Państwa skupione w powołanej w Rijadzie w 1981 roku Radzie Współpracy Zatoki (GCC – Gulf Cooperation Council), a więc Arabia Saudyjska, Katar, Kuwejt, Zjednoczone Emiraty Arabskie, Bahrajn, Oman, od samego początku swej niepodległości starają się zwiększyć kruche bezpieczeństwo w niestabilnym regionie Bliskiego Wschodu. W tym celu, jako bezpośrednia odpowiedź na trwającą wówczas wojnę Iraku z Iranem (1980-1988), powołano wspólne siły wojskowe pod nazwą Tarcza Półwyspu (PSF – Peninsula Shield).
W 1990 roku przystąpiono do ich modernizacji informując o przebudowaniu PSF w dywizję piechoty. Zaczęto tworzyć wspólną doktrynę i procedury działania. Testem sprawności państw GCC była wojna koalicji międzynarodowej przeciwko Irakowi (1991), kiedy to – w celu odbicia jednego ze swych członków, Kuwejtu – jednostki Rady współtworzyły siły wojskowe w ramach Joint Forces Command East. Niemniej jednak pierwszy istotny test zakończył się fiaskiem – GCC nie obroniła wszak rok wcześniej Kuwejtu.
Kolejnym etapem budowy obrony kolektywnej było podpisanie w grudniu 2000 roku w Manamie, podczas XXI szczytu GCC, wielostronnego porozumienia obronnego. Wówczas powołano Wspólną Radę Obronną i Komitet Wojskowy. Co więcej, w ramach wspólnego porozumienia obronnego oficjalnie uznano, że agresja na jednego z członków GCC będzie uznana za agresję na wszystkie państwa Rady. W 2001 roku zainicjowano projekt wspólnej ochrony obszaru powietrznego. Utworzono wówczas komputerowy system dowodzenia i kontroli (C4I) o nazwie „Hizam al-Taawun”.
Ogłoszono także przeprowadzanie co dwa lata wspólnych ćwiczeń na obszarze jednego z członków. Zaczęto budować wspólne ośrodki treningowe. Dla przykładu, Zjednoczone Emiraty Arabskie utworzyły bazę szkoleniową, dostępną dla żołnierzy państw GCC. W bazie Dhafra szkolą się piloci z regionu. Z pomocą Amerykanów w bazie sił powietrznych Al Bateen powstaje centrum szkolenia obrony przeciwrakietowej. Mimo tego w ostatnich latach o Tarczy Półwyspu niewiele było słychać. Nic więc dziwnego, że wielu komentatorów uznało projekt za martwy.
Powrót do "żywych"
W 2006 roku decydenci z Arabii Saudyjskiej, największego i najsilniejszego państwa GCC, oficjalnie wezwali swych arabskich przyjaciół, aby wspólnie powołać organizację obronną na kształt NATO. W obliczu indolencji decyzyjnej Rijad zaproponował rozwiązanie połączonej struktury Tarczy Półwyspu i oparcie się na decentralizacji – każde państwo miało delegować własne siły, które znajdowałyby się na terytorium państwa desygnującego. Odezwa pozostała bez echa. Niemniej jednak w 2009 roku uzgodniono powołanie niewielkich, wspólnych sił interwencyjnych.
Impulsem do ożywienia koncepcji wspólnych sił była arabska wiosna. Na początku 2011 roku rząd w Bahrajnie ogłosił stan wyjątkowy. Była to reakcja na prodemokratyczne protesty większości szyickiej, wspieranej zakulisowo przez Iran. Reakcją GCC było wysłanie sił wojskowych i policyjnych, które wsparły reżim Bahrajnu w zduszeniu protestów. Już w połowie 2011 roku przedstawiciele państw członkowskich przyjęli strategię rozbudowy PSF do nawet 100 tysięcy żołnierzy rozmieszczonych na obszarze państw, z których pochodzą. Pojawił się pomysł, aby utworzyć jedną bazę w Arabii Saudyjską, a drugą w Bahrajnie, co umożliwiałoby szybsze pacyfikowanie wszelkich społecznych niepokojów.
