Reklama

Geopolityka

Sahel pogrąża się w terrorystycznej rebelii

Autor. Forces Armées Maliennes/Twitter

Gdy Mali i Burkina Faso deklarowały pomoc dla puczystów w Nigrze w obliczu zagrożenia interwencją ze strony ECOWAS, eksperci ds. terroryzmu zastanawiali się nad rzeczywistą zdolnością do realizacji tych obietnic. Deklaracje brzmiały dość dziwnie w obliczu sytuacji, że te państwa same nie kontrolują ogromnych połaci swojego terytorium, zwłaszcza na kierunkach prowadzących do Niamej, stolicy Nigru. Tereny te objęte są trwającą rebelią dżihadystyczną, do której dochodzą jeszcze walki z separatystami.

Reklama

Czytaj też

Zresztą na potwierdzenie tych wątpliwości nie trzeba było czekać długo. Siły lotnicze Mali miały pojawić się w Nigrze w ramach wsparcia udzielonego juncie, jednak już na początku września pojawiła się informacja, że jeden z Su-25, przekazanych na początku tego roku przez Rosję, został strącony przez rebeliantów z plemion Tuaregów z Koordynacji Ruchów Azawadu (CAM), w okolicach Gao lub też, jak dementował to później rząd, uległ wypadkowi z przyczyn technicznych. Po oświadczeniu władz wypłynęły jednak zdjęcia przenośnego systemu rakietowego użytego do strącenia samolotu. Drugi z podarowanych Su-25 rozbił się jeszcze w październiku 2022 i Mali obecnie pozostaje bez tych najsilniejszych i najnowocześniejszych w swoim arsenale maszyn, co poważnie ogranicza zdolności sił powietrznych. Pod koniec września rozbił się lądujący na lotnisku w Gao Il-76, o zestrzelenie, którego podejrzewa się działających w rejonie islamistów, chociaż i tu władze mówią o katastrofie.

Reklama

Czytaj też

Reklama

Chaos ogarnia region

Ten anegdotyczny przykład pokazuje, jak duży wpływ na sytuację obu krajów mają rebelianci, którzy po wyjściu Francuzów opanowują coraz większe terytorium. Mali opuszcza też oenzetowska misja MINUSMA, licząca 12 tysięcy żołnierzy z wielu państw. W kraju pozostanie tylko malijska armia i rosyjscy najemnicy Wagnera, którzy do tej pory nie wykazali się zdolnością lub chęcią powstrzymania dwóch głównych organizacji terrorystycznych: związanej z Al-Kaidą Grupy Wsparcia Islamu i Muzułmanów (JNIM) oraz Państwa Islamskiego Prowincji Sahelu (ISSP, d. Państwo Islamskie Większego Obszaru Sahary, ISGS).

Głównym obszarem działalności JNIM jest północne Mali, ale coraz częściej uderza w jego środkowej części, która łączy się z Burkina Faso. Tylko we wrześniu JNIM dokonało ataków na cywilów płynących promem przez Niger zabijając 49 osób, uderzyło na posterunek wojska w regionie Gao zabijając 15 żołnierzy oraz przeprowadziło zamach samobójczy z użyciem dwóch samochodów na bazę wojskową w samej stolicy regionu. Do tego należy dodać trwającą drugi miesiąc blokadę historycznego miasta Timbuktu. Od połowy sierpnia dżihadystom udało się odciąć dostawy wsparcia do miasta, z którego uciekło już 30 tysięcy osób. We wrześniu z powodu blokady zawieszono komercyjne połączenia lotnicze pomiędzy Bamako a Timbuktu. Ta taktyka stosowana wobec miasteczek i wiosek w tym regionie zmusza pozostawionych samych sobie mieszkańców do negocjacji z Al-Kaidą, co pozwala terrorystom konsolidować władzę na tym obszarze. Dzięki temu z kolei JNIM przemieszcza się w kierunku centrum kraju, w okolice stolicy Bamako i może atakować okoliczne wioski i miasta.

