Reklama

Geopolityka

Rosja stawia na armię Wenezueli

Fot. Kremlin.ru
Fot. Kremlin.ru

Reżim Nicolasa Maduro nie stoi w politycznym starciu z opozycją na straconej pozycji z dwóch powodów. Po pierwsze, już w pierwszych dniach kryzysu o swej lojalności zapewniła go armia, Maduro dysponuje również innymi zbrojnymi formacjami. Po drugie, rząd w Caracas może liczyć na poparcie znaczących międzynarodowych graczy, w tym aktywne Rosji. Przy czym rosyjska pomoc jest ważna dla utrzymania poparcia armii.

Rosja wobec kryzysu

Rosja, która w ciągu ostatnich dwunastu lat zapewniła Wenezueli kilkanaście miliardów dolarów pomocy finansowej w postaci kredytów, inwestycji i zapłaty z góry za dostawy ropy, od początku obecnego kryzysu bardzo mocno poparła rządy Maduro. Już następnego dnia po deklaracji Juana Guaido o przejęciu władzy w kraju w roli tymczasowego prezydenta (23 stycznia), Kreml i MSZ potwierdziły, że Rosja uznaje Nicolasa Maduro za prawowitego prezydenta Wenezueli, a jego rząd za legalny. Jednocześnie Moskwa ostrzegła „kraje trzecie” przed ewentualną ingerencją z zewnątrz. W wydanym komunikacie resort spraw zagranicznych wskazał, kogo przede wszystkim ma na myśli, mówiąc o „krajach trzecich” – zgodnie z rosyjską logiką, według której kryzys w Wenezueli to nowy front rywalizacji z Ameryką: „W bezceremonialnych działaniach Waszyngtonu widzimy nową demonstrację totalnego ignorowania norm i zasad prawa międzynarodowego”.  Tego samego dnia dwudziestominutową rozmowę telefoniczną z Maduro przeprowadził prezydent Rosji. Władimir Putin wyraził poparcie dla „legalnych władz” Wenezueli – poinformował 24 stycznia 2019 roku Kreml. Zgodnie z przedstawioną relacją, Putin miał oświadczyć, że konflikt jest „sprowokowany z zewnątrz”, i ta „ingerencja” poważnie narusza normy prawa międzynarodowego. Tradycyjnie też, ostrzejsza w tonie była rzeczniczka MSZ Rosji. Maria Zacharowa oświadczyła, że państwa zachodnie „w trybie ręcznym” dokonują zmiany władzy w innych krajach. Uwagę zwraca liczba mnoga – Kreml antycypował późniejsze kroki państw Unii Europejskiej.

 Tak jednoznaczne poparcie reżimu Maduro nie miało być jednak – przynajmniej w początkowej fazie kryzysu – w zamyśle Moskwy odebrane jako działanie wychodzące poza płaszczyznę polityczną, dyplomatyczną. Dlatego już 25 stycznia 2019 roku, komentując rozmowę telefoniczną Putina z Maduro, rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow powiedział, że wenezuelski prezydent nie zwracał się o pomoc wojskową lub finansową podczas rozmowy z przywódcą Rosji. Tego samego dnia głos zabrał dyrektor departamentu krajów Ameryki Łacińskiej w MSZ Rosji. Aleksandr Szczetynin ogłosił, że Moskwa jest gotowa pośredniczyć w uregulowaniu stosunków pomiędzy władzami i opozycją w Wenezueli, jeśli zaistnieje potrzeba takich starań. Choć w tej samej wypowiedzi sam sobie zaprzeczył, mówiąc, że Rosja nie kontaktowała się i – to w tym kontekście ważne – nie planuje kontaktów z Juanem Guaido. Przełożony Szczetynina, Siergiej Ławrow oznajmił, że w czasie planowanego na dzień następny posiedzenia Rady Bezpieczeństwa ONZ poświęconego sytuacji w Wenezueli Rosja sprzeciwi się „destrukcyjnej” polityce USA wobec tego kraju. Reakcja Rosji na wydarzenia w Wenezueli w pierwszych kilkudziesięciu godzinach po przełomowym wystąpieniu Guaido wskazuje, że stanowisko Moskwy opierało się na trzech zasadniczych tezach: po pierwsze, legalną władzą jest rząd lojalny wobec prezydenta Maduro, i tej władzy jednoznacznego poparcia udziela Rosja; po drugie, konflikt należy rozwiązać metodami pokojowymi i powinni to zrobić sami Wenezuelczycy; po trzecie, kraje trzecie, z USA na czele, działają wbrew dwóm pierwszym założeniom, naruszając obowiązujące międzynarodowo reguły.

Do pierwszego bezpośredniego starcia Rosji z USA doszło już 26 stycznia, na forum Rady Bezpieczeństwa ONZ. Rosja, Chiny, RPA i Gwinea Równikowa zablokowały próbę przyjęcia forsowanej przez USA rezolucji popierającej Zgromadzenie Narodowe jako „jedyną demokratycznie wybraną instytucję” w Wenezueli. Ale trudno mówić o pełnym sukcesie Moskwy, ponieważ nie udało jej się zupełnie zablokować zwołania nadzwyczajnego posiedzenia Rady: na 15 jej członków (stałych i niestałych) tylko cztery de facto poparły Maduro. Dwa kraje wstrzymały się. Dziewięć było za kontynuowaniem obrad na temat sytuacji w Wenezueli. Pozwoliło to występującemu na tym forum szefowi dyplomacji amerykańskiej Mike’owi Pompeo postawić sprawę na ostrzu noża: „Albo jesteście po stronie wolności, albo znajdujecie się w sojuszu z Maduro…”.

