Geopolityka
Kurdowie zaciskają pierścień wokół Mosulu
W środę, 21 stycznia Peszmergowie rozpoczęli ofensywę w kierunku Mosulu. Część kurdyjskich mediów podała dość sensacyjną informację, iż jej celem jest wyzwolenie Mosulu kontrolowanego przez islamskich radykałów. Doniesienia te należy jednak traktować sceptycznie.
Sytuacja na froncie
Na początku stycznia Kurdom udało się zdobyć kilka wsi w rejonie Sultan Abdallah na południe od Mosulu. Działania te pozwoliły im połączyć dwa kluczowe odcinki frontu z Państwem Islamskim (IS) –Ghwer (arabski: Al Quwayr) i Makhmour.
Makhmour znajduje się 70 km na południowy-zachód od Erbilu i przechodzi tu jedna z dwóch głównych dróg prowadzących z Erbilu do obszarów zajmowanych przez IS. Droga ta prowadzi z Erbilu do głównej autostrady Mosul–Bagdad, przecinając Tygrys (druga to trasa Erbil–Mosul) i to właśnie tędy prowadzona była ofensywa IS na Erbil w sierpniu ubiegłego roku.
Ghwer znajduje się natomiast 55 km od Erbilu na drodze prowadzącej z Mosulu do Kirkuku, która przecina wcześniej wspomnianą już drogę Erbil–Makhmour w odległości 40 km od kurdyjskiej stolicy. Przez Ghwer przechodzi też rzeka Wielki Zab, jeden z dwóch głównych dopływów Tygrysu, po jego wschodniej stronie, na obszarze kurdyjskim. Drugi dopływ to Mały Zab, który na południe od Makhmur i na zachód od Kirkuku oddziela tereny zajęte przez Kurdów od obszaru okupowanego przez IS.
W rejonie Ghweru linia frontu do 21 stycznia szła na północ przecinając główną drogę Mosul–Erbil między okupowaną przez IS Bartellą (miasto kurdyjskie) i Kalakiem. Kalak znajduje się nad Wielkim Zabem, w odległości zaledwie 35 km od Erbilu. Kilka kilometrów za miastem w kierunku Mosulu, cały transport idący z/do Duhok i Turcji skręca w boczną drogę, prowadzącą do innej bocznej drogi łączącej Akre z Duhok. Ta droga dochodzi do autostrady Duhok – Mosul zaledwie w odległości 25 km od trzeciego pod względem wielkości miasta Kurdystanu–Duhok. Kilka km na południe jest już linia frontu, która ciągnie się kilka kilometrów na południe od wspomnianej drogi Duhok–Akre a następnie skręca na południe wraz z szlakiem komunikacyjnym prowadzącym do Kalak i dalej Erbilu.
Jak widać z powyższego opisu cały ten obszar ma ogromne znaczenie dla Kurdów ze względu na niewielką odległość od dwóch (spośród trzech) głównych miast Kurdystanu. Ponadto na zachód od Duhok, linia frontu przecina Tygrys w rejonie niezwykle ważnej strategicznie tamy mosulskiej kontrolowanej przez Peszmergów i przebiega na północ od głównej drogi Mosul–Rabia (granica z Rożawą) i połączonej z nią drogi Mosul–Tel Afar–Szengal. Rabia znajduje się pod kontrolą Kurdów. Pod koniec grudnia Kurdowie zdobyli też Szengal, ale wciąż trwają tam walki z resztkami sił Państwa Islamskiego, natomiast Tel Afar znajduje się w rękach IS.
Komentarz
Ten dość długi opis linii frontu jest kluczowy dla zrozumienia przyczyn ofensywy rozpoczętej 21 stycznia. Liczyła ona bowiem ponad 1500 km co powodowało istotne trudności z jej utrzymaniem. Siły kurdyjskie nie są na tyle liczne by w zadowalający sposób obsadzić taki odcinek, w dodatku wciąż, mimo dostaw broni z Europy, występuje rażąca dysproporcja uzbrojenia na korzyść IS. W takiej sytuacji kluczowe dla obrony tak długiego frontu, którego przełamanie w jakimkolwiek punkcie mogłoby być katastrofalne, ze względu na zagrożenie dla jednego z trzech strategicznych miast ("stolicy"-Erbilu, Duhok i tamy mosulskiej) były amerykańskie bombardowania. Dzięki temu IS nie mógł przeprowadzić żadnej większej ofensywy na linie kurdyjskie. Mimo to jednak IS próbowało atakować.
