Reklama

Geopolityka

120 dni wojny: Rosji nie wolno lekceważyć [3 PUNKTY]

Rosja ma tysiące wozów bojowych, takich jak T-72B i BMP-2, w swoich rezerwach.
Autor. mil.ru.

Choć rosyjskie siły zbrojne na Ukrainie popełniają szereg błędów i często wykorzystują przestarzały sprzęt, Moskwa nadal pozostaje bardzo poważnym zagrożeniem dla Kijowa, a w dłuższej perspektywie czasowej również dla krajów wschodniej flanki NATO.

Reklama

Po czterech miesiącach wojny na Ukrainie i długotrwałym „pacie" w Donbasie, rosyjska armia odniosła niewielkie sukcesy terenowe. Zajęcie Popasnej czy Siewierodoniecka, biorąc pod uwagę czas prowadzonych walk i ponoszone straty, to w najlepszym (dla Rosji) wypadku ograniczone powodzenie.

Reklama

Jednocześnie pojawia się coraz więcej doniesień o tym, że Rosjanom brakuje niektórych rodzajów sprzętu wojskowego czy nawet nowoczesnej amunicji. Intensywność ataków lotniczo-rakietowych na cele w głębi terytorium Ukrainy jest mniejsza niż była w pierwszych tygodniach wojny, a do uderzeń wykorzystywane są też np. stare, naddźwiękowe rakiety Ch-22. Lotnictwo frontowe i śmigłowce często uciekają się do taktyki „artyleryjskiego" ostrzału rakietami niekierowanymi ogniem pośrednim, by zminimalizować narażenie na ogień ukraińskiej obrony przeciwlotniczej. To oznacza, że ukraińska OPL wciąż stanowi zagrożenie wywierające wpływ na przebieg działań. Nie mówiąc już o tym, że po czterech miesiącach wojny nadal działa ukraińskie lotnictwo, choć dostawy pomocy z Zachodu sprowadzają się tylko do śmigłowców, uzbrojenia i części zamiennych do samolotów (czy rozmontowanych, posowieckich maszyn w częściach).

Z kolei do tzw. „separatystów", czyli de facto „rosyjskiej armii drugiej kategorii" skierowano niedawno stare czołgi T-62, bo – w danym momencie – nie było dostępnych nowszych maszyn w rodzaju T-72 czy T-80. Potwierdzone fotograficznie straty Rosjan w czołgach (serwis Oryx Spioenkopp) to prawie 800 wozów tej klasy, a ukraińska armia mówi o ponad 1,5 tys. czołgach. Prawda jest pewnie gdzieś pośrodku, aczkolwiek władze USA już jakiś czas temu sygnalizowały, że Moskwa utraciła około tysiąca czołgów.

Reklama

Czytaj też

Wreszcie, Rosja poniosła bardzo duże straty w ludziach, od 15 do 20 tys. zabitych żołnierzy (według agencji AFP), lub nawet ponad 34 tys. (według Ukraińców) oraz dziesiątki tysięcy rannych (w tym na tyle poważnie, że nie wrócą do walki). Siły tzw. „Donieckiej Republiki Ludowej" miały, według brytyjskich danych podawanych przez BBC, stracić ponad 50 proc. stanów wyjściowych siły żywej (oficjalne dane mówią o 2,1 tys. zabitych i 8,9 tys. rannych żołnierzach).

Mogłoby się więc wydawać, że Rosja jest coraz bliżej porażki na Ukrainie, a rosyjska armia – jako taka – jest słaba. Nic bardziej mylnego. Moskwa cały czas stanowi bardzo poważne zagrożenie dla Ukrainy, a w dłuższej perspektywie (również dlatego, że dziś jej siły są związane na Ukrainie) także potencjalnie dla krajów NATO w Europie Środkowo-Wschodniej. Warto przytoczyć kilka czynników, które o tym świadczą.

Tolerancja na straty w ludziach i sprzęcie

Rosyjską armię cechuje duża tolerancja na straty, zarówno ludzkie jak i sprzętowe. Ciężko wyobrazić sobie, która z europejskich armii państw NATO byłaby w stanie kontynuować działania ofensywne po bezpowrotnej utracie około tysiąca czołgów. Rosjanie nadal jednak je kontynuują. Moskwa ma bowiem bardzo duże rezerwy sprzętowe, liczące – według szacunków Military Balance 2020 – 3 tys. czołgów T-80B/BW/U oraz 7 tys. wozów T-72 różnych wersji.