Tymczasem głównym problemem w przekazie rosyjskim była kwestia ewentualnej mediacji. Najpierw ambasador Wenezueli w Moskwie Carlos Rafael Faria Tortosa powiedział mediom rosyjskim, iż jego kraj jest gotów przyjąć pośrednictwo Moskwy w dialogu pomiędzy władzami i opozycją w Wenezueli. Tyle że 28 stycznia 2019 roku Pieskow powtórzył stanowisko MSZ sprzed kilku dni, twierdząc, że Rosja nie kontaktowała się i nie planuje kontaktów z Juanem Guaido, który ogłosił się tymczasowym prezydentem Wenezueli. Przy tak jednoznacznym deklarowaniu niechęci do jakiegokolwiek kontaktu z jedną ze stron konfliktu trudno mówić o możliwości mediowania. Tymczasem kolejne kroki USA zmusiły Rosję do zaostrzenia tonu. Otóż 29 stycznia Waszyngton poinformował o nałożeniu sankcji na naftowy monopol PDVSA – największe przedsiębiorstwo w Wenezueli zapewniające budżetowi gros dochodów. Nie dość, że uderzyło to ciężko w źródła finansowania reżimu Maduro, to zagroziło bezpośrednio interesom biznesowym Rosji, a konkretnie Rosnieftu, który współpracuje z PDVSA w szeregu projektów i który czeka na spłatę przez wenezuelski koncern jeszcze przeszło 3 mld dolarów długów. Nie można więc dziwić się niezwykle ostrej reakcji Moskwy – oznaczającej de facto wejście Rosji w bezpośredni konflikt z USA w kwestii Wenezueli. Rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow oświadczył 29 stycznia, że amerykańskie sankcje są równoznaczne z próbą nielegalnej, otwartej ingerencji w sprawy wewnętrzne Wenezueli. Szef MSZ Ławrow sankcje nałożone przez USA na koncern naftowy PDVSA uznał za nielegalne i dodał, że restrykcje te są równoznaczne z próbą skonfiskowania przez Stany Zjednoczone państwowych aktywów Wenezueli. Szef rosyjskiej dyplomacji podkreślił raz jeszcze, że Rosja podejmie wszelkie niezbędne działania, by wesprzeć administrację prezydenta Wenezueli Nicolasa Maduro.

Fot. mk.usembassy.gov/Domena publiczna

Sojusz z chavistami

Intensywna współpraca Rosji z Wenezuelą sięga 2006 roku, ale prawdziwym początkiem sojuszu była podróż Hugo Chaveza do Moskwy i Teheranu we wrześniu 2009 roku. Chavez uznał niepodległość Abchazji i Osetii Południowej (wcześniej zrobiły to tylko Rosja i Nikaragua), do czego podobno osobiście przekonał go Igor Sieczin. Ale warto od razu zauważyć, że kilka lat później Maduro nie spieszył się już z uznaniem aneksji Krymu. W wyniku wspomnianej wizyty Chaveza w Moskwie Caracas dostało 2,2 mld dolarów kredytu na zakup rosyjskiego uzbrojenia: 100 czołgów (92 sztuki T-72, osiem T-90), systemu obrony powietrznej S-300 Antey-2500 (radar plus pociski balistyczne o zasięgu 400 km) oraz wieloprowadnicowych wyrzutni rakietowych Smiercz. Rosjanie obiecali też pomoc w rozwoju wenezuelskiego programu atomowego. Podpisano też kolejne umowy dotyczące udziału rosyjskich firm w eksploatacji wenezuelskich złóż ropy.

Od 2006 roku Rosjanie zainwestowali w Wenezueli kilkanaście miliardów dolarów. Ale nie pieniądze są najważniejsze – za polityczne zyski Moskwa już nie raz spisywała stare długi różnym krajom w Azji, Afryce czy Ameryce Łacińskiej. Choćby tylko Kubie darowano 32 mld dolarów. Sojusz z Wenezuelą jest oczywiście wymierzony w USA. Ma angażować uwagę Amerykanów i odciągać ich choćby od rosyjskich działań w Europie Wschodniej i Środkowej. Współpraca z Caracas, przede wszystkim akcentowana takimi symbolicznymi gestami, jak przeloty bombowców strategicznych, ma też demonstrować globalny zasięg wpływów Rosji. Kreml pokazuje, że skoro Amerykanie mogą mieć oddziały blisko granicy obwodu kaliningradzkiego, to Rosjanie mają prawo i możliwość stacjonowania lotnictwa na Morzu Karaibskim. Wenezuela jest najważniejszym ogniwem w sprzymierzonej z Moskwą, biegnącej od centrum Ameryki Południowej po południowe granice USA osi latynoamerykańskiej Boliwia – Wenezuela – Nikaragua – Kuba.

 6 grudnia 2018 na spotkaniu z wenezuelskim ministrem obrony Vladimirem Padrino Lopezem szef rosyjskiego resortu obrony Siergiej Szojgu oświadczył, że Rosja w ramach dwustronnej współpracy wojskowej jest zainteresowana dalszym korzystaniem przez jej lotnictwo wojskowe i okręty z wenezuelskich lotnisk i portów. Z kolei wenezuelski minister oświadczył, że Caracas jest zainteresowane modernizacją swego sprzętu wojskowego przy pomocy Rosji. Cztery dni później na lotnisku Maiquetia pod Caracas wylądowały cztery rosyjskie samoloty: dwa bombowce strategiczne Tu-160, transportowy An-124 Rusłan oraz pasażerski Ił-62. Na pokładzie tego ostatniego była około stuosobowa delegacja z Rosji. To była trzecia wizyta samolotów zdolnych przenosić broń jądrową w Wenezueli – poprzednie miały miejsce we wrześniu 2008 i listopadzie 2013. Teraz resort obrony Rosji zapewnił, że samoloty nie miały broni atomowej. Jednak Organizacja Państw Amerykańskich w komunikacie wydanym 12 grudnia przypomniała, że ta wizyta naruszyła konstytucję Wenezueli, która wymaga autoryzacji przez parlament takich wojskowych wizyt obcych sił. Decyzję Moskwy o wysłaniu bombowców do Wenezueli skrytykował sekretarz stanu USA Mike Pompeo. Szef amerykańskiej dyplomacji bardzo ostro potraktował władze Rosji i Wenezueli, nazywając je skorumpowanymi rządami, które marnotrawią publiczne środki i niszczą wolność, podczas gdy obywatele cierpią. Dwa rosyjskie Tu-160 wzięły udział we wspólnych ćwiczeniach z lotnictwem wenezuelskim, które opiera się na zbudowanych w Rosji Su-30 i zbudowanych w USA F-16. W asyście tych myśliwców Rosjanie wykonali 10-godzinny lot wokół Morza Karaibskiego. Bombowce odleciały do macierzystej bazy Engels 14 grudnia 2018 r.

