Wnioski ze szczytu singapurskiego są na chwilę obecną dla społeczności międzynarodowej wolnego świata niezadowalające. Otóż nie pierwszy raz okazało się, że brutalna siła dyktatora i szantaż w postaci groźby użycia broni jądrowej opłaca się i pozwala w dyplomacji i polityce zagranicznej osiągnąć wiele, nawet w obliczu potęgi ekonomiczno-gospodarczej największego mocarstwa militarnego świata, jakim są dziś Stany Zjednoczone - pisze dla Defence24.pl dr Artur Jagnieża
Za nami szczyt Donald Trump – Kim Dżong Un w Singapurze. Specjaliści od stosunków międzynarodowych prześcigają się w komentarzach dotyczących jego oceny starając się widzieć w spotkaniu przywódców obydwu państw zaczyn nowego otwarcia w relacjach Pjongjang-Waszyngton oraz szansę na rozpoczęcie stopniowego procesu pokojowego na półwyspie koreańskim. W przeciwieństwie do dużej części komentatorów fakt organizacji szczytu jak i podjęte na nim ustalenia uważam za porażkę wolnego świata w relacjach z państwem, które słynie z irracjonalnej ideologii Dżucze, zamordyzmu politycznego, okrucieństwa - gdzie z powodu ponad 60 przypadków grozi człowiekowi kara śmierci - oraz preferowanej autarkii gospodarczej, w wyniku czego Korea Północna należy do jednych z najbardziej zacofanych infrastrukturalnie państw na świecie.
Obserwatorzy stosunków międzynarodowych w Azji zadają sobie pytanie w co gra przywódca Korei Północnej - i nikt nie zna na tak postawione pytanie odpowiedzi. Skoro tak, to w takiej sytuacji jesteśmy skazani co najwyżej na snucie mniej lub bardziej prawdopodobnych hipotez, które zweryfikuje czas.
W rozwikłaniu zagadnienia kwestii koreańskiej nie pomaga próba jego ujęcia w wymiarze globalnym oraz regionalnym. W jednym obserwatorzy stosunków na Półwyspie Koreańskim wydają się być zgodni. Otóż nikt z globalnych, jak i regionalnych graczy nie jest zainteresowany doprowadzeniem do zjednoczenia obydwu Korei. Nikt bowiem nie chce, aby w tym regionie powstało silne państwo łączące potencjał technologiczny Korei Południowej z potencjałem militarnym Korei Północnej, posiadającej broń jądrową. Dotyczy to na pewno strategicznego sojusznika Stanów Zjednoczonych, czyli Japonii. Z kolei dla Chin obecny stan rzeczy wydaje się być optymalny. Po pierwsze, utrzymuje podział Korei, co pozwala Pekinowi występować tu w roli regionalnego arbitra. Po drugie, angażuje aktywa polityczne i militarne Stanów Zjednoczonych w obronie Korei Południowej przy założeniu, że wyklucza się jednostronne użycie siły przez Stany Zjednoczone wobec Korei Północnej.
Chiny uważają Półwysep Koreański za ich regionalną strefę wpływów i każde działanie podważające w tym regionie pozycję Stanów Zjednoczonych jest im na rękę. Należy przy tym zastrzec, że wszelkie eskalacje przez lokalnych graczy konfliktu ze Stanami Zjednoczonymi nie mogą przerodzić się w intencji Pekinu w wojnę, ponieważ Chiny aspirują tu do roli głównego rozjemcy w regionie na ich zasadach i warunkach.
W tle czai się oczywiście Rosja, dla której z kolei ewentualny konflikt wojenny na Półwyspie i zaangażowanie w niego Stanów Zjednoczonych byłoby wariantem optymalnym. Takie amerykańskie zaangażowanie wojskowe bez względu na wynik musiałoby w konsekwencji doprowadzić do co najmniej czasowego wstrzymania aktywności wojskowej Stanów Zjednoczonych na rzecz podniesienia bezpieczeństwa wschodniej flanki NATO. Ponadto, z dużą dozą prawdopodobieństwa, można założyć, że Moskwa wykorzystałaby amerykańskie zaangażowanie militarne w Korei do rozegrania na swoją korzyść kwestii ukraińskiej, a być może i białoruskiej.