9 stycznia doszło do zaskakującego ataku dużych sił IS na linię frontu Ghwer–Makhmur. Siły IS podobno (według dowódców kurdyjskich) były dowodzone osobiście przez „kalifa” Baghdadiego. Terroryści przeprawili się łodziami przez rzekę i Peszmergowie z trudem odparli atak przy bardzo dużych (około 40 zabitych) stratach własnych. Kilka dni później IS szukało szczęścia na odcinku w rejonie Zummar (na północ od Mosulu i na zachód od tamy mosulskiej). To prawdopodobnie przelało czarę goryczy, zwłaszcza, że przywódca Kurdów irackich- Barzani i tak wiedział, że jeśli chce w tym roku ogłosić niepodległość to musi być w mniejszym stopniu zależny od bombardowań. Czyli skrócić front...
Niektórzy komentatorzy sugerowali, że te okoliczności zmuszą Kurdów do udziału w ofensywie na Mosul i Tel Afar (to obecnie największe po Mosulu miasto w prowincji Niniwa zajmowane przez IS), którą rząd Iraku planował na wiosnę. Trudno powiedzieć jednak jak zamierza ją przeprowadzić, gdyż tzw. armia iracka jest (i zawsze była) armią szyicką a obecnie w dodatku znajduje się – de facto – pod irańskim dowództwem gen. Qasema Soleimani. Takie wojsko nie wyzwoliłoby sunnickiego Mosulu. Z drugiej strony realizowany jest wprawdzie projekt budowy sunnickiej armii, ale póki co bez większych sukcesów z uwagi na opór Bagdadu. Barzani ma własny projekt stworzenia sunnickich oddziałów w Niniwie, w oparciu o byłego gubernatora tego miasta-Atila Nudżaifiego, który przebywa w Erbilu. W tym przypadku również nie osiągnięto jednak zadowalających efektów.
Wydaje się zatem, że Kurdowie postanowili nie czekać na ruchy wojsk rządowych i działać samemu, ale w ograniczonym zakresie. Celem tej ofensywy nie jest zdobycie Mosulu, gdyż kontrolowanie takiego dużego miasta, z ludnością niekurdyjską, wykraczałoby poza możliwości Peszmergów i kurdyjskiej służby bezpieczeństwa Assaisz. Zresztą Kurdowie nie mają doświadczenia w kontrolowaniu miast niekurdyjskich a nawet w walkach miejskich (stąd trudności z całkowitym opanowaniu Szengalu). Z tych samych powodów wątpliwe jest zajęcie Tel Afar, miasta turkmeńskiego, którego ludność również jest wrogo nastawiona do kurdyjskiej kontroli w Niniwie.
Celem tej ofensywy jest natomiast radykalne skrócenie frontu, zwłaszcza na krytycznym obszarze. Służyć temu ma zaciśnięcie pierścienia wokół Mosulu, bez jego zamykania od strony południowo-wschodniej między Tygrysem, główną autostradą Mosul – Tikrit – Bagdad oraz drogą Mosul – Rabia/Tel Afar, przy czym przecięcie tej ostatniej między Mosulem i Tel Afar, w tym opanowanie skrzyżowania w Kisik Kupri.
Działania kurdyjskie
21 stycznia Peszmerga uderzyła na dwóch odcinkach. Od strony Zummru natarły siły Kurdów w liczbie 6000 osób, pod dowództwem Kamarana Howrame, korzystające m.in. z dostarczonych w zeszłym roku pocisków MILAN, oraz wspieranych intensywnymi nalotami amerykańskimi na Tel Afar i Mosul. W ciągu doby udało się zająć kilka miasteczek m.in. Tel Zehb, Hassan Jalad, Shahiye i dzięki temu opanować odcinek drogi Mosul – Rabia/Tel Afar. Obecnie siły kurdyjskie znajdują się na tej drodze od 22 km na zachód od Mosulu do 18 km na wschód od Tel Afar. 200-tysięczne Tel Afar jest więc odcięte zarówno od zachodu (Szengal) jak i wschodu. IS kontroluje wprawdzie tereny na południe od głównej drogi, ale przerzucanie tamtędy sprzętu i ludzi będzie trudne z uwagi na amerykańskie naloty. Natomiast odległość od pozycji kurdyjskich na zachód od Mosulu do pozycji na północ (rejon Teleskef) skróciła się do niespełna 30 km
Drugim odcinkiem, na którym prowadzone są działania zbrojne to front w rejonie Ghwer, gdzie dowodzi syn prezydenta Kurdystanu Masrour Barzani. Tu niestety nie osiągnięto jeszcze planowanych celów, gdyż IS stawia zacięty opór i są doniesienia, że cały czas ściąga posiłki. Celem Kurdów na tym froncie jest zdobycie Bartelli i maksymalne zbliżenie się do Mosulu skracając front do kilkudziesięcio kilometrowego odcinka prowadzącego od Tygrysu, około 25-30 km na południe od Mosulu, przez drogę Mosul–Erbil przecinając ją na zachód od Bartelli i dalej na północny-zachód do Teleskef.