Plik:SU-30SM escortant un Tu-160 qui lance un missile de croisière.pngFot. http://eng.mil.ru

Minister obrony Siergiej Szojgu ogłosił, że Rosja planuje nie tylko kontynuować loty bombowców do Wenezueli, ale też wysłać tam okręty wojenne uzbrojone w pociski manewrujące Kalibr – w ten sposób w ich zasięgu mogłaby się znaleźć spora część terytorium USA. Rosjanie mówili, że wysłanie bombowców do Wenezueli to odpowiedź na rozmieszczanie sił przez NATO blisko granicy Rosji. Demonstracyjna wizyta w Wenezueli bombowców strategicznych miała też pokazać Amerykanom gotowość Putina do użycia w razie potrzeby arsenału jądrowego. Broń atomowa to dziś już ostatni obszar, w którym Moskwa może rościć sobie prawa do równego traktowania z USA. Jest to istotne szczególnie dziś, gdy widać dążenie administracji Trumpa do wychodzenia z kolejnych traktatów rozbrojeniowych z Rosją. Tu-160 Blackjack mogą przenosić najnowsze pociski manewrujące dalekiego zasięgu Ch-101 (testowane w walce w Syrii) jak też Ch-102 (z głowicami jądrowymi). Ch-101 i Ch-102 mają zasięg około 5500 km. To oznacza, że Tu-160 może wystrzelić pocisk z jądrową głowicą w kontynentalną część USA niemal natychmiast po poderwaniu się w powietrze z lotniska w Wenezueli.

W grudniu 2018 roku wrócił też temat bazy wojskowej, jaką Rosjanie mieliby utworzyć w Wenezueli. Wizyta bombowców strategicznych przypomniała o pomyśle rozmieszczenia rosyjskiej bazy wojskowej na wyspie La Orchilla, około 200 km na północny wschód od Caracas. Na tej karaibskiej wyspie działa obecnie baza marynarki wojennej Wenezueli i lotnisko wojskowe. W 2008 roku ówczesny prezydent Chavez oferował Rosji możliwość bazowania na La Orchilla lotnictwa dalekiego zasięgu. Wyspę odwiedzili rosyjscy specjaliści oraz dowódcy lotnictwa. Jednak propozycji Chaveza nie przyjął Dmitrij Miedwiediew, wtedy prezydent Rosji. Podczas ostatniej wizyty w Moskwie prezydent Nicolas Maduro dostał obietnicę pomocy wartej około 6 mld dolarów. To może być właśnie cena za możliwość stacjonowania w Wenezueli rosyjskich sił.

Rosnieft i kredyty

Hugo Chavez odwiedził Moskwę w latach 2006-2013 aż osiem razy. Nicolas Maduro przyleciał zaś do Moskwy cztery razy w ciągu prawie 6 lat. Ale głównym człowiekiem Rosji od relacji z Wenezuelą jest od połowy poprzedniej dekady Igor Sieczin. To obecny szef Rosnieftu, a wcześniej wicepremier Rosji, regularnie jeździ do Wenezueli. Sam Putin był tam tylko raz – i to jako premier – w 2010 roku. Sieczin od 2008 roku zasiada na czele Międzyrządowej Rosyjsko-Wenezuelskiej Komisji Wysokiego Szczebla. W 2009 roku ogłosił budowę rosyjsko-wenezuelskiego konsorcjum mającego eksploatować złoża ropy w basenie rzeki Orinoko. W 2010 roku Chavez ogłosił, że uzyskał kredyt 4 mld dolarów od Rosji na zakup broni. Podpisano też umowę na budowę przez Rosatom elektrowni jądrowej. Gdy Putin wrócił na Kreml w 2012 roku, Sieczin został szefem Rosnieftu. Koncern na rynku krajowym przejął TNK-BP i Basznieft, ale też stał się narzędziem polityki Kremla na świecie. W Wenezueli, ale też na Kubie, w Wietnamie, a potem w Katarze, Egipcie i Indiach. Raz lub dwa, co roku, Sieczin odwiedza Caracas. Więc głównym przekaźnikiem pomocy finansowej Rosji dla sojusznika nad Morzem Karaibskim uczyniono Rosnieft. Z jednej strony, z racji na osobę Sieczina, od początku kariery specjalizującego się w Ameryce Łacińskiej i innych krajach z kręgu języków romańskich. Z drugiej strony, kluczowa rola Rosnieftu jest wytłumaczalna, bowiem Wenezuela to naftowy gigant na skalę światową. Ale to właśnie wieloletnie zaangażowanie tej firmy powoduje, że ma najwięcej do stracenia. Upadek Maduro oznaczał będzie straty finansowe dla Rosji i upadek różnych projektów. Najmocniej ucierpieć mogą dwa podmioty biznesowe, ściśle związane z państwem i realizujące politykę Kremla: naftowy Rosnieft i zbrojeniowy Rosoboroneksport. Rosnieftowi Wenezuela jest winna 3,1 mld dolarów.