Trudno powiedzieć na ile prawdopodobnie nieudana próba jądrowa lub, jak wolą inni komentatorzy, niekontrolowana detonacja nuklearna na północnokoreańskim poligonie, która miała miejsce w grudniu 2017 roku, stanowiła impuls do podjęcia zwrotu w polityce zagranicznej Kima w kierunku dyplomacji miękkiej. Niemniej koniec końców, to od tego czasu zaczęły pojawiać się pierwsze sygnały wskazujące na możliwość odprężenia na Półwyspie Koreańskim, co na przełomie roku wydawało się absolutnie niemożliwe. Czy jednak obecny polityczny piruet Kima daje podstawy do postawienia tezy, iż reżim Korei Północnej staje się w relacjach międzynarodowych przewidywalnym i wiarygodnym partnerem? To chyba wniosek za daleko idący.
Faktem jest, iż za pomocą szantażu militarno-jądrowego Kim Dżong Un bez jakichkolwiek realnych koncesji politycznych osiągnął rzecz, o której jego dziadek i ojciec mogli pomarzyć. Być może zatem celem całego przedsięwzięcia jądrowo-dyplomatycznego jest doprowadzenie do podpisania traktatu pokojowego z południowymi sąsiadami, a po drodze nawiązanie stosunków dyplomatycznych z USA - co w oczach Pjongjangu zamykałoby dyskusję na przyszłość w przedmiocie podważania suwerenności i odrębności Korei Północnej. Co za tym idzie legitymizowałoby to władzę Kima w oczach społeczności międzynarodowej w wymiarze zarówno regionalnym, jak i globalnym. Nie można też wykluczyć, że reżim Korei Północnej uznał, że za pomocą straszaka jądrowego postara się w sprzyjających okolicznościach przy wykorzystaniu narzędzi dyplomatycznych doprowadzić do wzmocnienia własnej niewydolnej gospodarki poprzez zniesienie sankcji gospodarczych oraz pozyskanie dostępnych w granicach koreańskiego reżimu form pomocy gospodarczej, w tym pomocy humanitarnej pod flagą ONZ.
Z powyższych względów można postawić tezę, że na tym, żeby doszło do spotkania w Singapurze najbardziej, w wymiarze realnej polityki, zależało przede wszystkim Kimowi. Amerykanie podjęli tę grę wychodząc z założenia, że ostatniej rzeczy jakiej dziś potrzebują, to zaangażowanie militarne w obronie Korei Południowej w obliczu konfliktu militarnego Pjongjangu z Seulem. Chociażby ta przesłanka pozwala postawić wniosek, że największym wygranym szczytu w krótkiej perspektywie czasowej jest przywódca Korei Północnej. W wymiarze długofalowym beneficjentem tego rozdania będą Chiny, ponieważ dopuszczenie Kima do rozmów z Prezydentem Donaldem Trumpem podmywa autorytet Stanów Zjednoczonych w regionie. Od 12 czerwca 2018 roku i szczytu koreańsko-amerykańskiego w Singapurze regionalni gracze orientujący się dotychczas na Stany Zjednoczone muszą od nowa postawić sobie pytanie, czy zdolność do projekcji siły przez USA w tym regionie świata jest wiarygodna. Pytanie takie może zostać postawione nie tylko w Seulu i Tokio, ale także Tajpej czy stolicy Filipin Manili.