Osiągnięcie celów tej kampanii pozwoli na większą koncentrację sił na zacznie krótszym odcinku, co uniemożliwi IS przeprowadzanie takich ataków jak w ostatnim miesiącu. Jednocześnie linia frontu znacznie oddali się od trzech kluczowych punktów: Erbilu, Duhok i tamy mosulskiej. Wreszcie Peszmerga pokaże indolencję armii rządowej, która nie bierze udziału w operacji, choć powinna. Kurdowie po zakończeniu operacji będą mogli powiedzieć, że wypełnili swoje zobowiązania i dalej walczyć nie będą, gdyż nie jest ich winą to, że armia rządowa nie przyłączyła się do walk i wkroczenie do samego Mosulu nie było możliwe.
Prawnik, analityk ds. międzynarodowych, absolwent Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Jagiellońskiego. Autor wielu artykułów dotyczących Afryki, Bliskiego Wschodu i Azji Centralnej m.in. publikacji „Międzynarodowa jurysdykcja karna – szansą dla Afryki?”. W 2010 roku prowadził wykłady na Universite Panafricaine de la Paix w Uvirze, prowincja Kivu Sud w Demokratycznej Republice Kongo.
Darek S.
Każda akcja wywołuje reakcję. Ludzie włączcie myślenie. Do niedawna tylko Bliski Wschód był beczką prochu. Teraz w Afryce Chińczycy wypierają amerykanów i jest tam coraz więcej miejsc, gdzie fanatycy Islamscy przejmują władzę. Na Dalekim wschodzie Islam, też był modny. Trzeba wymyśleć coś mądrzejszego niż bombardowania terytorium Państwa Islamskiego, aby zapewnić dzieciom naszych dzieci spokojną starość.
Darek S.
Komunistyczne władze PRL zawsze popierały Kurdów. Właściciel lokalu u Zijada - Kurd z Krakowa pośredniczył przy przekazywaniu pomocy rodakom. Stasi wspierała Czerwone Brygady i inne grupy terrorystyczne w Europie Zachodniej, my wspieraliśmy kurdyjskich bojowników o wolność. Imperialistyczny Zachód oskarżał nas o wspieranie terrorystów kurdyjskich. A to przecież byli bojownicy według komunistycznych władz PRL. Ci sami ludzie w dwóch różnych telewizjach inaczej byli nazywani. W Berlinie można było oglądać wiadomości w TV z dwóch różnych światów. W jednej stacji Kurdowie nazywani byli terrorystami, w drugiej bojownikami o wolność. Mieli zgryz Niemcy z Berlina, co jest prawdą. Sądząc po komentarzach, widzę, że osoby piszące komentarze na tym forum oglądają stacje telewizyjne, w których nie ma wątpliwości jak kogo trzeba nazywać. Myślę, że gdyby w 1944 roku była TV i osoby piszące tu komentarze, by ją oglądali w Warszawie, to Powstańców Warszawskich nazywali by bandytami i terrorystami. No bo jak telewizję puszczali by Niemcy, tak oni w tamtym czasie nazywali Powstańców. Ich stosunek do Powstańców zmienił się dopiero później. Według Mnie całej sytuacji winni są Amerykanie, którzy nie potrafią prowadzić samodzielnie swojej polityki zagranicznej i dają się sterować z Tel Awiwu. To na zlecenie z Tel Awiwu durny młody Bush rozpoczął wojenkę w Iraku. Przy okazji jego ojciec stary Bush zarobił dużo siana. Zajmował się bowiem inwestowaniem kasy szejków arabskich. Dobrze zaplanowana Wojna w Zatoce spowodowała dramatyczny wzrost cen ropy naftowej.Ta wojenka zwielokrotniła obroty firmy ojca. Czyli zwykła prywata doprowadziła do sytuacji którą mamy dzisiaj. Całą akcję wspierają amerykańskie koncerny zbrojeniowe oraz firmy zajmujące się utylizacją odpadków radioaktywnych. To amerykanie uzbroili i wyszkoli pierwszych działaczy IS. Palili się do bombardowań Syrii, aby wspierać IS. Teraz bombardują IS. Amerykanie działają jak totalni idioci, bombardują raz jednych, raz drugich, byle zrzuć jak najwięcej swoich bomb. W kadłuby tych bomb wsadza się odpady radioaktywne i na dziesiątki tysięcy lat powoduje skażenie tych terenów. Izrael