W 2008 roku Sieczin ściągnął do Wenezueli pięć największych rosyjskich koncernów naftowych. Ale później stopniowo się wycofywały. Oprócz Rosnieftu. W 2014 roku Rosnieft przekazał 4 mld dolarów przedpłaty PDVSA za przyszłe dostawy ropy. Potem PDVSA dostała od Rosjan łącznie 2,5 mld dolarów w kilku transzach między majem 2016 a kwietniem 2017. Środki także transferowano w przedpłacie za zakontraktowane dostawy surowca. Pod koniec 2017 roku w głośnym raporcie analitycy Sbierbanku pisali, że Rosnieft jest podobny do „nieszczęsnego inwestora”, który wciąż inwestuje w aktyw balansujący na granicy bankructwa. Według owego raportu, Rosnieft włożył w Wenezuelę 8,5 mld dolarów, z czego ponad 6 mld w charakterze przedpłaty za przyszłe dostawy ropy otrzymała PDVSA. W listopadzie 2017 roku Rosnieft zgodził się zrestrukturyzować dług Wenezueli (3,15 mld dolarów) – rozkładając płatności na 10 lat. Ale nawet po restrukturyzacji długu Wenezuela zaledwie w połowie realizuje uzgodnione na poziomie 380 tys. baryłek dzienne dostawy ropy. Latem 2018 roku Rosnieft, który miał zarządzać rafinerią Amuay (przerób 650 000 baryłek dziennie), wycofał się z umowy z powodu „przerażających warunków” w jakich znajduje się obiekt. Ostatnią spłatę w gotówce od PDVSA Rosnieft dostał w trzecim kwartale 2018 roku (500 mln dolarów). Kolejna rata powinna być spłacona do końca marca. 29 stycznia rosyjski wiceminister finansów Siergiej Storczak mówił, że Moskwa oczekuje, że Wenezuela zgodnie z planem spłaci kolejną ratę swego zadłużenia wobec Rosji. Dodając przy tym, że „wszystko zależy teraz od armii, od żołnierzy, od tego, jak wierni będą swojej służbie i przysiędze”. Ten sam Storczak był w delegacji, która na jesieni 2018 roku odwiedziła Caracas, by doradzić, jak uniknąć finansowej katastrofy.

Rosnieft zabezpieczył swoje pożyczki dla PDVSA udziałami w dużych złożach wenezuelskich. Rosyjski koncern w grudniu 2017 roku dostał licencje na prace na złożach gazowych Patao i Mejillones – leżą oba na szelfie Morza Karaibskiego. Na lądzie Rosnieft uczestniczy – jako mniejszościowy akcjonariusz – w eksploatacji naftowych projektów Petromiranda, Petromonagas, Petrovictoria, Boqueron i Petroperija. Łączna produkcja w projektach z udziałem Rosnieftu w 2017 roku wyniosła 8,06 mln ton (161 000 baryłek dziennie). Udział rosyjski w tej produkcji? 3,14 mln ton (60 000 baryłek dziennie) – to zaledwie 1,3 proc. produkcji Rosnieftu. Zakupiona w Wenezueli ropa jest transportowana tankowcami do Indii i tam sprzedawana, lub trafia do niemieckich rafinerii Rosnieftu i jest tam przerabiana. W 2016 roku Rosnieft podpisał umowę na mocy której dostał w zastaw 49,9 proc. Citgo za kredyt 1,5 mld dolarów dla PDVSA. Jednak w świetle ostatnich wydarzeń pewne niemal jest, że Amerykanie nie pozwolą na formalne objęcie przez rosyjski koncern niemal połowy udziałów w spółce zarejestrowanej w USA, posiadającej tam szereg rafinerii.

Drugim najmocniej poszkodowanym w razie upadku reżimu Maduro będzie Rosoboroneksport, główny dostawca broni dla armii wenezuelskiej. Rosoboroneksport udzielał Wenezueli kredytów na zakup rosyjskiej broni już od 2001 roku. W 2013 roku szef korporacji Anatolij Isajkin oceniał łączną wielkość kontraktów na 11 mld dolarów. W 2006 roku Rosoboroneksport porozumiał się w sprawie zainwestowania 474 mln dolarów w budowę w Wenezueli zakładów produkujących automaty kałasznikowa i amunicję do nich. Ale od początku miejscowi rozkradali z budowy co się dało i projekt co jakiś czas był wstrzymywany. Według ostatnich planów, zakłady powinny ruszyć w 2018 roku. Nie ruszyły. W 2017 roku Rosoboroneksport udzielił 1 mld dolarów kredytu na zakup rosyjskiej broni przez Wenezuelę. Termin spłaty: 2027 r. Problem w tym, że te pieniądze Maduro przejadł. Jeśli jego reżim upadnie, nowa władza zapewne tej pożyczki nie będzie miała ochoty spłacać.

Swoje interesy w Wenezueli miał też Gazprombank. Należało do niego 40 proc. joint venturez PDVSA pod nazwą Petrozamora. Spółka miała zająć się eksploatacją czterech złóż naftowych. Miała. Gazprombank ostatecznie się wycofał. Zakłady w Wenezueli swego czasu chciały stawiać takie rosyjskie koncerny, jak KamAZ, AwtoWAZ czy Rusal. Rosjanie już wcześniej pomagali Wenezueli obejść sankcje amerykańskie. Oba kraje powołały pod koniec rządów Chaveza wspólny Eurofinance Mosnarbank – Chavez po prostu wykupił 49,9 proc. udziałów w pewnym niedużym i nieznanym moskiewskim banku. Pozostałe 50,1% udziałów dzielą między siebie państwowe rosyjskie banki Gazprombank i Wniesztorgbank (VTB) oraz prywatne podmioty (zapewne kontrolowane przez ludzi z otoczenia Putina): ITC Consultants of Cyprus oraz Nowyje Finansowyje Technologii Ltd.  Eurofinance Mosnarbank miał finansować wspólne projekty naftowe i infrastrukturalne. Uzyskał w Wenezueli lokalną licencję bankową, otworzył biuro w Caracas i nawet doradzał w emisji obligacji o łącznej wartości ponad 3 mld dolarów. Potem władze w Caracas wskazały go jako alternatywę dla obsługi płatności zewnętrznych – urzędnicy nakazywali lokalnym bankom i spółkom przeprowadzać międzynarodowe transakcje właśnie poprzez Eurofinance Mosnarbank. Przez ten bank wenezuelskie podmioty mają wymieniać boliwary na euro, juany i inne waluty, zamiast dolarów amerykańskich. Eurofinance Mosnarbank nie jest dużym graczem. Wg stanu na 1 września 2018 miał 57,8 mld rubli (881 mln dolarów) aktywów, czyli mniej niż 0,1 proc. wszystkich aktywów rosyjskiego sektora bankowego.