Analiza treści podpisanego w Singapurze porozumienia koreańsko-amerykańskiego wskazuje, że strona koreańska dążyła w nim przede wszystkim do zawarcia takich sformułowań, które stawiałyby KRLD i USA w pozycji równych partnerów. Rzeczywistość jest zupełnie inna, i z tego względu należy uznać, że taki zabieg służy wyłącznie upodmiotowieniu Pjongjangu, dając w zamian niewiele Stanom Zjednoczonym i ich regionalnym sojusznikom. Trudno bowiem za sukces dyplomatyczny uznać obopólne zobowiązanie do ustanowienia nowych relacji między państwami, dążenie do budowy wzajemnego zaufania czy skądinąd szlachetne zobowiązanie do odzyskania szczątków jeńców wojennych i zaginionych w akcji oraz zobowiązanie do jak najszybszej repatriacji szczątków osób już zidentyfikowanych.
W treści porozumienia znalazł się zapis w którym KRLD potwierdziła Deklarację z Panmundżomu z 27 kwietnia 2018 roku, zobowiązując się do starań na rzecz całkowitej denuklearyzacji Półwyspu Koreańskiego. Nietrudno jednak zauważyć, że po pierwsze pojęcie "starań" ma charakter nieostry. Po drugie zapisowi temu nie towarzyszy jakikolwiek doprecyzowanie tego zobowiązania w postaci chociażby powołania specjalnej grupy roboczej ds. denuklearyzacji Półwyspu Koreańskiego. Po trzecie nigdzie nie ma mowy o wprowadzeniu międzynarodowych obserwatorów, którzy nadzorowaliby przebieg procesu denuklearyzacji po stronie Korei Północnej. Po czwarte nie opracowano harmonogramu procesu denuklearyzacji półwyspu. Po piąte, i nie mniej istotne, nie określono źródeł sfinansowania procesu denuklearyzacji. Sprawą zupełnie otwartą jest też kwestia, jak rozumieć pojęcie denuklearyzacji Półwyspu Koreańskiego? Czy ogranicza się ono do pozbycia się broni jądrowej wyłącznie przez Koreę Północną - jak chcieliby to czytać dziś Amerykanie, czy też kwestia denuklearyzacji miałaby objąć terytorium Japonii i Korei Południowej, gdzie dziś - przynajmniej oficjalnie - amerykańska broń jądrowa nie stacjonuje, ale oba państwa są prawdopodobnie przygotowane do bardzo szybkiego jej przyjęcia.
Z powyższych względów wnioski ze szczytu singapurskiego są na chwilę obecną dla społeczności międzynarodowej wolnego świata niezadowalające. Otóż nie pierwszy raz okazało się, że brutalna siła dyktatora i szantaż w postaci groźby użycia broni jądrowej opłaca się i pozwala w dyplomacji i polityce zagranicznej osiągnąć wiele, nawet w obliczu potęgi ekonomiczno-gospodarczej największego mocarstwa militarnego świata, jakim są dziś Stany Zjednoczone. Sprawą otwartą, na którą dziś nie otrzymamy odpowiedzi, pozostaje tylko pytanie, czy konsekwentne utrzymanie sankcji wobec reżimu północnokoreańskiego doprowadziłoby do katastrofy gospodarczej Pjongjangu i upadku tego państwa?
Troll i to wredny
Panowie - spójrzmy na to z punktu widzenia Kima. On ma wzorzec podstawowy oparty na losie jemu podobnych z Serbii, Iraku i Libii. Przychodzi do niego Wujaszek Sam i mówi,, Słuchaj co prawda to my mamy największe na świecie zapasy broni biologicznej, chemicznej i jądrowej, ale martwią nas te które ty posiadasz. Oddaj nam to co masz, lub je zniszcz, a wtedy my uznamy cię za wroga wolnego świata i (łaskawie) zostaniesz... powieszony\". Kim rozumie, że broń masowego rażenia to wszystko co ma. gdyby nie ta broń w jego rękach ,to prezydent USA nie leciał by tysięcy mil po to, aby się z nim spotkać....Kim rozumie czym są gwarancje USA, ma przykład Ukrainy. Wie, że bez broni atomowej wszystko co mu Ameryka obieca i ,,zagwarantuje\" będzie miało wartość...papieru toaletowego.
