, powstanie niepodległego Kurdystanu z pewnością oznaczać mogłoby dla nich bodziec do działania – podobnie zresztą, jak dla ich pobratymców w Syrii czy Turcji. W obu tych państwach mniejszość kurdyjska wywalczyła sobie w ostatnich miesiącach znacznie lepszą pozycję wyjściową do walki o niepodległość, niż do niedawna można się było spodziewać. Ankarę z pewnością martwi również inny bardzo istotny fakt. W zamian za poparcie dla rządu i zaangażowanie w zwalczanie fundamentalistów, prezydent Baszar al - Assad zdobył się na spore ustępstwa i liczne gesty dobrej woli wobec syryjskich Kurdów, czego przykładem jest ułaskawienie wielu kurdyjskich działaczy opozycji czy przyznanie obywatelstwa syryjskiego tym spośród Kurdów, którym zostało ono wcześniej odebrane. Również wojska syryjskie wycofały się z terenów kurdyjskich, kiedy ci zdecydowali się stanąć po stronie władz w Damaszku. Pozycja wyjściowa do dalszych działań na rzecz zwiększenia niezależności Kurdów zarówno w Turcji, jak i Syrii jest zatem bardzo obiecująca. Obecnie dla Kurdów najważniejsza jest ochrona własnego terytorium. Mają wielką nadzieję, że za kooperację zostaną wynagrodzeni i staną się pełnowartościowymi partnerami Zachodu. Obecnie żądają broni i ją otrzymują. Z pewnością lista żądań będzie się wydłużać i Zachód będzie miał problem, co z takim partnerem począć. Dlatego Turcja w odróżnieniu od państw zachodnich bierze pod uwagę inny wariant. Kurdowie to społeczność licząca ok. 35 mln ludzi, w przeważającej mierze zamieszkujących Turcję (15 mln), część Iranu (7 mln) i Irak (5 mln), Syrię (2 mln) oraz Zakaukazie (1 mln). Należący do irańskiej rodziny narodów Kurdowie mieszkają w Azerbejdżanie, Armenii oraz Gruzji. W przypadku oficjalnego powstania państwa na terenie Kurdystanu, w pozostałych krajach Kurdowie mogą rozpocząć starania o niezależność. A to może doprowadzić do eskalacji konfliktu daleko poza granice Iraku i Syrii, przy czym najbardziej niebezpieczna sytuacja może wytworzyć się w Turcji.
Problem uchodźców
Przeciągające się wojny w Syrii i Iraku rykoszetem uderzają w Turcję. W wyniku walk o Kobane w ciągu trzech dni napłynęło do Turcji około 130 tys. uchodźców, co pogłębiło i tak poważny problem, jakim jest obecność 1,3 mln syryjskich uchodźców w tym kraju i postawiło przed bezprecedensowym wyzwaniem logistycznym, któremu prawdopodobnie Ankara nie będzie w stanie sprostać. Pomoc Syryjczykom przerasta możliwości Turcji, generuje dla niej ogromne koszty finansowe i społeczne. Władze szacują dotychczasowy koszt utrzymania obozów dla uchodźców na 4 mld USD. Są one od dawna przepełnione, a miejscowi coraz częściej oskarżają ich o kradzieże i zabieranie miejsc pracy. Im dłużej będzie trwał konflikt w Syrii i Iraku, tym bardziej będą narastać zagrożenia wewnątrz Turcji.
Zagrożenie terroryzmem
Trudno w chwili obecnej ocenić, jak długo uchodźcy pozostaną w Turcji oraz czy ich napływ w tak dużej skali się utrzyma. Uzależnione to będzie od sytuacji w północnej Syrii, w tym od skuteczności dowodzonej przez USA operacji przeciwko dżihadystom. Przy znacznym osłabieniu sił Państwa Islamskiego można się spodziewać powrotu kurdyjskich uchodźców do Syrii i Iraku. Ale nie można wykluczyć, że do Turcji napłyną kolejne fale uchodźców, wśród których schronienia przed nalotami będą szukali bojownicy ISIS.
Według najnowszych szacunków, w oddziałach PI walczy co najmniej tysiąc Turków. W największych tureckich miastach islamiści mają dobrze zorganizowaną sieć rekrutacyjną. Państwo Islamskie nie wypowiedziało otwartej wojny Ankarze, ale udowodniło, że organizacja ta jest gotowa i zdolna do podjęcia szeroko zakrojonych działań przeciwko Turcji. W czerwcu br. uprowadzono 49 pracowników i tureckich obywateli z konsulatu w Mosulu, a ponadto dochodziło do zbrojnych incydentów pomiędzy bojownikami ISIS a tureckimi siłami bezpieczeństwa. Poza tym w Turcji przebywa też ponad 1,5 mln niełatwych do zidentyfikowania syryjskich uchodźców. Państwo Islamskie ma więc duże możliwości działania i przeprowadzania ewentualnych odwetowych ataków terrorystycznych na terytorium Turcji, przy czym nie można również wykluczyć aktów terroru pomiędzy Kurdami a zwolennikami Państwa Islamskiego na terenie tego kraju.
