Reklama

Geopolityka

Turecki plan: wykorzystać ISIS przeciwko Syrii i Kurdom

Fot. Siły Zbrojne Turcji.
Fot. Siły Zbrojne Turcji.

Kiedy syryjskie Ajn al - Arab (Kobane) jest o krok od tragedii, kilkaset metrów od tego miasta znajduje się granica, na której desperackiej obronie Kurdów przyglądają się tureckie czołgi, cywile oraz dziennikarze z całego świata. Bezczynność Ankary wobec tragedii Kobane może dziwić, ale jej politykę należy rozpatrywać na wielu płaszczyznach spoglądając jednocześnie na położenie geograficzne Turcji oraz wydarzenia jakie miały miejsce w ostatnim czasie w Europie oraz na Bliskim Wschodzie.

W połowie 2014 r. bojownicy z ISIS bardzo szybko zaczęli podporządkowywać sobie kolejne regiony Iraku, w tym kontrolować miejscowości przy granicy z Turcją. Jedyną spokojną częścią tego kraju okazał się północny autonomiczny region kurdyjski. Dlatego Ankara robiła co mogła, aby wspierać autonomiczny rząd Kurdów irackich, który zapowiadał ogłoszenie referendum w sprawie oderwania się od Iraku. Ankara zwróciła się m.in. do amerykańskich władz, by te umożliwiły Kurdom sprzedaż ropy wydobywanej w irackim Kirkuku. Kurdowie przejęli złoża, gdy armia Iraku uciekła z tej części kraju przed rebeliantami Państwa Islamskiego.

Ankara wypuszcza kurdyjskich partyzantów

Kurdowie jeszcze nigdy nie mieli tak wielkich szans na ustanowienie własnego państwa. Popiera ich nawet walcząca z nimi od lat Turcja, dla której stali się teraz sojusznikiem w walce z terrorystami z Państwa Islamskiego. Jeszcze do niedawna taka sytuacja byłaby nie do pomyślenia, bowiem ciągnący się przez trzy dekady konflikt pochłonął 40 tys. ofiar. Marksistowska Partia Pracy Kurdystanu (PKK) przez Ankarę i świat została uznana za organizację terrorystyczną, a w więzieniach do dzisiaj znajduje się wielu jej członków. Pod koniec czerwca turecki parlament przegłosował amnestię, która ma dać wolność bojownikom PKK, którzy mieliby wzmocnić siły kurdyjskie w Iraku. Ankara nie musiałaby uciekać się do proszenia o pomoc Kurdów, gdyby nie fatalna polityka zagraniczna, jaką prowadziła od początku konfliktu w Syrii. Władze chciały jak najszybciej obalić dyktatora Baszara al - Asada. Na gruncie syryjskiej wojny wyrośli terroryści kalifatu, których Turcja początkowo sama wspierała. Państwo to nie tylko chętnie otwierało dla nich granicę z Syrią, do której udawali się na wojnę, ale również ich zbroiło. Tymczasem ci islamscy radykałowie, którzy utworzyli państwo w części Iraku i Syrii, okazali się nieobliczalni.

Ale jest jeszcze jeden czynnik, który może motywować Turcję do współpracy z Kurdami. Prezydent Stanów Zjednoczonych Barack Obama ogłaszając światu plany prowadzenia wojny z Państwem Islamskim wskazał, że jednym z kluczowych czynników w tej walce będzie Kurdystan. Nieoficjalnie mówi się o powstaniu państwa na wzór Izraela, do którego przybywaliby Kurdowie z całego świata. Ankara więc mogłaby liczyć, że znaczna część kurdyjskiej społeczności zamieszkałej w Turcji, a w szczególności ortodoksyjnej, udałaby się do tego nowego bytu państwowego.