jacek
wyczuwam niechęć do Wujaszka Sama i sympatię lub co najmniej zrozumienie dla gościa, który zrobił sobie z kraju taki jeden wielki obóz koncentracyjny. Gdyby nie ten nielubiany przez Ciebie Wujaszek Sam i jego ogromne zapasy broni to całkiem możliwe, że historia XX wieku potoczyłaby się zupełnie inaczej i dziś cały świat mógłby wyglądać jak Korea Północna......A w najlepszym wypadku byłby areną konfliktów skaczących sobie do gardła różnej maści dyktatorków , którzy byliby wszędzie wokół. Owszem nasz świat nie jest idealny. Bez przewodniej roli Ameryki byłby gorszy.
A.K
Haha, cholera, Pan Jacek pewnie tak z 40/50 lat ma, ogłupione pokolenie ślepe na fakty. Trzeba przyznać jednak, że nie Pana wina, częściowo, takie były czasy, że Stany Zjednoczone były \"rajem\", ale to się już zmieniło. Propaganda nie ma już takiego wpływu na ludność dzięki większej wiedzy i dostępie do internetu, a więc idź Pan w internet i zbieraj wiedzę, a zrozumiesz jak działa świat....tylko błagam nie z onetu, wp, tvnu, polsatu ani tvp, ani gazety wyborczej itp.
Pep
AKa, ty serio uważasz, że rozumiesz świat? Kiedy miałem 15-20-25 (a nawet 30) lat też uważałem, że wszystkie rozumy pojadłem. Internet jako źródło obiektywnej prawdy? Ech... . Zgadzam się z Jackiem. Ameryka to dyktator, trzymający za gębę cały świat i bezwzględnie egzekwujący swoje interesy. Ale, są to głównie interesy gospodarcze i jak regularnie płacisz swoją dolę, możesz żyć (w miarę) spokojnie. Ameryka to taki \'prymityw\', nie mający ambicji zmieniania ludzkich zachowań, jak czynił to komunizm, faszyzm, czy jak czyni teraz UE. Boję się czasów, kiedy rolę globalnego hegemona przejmą Chiny. Dla nich człowiek jest niczym wobec społeczności (jak mrówka w mrowisku) . Chinom nie wystarczy, że będziesz kupował ich produkty.
bim-bom
Według mnie analiza jest błędna. Un dostał od Trumpa ultimatum : albo się rozbroisz -i wtedy możemy ci pomóc w przejściu na jasną stronę- albo ....jest już po tobie. Skoro przyjechał i podpisał -to znaczy że się zgodził ,. chce żyć i wydawać swoje ciężko zarobione pieniądze na wszelakie uciechy. Po prostu sprzedał swoje bomby-
yaro
niestety to Twoje myślenie jest błędne , zwrot u Kima nastąpił po rozmowach w Chinach tam go odmieniło (jakby go podmienili) i to w Chinach należy szukać sposobu jakiego użyto na Kima nie w USA.
Weteran z Panmundżonu
Nareszcie jakiś głos rozsądku. W jednej kwestii pozwolę się nie zgodzić, a o czym pisałem wcześniej - \"Kim dokonał w końcu to, o co władze KRL-D starały się od dwudziestu paru lat - usiadł do rozmów tylko z Prezydentem USA. Nie było \\\"marionetek\\\" z południa i \\\"faszystów\\\" z Japonii (są to określenia używane przez propagandę KRL-D). A Amerykanie znowu dają się ogrywać. Przy stole powinien zasiąść jeszcze przynajmniej Prezydent Korei Południowej (ROK). \" Chodzi o to, że jakikolwiek układ pokojowy (w miejsce rozejmowego) wg. Kima byłby podpisany pomiędzy KRL-D a USA a nie z \"Marionetkami\" z południa.
Wódz
Kim niczego nie dokonał,wystarczy przeanalizowac filmy ze spotkania,by zobaczyć jak był przestraszony,na ta chwile Korea nie ma zadnych asów w rękawie.Moge sie z kazdym załozyć ze Usa moga zrównać Koree z ziemią a Rosja i Chiny nie kiwną palcem.