I nawet jeśli znaczna część tych wozów nie nadaje się do użycia operacyjnego, w każdym razie wymaga prac remontowych, to te rezerwy wystarczą, by kontynuować walkę. Jak mówił podczas konferencji PISM Strategic Ark gen. dyw. Piotr Błazeusz, zastępca Szefa Sztabu Generalnego, po zniszczeniu 100 czołgów Rosja może wysłać sto następnych, niekoniecznie najnowocześniejszych, a do obrony przed nimi może wręcz zabraknąć amunicji.

Czytaj też

Dodajmy, że stare i zdefektowane czołgi w rodzaju T-64, T-72 i T-80 można wysiłkiem przemysłu po pewnym czasie przywrócić do służby, nawet jeśli były magazynowane, delikatnie mówiąc, w złych warunkach. Świadczą o tym – paradoksalnie – doświadczenia samej Ukrainy, która w 2014 roku zaczynała wojnę z mniej niż 700 czołgami w służbie czynnej (według ówczesnej Białej Księgi), natomiast w 2022 roku dysponowała znacznie większą liczbą wozów gotowych do użycia. Pomimo tego, że w latach 2014-2015 ponoszono duże straty, często bezpowrotne, a o nowych dostawach praktycznie nie było mowy (być może poza pojedynczymi T-84 czy Opłot-M).

A Rosja dysponuje zapleczem przemysłowym do remontów i modernizacji czołgów (BWP, systemów artyleryjskich...) pochodzenia sowieckiego. Oczywiście, wprowadzanie nowoczesnych komponentów elektronicznych w wyniku sankcji będzie utrudnione, ale nie niemożliwe, biorąc pod uwagę choćby możliwość kooperacji z państwami, darzącymi Moskwę „życzliwą neutralnością" (Indie, Chiny, kraje arabskie). A nawet gdyby dostawy bardziej zaawansowanych komponentów były faktycznie wstrzymane, to sprzęt będzie przywracany do użycia w starszej wersji – i nadal będzie mógł być wykorzystywany bojowo. Dodajmy, że Rosja o ile straciła znaczną liczbę sprzętu lądowego, to – jak zauważył podczas tego samego panelu konferencji PISM Strategic Ark amerykański analityk Michael Kofman – jej straty w znacznie mniejszym stopniu dotyczą np. zaawansowanych systemów obrony powietrznej, rakietowych systemów uderzeniowych – elementów, które trudniej by można zastąpić.

Fot. mil.ru

Moskwa zachowuje więc potencjał i możliwości jego odtwarzania, prawdopodobnie w przyszłości będzie starała się uniezależniać od importu. I trzeba liczyć się z tym, że – przynajmniej w sektorze wojskowym – to w jakimś stopniu się uda, choćby i drogą kradzieży czy zakupów przez pośredników w Chinach, Indiach, na Bliskim Wschodzie i wszędzie tam, gdzie „apetyt" na przestrzeganie sankcji jest niewielki.

Podobna sytuacja jest z żołnierzami. Pomimo bezpowrotnej straty kilkudziesięciu tysięcy ludzi (licząc zabitych i ciężko rannych) rosyjskie siły otrzymują uzupełnienia pozwalające im dalej prowadzić działania. I to bez pełnej mobilizacji. Wystarczy „stalinizacja" kraju, połączona z propagandą, w którą Rosjanie wierzą, ale też fakt, że w wielu regionach Rosji armia jest jedynym pracodawcą dającym perspektywy godnego życia.

Władze na Kremlu mogą więc uważać za swój atut to, co z naszej perspektywy jest ich wadą. A biorąc pod uwagę że w Rosji w momencie rozpoczęcia wojny bardzo „uszczelniono" i wzmocniono system represyjny, nie ma – przynajmniej jak na razie – głośniejszych protestów. A mówimy o dziesiątkach tysięcy zabitych i rannych żołnierzy. Wraz z kontynuowaniem akcji propagandowej na wszystkich poziomach (przykładem są „warty honorowe" pełnione przez dzieci w szkołach przy portretach absolwentów zabitych w czasie „operacji specjalnej") można się spodziewać, że Rosja będzie w stanie nadal rekrutować posłusznych żołnierzy. Niewiadomą jest postawa rosyjskiego społeczeństwa w dłuższym terminie, ale jak na razie nie ma protestów na większą skalę i trzeba uwzględniać scenariusz, w którym ta sytuacja będzie się utrzymywać – nawet przez dekady.