Amerykanie w Iraku stawiają na Kurdów

W reakcji na zajęcie przez sunnickich rebeliantów znacznych części północnego Iraku, kurdyjscy bojownicy obsadzili w czerwcu położony poza terenem ich autonomii Kirkuk, wokół którego rozciąga się jedno z głównych irackich zagłębi naftowych. W pomoc siłom kurdyjskim w Iraku zaangażowali się Amerykanie, udzielając wsparcia lotniczego m.in. z lotniskowca USS George H.W. Bush stacjonującego w Zatoce Perskiej. Poza odbiciem tamy, udało się także odeprzeć ISIS ze wzgórza Sinjar, na którym schroniły się dziesiątki tysięcy ludzi, głównie Jazydów. Wobec tego, że bojownicy z IS dysponują nowoczesną bronią ze zdobytych irackich składów wojskowych, iraccy Kurdowie znaleźli się w beznadziejnej sytuacji i zaapelowali do państw NATO o dostawy broni. Poza Stanami Zjednoczonymi i Wielką Brytanią o przekazaniu irackim Kurdom uzbrojenia zdecydowały władze Włoch, Niemiec, Danii a nawet Czech. Poza uzbrojeniem, Kurdowie potrzebują również specjalistycznych szkoleń. Elementem szerokiego, 3-letniego programu walki z Państwem Islamskim, który ogłosił 10 września br. Prezydent Stanów Zjednoczonych Barack Obama, będzie szkolenie sił kurdyjskich.

Zbrojenia Kurdów na wielką skalę zaczęła się obawiać się Turcja. Mimo wcześniejszego poparcia Kurdystanu w dążeniu do niepodległości, władze w Ankarze zaczęły analizować różne warianty wydarzeń. Po pierwsze w przypadku niepowodzenia na polu walki, wskazuje się możliwość pozyskania broni przez bojowników z IS. Ponadto władze w Ankarze zwracają baczną uwagę na członków kurdyjskich grup terrorystycznych, których na terenie Kurdystanu przebywa około 6 tysięcy. Ci pozyskując nowoczesną zachodnią broń i mogą podejmować działania zbrojne na terenie Turcji.

Turcja obawia się geopolitycznej dynamiki Kurdystanu

W panujących okolicznościach, rozpad Iraku wydaje się być najbardziej prawdopodobnym scenariuszem. Wyodrębniony z terytorium irackiego wolny Kurdystan może mieć wpływ na kształtowanie całego regionu, na co szczególną uwagę zwraca Ankara. Kurdowie zamieszkujący na zachodnich i północno - zachodnich ziemiach Iranu, stanowią ok. 7-10% ludności tego kraju. Jakkolwiek irańscy Kurdowie nie decydują się na podejmowanie głośnych i zdecydowanych działań separatystycznych na terytorium Iranu, powstanie niepodległego Kurdystanu z pewnością oznaczać mogłoby dla nich bodziec do działania – podobnie zresztą, jak dla ich pobratymców w Syrii czy Turcji. W obu tych państwach mniejszość kurdyjska wywalczyła sobie w ostatnich miesiącach znacznie lepszą pozycję wyjściową do walki o niepodległość, niż do niedawna można się było spodziewać. Ankarę z pewnością martwi również inny bardzo istotny fakt. W zamian za poparcie dla rządu i zaangażowanie w zwalczanie fundamentalistów, prezydent Baszar al - Assad zdobył się na spore ustępstwa i liczne gesty dobrej woli wobec syryjskich Kurdów, czego przykładem jest ułaskawienie wielu kurdyjskich działaczy opozycji czy przyznanie obywatelstwa syryjskiego tym spośród Kurdów, którym zostało ono wcześniej odebrane. Również wojska syryjskie wycofały się z terenów kurdyjskich, kiedy ci zdecydowali się stanąć po stronie władz w Damaszku. Pozycja wyjściowa do dalszych działań na rzecz zwiększenia niezależności Kurdów zarówno w Turcji, jak i Syrii jest zatem bardzo obiecująca. Obecnie dla Kurdów najważniejsza jest ochrona własnego terytorium. Mają wielką nadzieję, że za kooperację zostaną wynagrodzeni i staną się pełnowartościowymi partnerami Zachodu. Obecnie żądają broni i ją otrzymują. Z pewnością lista żądań będzie się wydłużać i Zachód będzie miał problem, co z takim partnerem począć. Dlatego Turcja w odróżnieniu od państw zachodnich bierze pod uwagę inny wariant. Kurdowie to społeczność licząca ok. 35 mln ludzi, w przeważającej mierze zamieszkujących Turcję (15 mln), część Iranu (7 mln) i Irak (5 mln), Syrię (2 mln) oraz Zakaukazie (1 mln). Należący do irańskiej rodziny narodów Kurdowie mieszkają w Azerbejdżanie, Armenii oraz Gruzji. W przypadku oficjalnego powstania państwa na terenie Kurdystanu, w pozostałych krajach Kurdowie mogą rozpocząć starania o niezależność. A to może doprowadzić do eskalacji konfliktu daleko poza granice Iraku i Syrii, przy czym najbardziej niebezpieczna sytuacja może wytworzyć się w Turcji.