A.K
Śmieszne stwierdzenia biorąc pod uwagę fakt, że całe to spotkanie było zorganizowane przez Chiny i Rosję. Obie Koreańskie republiki to marionetki, tak jak było powiedziane. I żadna z nich nie ma nic do gadania. Za KRL-D stoją Chiny, a za południową USA, które w dodatku coraz to bardziej tracą pozycje i siłę. I nie mam tu na myśli pierwszego miejsca w czymkolwiek dobrym bo od dawna już tam ich nie ma.
piotr
jest kilku graczy przy tym stole, jednym z ważniejszych są Chiny, którym zależy na rozejmie z powodów politycznych a nie humanitarnych, a mianowicie, gdy zapanuje powszechne \"szczęście\" to Amerykanie nie będą potrzebni na półwyspie koreańskim i to jest cel numer jeden dla Chin
A.K
Tak właśnie jest, możliwe też, że cała sytuacja była w całości długoterminowym planem Chin. Począwszy od pomocy w planie nuklearnym Korei, a kończąc na pomocy w negocjacjach.
zyg
Jak chorym trzeba być aby własnego wujka rozstrzelać na stadionie z działka 23mm? Zgromadzona gawiedź pólnocno koreańska polowała podczas seansu na strzępki jego ciała (np palec) podobnie jak poluje się na piłkę bejsbolową podczas meczu? Prezydent G W Bush podczas gdy określał \"Oś zła\" (Axis of Evil) włączył do niej Iran, ChRL, Rosję i \"jedną z Korei\"..
yaro
Jakby tego nie komentować to trzeba przyznać jedno, jeśli nie chcesz by traktowano Cię jak piąte koło u wozu miej broń atomową a z pozycji siły nikt nie będzie z Tobą rozmawiał.
PolExit
Cóż by miała Korea Północna uzyskać w zamian za oddanie broni nuklearnej? Gwarancje? Śmiechu warte. Już miała Ukraina gwarancje państw UE i US, i co? I straciła terytorium na rzecz kolejnego gwaranta, a gdyby miała bomby to by jej nikt nie ruszył, tak jakby nikt nie ruszyl Saddama i Kadafiego. Oni tez wierzyli w gwarancje..,Polska tez nie powinna wierzyć w żadne UE gwarancje
Wódz
Co zyska? Uwazam ze ma szanse na rozwój gospodarczy,porowanj sobie Chiny 20 lat temu a teraz, Korea tez moze wykorzystać swoja szanse...
Stary Grzyb
Co by miała zyskać, jak odda broń nuklearną? Poza tym, że na razie jej nie ma (próbny wybuch a głowica rakiety to dwie dalece różne rzeczy), to pytanie brzmi \"Co zyska, jak nie odda?\" Otóż zyska, tak Kim, jak i reszta jej mieszkańców, spokój na wieki, co Trump zapowiedział Kimowi na tyle wyraźnie, że ten zobowiązał się rozbroić - oczywiście, groźba i presja muszą być utrzymane, żeby Kim wypełnił swoje zobowiązania. Jak ci się zdaje - co Trump miał na myśli, kiedy po spotkaniu w Singapurze na pytanie \"Czy spotkanie nie było błędem?\" odpowiedział, że \"Na pewno było czymś lepszym, niż konieczność zabicia prawie 30 milionów ludzi\". Dla ułatwienia przypomnę, że \"prawie 30 milionów ludzi\" żyje w Korei Płn., zaś USA mają, między innymi, 14 AOP klasy \"Ohio\" wyposażonych w 24 rakiety Trident II każdy, zaś jedna taka rakieta ma 14 niezależnie naprowadzanych na cel głowic (tzw. kołowy błąd trafienia poniżej 30 metrów), a każda głowica dysponuje mocą regulowaną od 200 kT do 1 MT (czyli od 15 do 75 Hiroszim w jednej głowicy) - w wariancie minimalnym 336 x 15 x 100.000 = 504.000.000, więc jeden okręt daje dla Korei Płn. współczynnik overkill ponad 18. Mam nadzieję, że te kilka liczb ułatwia zrozumienie, co Korea Płn. może zyskać, rezygnując z programu atomowego.