zadowolony jak ich ulubieńcy podludzie - Arabowie, tracą przestrzeń życiową na której mogliby się rozwijać. Czyli w teorii wszystko gra. Tylko skoro wszystko gra, to czemu wszystkie amerykańskie ambasady na całym świecie muszą być ufortyfikowane jak Komunistyczne władze PRL zawsze popierały Kurdów. Właściciel lokalu u Zijada - Kurd z Krakowa pośredniczył przy przekazywaniu pomocy rodakom. Stasi wspierała Czerwone Brygady i inne grupy terrorystyczne w Europie Zachodniej, my wspieraliśmy kurdyjskich bojowników o wolność. Imperialistyczny Zachód oskarżał nas o wspieranie terrorystów kurdyjskich. A to przecież byli bojownicy według komunistycznych władz PRL. Ci sami ludzie w dwóch różnych telewizjach inaczej byli nazywani. W Berlinie można było oglądać wiadomości w TV z dwóch różnych światów. W jednej stacji Kurdowie nazywani byli terrorystami, w drugiej bojownikami o wolność. Mieli zgryz Niemcy z Berlina, co jest prawdą. Sądząc po komentarzach, widzę, że osoby piszące komentarze na tym forum oglądają stacje telewizyjne, w których nie ma wątpliwości jak kogo trzeba nazywać. Myślę, że gdyby w 1944 roku była TV i osoby piszące tu komentarze, by ją oglądali w Warszawie, to Powstańców Warszawskich nazywali by bandytami i terrorystami. No bo jak telewizję puszczali by Niemcy, tak oni w tamtym czasie nazywali Powstańców. Ich stosunek do Powstańców zmienił się dopiero później. Według Mnie całej sytuacji winni są Amerykanie, którzy nie potrafią prowadzić samodzielnie swojej polityki zagranicznej i dają się sterować z Tel Awiwu. To na zlecenie z Tel Awiwu durny młody Bush rozpoczął wojenkę w Iraku. Przy okazji jego ojciec stary Bush zarobił dużo siana. Jego głównym źródłem dochodów w USA było bowiem inwestowanie kasy szejków arabskich. Dobrze zaplanowana Wojna w Zatoce spowodowała dramatyczny wzrost cen ropy naftowej. Ta wojenka zwielokrotniła obroty firmy ojca. Czyli zwykła prywata doprowadziła do sytuacji którą mamy dzisiaj. Czyli niezłego bagna. Całą akcję wspierają amerykańskie koncerny zbrojeniowe oraz firmy zajmujące się utylizacją odpadków radioaktywnych. To amerykanie uzbroili i wyszkoli pierwszych działaczy IS. Palili się do bombardowań Syrii, aby wspierać IS. Teraz bombardują IS. Amerykanie działają jak totalni idioci, bombardują raz jednych, raz drugich, byle zrzuć jak najwięcej swoich bomb. W kadłuby tych bomb wsadza się odpady radioaktywne i na dziesiątki tysięcy lat powoduje skażenie tych terenów. Prawicowi fanatycy w Izraelu zadowoleni jak ich ulubieńcy podludzie - Arabowie, tracą przestrzeń życiową na której mogliby się rozwijać. Czyli w teorii wszystko gra. Tylko skoro wszystko gra, to czemu wszystkie amerykańskie ambasady na całym świecie muszą być ufortyfikowane jak twierdze ? Jeszcze w latach 60-tych wszyscy uwielbiali amerykanów. Jeżeli dalej będziemy kroczyć tą drogą być może strach będzie iść na Pasterkę, w obawie, że jacyś fanatycy podłożą bomby. Mieliśmy już kiedyś takie zagrożenie.
Are
Artykuł dobrze umączenia tezę, iż podziały religijne i etniczne sprawiają iż dalsze trwanie tego sztucznego tworu jakim jest post kolonialny Irak (jak i Syria) jest nierealne. Wyobrażam sobie iż południowy Irak stanie się albo częścią Iranu albo quasi niezależnym państwem. Ale mniejszość sunnicka jest za słaba do stworzenia niezależnej państwowości. I tak myślę, że póki sunnitom nie zapewni się jakiejś atrakcyjnej alternatywy są zmuszeni do wspierania IS. Tak więc kluczem do wygrania wojny w Iraku i Syrii jest kwestia stworzenia nowych bytów państwowych zgodnych z podziałami etniczne religijno kulturowymi. A to łatwe nie będzie.