Problem uchodźców

Przeciągające się wojny w Syrii i Iraku rykoszetem uderzają w Turcję. W wyniku walk o Kobane w ciągu trzech dni napłynęło do Turcji około 130 tys. uchodźców, co pogłębiło i tak poważny problem, jakim jest obecność 1,3 mln syryjskich uchodźców w tym kraju i postawiło przed bezprecedensowym wyzwaniem logistycznym, któremu prawdopodobnie Ankara nie będzie w stanie sprostać. Pomoc Syryjczykom przerasta możliwości Turcji, generuje dla niej ogromne koszty finansowe i społeczne. Władze szacują dotychczasowy koszt utrzymania obozów dla uchodźców na 4 mld USD. Są one od dawna przepełnione, a miejscowi coraz częściej oskarżają ich o kradzieże i zabieranie miejsc pracy. Im dłużej będzie trwał konflikt w Syrii i Iraku, tym bardziej będą narastać zagrożenia wewnątrz Turcji.

Zagrożenie terroryzmem

Trudno w chwili obecnej ocenić, jak długo uchodźcy pozostaną w Turcji oraz czy ich napływ w tak dużej skali się utrzyma. Uzależnione to będzie od sytuacji w północnej Syrii, w tym od skuteczności dowodzonej przez USA operacji przeciwko dżihadystom. Przy znacznym osłabieniu sił Państwa Islamskiego można się spodziewać powrotu kurdyjskich uchodźców do Syrii i Iraku. Ale nie można wykluczyć, że do Turcji napłyną kolejne fale uchodźców, wśród których schronienia przed nalotami będą szukali bojownicy ISIS.

Według najnowszych szacunków, w oddziałach PI walczy co najmniej tysiąc Turków. W największych tureckich miastach islamiści mają dobrze zorganizowaną sieć rekrutacyjną. Państwo Islamskie nie wypowiedziało otwartej wojny Ankarze, ale udowodniło, że organizacja ta jest gotowa i zdolna do podjęcia szeroko zakrojonych działań przeciwko Turcji. W czerwcu br. uprowadzono 49 pracowników i tureckich obywateli z konsulatu w Mosulu, a ponadto dochodziło do zbrojnych incydentów pomiędzy bojownikami ISIS a tureckimi siłami bezpieczeństwa. Poza tym w Turcji przebywa też ponad 1,5 mln niełatwych do zidentyfikowania syryjskich uchodźców. Państwo Islamskie ma więc duże możliwości działania i przeprowadzania ewentualnych odwetowych ataków terrorystycznych na terytorium Turcji, przy czym nie można również wykluczyć aktów terroru pomiędzy Kurdami a zwolennikami Państwa Islamskiego na terenie tego kraju.