W ostatnim czasie sytuacja stała się dramatycznie zła, nic więc dziwnego, że podczas spotkania 5 grudnia 2018 roku z prezydentem Władimirem Putinem w rezydencji prezydenta Rosji w Nowo-Ogariowie pod Moskwą Maduro przede wszystkim prosił o pomoc finansową. Po rozmowie z Putinem Maduro ogłosił zawarcie kontraktów z Rosją o łącznej wartości 6 mld dolarów (5 mld dolarów w sektorze naftowym, 1 mld dolarów w wydobyciu złota). Prezydent Wenezueli poinformował też, że Rosja przyśle Wenezueli ponad 660 tys. ton zboża. Maduro wyjaśnił, że podpisane umowy gwarantują przede wszystkim rosyjskie inwestycje w wenezuelski sektor naftowy, aby podnieść produkcję ropy do „prawie miliona baryłek” dziennie. Wkrótce do Wenezueli – jak poinformował Maduro – przybędzie grupa ekspertów i przedsiębiorców rosyjskich, aby zbadać możliwości inwestowania w tym kraju w wydobycie diamentów. Problem w tym, że opozycja już wtedy ostrzegła, że Maduro nie ma prawa by zawierać jakiekolwiek finansowe umowy. Z punktu widzenia Moskwy nie mniejszym problemem jest to, że dla władz wenezuelskich priorytetem jest spłata zobowiązań wobec Chin. Bo Pekin zainwestował kilka razy więcej, niż Moskwa, a poza tym ma w Wenezueli konkretne aktywa biznesowe. Tymczasem Rosjanie mają przede wszystkim zobowiązania wenezuelskie dotyczące dostaw ropy naftowej, za którą Moskwa płaciła z góry; zobowiązania zapłaty za uzbrojenie, za moce produkcyjne zakładów obronnych, które zaczęto tam budować. Stąd wizyta Sieczina w Caracas pod koniec listopada 2018 roku – nie jest tajemnicą, że Rosjanin rozmawiał przede wszystkim o długach i pytał, dlaczego Chiny dostają spłatę zobowiązań na czas, a Rosjanie nie.

Efekt domina?

Kryzys wenezuelski stał się kolejnym frontem zimnej wojny między Rosją a Zachodem. Dla „partii wojny” – obecnie dominującej w Moskwie – ekonomiczny i polityczny kryzys w Wenezueli to efekt imperialistycznej konspiracji USA, której celem jest obalenie rosyjskiego sojusznika. „Jastrzębie” w Moskwie naprawdę w to wierzą, czym różnią się zresztą od pragmatycznych Chińczyków, którzy w Wenezueli zainwestowali kilka razy więcej, niż Rosja. Upadek prorosyjskiego reżimu w Caracas wywoła efekt domina – po Wenezueli także inne bliskie Moskwie ekipy mogą stracić władzę. Zarówno z powodów ekonomicznych (chavistowski reżim zapewnia tanią lub wręcz darmową ropę), jak i militarno-politycznych. Wenezuela jest zdecydowanie największym krajem wśród latynoskich sojuszników Kremla. Ma kluczowe położenie, gigantyczne rezerwy ropy, potężną jak na warunki Ameryki Łacińskiej armię. Reżim założony przez Chaveza ściśle współpracuje choćby z Kubą w obszarze bezpieczeństwa (wojsko, służby specjalne). Wenezuela jest też ważnym ogniwem w handlu narkotykami, tędy biegnie główny szlak przemytu kolumbijskiej kokainy – pod protekcją państwa rozwinął się ten przestępczy proceder na ogromną skalę. Zresztą jest w to zaangażowana również rosyjska mafia, zaś część zysków ma trafiać na finansowanie takich organizacji jak Hezbollah (współpraca z Iranem została nawiązana jeszcze za czasów Chaveza). Gdyby Moskwa zdecydowała się na kontakty z Guaido i przekonała Maduro do rozmów i w efekcie doszłoby do politycznej transformacji w Wenezueli, Rosjanie zapewne uratowaliby część, może nawet większość kontraktów i zainwestowanych pieniędzy. Ale prysłyby militarne nadzieje na uczynienie z Wenezueli przyczółka przeciwko USA. Wydaje się, że Kremlowi bardziej zależy na tym, by móc wykorzystać bazy nad Morzem Karaibskim do celów wojskowych, niż na kilkunastu miliardach dolarów. Władimir Żyrinowski jako pierwszy publicznie wezwał Putina do wysłania wojska do poparcia Maduro: „Jeśli bombowce Tu-22M3 Backfire polecą do Wenezueli i zaczną patrolować jej niebo, nikt nie będzie śmiał interweniować”.

Rosja nie jest jednak w stanie powtórzyć w Wenezueli scenariusza syryjskiego. Operacja podobna do interwencji w Syrii jest niemożliwa do przeprowadzenia. Choćby z racji odległości i położenia geograficznego Wenezueli. Logistycznie niemożliwa jest organizacja stałego i bezpiecznego morskiego szlaku zaopatrzeniowego (na wzór słynnego „syryjskiego ekspresu”) przez Atlantyk i Morze Karaibskie łączącego Rosję z Wenezuelą. Tym bardziej, że Moskwa nie ma tu regionalnego sojusznika (jak Iran w przypadku Syrii), który dostarczy siły lądowe. A w bezpośrednim sąsiedztwie Wenezueli leżą wrogie reżimowi Maduro Brazylia i Kolumbia, latynoamerykańskie potęgi wojskowe. Militarna obecność Rosjan w regionie wywołałaby zresztą protesty niemal wszystkich krajów w nim leżących. No a przede wszystkim, inaczej niż na Bliskim Wschodzie, na rosyjską interwencję nie pozwoliłyby Stany Zjednoczone, wciąż przywiązane, choć już nieoficjalnie, do doktryny Monroe.