Ciekawski
Panie Witoldzie, Proszę wybaczyć nieznajomość tematu i może naiwne pytanie; czy po ewentualnym zwycięstwie Kurdów, którzy się jeszcze wykrwawią w tej walce, Irak i Turcja nie wejdą do 'akcji', aby nie dopuścić do powstania państwa kurdyjskiego? Pozdrawiam
autor
Szczerze wątpie by Turcja cokolwiek zrobiła przeciw Kurdystanowi. Zwlaszcza we współpracy z Irakiem. Natomiast Irak moze zaatakowac Kurdystan ale czy bedzie na tyle silny? Poki co ma jeszcze jednego wroga - IS a takze sunnickie plemiona. Ozywiscie jest jeszcze Iran ale czy agresja ze strony Iranu pozostanie bez odpowiedzi INNYCH podmiotów? Wątpię.
najemnik
Już niedługo jak w Iraku i Syrii siły rządowe zaczną zyskiwać przewagę nad ludobójcami z państwa bandyckiego cała ta koalicja antyislamska zacznie znowu wspierać ISIS i potajemnie ich dozbrajać ! Szkoda tych walecznych Kurdów bo wykrwawią sie znowu na daremno. Dla ich własnego dobra nie powinni mówić nic o niepodległości ani o swoim państwie tylko o jak najszerszej wspólpracy z rządami Syrii i Iraku !
marek
Niestety, obawiam się, że Kurdowie przeliczą się i po pokonaniu IS zostaną sami przeciwko Turcji i Irakowi. Ani zaś Ankara, ani Bagdad nie zgodzą się na stworzenie państwa kurdyjskiego. Asad również nie jest tym zainteresowany. NATO zawsze wybierze Turcję niż jakis Kurdystan i Kurdowie po raz kolejny poznają jak wygląda realpolitik Zachodu.
Tyberios
Może... ale biorąc pod uwagę ile środków pompują w Kurdów, wyrwanie terenu z Iraku nie będzie stanowić problem, w końcu Iracka armia nie może sobie nawet poradzić z IS. To ich wymęczy a Kurdowie zaczną "negocjacje" z poziomu siły.
bsh
Zawsze możliwa jest polityka faktów dokonanych. Irak zajęty IS raczej by tylko narzekał, tak jak i Syria (ktokolwiek tam w końcu by nie wygrał). Gorzej z Iranem i Turcją. Z drugiej jednak strony, utworzenie państwa kurdyjskiego na odkrojonym z Syrii i Iraku kawałku mogłoby zadziałać dobrze na region. Może Kurdowie w Turcji nie poszliby drogą albańskiego Kosowa, ale raczej drogą Izraela i ruszyliby ku nowej ziemi obiecanej. Dziwniejsze historie się już zdarzały. Wydaje mi się jednak, że bez względu na wynik i działania sąsiadów, Kurdystan proklamuje niedługo niepodległość.
logik007
Państwo Irackie nie istnieje, więc raczej nie jest w stanie powstrzymać powstania Kurdystanu. Iranowi tez nikt nie pozwoli na żadne interwencje poza swoimi granicami. Ew Turcja mogłaby próbować coś robić ale raczej nie odważą się działać poza swoimi granicami, bezpośrednia agresja na popierany przez USA Kurdystan na terytorium Iraku i Syrii mogłaby się dla nich skończyć tak jak agresja na Krym dla Rosji, a chyba nawet ten nawiedzony prezydent Turcji nei jest aż tak głupi :).
maro
Fantastyczne macie artykuły. Świetnie się czyta i wiadomo o co chodzi.
elp
Wychodzi na to że Amerkanie wspierają Kurdów a Turcy IS
Coen
trzymam kciuki za kurdów... USA powinny zrozumieć, że państwo kurdyjskie tam jest ich sprzymierzeńcem i ustabilizuje sytuacje lokalnie...
Konrad
Mapki wszystko rozjaśniają, teraz znacznie łatwiej wszystko sobie zobrazować. Jak zwykle bardzo ciekawy artykuł.
staszek
mam nadzieje ze za zasługi w pokonaniu IS Kurdowei stworzą swój Kurdystan! a Turcja będzie musiałwybrac czy chce być w NATO czy bliżej jej do Syrii i Iranu.....