USA oczekuje wsparcia Turcji? Musi pomyśleć o Rosji

Stany Zjednoczone od momentu rozpoczęcia operacji w Iraku i Syrii starają się nakłonić Turcję, by włączyła się do realizowanej wspólnie z sojusznikami operacji przeciwko Państwu Islamskiemu. W odróżnieniu od dziesięciu państw arabskich z regionu, Ankara odmawia wstąpienia do koalicji. W założeniu operacja ma włączać ją w długofalowe działania militarne, wsparcie dla lokalnych ugrupowań walczących z Państwem Islamskim, współpracę wywiadowczą oraz pomoc humanitarną. W każdym z tych elementów rola Turcji ma bardzo duże znaczenie. Jej opór bierze się z położenia, w jakim znalazła się w chwili obecnej. Naloty sił koalicyjnych powodują coraz większy napływ uchodźców, przy czym to Turcja ponosi największe koszty pomocy humanitarnej. Ponadto siły ISIS przerzucane są w kierunku zachodnich rubieży Syrii, co bezpośrednio zagraża Turcji. Aby zrozumieć defensywną postawę Ankary, trzeba cofnąć się do szczytu NATO w Newport oraz paryskiej konferencji dotyczącej bezpieczeństwa Iraku i Syrii. W Paryżu minister spraw zagranicznych Mevlüt Çavuşoğlu stwierdził, że źródłem problemów regionalnych jest trwanie reżimu Asada w Syrii oraz brak inkluzyjnego systemu politycznego w Iraku, nie wspominając przy tym o Państwie Islamskim. Prezydent Recep Erdogan natomiast podczas ostatniego szczytu NATO podkreślał, że jest poważnie zaniepokojony sytuacją Tatarów na Krymie oraz agresywną polityką Rosji w regionie. Tymi słowami z pewnością nawiązał do uwarunkowań historycznych, bowiem ekspansywne ruchy Rosji w rejonie Morza Czarnego od roku 1783 niemal zawsze odbywają się kosztem Turcji.

W dzisiejszych warunkach aneksja Krymu przez Rosję jest wystarczająco niepokojąca dla Ankary, przy czym dodatkowo obawy wzmaga supremacja marynarki rosyjskiej na Morzu Czarnym oraz dyplomatyczne naciski Moskwy na Gruzję i Azerbejdżan. Już w 2010 roku plany budowy systemu wczesnego ostrzegania radarowego w bazie Kürecik zostały uznane przez Moskwę za przejaw zachodniej ekspansji. Ankara obawia się, że obecność znacznych sił powietrznych NATO w Incirlik byłaby postrzegana przez Rosję jako znak przygotowań do ewentualnej agresji. Siły NATO wspólnie z wojskami tureckimi koncentrując się na walce z dżihadystami, nie będą w stanie jednocześnie zabezpieczać północno - wschodnich granic Turcji. Przy dalszej ekspansji ISIS na północy Iraku i Syrii oraz eskalacji napięć na Ukrainie, znajdzie się ona pomiędzy dwoma poważnymi konfliktami.

Ankara na pozycji oczekującej

Administracja Baracka Obamy liczy, że Turcja podporządkuje swoją politykę regionalną celom i strategii amerykańskiej, wzmacniając legitymację USA w regionie, wspierając działania na poziomie operacyjnym poprzez udział w nalotach na pozycje ISIS czy udostępnianie bazy lotniczej w południowo - wschodniej Turcji. Wciąż istnieją jednak rozbieżności wzajemnych oczekiwań obu stron w odniesieniu do rozwiązania problemów w regionie. Ankara ma wiele powodów, aby dystansować się od planów USA. W pierwszej kolejności bierze pod uwagę niemalże pewny odwet bojowników Państwa Islamskiego za przyłączenie się do koalicji. Ponadto uzależniłoby to jej pozycję regionalną od działań Waszyngtonu, zmniejszając w ten sposób elastyczność w polityce regionalnej, ponieważ należy brać pod uwagę to, że Państwo Islamskie nie zostanie rozbite. Zdaniem Ankary operacja wojskowa ograniczona do nalotów nie wyeliminuje zagrożenia ze strony ISIS. Nie można wnioskować, że Turcja nie podziela obaw związanych z ekspansją Państwa Islamskiego. Z pewnością zależy jej również na utrzymaniu sojuszu z USA. Ankara prowadzi politykę, która pogodzi sprzeczne cele: ograniczy potencjał oraz pole manewru bojowników Państwa Islamskiego, jednocześnie minimalizując ryzyko konfliktu i podtrzymywaniu sojuszniczych więzi z Zachodem. Pozwoli to minimalizować ewentualną agresję Państwa Islamskiego. Taką formę polityki Turcja realizuje poprzez dyskretne działania pośrednio osłabiające pozycję Państwa Islamskiego. Z pewnością będzie to realizować poprzez wzmożenie kontroli na lotniskach i zatrzymanie potencjalnych rekrutów ISIS, wzmacniać kontrolę na granicy z Syrią, dzięki czemu ograniczy przemyt paliwa (źródła dochodu PI) oraz broni. Wciąż nieprecyzyjne są plany stworzenia strefy buforowej wzdłuż granicy z Syrią i Irakiem, która odgradzałaby Turcję od terenów objętych walkami sił koalicji z bojownikami Państwa Islamskiego.