xawer
Załóżmy, że Ukraina ma operacyjne uzbrojenie jądrowe a Rosja robi to co robi. Jak to zmienia sytuacje? Ukraina użyje broni jądrowej? Wątpię. Przy takiej przewadze sił jądrowych Rosji, użycie choćby jednej atomówki przez Ukrainę skończyłoby się jej całkowitym zniszczeniem. Wojna toczyłaby się(tak jak teraz) konwencjonalnie.
PKP kargo
Czyli co? Możemy im jedzenie i jakieś nasze technologie za siłę robocza oraz wiedzę i próbki odnośnie rakiet i atomu... Można im też bwp i t 72 dorzucic
Zajac
No wlasnie bedziecie dorzucac. I o i tamto. I za frajer, bo taka jest idea pomocy tym biednym uposledzonym panstwom.
Davien
Jeśli ktoś ma nadzieję na trwały pokój na półwyspie Koreańskim / powinien mieć w tyle podpis Palestyny /Izraela/USA , czy Gorbaczow /Regan ,Kolch Gorbaczow oraz Libia USA , czy rozbrojenie Ukrainy :) Co z tych porozumien zostało zrealizowane i komu służyły :))
Zajac
Na 100% nic dla Polski. Mozecie spokojnie dyskutowac o planach MONu.
PatrykL
Slabo sie robi jak sie czyta tych wszystkich ekspertow ktorzy mowia o triumfie Kima....poczekamy za kilka miesiecy co sie bedzie dzialo....Trump to showman i bardzo dobrze gra na ludzkich emocjach...tam jest kupa jastrzebi w administracji - mike pompeo, john bolton z Trumpem na czele ktorzy nie odpuszcza korei polnocnej i jezeli przez kilka nastepnych miesiecy okaze sie ze korea polnocna nie ma zadnego zamiaru rozbrajac sie nuklearnie pozostana dwie opcje; militarny konflikt z korea polnocna albo pogodzenie sie na posiadanie i wzmacnianie potencjalu nuklearnego przez rezim korei polnocnej w co absolutnie nie wierze ze Trump i jego team na to pozwola...Dziwie sie naiwnosci, komentarzy, opinii tych wszystkich \'\'ekspertow\'\' ktorzy sa tacy \'\'madrzy\'\' w gadce. Dla Kima spotkanie z Trumpem nie bedzie mialo zadnego znaczenie jezeli nie podejma krokow na rzecz denuklaryzacji, bo bedzie czekala na nich wojna, a Trump nie zawaha sie uzyc sily jesli beda chcieli go \'\'ograc\'\' i bedzie mial ku temu calkowity dowod ze on i jego administracja wykorzystali wszelkie srodki aby rozwiazac ta kwesie dyplomatycznie.
rmarcin555
@PatrykL Dziwie się jak możesz pisać takie bzdury, znając historię zagrywek Korei Północnej. Chyba, że nie znasz. Administracja Trumpa nie ma tu nic do gadania, bo o wszystkim decydują Chiny. Wyciągają Kima z pudełka kiedy jest im to wygodne. To Chińczycy zmusili Kima do rozmów. Nie ma żadnej możliwości, aby Kim oddał broń nuklearną. Nie jest głupi co udowodnił już nie raz. Nie ma też raczej szans na jakieś otwarcie Korei Północnej, bo chwilę po tym ludzie roznieśli by Kima i jego reżim. Reżim nie ma wyboru, musi trwać - rozmiar zbrodni jest zbyt duży. Musiałbyś zagwarantować nietykalność Kimowi, jego rodzinie i tysiącom funkcjonariuszy. Gra w głupiego Jasia będzie więc trwać. Wojna? Amerykanie nie byli skorzy ryzykować nawet gdy Kim nie miał głowic.
bbb
Dokładnie!Zamiast się zastanawiać w co gra Kim trzeba zadać pytanie o co chodzi Chinom.A na pewno nie o zjednoczenie Korei i upadek reżimu.