Umiejętność adaptacji

Drugim elementem, pośrednio powiązanym z pierwszym, jest umiejętność adaptacji. To widać chociażby po tym, jak obecnie prowadzone są działania ofensywne Rosji. Ich dynamika jest wyraźnie mniejsza, ale pomimo tego w pewnym zakresie są skuteczne. Także dlatego, że rozwinięto zabezpieczenie logistyczne, obronę przeciwlotniczą, a w warunkach gdy jednostki nie działają tak dynamicznie, scentralizowany rosyjski system dowodzenia, który stawia raczej na wykonywanie rozkazów niż na inicjatywę, działa lepiej.

Ta umiejętność adaptacji dotyczy też całego państwa i przemysłu zbrojeniowego. Rosja, pomimo sankcji (które są potrzebne!) i powolnego ale jednak ograniczenia importu surowców przez państwa zachodnie, jednak znajduje inne rynki na swoje węglowodory. A wysokie ceny surowców tylko jej pomagają. Swoją drogą, to że państwa zachodnie zdołały w ostatnich latach (słusznie!) obniżyć zużycie paliw kopalnych, ale jednocześnie bardziej uzależniły się od ich importu, wiele świadczy o polityce zachodu (częściowo administracja Bidena, europejskie państwa Morza Północnego w tym Niemcy).

Mała dygresja. Można odnieść wrażenie, że zrobiono to, by nie drażnić „zielonej" (choć wciąż korzystającej z samochodów spalinowych i towarów nimi przewożonych, samolotów, transportu morskiego, energii elektrycznej z gazu i węgla itd.) opinii publicznej „brudnym" wydobyciem na swoim terenie. Czyżby w przekonaniu, że przecież poza UE czy USA zawsze odbywa się z zachowaniem najwyższych standardów środowiskowych, finansuje opiekę medyczną i społeczną w krajach bogatych w surowce i nigdy nie prowadzi do finansowania agresywnych wojen?

Wróćmy jednak do kwestii stricte obronnych. Trudno zakładać, że Rosja nie odtworzy zdolności produkcji broni precyzyjnej, skoro taką – nie na takim poziomie, jak wiodące kraje zachodnie, ale wystarczającym by uderzyć w cele w ZEA czy Arabii Saudyjskiej – posiadł choćby Iran, od lat obarczony przecież sankcjami za program atomowy i nie tylko. Trzeba pamiętać, że nowoczesne technologie nie są wyłączną domeną krajów zachodnich i są bardziej powszechnie dostępne. I – może pesymistycznie – powinno się zakładać, że komponenty takie jak mikroprocesory w końcu do Rosji trafią.

Wykorzystanie słabości drugiej strony

Trzecim elementem, o którym trzeba pamiętać, jest – powiązana z umiejętnością adaptacji – możliwość wykorzystania słabości drugiej strony (Ukrainy, państw zachodnich). Jeśli chodzi o Ukrainę, to zmiana charakteru walk spowodowała, że stosunek strat najprawdopodobniej zmienił się na korzyść Rosji.

Nawet, jeśli – co jest wysoce prawdopodobne – regularna armia Rosji, nie mówiąc o „republikach ludowych" traci nadal więcej ludzi niż siły zbrojne Ukrainy, to ta dysproporcja jest już mniejsza niż w lutym i marcu, a może się jeszcze zmniejszać, jeśli weźmiemy pod uwagę ryzyko okrążenia ukraińskich sił, wzięcia jeńców itd. Rosja ma różne możliwości uzupełniania strat – od terroru do najemników, podczas gdy Ukraina ma ograniczony zasób rezerw, zważywszy choćby na to, że część terenu jest pod okupacją. Nota bene, wywożenie setek tysięcy Ukraińców, w tym małych dzieci, w głąb Rosji ma prowadzić do ich wynarodowienia i zniszczenia/osłabienia narodu ukraińskiego jako takiego. To strategia Moskwy, na pewno zbrodnicza, pytanie tylko jak jej skutecznie przeciwdziałać?

Dodajmy jeszcze, że inny problem, przed którym może stanąć Ukraina to degradacja skuteczności kluczowych systemów posowieckich, z uwagi na zużycie sprzętu, czy nawet amunicji, szczególnie w lotnictwie i obronie powietrznej. Ten proces dotyczy też artylerii, przy czym tam – podobnie jak w broni pancernej czy systemach przeciwokrętowych – wsparcie jest prowadzone. Ale przekazanie Ukrainie samolotów byłoby znacznie bardziej skomplikowane (nawet jeśli chodzi o samą realizację dostaw – biorąc pod uwagę, że chcemy wykluczyć możliwość przypadkowego zaangażowania w konflikt. A systemów obrony powietrznej klasy np. NASAMS-a, które mają większe możliwości niż zestawy przenośne i jednocześnie są tańsze oraz mniej skomplikowane od Patriotów, w państwach NATO jest bardzo mało, bo jednostki OPL w wielu przypadkach rozformowywano, a stary sprzęt (Hawk, Roland) wycofywano bez wprowadzania następcy. Bo mało kto spodziewał się, że w Europie, w XXI wieku, taki sprzęt będzie potrzebny i to najlepiej w setkach.