Tymczasem tureckie władze prezentują wyczekującą postawę. Głównym jej celem jest obalenie reżimu prezydenta Baszara al - Asada i osłabienia Kurdów, bowiem Ankara obawia się stworzenia przez nich autonomicznych struktur. Z tego powodu Turcy nalegają, by Amerykanie dozbroili formacje umiarkowanej opozycji w Syrii, bowiem dla rządu Partii Sprawiedliwości i Rozwoju to optymalny partner. Należy podkreślić, że wśród umiarkowanej opozycji turecki wywiad posiada dobre rozpoznania, bowiem wielu bojowników przeszkolono przed wyjazdem na front. Turcja wstrzymując się od wszelkich działań kalkuluje, która z sytuacji będzie dla niej korzystniejsza. Z pewnością bierze również pod uwagę art. 5 Traktatu Północnoatlantyckiego, który zapewnia jej pełne wsparcie sojuszu.

Marek Połoński

Reklama

Komentarze (17)

  1. andrzej

    "Jeszcze nigdy nie było takiej wspołpracy Kurdów i Turcji przeciwko Isis" przeczytałam własnie na początku artykułu. Kilka minut temu czytałam w innym artykule, że Kurdowie udowodnili władzom tureckim współprace z panstwem Isis w sprawie udogodnien, jakie stwarza Turcja chetnym by wstąpic do Isis. Wiec jak to jest, ktory artykul mowi prawde???

  2. obiektywny

    Zachód już nas dawno nauczył, iż PROPONOWANIE PRZEZ NICH ROZWIĄZANIA SĄ PRZYCZYNĄ, A NIE LEKIEM' jak chcą to przedstawić. Żołnierze w Afryce nie są by walczyć ebolą, to ebola jest po to by wysłać tam żołnierzy, WTC nie było przyczyną ataku na Afganistan; to chęć zniszczenia Afganistanu było przyczyną WTC; Jak na razie ISIL jest przede wszystkim wymierzone w Asada, który nie pasuje USA, ponieważ dowódcy NATO stwierdzili, że bez obalenia Asada nie można zaatakować Iranu, a bez ataku na Iran nie można odciąć Chin od ropy, a przynajmniej od części dostaw, a bez ograniczenia dostaw surowców energetycznych do Chin nie można pokonać jej gospodarki. Ciekawe jest również stwierdzenie prezydenta obalonego w Republice Środkowoafrykańskiej, iż rebelia zaczęła się w jego kraju jak udzielił Chinom koncesji na wydobycie ropy, pomimo iż pierw proponował koncesję w Paryżu europejczykom, którzy ją odrzucili.

  3. perez

    Turcja przypomina mi Z.S.S.R., a Kobane w 1944r.