USA oczekuje wsparcia Turcji? Musi pomyśleć o Rosji
Stany Zjednoczone od momentu rozpoczęcia operacji w Iraku i Syrii starają się nakłonić Turcję, by włączyła się do realizowanej wspólnie z sojusznikami operacji przeciwko Państwu Islamskiemu. W odróżnieniu od dziesięciu państw arabskich z regionu, Ankara odmawia wstąpienia do koalicji. W założeniu operacja ma włączać ją w długofalowe działania militarne, wsparcie dla lokalnych ugrupowań walczących z Państwem Islamskim, współpracę wywiadowczą oraz pomoc humanitarną. W każdym z tych elementów rola Turcji ma bardzo duże znaczenie. Jej opór bierze się z położenia, w jakim znalazła się w chwili obecnej. Naloty sił koalicyjnych powodują coraz większy napływ uchodźców, przy czym to Turcja ponosi największe koszty pomocy humanitarnej. Ponadto siły ISIS przerzucane są w kierunku zachodnich rubieży Syrii, co bezpośrednio zagraża Turcji. Aby zrozumieć defensywną postawę Ankary, trzeba cofnąć się do szczytu NATO w Newport oraz paryskiej konferencji dotyczącej bezpieczeństwa Iraku i Syrii. W Paryżu minister spraw zagranicznych Mevlüt Çavuşoğlu stwierdził, że źródłem problemów regionalnych jest trwanie reżimu Asada w Syrii oraz brak inkluzyjnego systemu politycznego w Iraku, nie wspominając przy tym o Państwie Islamskim. Prezydent Recep Erdogan natomiast podczas ostatniego szczytu NATO podkreślał, że jest poważnie zaniepokojony sytuacją Tatarów na Krymie oraz agresywną polityką Rosji w regionie. Tymi słowami z pewnością nawiązał do uwarunkowań historycznych, bowiem ekspansywne ruchy Rosji w rejonie Morza Czarnego od roku 1783 niemal zawsze odbywają się kosztem Turcji.
W dzisiejszych warunkach aneksja Krymu przez Rosję jest wystarczająco niepokojąca dla Ankary, przy czym dodatkowo obawy wzmaga supremacja marynarki rosyjskiej na Morzu Czarnym oraz dyplomatyczne naciski Moskwy na Gruzję i Azerbejdżan. Już w 2010 roku plany budowy systemu wczesnego ostrzegania radarowego w bazie Kürecik zostały uznane przez Moskwę za przejaw zachodniej ekspansji. Ankara obawia się, że obecność znacznych sił powietrznych NATO w Incirlik byłaby postrzegana przez Rosję jako znak przygotowań do ewentualnej agresji. Siły NATO wspólnie z wojskami tureckimi koncentrując się na walce z dżihadystami, nie będą w stanie jednocześnie zabezpieczać północno - wschodnich granic Turcji. Przy dalszej ekspansji ISIS na północy Iraku i Syrii oraz eskalacji napięć na Ukrainie, znajdzie się ona pomiędzy dwoma poważnymi konfliktami.
Ankara na pozycji oczekującej
Administracja Baracka Obamy liczy, że Turcja podporządkuje swoją politykę regionalną celom i strategii amerykańskiej, wzmacniając legitymację USA w regionie, wspierając działania na poziomie operacyjnym poprzez udział w nalotach na pozycje ISIS czy udostępnianie bazy lotniczej w południowo - wschodniej Turcji. Wciąż istnieją jednak rozbieżności wzajemnych oczekiwań obu stron w odniesieniu do rozwiązania problemów w regionie. Ankara ma wiele powodów, aby dystansować się od planów USA. W pierwszej kolejności bierze pod uwagę niemalże pewny odwet bojowników Państwa Islamskiego za przyłączenie się do koalicji. Ponadto uzależniłoby to jej pozycję regionalną od działań Waszyngtonu, zmniejszając w ten sposób elastyczność w polityce regionalnej, ponieważ należy brać pod uwagę to, że Państwo Islamskie nie zostanie rozbite. Zdaniem Ankary operacja wojskowa ograniczona do nalotów nie wyeliminuje zagrożenia ze strony ISIS. Nie można wnioskować, że Turcja nie podziela obaw związanych z ekspansją Państwa Islamskiego. Z pewnością zależy jej również na utrzymaniu sojuszu z USA. Ankara prowadzi politykę, która pogodzi sprzeczne cele: ograniczy potencjał oraz pole manewru bojowników Państwa Islamskiego, jednocześnie minimalizując ryzyko konfliktu i podtrzymywaniu sojuszniczych więzi z Zachodem. Pozwoli to minimalizować ewentualną agresję Państwa Islamskiego. Taką formę polityki Turcja realizuje poprzez dyskretne działania pośrednio osłabiające pozycję Państwa Islamskiego. Z pewnością będzie to realizować poprzez wzmożenie kontroli na lotniskach i zatrzymanie potencjalnych rekrutów ISIS, wzmacniać kontrolę na granicy z Syrią, dzięki czemu ograniczy przemyt paliwa (źródła dochodu PI) oraz broni. Wciąż nieprecyzyjne są plany stworzenia strefy buforowej wzdłuż granicy z Syrią i Irakiem, która odgradzałaby Turcję od terenów objętych walkami sił koalicji z bojownikami Państwa Islamskiego.
Tymczasem tureckie władze prezentują wyczekującą postawę. Głównym jej celem jest obalenie reżimu prezydenta Baszara al - Asada i osłabienia Kurdów, bowiem Ankara obawia się stworzenia przez nich autonomicznych struktur. Z tego powodu Turcy nalegają, by Amerykanie dozbroili formacje umiarkowanej opozycji w Syrii, bowiem dla rządu Partii Sprawiedliwości i Rozwoju to optymalny partner. Należy podkreślić, że wśród umiarkowanej opozycji turecki wywiad posiada dobre rozpoznania, bowiem wielu bojowników przeszkolono przed wyjazdem na front. Turcja wstrzymując się od wszelkich działań kalkuluje, która z sytuacji będzie dla niej korzystniejsza. Z pewnością bierze również pod uwagę art. 5 Traktatu Północnoatlantyckiego, który zapewnia jej pełne wsparcie sojuszu.
Marek Połoński
WIDEO: Zmierzch ery czołgów? Czy zastąpią je drony? [Debata Defence24]