Rosja nie musi jednak bezpośrednio wspierać militarnie Maduro. Reżim w pierwszych dniach kryzysu zyskał deklarację lojalności ze strony armii, tradycyjnie najpotężniejszej i najpopularniejszej w Wenezueli państwowej instytucji, uznawanej za trzecią pod względem liczebności siłę militarną w regionie (za Brazylią i Kolumbią). W ostateczności Maduro wystarczy jej neutralność i pozostanie w koszarach, gdyż do tłumienia protestów ma inne zbrojne formacje. To przede wszystkim elitarna Gwardia Narodowa (ok. 23 000 ludzi), ale też około 400 000 chavistów skupionych w oddziałach paramilitarnej Narodowej Milicji Boliwariańskiej. Tej ochotniczej formacji złożonej głównie z niewykwalifikowanych robotników (beneficjentów socjalistycznego systemu zbudowanego przez Chaveza) nie wolno lekceważyć, co pokazały wydarzenia 2002 roku. Wtedy ci milicjanci wywołując chaos na ulicach i stając po stronie Chaveza, pokrzyżowali plany puczystom. W Wenezueli znajdują się rosyjscy specjaliści wojskowi odpowiedzialni za szkolenie Wenezuelczyków w obsłudze broni zakupionej w Rosji. A jest tego dużo. Za czasów Chaveza i Maduro Caracas zawarło kontrakty zbrojeniowe na łączną sumę 11 mld dolarów. Na wyposażeniu wenezuelska armia ma m.in. systemy obrony przeciwlotniczej Buk-M2 i Antej-2500, myśliwce Su-30MK2, śmigłowce Mi-35M, czołgi T-72, oraz wozy bojowe i opancerzone BMP-3 i BTR-80. W ostatnim czasie, nad granicą z Kolumbią, skąd Maduro spodziewa się ewentualnej zewnętrznej interwencji zbrojnej, rozmieszczono jednostki uzbrojone m.in. w rosyjskie wieloprowadnicowe wyrzutnie rakietowe Smiercz oraz haubice Msta. Nie bez znaczenia jest fakt, że w propagandowym przekazie z ćwiczeń wojskowych 27 stycznia 2019 roku, które obserwował osobiście Maduro, podkreślano, że żołnierze korzystali z zakupionych od Rosjan  granatników i działek przeciwlotniczych.

840_472_matched__pm4yei_WeAreMillionsmarchVenezuelaFot. Voice of America, Public Domain

Najemnicy i złoto

Skoro nie da się wysłać na Karaiby krążowników i bombowców, trzeba sięgnąć po sprawdzoną instytucję „doradców”. 18 stycznia 2019 roku agencja Reuters poinformowała, że w Wenezueli może się znajdować nawet 400 pracowników rosyjskich prywatnych spółek najemniczych. Pierwsi najemnicy mieli się pojawić w Wenezueli jeszcze w maju 2018 roku, ale dopiero w styczniu dostali poważne wsparcie. Wśród najemników mają być wagnerowcy, a głównym ich zadaniem jest ochrona prezydenta Maduro.

Głównym źródłem tej informacji jest Jewgienij Szabajew, szef Ogólnorosyjskiego Stowarzyszenia Oficerów, zagorzały obrońca praw najemników i zwolennik legalizacji w Rosji tego typu działalności. Z jego relacji dla Reutersa, powtórzonej potem w Radio Swoboda, wynika, że CzWK Wagnera (Prywatna Spółka Wojskowa Wagnera) „dostała rozkaz sformowania bez żadnej zwłoki grupy operacyjnej oraz otrzymała zadanie ochrony najważniejszych osób publicznych”. Miało to nastąpić tuż przed nową falą protestów antyrządowych w Wenezueli. Trzon tej grupy stanowić mają najemnicy, którzy działali w krajach afrykańskich i stamtąd zabrać ich miały lecące z Rosji samoloty. Według Szabajewa Rosjanie mieli najpierw polecieć do Hawany dwoma czarterami, a stamtąd zwykłymi liniami pasażerskimi do Wenezueli, gdzie dotrzeć mieli 22 stycznia. Szabajew powiedział, że zadaniem rosyjskich najemników w Wenezueli jest ochrona Maduro. Mają oni nie dopuścić do tego, by prezydenta zatrzymali ewentualni zwolennicy opozycji będący w szeregach jego ochrony. Rewelacje Szabajewa w większości potwierdziły dwa inne źródła Reutersa. Przede wszystkim to, że większość najemników przybyła do Wenezueli w styczniu i że nie przylecieli oni z Rosji, ale z krajów, w których uczestniczą w różnych misjach. Natomiast inne źródła nie potwierdzają informacji Szabajewa, że w Wenezueli jest aż 400 najemników. Ma być ich znacznie mniej. Nowa informacja w porównaniu z tym, co twierdził Szabajew, to twierdzenie, że pierwsza niewielka grupa wagnerowców pojawiła się w Caracas już w maju 2018 roku – a więc podczas nieuznawanych przez opozycję i większość społeczności międzynarodowej wyborów prezydenckich, które wygrał Maduro. Faktem jest, że w styczniu 2019 roku można było zauważyć intensyfikację lotów należących do władz Rosji samolotów do Wenezueli lub sąsiednich krajów. Na przykład należący do Specjalnej Powietrznej Jednostki „Rosja” (przewozi najważniejszych ludzi w państwie) Ił-96 wyleciał z Moskwy 19 stycznia i wziął kurs na Dakar. Z Dakaru 21 stycznia samolot wziął kurs na stolicę Paragwaju. Z Asuncion wyleciał do innego miasta paragwajskiego Ciudad del Este. Stamtąd 23 stycznia wyleciał na Kubę. Nie wiadomo, jak dalej przebiegał lot. W pobliżu Kuby transponder został wyłączony.