  4. ito

    W całym artykule prawdziwe jest jedno zdanie- mają kłopoty z powodu swojej fatalnej polityki zagranicznej. Przekonanie, że demontaż państwa syryjskiego pozwoli im na jakieś zyski (może nawet terytorialne) i postępująca islamizacja kraju (zarówno oficjalna jak i nie) doprowadziła do tego, że wspólnie z USA i Unią wyhodowali z mało znaczących, luźnych grup terrorystycznych nowy byt już niemalże państwowy, z którym teraz nie bardzo wiedzą co zrobić. Liczenie na to, ze można usunąć Assada i jego miejsce zajmie jakaś mityczna "umiarkowana opozycja" jest zwyczajnym obłędem- wyraźnie widać, że albo Assad zdoła opanować sytuację w kraju- w czym należy go wspomóc a nie przeszkadzać, albo jego miejsce zajmie IS- albo bezpośrednio albo likwidując stworzonego przez zachód na wzór Iraku rządowego potworka. Martwienie si w tej chwili Kurdami jest zbytkiem luksusu- jeśli uda się opanować islamistów trzeba im będzie dać jakieś koncesje, ale jeśli islamistów nie uda się spacyfikować przynajmniej do poziomu luźnych grup terrorystycznych to turecki rząd i państwo będą miały problem z samym przetrwaniem w dotychczasowej formie. I na miejscu Unii pomału zacząłbym się przyzwyczajać do myśli, że trzeba będzie powiedzieć Ukrainie "do budy" żeby uzyskać pomoc Rosji w zwalczaniu IS- oni mają problem z islamistami od wygaśnięcia wojny czeczeńskiej i nie najgorzej sobie radzą.

  5. Tomzz

    O ile wiem, to po podjęciu decyzji i interwencji zbrojnej Turcy właśnie ... ostrzelali Kurdów... ??? Przecież to oni są (wg Ankary) terrorystami, a nie powstańcami. Kim byli więc Polacy którzy walczyli o niepodległość swojego państwa? Może też terrorystami... Terrorysta - powstaniec - bojownik?... Smutne to, ale z chwilą, kiedy religia zaczyna decydować o losach ludzi, wszystkie te pojęcia się wymieszały...

    1. :)

      Nic nie rozumiesz. Kurdowie w Turcji walczą o swoje państwo - są to z punktu widzenia Ankary terroryści (zwłaszcza, że podkładali bomby). Ale jednocześnie w Syrii i Iraku Kurdowie powstali, żeby bronić swoich domów przed dzikusami w turbanach, więc to powstańcy. A z naszej perspektywy są to sojusznicy, bo biją się z naszymi wrogami. Pomogłem?

  6. konsulhonorowyjaszczurówzkosmosu

    Dziękuję za powyższy artykuł - jest wartościowym streszczeniem sytuacji. "USA oczekuje wsparcia Turcji? Musi pomyśleć o Rosji" - czy tylko ja mam wrażenie, że gdy ZSRR chciało dokonać jakiejś wrogiej aktywności w Europie albo wymusić ustępstwa Zachodu, odpowiednio wcześniej "coś" zaczynali Arabowie. Np. Budapeszt 1956 i Kanał Sueski. I czy cały ten ISIL i wcześniejsza "arabska wiosna" nie są jakąś wielowątkową rozgrywką Rosjan i ich sympatyków (Włochy, Francja, Chiny)?

    1. kuba

      jestes w bledzie jest to rozgrywka USA ,zdobyc Syrie i zostanie tylko Iran ,zapomniales ze te ISIS to kto stwozyl ,napewno nie Rosjia reszte odpowiedz sobie sam .

  7. kzet69

    g...o prawda wynika z tej analizy Turcja gra tylko i wyłącznie na wykrwawienie się Kurdów, to co wyczynia Turcja zasługuje na natychmiastowe wyrzucenie z NATO i ciężkie sankcje, Erdogan pozuje na drugiego Putina...

  8. dobra wola

    Paradoksalnie koalicja antyISIS może doprowadzić do pokoju po rozmowach na Bliskim Wschodzie. Mogą powstać Kurdystan (dobra wola kilku państw) i Palestyna oraz dwa reżimy antyfundamentalistyczne Iraku i Syrii. Turcja i Arabia mają jako sojusznicy USA okazje podzielić się strefami wpływów. Egipt zajęty jest sobą, a Iran pod pręgierzem Izraela jest (atom). Turcja chroni mniejszości w Syrii (chrześcijan i Alawitów w interesie Europy i Arabii) zachowując tam wpływy, a Arabia w Iraku (ochrona sunnitów) i dopuszczając Iran do kontaktów z Szyitami. W Iraku chrześcijanie status mniejszości specjalnie chronionej. Kurdystan współpracuje z każdym. Czy może tak być ? Dobra wola jest konieczna do rozmów.