Kolejny krok wykonano w grudniu 2013 roku, kiedy to podczas XXXIV szczytu (w Kuwait City) GCC ogłosiło powołanie połączonego sztabu wojskowego oraz zainicjowanie procesu tworzenia wspólnych sił policyjnych. Ich zadaniem ma być walka z terroryzmem, co w przypadku państw GCC oznacza jednocześnie zwalczanie wolności obywatelskiej i sprzeciwu wobec autorytarnej władzy. Jednocześnie powołano Akademię Zatoki nad Studiami Strategicznymi i Bezpieczeństwem w Zjednoczonych Emiratach Arabskich oraz Centrum Koordynacji Bezpieczeństwa Morskiego w Bahrajnie. Nie wiadomo jednak w jakim zakresie wspólny sztab wpłynie na Tarczę Półwyspu. Z nielicznych informacji prasowych wynika, że wspólny sztab wojskowy nie przejmie dowodzenia nad PSF.
Po co wspólne siły?
Tarcza Półwyspu pomyślana jest do dwóch rodzajów operacji. Pierwsze to stworzenie efektywnych sił odstraszania Iranu. Chociaż Teheran wojny nie chce, podobnie jak państwa GCC, to nie można jednak wykluczyć zagrożenia pośredniego – gdyby doszło do wojny Iranu z Izraelem lub Stanami Zjednoczonymi, Teheran mógłby wówczas zaatakować amerykańskie instalacje w Bahrajnie, Katarze czy Kuwejcie. Marynarka wojenna Iranu mogłaby zablokować strategicznie istotną Cieśninę Ormuz i Zatokę Omańską, zamykając tym samym państwa GCC na wodach Zatoki Perskiej.
Iran mógłby wykorzystać swoje miny, przybrzeżne rakiety przeciwokrętowe oraz własne okręty podwodne do zakłócania ruchu wodnego w Zatoce Perskiej. Eksport ropy naftowej zostałby utrudniony, a może nawet sparaliżowany. Iran mógłby również dokonać skrytych aktów sabotażu na przybrzeżnej infrastrukturze służącej do wydobywania i przetwarzania ropy naftowej i gazu ziemnego. To miałoby znaczące konsekwencje dla sytuacji gospodarczej państw GCC, a więc również i bezpieczeństwa narodowego. Pomyślne storpedowanie produkcji krajów Zatoki Perskiej doprowadziłoby do zmniejszenia światowej podaży ropy naftowej.
Drugie zadanie dla PSF to tłumienie wszelkich niepokojów społecznych. Przywódcy autorytarnych państw regionu nie chcą powtórzyć losu dyktatorów z Tunezji, Egiptu i Libii. Tego jednak wykluczyć nie można, bo chociaż państwa GCC przeszły suchą stopą przez „arabską wiosnę” to sytuacja jest niepewna. Gdyby władca w Bahrajnie upadł, podobne wydarzenia mogłyby objąć inne państwa GCC. Dotyczy to nawet dość stabilnej Arabii Saudyjskiej, gdzie od dłuższego czasu opór przeciwko władzy stawiają szyici. To właśnie napięcia sunnicko-szyickie, a nie tylko przyczyny gospodarcze, pozwalają wyjaśniać regionalne zagrożenia i grę interesów.
By wyjaśnić jak bardzo skomplikowana jest sytuacja należy odwołać się do posiedzenia GCC z maja 2011 roku, kiedy to oficjalnie zaproszono Jordanię i Maroko, z których żadne nie leży na obszarze Zatoki Perskiej. Oba państwa są sunnickie, mają względnie silne armie i mogłyby znacząco wesprzeć PSF militarnie samemu otrzymując wsparcie finansowe. Pomysł wsparł Bahrajn, który oskarża Iran o ingerowanie w sprawy wewnętrzne, a także o próbę wzmocnienia szyickiego islamu na obszarze Maghrebu i Zatoki Perskiej. Wcześniej odrzucono jednak pomysł zaproszenia Iraku, zdominowanego przez szyitów. GCC stanowi bowiem blok państw sunnickich, pozostających w opozycji do szyickiego Iranu. Z tych też powodów PSF być może będzie interweniować w Jemenie, gdzie w ostatnich tygodniach doszło do wspieranego przez Teheran przewrotu. O obecność Tarczy Półwyspu przed kilkoma dniami zaapelował rząd tego państwa, który boryka się z szyickimi partyzantami, uzbrajanymi najpewniej przez Iran.