Noniewem
Chinom chodzi o handel z południem... ale przede wszystkim o TAJWAN! Jeżeli USA odda oficjalnie i nieoficjalnie Tajwan Chinom to na półwyspie dojdzie do zjednoczenia oraz rozbrojenia co wyjdzie na korzyść wszystkim oprócz Rosji- ale ona już nie ma większego znaczenia
tylko Basta
Cytując: \"..społeczności międzynarodowej wolnego świata niezadowalające..\", a któż tak twierdzi ??? a już wiem, czyli nikt z rejonu \"europy środkowo wschodniej\", czyli regionu, którego nijak dotyczy prężenie muskułów na linii USA Korea Północna. Inaczej spotkanie odbierają Koreańczycy południowi, Chińczycy, Japończycy itd. Uważają iż jest to jeden z wielu kroczków w dobrą stronę. Już teraz widać pozytywne zmiany: Donald i Kim poznali się osobiście. USA wstrzymuje zapowiedziane manewry, Korea Południowa demontuje \"szczekaczki\" wznawiają rozmowy/kontakty w Panmundżonie, Kim rozkazał wysadzić elementy poligonu nuklearnego, wprowadził moratorium na testy rakiet. I to jest to nic ?!?!?! ps. i Korea i USA są równymi partnerami i czy się autorowi podoba czy nie to jest to fakt. Autor pisze o \"obserwatorach\" czyli co ? do USA obserwatorów, bo to na razie USA, a nie Korea Północna wywołuje wojny ....
kix
w tekscie jest tyle punktow do ktorych mozna sie przyczepic ze na telefonie nie chce mi sie nawet proboowac. to spotkanie nie bylo wygrane przez zadna ze stron. dopiero przyszlosc pokaze ktomu wyjdzie ten proces na lepsze. jak na razie mamy zawieszenie broni i kim wywachal juz marchewke. trump wydaje sie na tyle nieprzewidywalny ze i kij moze przyniesc skutki- co zadnemu poprzednikowi sie nie udalo. teraz tylko dobrze nastraszyc rocketmana i negocjowac. w gabinecie jest kupa jastrzebi, a trump lubi gownoburze, mysle ze ogra kima. ale zobaczymy...
Yugol
Zachód się obudził z ręką w nocnyku. Zadługo się zajmowano plądrowaniem świata Arabskiego. Pseudo fachowcy jazgoczą a ciekawe czy mieliby odwagę siedząc na odpowiednich stanowiskach rozpętać wojnie atomową???
Pruty
Wreszcie rozsądny artykuł na ten temat.
miś puchatek
ta . a niby co proponujesz ? wojne ? kto za to zapłaci i ile milionów ma zginąć pragmatyzm i realna siła .tak było jest i będzie .lewacka europa zapomina o prawdziwym świecie .o
abc
Można też powiedzieć odwrotnie, że Kim został zmuszony żeby w ogóle usiąść przy stole rokowań. Reszta to są przypuszczenia i dywagacje.
asd
Z potencjałem jądrowym na pewno nie, ale bez niego już tak, przynajmniej dla USA czy Japonii bo to kolejna okazja dla nich do inwestycji i wyeliminowanie nuklearnego zagrożenia. Jednak pewnie sami Koreańczycy z południa patrzą na połączenie niechętnie, bo ogromne pieniądze zostaną wpompowane w północ (jak w Niemczech z NRD), co spowoduje zahamowanie rozwoju południa .
Halder
Ciekawa analiza sięgająca głębiej niż przekaz większości komentatorów medialnych. Wygląda to na kolejny przejaw słabości USA, które dużo robią pod publiczkę i dla masowego widza (jak z wystrzeleniem rakiet w Syrię), a w praktyce niewiele to zmienia. Innymi słowy, dużo didaskaliów - mało konkretów.