Marcha_hacia_el_Palacio_de_Justicia_de_Maracaibo_-_Venezuela_11

Fot. María Alejandra Mora (SoyMAM) /Wikipedia/ CC BY-SA 3.0

Rzecznik Kremla i inni przedstawiciele władz zaprzeczyli oczywiście doniesieniom o wysłaniu do Wenezueli najemników w celu zapewnienia osobistego bezpieczeństwa Maduro. „Strach ma wielkie oczy” – stwierdził Dmitrij Pieskow w telewizyjnym programie. Choć wcześniej mówił jedynie, że Kreml „nie ma takiej informacji”. Faktem jest, że w przeciwieństwie do Syrii czy Sudanu, w Wenezueli nie ma rosyjskich obiektów, które musieliby ochraniać uzbrojeni Rosjanie. Wszystkie projekty, w które zaangażował się Rosnieft, są zarządzane przez operatora, państwowy koncern PDVSA. Jedynym wytłumaczeniem może być ewentualnie ochrona jakichś obiektów związanych z przemysłem zbrojeniowym. Rosoboroneksport pojawił się w Wenezueli dość dawno, mówiono też o budowie zakładów zbrojeniowych (choćby kałasznikowa). Być może tutaj są jacyś uzbrojeni Rosjanie. Natomiast co do kwestii ochrony osobistej Maduro, to nie musi on sięgać aż po Rosjan. Wystarczą tysiące kubańskich oficerów i agentów, którzy pomagają represjonować opozycję. Należy pamiętać, że najbliższy sojusznik Caracas, czyli Kuba, dostaje za darmo około 50 tys. baryłek ropy i paliw dziennie. To umożliwia zachowywać podstawowe standardy socjalne w tym socjalistycznym kraju. Kubańscy wojskowi i agenci służb specjalnych zapewniają Maduro bezpieczeństwo osobiste i będą walczyć za niego do końca – bo jest też walka o ich rządy na Kubie i ich głowy. Rosja nie musi jednak wcale angażować swych sił, choćby i najemników, bo znacznie bliżej Wenezueli jest inny sojusznik chavistowskiego reżimu, zarazem też sprzymierzeniec Moskwy, czyli Kuba. To kubańska bezpieka pomagała Chavezowi budować aparat represji i uczyła zwalczać opozycję totalitarnymi metodami.

Do 2011 roku większość rezerw złota Wenezuela przechowywała w bankach Europy i USA (233 tony z 365). Jednak w sierpniu 2011 roku Chavez ogłosił, że zamierza całość złota sprowadzić do kraju. W efekcie, w listopadzie 2012 roku za granicą pozostawało już tylko 57 ton, większość w Rosji. Według niezależnej rosyjskiej „Nowej Gaziety” do stycznia 2019 roku w rosyjskim banku centralnym znajdowało się około 30 ton złota będącego własnością Wenezueli. Rynkowa cena to około 1,2 mld dolarów (szefowa banku centralnego Elwira Nabiullina temu zaprzeczyła). Nie wiadomo jednak, ile z tych rezerw Maduro, przy pomocy Rosjan, sprzedał w styczniu 2019 r. Proceder wymiany rezerw złota na gotówkę ujawniły „Nowaja Gazieta” oraz agencje Reuters i Bloomberg.

W styczniu 2019 roku doszło do co najmniej dwóch rejsów na trasie Moskwa-Dubaj-Caracas-Moskwa. Z Moskwy samolot transportowy Boeing 757 zabierał złoto. W Dubaju na lotnisku na lotnisku czekały opancerzone samochody z inkasentami banku centralnego Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Kruszec wyładowywano, a na jego miejsce wnoszono kontenery z gotówką – dolarami amerykańskimi. Następnie samolot leciał do Caracas, gdzie wyładowywano pieniądze, po czym wracał do Moskwy. Amerykański senator Marco Rubio napisał na Twitterze, że z jego informacji wynika, iż część rezerw złota Wenezueli kupuje obecnie finansowa grupa Noor Capital ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich.

Wiadomo, że transportowy Boeing 757 należy do prywatnej firmy zarejestrowanej w Chabarowsku na rosyjskim Dalekim Wschodzie. Jest to jedyny samolot należący do firmy, której wyłącznym właścicielem jest obywatel Rosji. Pierwszą trasę do Wenezueli – przez Dubaj i Agadir (Maroko) – Boeing 757 pokonał w dniach 18-19 stycznia. Wrócił do Moskwy rejsem 21-23 stycznia, po drodze znów lądując w Agadirze i Dubaju. Po raz drugi samolot odleciał 29 stycznia z Moskwy i wylądował w Dubaju w Zjednoczonych Emiratach Arabskich, skąd z dwoma międzylądowaniami (w marokańskiej Casablance i na Wyspach Zielonego Przylądka) przybył do Caracas 30 stycznia. Rano 2 lutego samolot wylądował z powrotem w Moskwie, po drodze lądując tylko w Casablance.

Oprócz złota w Moskwie Maduro usiłował będzie sprzedać kruszec znajdujący się w skarbcu banku centralnego w Caracas. Nie wiadomo czy i ile z tego złota wywieziono do Moskwy – nie tylko wspomnianym Boeingiem 757. W ostatnich dniach stycznia do Caracas poleciał też bowiem inny prywatny samolot, Boeing 777, zwykle obsługujący turystyczne czartery z Rosji do Tajlandii. Maszyna poleciała pusta do Wenezueli. Opozycja twierdziła, że Maduro chce tym samolotem wywieźć do Moskwy 20 ton złota. Stamtąd być może kruszec trafiłby znanym szlakiem do Dubaju. Dla rządu chavistów sprzedaż złota to możliwość zdobycia środków finansowych na funkcjonowanie reżimu. Wprowadzone przez USA 29 stycznia sankcje wobec PDVSA mogą kosztować władze w Caracas nawet 11 mld dolarów. Do tego jest jeszcze 7 mld zablokowanych na amerykańskich rachunkach bankowych. 1 lutego Reuters donosił, że Wenezuela planuje sprzedać jeszcze 29 ton złota w ZEA, a na początku lutego do Dubaju będzie dostarczone 15 ton złota, które ma być wymienione na euro. 2 lutego Bloomberg informował jednak, że władze w Caracas w ostatniej chwili zrezygnowały, choć kruszec wartości 850 mln dolarów był już gotowy do załadunku.