Sześć państw, sześć głosów
Utworzenie efektywnych sił państw GCC jest bardzo trudne, by nie powiedzieć niemożliwe. Każdy członek GCC jest inny pod względem geostrategicznym oraz polityczno-militarnym. Każdy ma własne priorytety i odmienne zagrożenia, przed którymi musi się bronić. Dla przykładu, dla Kuwejtu historycznym zagrożeniem zawsze był Irak, co nie jest istotnym problemem dla odległego Omanu, który z kolei musi koncentrować się na bezpieczeństwie szlaków wodnych przez Cieśninę Ormuz czy wody Zatoki Omańskiej. To również kwestia napływu terrorystów i partyzantów z Jemenu, co jest wyzwaniem także dla Arabii Saudyjskiej, która dodatkowo do 2003 roku musiała obawiać się Iraku i możliwej wojny lądowej na dużą skalę.
Obecnie Arabia Saudyjska, poza coraz większym problemem Jemenu, jest mniej zagrożona wojną konwencjonalną, a bardziej napływaniem destabilizacji i ekstremizmu z obszaru Iraku, co z kolei nie jest wyzwaniem dla Kataru. Również podejście do Iranu jest różne. Oman, Kuwejt i Katar mają względnie dobre relacje z Teheranem, podczas gdy Zjednoczone Emiraty Arabskie, Arabia Saudyjska i Bahrajn już nie. Paradoksalnie bliską integrację w ramach GCC utrudnia Arabia Saudyjska – najsilniejsze państwo, którego dominacji boją się wszyscy, mniejsi członkowie tej organizacji. Szczególnie dać o sobie daje w ostatnich latach ostra rywalizacja Arabii Saudyjskiej z Katarem.
Konsekwencją uwarunkowań tak subiektywnych (percepcja zagrożeń) jak i obiektywnych (położenie geograficzne, potencjał ludnościowy) są siły zbrojne o odmiennych rozmiarach, uzbrojeniu i zadaniach. Nie wszystkie państwa regionu posiadają rezerwy i siły paramilitarne, często będące tak naprawdę kolejnym rodzajem broni. Niemniej jednak cechą wspólną jest mała zdolność rozwinięcia operacyjnego w razie wojny. Państwa arabskie w regionie, za wyjątkiem zapewne Arabii Saudyjskiej, nie byłyby w stanie prowadzić długotrwałej wojny na wyczerpanie, wymuszającej mobilizację dziesiątków tysięcy żołnierzy – nie ma po prostu kogo powoływać.
Różnice występują także w kwestii źródeł importu uzbrojenia, co utrudnia interoperacyjność. Przykładowo, w pierwszym okresie swej niepodległości Katar sprowadzał sprzęt z Wielkiej Brytanii, później z Francji, a obecnie najważniejszym partnerem są Stany Zjednoczone, do 2003 roku najbliższy sojusznik Arabii Saudyjskiej. Oman to z kolei tradycyjny partner zbrojeniowy Wielkiej Brytanii. Różnice dając o sobie znać również w priorytetach modernizacyjnych i kierunkach rozwoju. Dla przykładu, Zjednoczone Emiraty Arabskie koncentrują się na rozwijaniu niewielkiej floty szybkich jednostek przechwytujących, zdolnych zwalczać piratów, przemytników i terrorystów. Z kolei Arabia Saudyjska stawia na dużo większe jednostki pływające oraz broń pancerną. Kuwejt ogranicza się do przygranicznych patrolowców.
To co łączy wspomniane państwa to próba modernizacji systemów obrony przeciwlotniczej i przeciwrakietowej. Przykładem może być wspomniany system identyfikacji i śledzenia „Hizam al-Taawun”, który umożliwia wszystkim państwom GCC monitorowanie ruchu lotniczego na obszarze państw członkowskich, a także współdziałanie w razie zagrożenia. Jest on połączony z narodowymi systemami obrony powietrznej. Najważniejszy wkład zapewnia Arabia Saudyjska – to między innymi 17 radarów dalekiego zasięgu AN/FPS-117(V)3 oraz krótkiego zasięgu TPS-43 oraz AN/TPS-72. Istotny jest również Katar, który zamówił w Stanach Zjednoczonych radar AN/FPS-132 Block 5. Pozwala on w całości monitorować obszar powietrzny Iranu.
Niemniej jednak pomimo deklaracji i planowanej rozbudowy ilościowej problemy pozostają niezmienne, chociażby brak standaryzacji uzbrojenia i procedur, brak interoperacyjności, niewielki potencjał militarny, nie mogący równać się z siłami zbrojnymi Iranu. To także niemal zerowa wartość bojowa. Wśród osób zajmujących się zbrojeniami Zatoki Perskiej krąży anegdota o jednym z państw GCC, które po zakupie nowoczesnych okrętów nawodnych przy negocjowaniu warunków wspólnych ćwiczeń morskich z państwem zachodnim nalegało, aby okręty nie odpływały dalej niż kilka mil od brzegu oraz aby załogi mogły wrócić do portu przez zapadnięciem zmroku.