Czytaj też

Konsolidacja władzy JNIM wspierana jest przez inne zagrożenie, a mianowicie ataki ze strony konkurencyjnej frakcji dżihadystów, ISSP. Zagrożeni mieszkańcy i frakcje Tuaregów postrzegają JNIM, w obliczu dezercji państwa, jako ostatnią linię obrony przez ISSP i stawiają na lojalność wobec bardziej przewidywalnego i mniej radykalnego ugrupowania. Chodzi tu między innymi o to, że Al-Kaida wykazuje mniejszą skłonność do określania drobnych różnic religijnych jako herezji i wykonywania z tego tytułu wyroków śmierci. Podnoszone to było zresztą w transmitowanym do bojowników JNIM przekazie ideologa Al-Kaidy Islamskiego Maghrebu, Abu Yasira al-Jazairiego, wzywającego do przeciwstawienia się ISSP. Według najnowszych doniesień ONZ organizacje na razie zawarły rozejm do czasu aż błękitne hełmy opuszczą Mali.

Dżihad rośnie w siłę

Jednym z czynników, który doprowadził do coraz silniejszych działań dżihadystów jest faktyczny koniec pokojowego porozumienia pomiędzy rządem a separatystycznymi ugrupowaniami Tuaregów na północy. Miało ono skierować wysiłki wojska przeciwko dżihadystom, jednak coraz częściej od czasu przewrotu wojskowego dochodzi do starć z Tuaregami. Pojawia się też coraz większe ryzyko, że będą oni wspierać JNIM, chociażby ze względu na wspomnianą wcześniej obronę przed ISSP. Na razie Tuaregowie zdobyli leżące pomiędzy Timbuktu a Gao miasteczko Bourem, gdzie znajdowała się baza wojskowa. Te tragiczne wydarzenia zmusiły juntę do odwołania mających odbyć się w tym tygodniu uroczystości z okazji odzyskania niepodległości.

Czytaj też

Nie lepsza sytuacja jest w Burkina Faso, gdzie organizacje terrorystyczne kontrolują prawie 40% terytorium. Co prawda liczba zamachów półtora roku przed zamachem stanu też była duża, jednak przez następne 18 miesięcy rozprzestrzeniły się one na prawie cały kraj i liczba zabitych się potroiła. Na początku września dżihadyści zabili ponad 50 funkcjonariuszy sił bezpieczeństwa w pobliżu granicy z Mali, 200 km od stolicy kraju. Wśród zabitych 36 osób stanowili ochotnicy, którzy w liczbie 50 tysięcy zostali zmobilizowani przez juntę do obrony kraju. W Burkina Faso około dwóch milionów osób jest już wewnętrznymi uchodźcami, a obecnie jedna czwarta szkół jest zamknięta z powodu rebelii.

Pod rządami dżihadystów znalazło się obecnie 800 tysięcy ludzi, a Wagadugu jest coraz bardzie okrążane przez dżihadystów, wśród których najaktywniejsze są ugrupowania związane z JNIM. W wyniku walk północ kraju, w regionie trójgranicza z Mali i Nigrem, jest dotknięta poważnym głodem - według organizacji pomocowych z problemem głodu boryka się około 3 milionów Burkińczyków.

W ostatnich latach Niger był relatywnie spokojną częścią Sahelu. Pomimo tego, że dżihadyści przekraczali jego granice i korzystali z rejonu przygranicznego jako bazy logistycznej i odpoczynkowej, to w samym Nigrze od początku roku 2023 do czasu zamachu stanu zginęło tylko 77 osób. W tym samym czasie na Sahelu życie z powodu działalności milicji i terrorystów straciło aż 1800 osób. Pytanie, czy wypchnięcie sił zachodnich z Nigru doprowadzi do pogorszenia się bezpieczeństwa, w świetle wydarzeń u sąsiadów wydaje się więc retoryczne. Tak jak zapowiedział w niedzielę prezydent Francji Macron, Francja wycofuje siły i kończy współpracę antyterrorystyczną z Nigrem. Pozostają siły USA w liczbie 1000 żołnierzy, ale rośnie ryzyko, że sytuacja w tej części Sahelu może prowadzić do stworzenia terytoriów pod kontrolą organizacji terrorystycznej, znanych z Syrii i Iraku.