    1. Całus

      Haha Turcja ochroni Alawitow i chrześcijan. Dodaj jeszcze Ormian jak w 1915.

  9. leftfield

    Te dyskretne tureckie działania osłabiające Państwo Islamskie są tak dyskretne, że nie sposób ich dojrzeć :) Wiele wskazuje na to ,że Turcji nie zależy obecnie na osłabianiu ISIL, wręcz przeciwnie- coraz głośniej mówi się w mediach o pośrednim wspieraniu dżihadystów- poprzez utrzymywania dla nich otwartych granic, przymykaniu oczu na handel ropą, a nawet udostępnianiu danych wywiadowczych, w tym obrazowania satelitarnego dotyczących Kurdów i prowadzenia szkoleń. Polityka Turcji wobec PI wypływa z dwóch przesłanek- wykorzystać terrorystów do zniszczenia, lub osłabienia autonomii syryjskich Kurdów, a z drugiej strony- nie dawać dżihadystom motywacji do wszczynania walki na terenie Turcji. Polityka dość krótkowzroczna, prowadząca do wzrostu napięcia między Turkami a Kurdami z jednej strony, a rosnąca irytację USA z drugiej. Oblężenie Kobane jest o tyle istotne że uwypukliło bieżące cele polityki tureckiej, może jednak okazać się że ta polityka przyniesie fiasko z przykrymi długofalowymi konsekwencjami dla Ankary, w tym najważnieszjym- wzrostu eskalacji wewnętrznego konfliktu. Mówiąc szczerze nieoczekiwanie silne i zmasowane naloty Amerykanów na pozycję ISIL w Kobane, właściwie dwa dni po tym jak Kerry oświadcza, że obrona tego miasta nie interesuje Amerykanów, a które de facto uratowały je przed zdobyciem, miały dac jasny sygnał Turkom, że USA może bez trudu pokrzyżować ich plany. Co najciekawsze -świadomie, lub nie Amerykanie uratowali byc może w ten sposób szanse na pokojowe rozmowy pomiędzy Turcją a PKK, które Turcy chcieli najwyraźniej poświęcić na rzecz rozwiązań siłowych, eskalując napięcie z Kurdami. Polityka Erdogana – gdyby okazała się skuteczna byłaby katastrofalna dla Turcji. Oznaczałaby z jednej strony bycie w coraz większym stopniu zakładnikiem okrzepłego ISIL , które bez trudu mogłoby szantażować Turcję dżihadem na jej terytorium i jednoczesne uwikłanie się w kolejny krwawy konflikt z własną mniejszością narodową. Prowadziłoby to w sumie do wzrostu znaczenia fundamentalistów w samej Turcji i postępującego wzrostu jej wewnętrznej destabilizacji. Alternatywą dla Turcji, pozwalająca w sumie osiągnąc te same cele jest stworzenie strefy buforowej. Mogłaby ona rozwiązać z punktu widzenia Ankary kilka problemów naraz- umożliwić kontrolę Kurdów w Syrii, izolację (mało realną zresztą) od Państwa Islamskiego, oraz rozwiązać problem napływających do Turcji uchodźców. Ta strefa budzi jednak poważne zastrzeżenia- po pierwsze Kurdów (co jest zrozumiałe), określających ten pomysł wprost jako okupację, po drugie Rosji i Syrii, co z pewnością by się odbiło na i tak nie najlepszych stosunkach NATO z tymi krajami, oraz rodzi obawy co do możliwości realnej ochrony tej strefy i ludności w niej przebywającej przed atakami dżihadystów. Nie ma wątpliwości że skoro Turcja nie jest w stanie kontrolować w pełni swojej granicy z ISIL, nie będzie miała możliwości ( a zapewne i chęci) pilnować strefy. Będzie to ziemia niczyja z wszelkimi tego konsekwencjami. Politycy zachodni mają tego wszystkiego świadomość, stąd takie wahania. W interesie Turcji w istocie jest to co stara się ignorować od dłuższego czasu- szybkie rozbicie ISIL i rozmowy z Kurdami u siebie, reszta opcji oznacza długofalową eskalację konfliktów

  10. Bohdan Szuprowicz

    Niezalezny Kurdystan to sprawa przesadzona tylko czego tak sie ociagamy?