Wnioski

Analiza polityki Rosji w styczniu 2019 roku, jak też charakter wcześniejszego zaangażowania Moskwy w Wenezueli (politycznego, militarnego, ekonomicznego) wskazują, że Kreml będzie do końca wspierał obecny reżim w Caracas. Gdyby Moskwa poparła opozycję, zapewne uratowałaby przynajmniej część kontraktów i koncesji. Ale wojskowa współpraca odeszłaby w zapomnienie. Dla Kremla ważniejsze są kwestie geopolityczne, niż straty finansowe. Maduro nie wykazuje chęci ucieczki, ma też poparcie generałów. Utrzymanie lojalności wojska będzie priorytetem dla prezydenta Wenezueli, jak też Rosjan. Stąd można się spodziewać, że Moskwa pomoże w utrzymaniu finansowania reżimu. Jeśli nie zwycięstwo Maduro, to długotrwały kryzys i chaos w Wenezueli też będzie na rękę Rosji. Strategicznym celem Moskwy jest destabilizacja Ameryki Łacińskiej. Kryzys w Wenezueli temu sprzyja, bo ma przecież wpływ także na sąsiadów, i to tych, którzy są sojusznikami USA.

Plan Moskwy sprowadza się do przedłużania agonii reżimu Maduro maksymalnie długo. Rosja może nawet próbować podsycić w Wenezueli konflikt do takiego stopnia, że wybuchnie wojna domowa. Rosyjscy doradcy wojskowi oraz grupy wyszkolonych najemników mogą wraz z Kubańczykami odgrywać wiodącą i koordynującą rolę dla wiernych Maduro oddziałów milicji chcących opanować przynajmniej największe miasta w kraju (Caracas, Valencia, Barquisimeto, Maracaibo, San Cristóbal) oraz kluczowe obiekty naftowego przemysłu. Im dłuższy kryzys w Wenezueli tym mniej ropy na światowym rynku i tym większy kłopot dla USA.

Upadek Maduro oznaczał będzie straty finansowe dla Rosji. Najmocniej ucierpieć może naftowy Rosnieft, któremu Wenezuela jest winna 3,1 mld dolarów.

Reklama

"Będzie walka, będą ranni" wymagające ćwiczenia w warszawskiej brygadzie

Komentarze (15)

  1. AB

    Rosja w celu wzmocnienia przyjaznego sobie reżymu i pokazania, że jest gotowa go wspierać powinna wysłać morski zespól z lotniskowcem... oh wait.

  2. Yugol

    Panie Davien ilu referenda mieszkańcy Okinawy już odbili i jakoś zarazy też pozbyć się nie mogą

  3. obserwator

    "smutna prawda" dodaj KONKURENCYJNE bogactwa naturalne. Wenezuela była wielką konkurencją dla Rosji i Saudów. Swego czasu wydobywała 40% tego co Rosja. Zepsuło to się za Maduro i po wejściu rosyjskich koncernów. Teraz obserwujemy, jak Rosjanie i Saudowie, którzy praktycznie wojowali ze sobą w Syrii (wiadomo o co szło, rurociągi do Europy), w idealnym współdziałaniu organizują zastrzyk gotówki dla Maduro. No to chyba nie ma cienia wątpliwości o co tu chodzi?

  4. Davien

    Panie Rain, a przypomnij sobie jak skończyli w ZSRS komunisci hiszpańscy?. Podobnie jak los niejakiego prezydenta Amina, tez uwierzył że go Rosjanie bedą chronic, a w realu...

  5. Davien

    No panie smutna prawda, masz racje, jak gdzieś Rosja wlezie to po zabawie, pozbyć się ich przez pół wieku nie mozna a ci gdzie wlezli kończa jak Wenezuela czy Syria:)

  6. Smutna Prawda

    Każdy zakątek Ziemi, w którym znajdują się jakieś bogactwa naturalne podzielił/podziela/podzieli losy tego kraju....

  7. tak tylko... (Michał Rakowski)

    Każdy ma swoje rozrywki, które jak wiadomo muszą kosztować - za przyjemności trzeba płacić. Jedni grają w ruletkę inni w Pokera. Putin i jego klika starają się grać na globalnym, geopolitycznym stoliku. Wejściówka jest dość droga, by do nie go zasiąść trzeba pozyskać kasę- w Rosji jest to możliwe - odbywa się to kosztem 140 milionów współobywateli. Nieważna bieda, błoto na drogach, koszmarna infrastruktura, bez znaczenia 20 milionów żebraków - istotne by wybrańcy zasiedli do stolika, gawiedź ma frajdę, że oligarchowie są zadowoleni...

  8. Rain Harper

    Ciekawe, co Maduro zrobi jak wywiezie do Moskwy całe złoto kraju... jak kiedyś komunisci w Hiszpanii.

  9. tyle

    Jakim trzeba być złodziejem i jak trzeba być ograniczonym intelektualnie, aby kraj o takim potencjale jak Wenezuela doprowadzić do obecnego stanu? Biedniejsi ludzie stoją w kolejkach , żeby w sklepach rolniczych kupić paszową kukurydzę, którą się żywią. Za przeciętną miesięczną wypłatę zwykły Wenezuelczyk jest w stanie kupić dwie butelki mleka. Służba zdrowia jest w agonii . W osiedlach mieszkaniowych są coraz większe kłopoty z dostępem do wody. Można tak wymieniać bez końca.

  10. tadek

    ROSJA utrzymuje dyktaturę MADURO w Wenezueli aby próbować usadowić swe lotnicze i morskie BAZY tamże ! Tyle że TRUMP to nie miękki Obama i już działa wciągając do akcji po swojej stronie wszystkie Kraje obu Ameryk ! Maduro i Putin nie mają już szans w Wenezueli, To kwestia czasu !

  11. Andrettoni

    Brakuje w tych rozważaniach Chin.

  12. Gość

    No tak...wszystko co narodowe, bez wpływu organizacji ponadnarodowych czy rządów innych państw na życie społeczne kraju chcącego samostanowić o sobie to z automatu reżim.

  13. Xd

    Nieładnie ponoć jest wolność wypowiedzi ale widzę że tylko jak są zgodne z jedynie słuszną linią

  14. hym108

    A jednak ..razi ten termin "rezim" Marudo. Jakos nie pamietam by np o Arabii Saudysjskiej tak pisano bo to sojusznik USa. Szkoda wiec ze nasze Warsow Institute piszac taki artykol to Warszawskie jest chyba tylko z nazwy. Wyglada to jak bezmyslna kalka

  15. łuki

    Wenezuela zbankrutowała jak kiedyś państwa układu warszawskiego ... zostali wyssani przez Rosję

Reklama