Czytaj też

Przeniesienie się centrum globalnego dżihadyzmu na Sahel widoczne jest już w liczbach za 2022 rok. Według danych, 43% przypadków śmierci z powodu terroryzmu na całym świecie miało miejsce w tym regionie.

Wątpliwe jest też, żeby Rosja była w stanie lub chciała angażować się w stabilizację regionu. Jeżeli chcielibyśmy zapytać o rolę ugrupowania Wagnera w Mali, to sytuację można określić jako raczej doprowadzenie do zaognienia konfliktu. Udział wagnerówców w masowych masakrach cywilów wspólnie z malijską armią nasilił skuteczność rekrutacji mieszkańców do szeregów dżihadystów i innych ugrupowań rebelianckich. Wagnerowcy nie radzą sobie też z nasilającą się rebelią. W ostatnim miesiącu prywatni najemnicy mieli utracić dwa helikoptery, strącone przez Al-Kaidę, a siły skierowane w ten region nie są aż tak znaczne.

Czytaj też

Głównym problemem jest jednak to, że destabilizacja regionu przez dżihadystów kreuje wielowymiarowe ryzyko dla Europy. Począwszy od narastającej presji imigracyjnej, którą widzimy w ostatnich dniach na włoskiej Lampedusie, przez zagrożenie terrorystyczne i wzrost przestępczości związanej z przemytem broni i narkotyków, po zagrożenia dla bezpieczeństwa energetycznego. Jeszcze niedawno w obliczu sankcji nałożonych na Rosję wznawiano projekt transsaharyjskiego rurociągu z Nigerii przez Niger do Algierii. Obecnie trudno wyobrazić sobie budowę i utrzymanie bezpieczeństwa infrastruktury w regionie, który znajduje się pod kontrolą organizacji terrorystycznych.

Reklama

Komentarze (6)

  1. ciekawy1

    Destabilizacja Afryki destabilizuje Europę. Nie bardzo rozumiem, czemu nie można zatrzymać napływu ludzi na naturalnej barierze, jaką stanowi morze. Być może trzeba wspomóc Maroko i Tunezję finansowo albo siłami policyjnymi lub wojskowymi by ograniczyć napływ. Należy uświadomić sobie, że wchodzimy w okres który sprzyja nowym konfliktom na tym kontynencie, a te masowym migracjom.

  2. easyrider

    Sahel to Francja ma już u siebie. Większość państw afrykańskich powinno się pozbawić statusu państw i ogłosić je strefą anarchii. Zastopować całkowicie napływ ludzi stamtąd. Jeśli zajdzie konieczność to przy użyciu broni. Dać im czas żeby dojrzeli i ukształtowali się cywilizacyjnie. Jak stworzą stabilne państwa to nawiązać z nimi kontakt.

    1. Chyżwar

      A Szwecja nie? Każdy kraj, który był zbyt otwarty na ysalamiri ma kłopoty.

    2. easyrider

      @Chyżwar To możliwe będzie dopiero po jakimś epokowym przebudzeniu białej cywilizacji. Wojny domowe? Wojna nuklearna? Na pewno nie w wyniku dojścia do głosu zdrowego rozsądku i odrzucenia utopijnej i śmiertelnej dla naszego bezpieczeństwa ideologii.

  3. andys

    Podana informacja nie jest chyba pełna. Przecież to Zachód przez dziesiątki lat ostawiał tam wszystko. Teraz nie dają sobie rady, nie chcą wyjeżdżać ,ale muszą i pewnie po cichu sa zadowoleni - kłopot z głowy (jak Afganistan). Z drugiej jednak strony , szkoda im branych za grosze surowców.

  4. rwd

    Wyglądają jakby szli w kierunku Europy.

  5. Rusmongol

    Kacapy ich zdrowia. Wyślą broń, najemników, pozwolą im spokojnie się wybijać plus cywili. Byle oni mogli to i owo ukraść.

  6. Sorien

    Destabilizacja to jest to co Putin chce upiec na tym ogniu a pieczeni jest tam więcej. Ale co mu się dziwić jak Europa to samobójcy on po prostu podaję Europie line a Europa ja coraz mocniej chwyta

Reklama