  11. iRudy

    Turcy stoją i czekają, jak kiedyś ruscy za Wisłą. Mam nadzieję że Historia oceni ich tak samo...

    1. say69mat

      Wydaje mi się, że Ankara/Erdogan nie docenia potencjału ISIS. Nie widzi, że po 'rozwiązaniu problemu Kurdów'. ISIS wystąpią przeciwko Turcji, która nie będzie dla wyznawców kalifatu wystarczająco islamskim tworem politycznym. Po rozwiązaniu problemu poprawności islamskiej w Turcji. I umocnieniu potencjału militarnego o turecką zbrojownię. Kolejnym celem ISIS wydaje się być ... Egipt. A, że jedyną przeszkodą na drodze do Egiptu jest Izrael. Możliwe, że dojdzie do niesłychanie efektownego militarnie kresu marzeń o wielkim panislamskim Kalifacie. Tworzonym, jak widzimy od podstaw, przy wydatnym wykorzystaniu ... ołowiu. Swoją drogą, możemy być świadkami bliskowschodniego cudu, gdzie zażarci wrogowie będą ramię w ramię walczyć z nowym, śmiertelnym zagrożeniem. Bo, ponad wszystko, Koran skażony ołowiem przestaje być drogą życia. Staje się ciernistą ścieżką ... śmierci.

  12. Mąż stanu

    Gdyby Turcja była mądra to miałaby potężnego wspólnika państwo kurdyjskie. Tylko kto łatwo odda ziemi kawał ? W długiej perspektywie to by się Turkom opłaciło, bo wdzięczni Kurdowie sprzymierzaliby się z Turcją też z dobrej woli tak jak niegdyś Litwa i Ukraińcy z Polską. Jak zagrożenia wielkie to wspólnie w konfederacji, a jak spokój to osobno. czy Turcy zrozumieliby taki ruch przywódcy ? Konfederacja turecko-kurdyjska. Syria Irak mniejsze. Syria protektoratem Europy,a Irak AS i Iranu.

  13. sas

    "Ankara więc mogłaby liczyć, że znaczna część kurdyjskiej społeczności zamieszkałej w Turcji, a w szczególności ortodoksyjnej, udałaby się do tego nowego bytu państwowego." Prędzej, nowy byt państwowy udałby się do Turcji na bazie ortodoksyjnej ludności tam obecnej. Islamiści znikną, Kurdowie pozostaną i znowu zacznie się przetasowanie popierających i popieranych.

  14. jang

    może pamiętają pewnego króla ,który ich pokonał ,ratując z opresji jednego późniejszego zaborcę swego kraju i osłabiając Turcję- głównego wroga drugiego zaborcy.Króla z państwa z którym Turcja utrzymuje chyba najdłuższe stosunki dyplomatyczne w Europie liczące dziś 600 lat

  15. michał

    Szanowny Autorze, Chyba pora powiedzieć sobie otwarcie: "umiarkowana opozycja" w Syrii to przeszłość. SNC w Turcji nawet nie jest w stanie wybrać przywódcy, a na froncie siły FSA są magazynem broni dla islamistów tylko trochę trudniejszym do obrabowania niż armia iracka. Na terenie Syrii są teraz tylko trzy liczące się siły: armia rządowa, ISIS i Rojava.

    1. z prawej flanki

      "magazyn broni dla islamistów" ; podoba mi się ,bo już celniej tego ująć się nie da.

  16. Wojmił

    Bardzo dobra analiza!

  17. das

    Albo będzie Kurdystan, albo będzie ISIS. Szykuje się nam na prawdę mocny konflikt, który zaczyna ogarniać coraz więcej państw tego regionu. Irak,Syria,Liban,Turcja koalicja 10 państw i Isis, a to dopiero początek konfliktu.

Reklama