Papierowy tygrys?
Państwa GCC, których wydatki na zbrojenia są większe niż średnia światowa, generują 10 procent wszystkich wydatków zbrojeniowych na świecie. Ich liderem jest Arabia Saudyjska, która w ostatnich latach przyjęła dwa pakiety modernizacyjne o łącznej wartości 90 miliardów dolarów. Jak wszystkie te wielomiliardowe inwestycje przekładają się na potencjał obronny GCC? Przedstawiciele państw GCC przekonują, że wspólnie są bardzo silni. Dowódca PSF, generał Mutlak Bin Salem al-Azima, stwierdził w marcu 2011 roku, iż „siły GCC są, za NATO, najlepsze. Żadne państwo nie posiada odrzutowców F-15, Tornado, Mirage i Typhoon, a także różnego typu nowoczesnych czołgów i okrętów. Posiadamy takie siły wojskowe, z jakimi nikt – prócz NATO – nie może się równać”.
Takie podejście jest typowe dla dowódców GCC, które patrzą na siły zbrojne i potencjał odstraszania przez pryzmat ilości posiadanego sprzętu oraz jego technologicznego zaawansowania, a nie faktycznej zdolności do jego efektywnego wykorzystania. Otwartym pozostaje kwestia faktycznej wartości bojowej państw GCC, efektywności i zdolności do współdziałania w razie konfliktu. Nawet setki najnowocześniejszych czołgów i samolotów bojowych nie są wystarczające w obliczu takich problemów jak niewielki potencjał osobowy. Wymienionej słabości nie uda się nigdy zneutralizować.
Co więcej, znaczny odsetek żołnierzy to obcokrajowcy, którzy nie mogą cieszyć się bogactwem, prestiżem i przywilejami ludności rdzennej (przykładowo, cała logistyka wojsk kuwejckich pozostaje w rękach kilkutysięcznego kontyngentu wojskowego sił zbrojnych Bangladeszu, który służy w kuwejckich mundurach). Sprawia to, że utrzymanie takiego wojska jest drogie, a jego lojalność w razie wojny byłaby niewielka. Kto bowiem chciałby umierać za swojego pracodawcę? W razie kryzysu polityczno-wojskowego lub pełnoskalowej wojny konwencjonalnej decydentom państw GCC, niezależnie od wydanych setek miliardów dolarów, przyjdzie modlić się i prosić Stany Zjednoczone o pomoc.
Dr Robert Czulda
Adiunkt w Katedrze Teorii Polityki Zagranicznej i Bezpieczeństwa Uniwersytetu Łódzkiego. Jego głównym polem zainteresowań są kwestie związane z militarnym aspektem bezpieczeństwa krajów świata, obronnością, rynkami zbrojeniowymi, Bliski Wschód w wymiarze politycznym i bezpieczeństwa, ze szczególnym uwzględnieniem Iranu, dokąd regularnie jeździ. Dziennikarz współpracujący z magazynami branżowymi. Wykładał na Litwie, Słowacji, w Turcji i Irlandii oraz jako visiting professor na Tajwanie.
JMK
Budują ? Chyba Al Kaida BIS ? Dobrze , że Algieria zlekceważyła ten pomysł ?
Jam to
Hmm armie arabskie słyną z "wojowniczości" i "profesjonalizmu", więc nic dziwnego, że zatrudniają najemników, żeby chociaż oni nie uciekli, albo się nie poddali po pierwszym wystrzale. Chociaż sprzęt mają taki dobry, że wartałoby wysłać naszych w przebraniu Banglijczyków (wystarczyłoby się nie myć przez 3 miesiące), że niby go będą obsługiwać, a w nocy siup na statek i w drogę do ojczyzny. A w Polsce mówić, że to chińskie podróbki.
kpt.red
Dość ryzykowne stwierdzenie zdradzające niewielką znajomość historii tego regionu. Ta dziś pożałowania godna armia Iraku stoczyła 10 letnią wojnę z 2 liczniejszym Iranem. W czasie której poniosła straty rzędu 400 tys. Dla porównania straty w wojnach z Izraelem (a te pewnie są podstawą twego twierdzenia) to ok 25 tys łącznie. W wojnie Jom Kipur armia egipska została pobita ale nie doszło do załamania morale. W dzisiejszych wczasach czy ISIS słynie ze słabości?
rED
Dość ryzykowne stwierdzenie zdradzające niewielką znajomość historii tego regionu. Ta dziś pożałowania godna armia Iraku stoczyła 10 letnią wojnę z 2 liczniejszym Iranem. W czasie której poniosła straty rzędu 400 tys. Dla porównania straty w wojnach z Izraelem (a te pewnie są podstawą twego twierdzenia) to ok 25 tys łącznie. W wojnie Jom Kipur armia egipska została pobita ale nie doszło do załamania morale. W dzisiejszych wczasach czy ISIS słynie ze słabości?
Wojmił
kurde... robią sojusz wojskowy... normalne... czemu ciągle gadają o tym jako o NATO bliskowschodnim? czyżby nie można było użyć stwierdzenia normalnego, że tworzą sojusz a nie "własne NATO"? autor myśli, że przeniesie na ten sojusz "pozytywny ładunek emocji" nazywając go ichnim nato? co za brak profesjonalizmu...
wunderwaffen
Nazwanie sojuszu "Własne NATO" jest bardziej uzasadnione, niż ci się kiedykolwiek wydawało. Ten sojusz nie jest w stanie samodzielnie nawet wyprodukować amunicji do posiadanej broni ręcznej, nie mówiąc o obsłudze zaawansowanego sprzętu pochodzącego z Zachodniej Cywilizacji. Właśnie dzięki pełnej zależności militarnej od państw NATO i dzięki temu, że cele polityczne są zbieżne z celami państw NATO można śmiało nazywać go "arabską odnogą NATO";)
dwa
Ciekawe kto będzie za nich walczył, hindusi? najemnicy, czy rezydenci?
war=crime
"Nawet setki najnowocześniejszych czołgów i samolotów bojowych nie są wystarczające w obliczu takich problemów jak niewielki potencjał osobowy. Wymienionej słabości nie uda się nigdy zneutralizować." Uda się w ciągu 20-30 lat. To ostatnie dekady, w których ludzie strzelają do ludzi.
Wojmił
nie wiem jaka koncepcja się za tym kryje bo są co najmniej 3 koncepcje z których się wyprowadza takie twierdzenie... jedna z nich - stricte techniczna, moim zdaniem jest właściwa... zatem tak... masz rację ale nie wiem z jakich przesłanek wychodzisz...
Matej
dokladnie, mentalnie kraje europy srodkowo-wschodniej niedaleko ewoluowaly od panstw III swiata. Grzmiace kije, miotacze piorunow, piuropusze i jest ok. Na defilady.
znafca
Kiedyś było CENTO i SEATO
BRZDĄC
wszystko ok ale w tych państwach "królestwach " ..o zabarwieniu feudalnym służą przede wszystkim najemnicy ..z krajów trzecich ...a bitność uwarunkowana jest jak daleko sięga ostrzał i mniejszy tym chęć do "żołnierki" mniejsza ..poza tym jako dynastię obawiające się wewnętrznych konfliktów ( puczów, przewrotów ,niezadowolenia społecznego ) stawiają na swoje lojalne gwardie narodowe ...gdzie wyposażenie w sprzęt uzbrojenie i cały "róźnorodny pakiet" ..jest wielokrotnie lepsze niż w swoich pozostałych siłach zbrojnych ...rdzenni saudowie generalnie nie wykazują chęci do wojaczki ...wolą "używać uciech z życia uzyskanych z ropy"....do wszelkiego innego rodzaju prac wykorzystują najemników i do wojaczki też ...( apropo poszukują chętnych do swej armii z wykształceniem wojskowym ..więc towarzystwo wojskowe kto chętny w drogę ...) ...podsumowując sprzęt jest duch walki niekoniecznie ...opuszczony Abrams na pustyni przez załogę ..to dobry materiał dla "naszych skutecznych zbieraczy złomu " ..lub dobry okaz archeologiczny dla potomnych .. ps. podobne zjawisko "ducha walki "zauważam w naszym folwarku zwanym Unia Europejska ...Polska też pokrywa się tym grzybem ...a znaczna sił zbrojnych już dawno pokryta jest mchem i porostami wychodowanymi na technokratycznej pożywce
qwerty
"Takie podejście jest typowe dla dowódców GCC, które patrzą na siły zbrojne i potencjał odstraszania przez pryzmat ilości posiadanego sprzętu oraz jego technologicznego zaawansowania, a nie faktycznej zdolności do jego efektywnego wykorzystania" To zdanie mogłoby opisywać zachowanie także polskich generałów i szogunów.