Jeśli chodzi o państwa zachodnie, to widać już aktywizację działań hybrydowych (o tym wkrótce przeczytamy więcej na Defence24.pl) i liczenie na zmęczenie wojną, inflacją, kryzysem gospodarczym. A może dojście do władzy izolacjonistów w USA, albo sprowokowanie konfliktu w innym obszarze na świecie, wiążącego uwagę Waszyngtonu (Bliski Wschód i różne obszary w Azji, nie tylko ten najbardziej oczywisty).

Cały ten wywód nie ma na celu przekonywania, że Rosja jest niezwyciężona, bo nie jest i po 120 dniach wojny widać to bardzo wyraźnie. Bo, wśród analityków mało kto spodziewał się, że po czterech miesiącach od pełnoskalowej inwazji Ukraina będzie kontrolować zdecydowaną większość swojego terytorium, i będzie dostawać od Zachodu dostawy artylerii dalekiego zasięgu (a nie tylko lekkiej broni).

Taki wynik nie oznacza jednak zwycięstwa Ukrainy i ograniczenia zagrożenia ze strony Rosji w dłuższej perspektywie. Wsparcie dla Kijowa musi być nie tylko utrzymywane, ale i zwiększane, również w kontekście przekazywania systemów produkcji zachodniej. Tak, by rosyjskie lotnictwo z upływem czasu nie zyskało przewagi/panowania w powietrzu nad Ukrainą. Nawet jeśli wojna będzie trwać latami (o takim ryzyku mówił sekretarz generalny NATO Jens Stoltenbeg). A państwa NATO, w tym Polska, muszą pilnie wzmacniać swoje własne zdolności obronne, pomimo nadchodzącego kryzysu gospodarczego. Bo Rosja pozostaje poważnym i istotnym zagrożeniem, a o tym jak poważnym świadczy to, jak dziś wyglądają tereny okupowane, czy nawet wyzwolone spod okupacji na Ukrainie...

Reklama

Komentarze (8)

  1. komik

    Słucham sobie komentarze różnych ekspertów ekonomicznych i wszyscy twierdzą że długoterminowo sankcje utopią Rosję. Nie stanie się to za miesiąc czy dwa, ale obecne gaszenie pożarów przez ich system na długo nie wystarczy i wreszcie zacznie się sypać. Nie są w stanie przestawić się na rynku azjatyckie, bo tam ani tyle nie zapłacą ile płaci Europa, ani nie maja technologii. Chiny dużo produkują ale to tylko kopiowanie, nie tworzą niczego nowego.

  2. Harambe

    Jednej kwestii ten tekst nie porusza. Jak długo ich gospodarka da radę normalnie funkcjonować z tak gigantyczną ilością sankcji. Paraliżującą całe sektory gospodarki, które dają pracę milionom ludzi?

    1. Evanduril

      Bardzo długo, bo przestawia się na rynek azjatycki.

    2. Harambe

      Tylko z czym? Ropą i gazem za 1/3 ceny europejskiej? Gdzie nawet nie ma infrastruktury aby znacząco zwiększyć export? Czy ze sprzętem wojskowym, który przy jakiejkolwiek konfrontacji z zachodnimi konstrukcjami, dostaje bęcki na 102? Nawet pomijając to, zachodnie fabryki się zamykają. I bynajmniej nie da się wszystkich wysłać do lasu, do zbierania jagód - vide Kaliningrad...

    3. Valdore

      @Evanduril, a jak sie niby maja przestawic jak np tej ropy i gazu co szła do Europy nie moga wysłac do Azji bo nei maja jak. I ciekawie wyglada to "przestawianie gdzie w Azji ropę sprzedawac musza za kilkanaście dolaró za baryłkę, a i to nie bardzo chca kupować. A co do technologii to Tajwan własnei pogonił Rosjan, nawet Chiny [pomagaja im jedyne islowami.

  3. Pucin:)

    Do wszystkich tu piszących - wojna to gospodarka (buty, mundury, uzbrojenie, amunicja, remonty, hełmy, wyżywienie, wyszkolenie czytaj: myślenie na polu walki, transport ect.) - a jaka jest gospodarka RP po 7 latach rządów Zjednoczonej Prawicy - każdy widzi!!!! Bez gospodarki i konkretnej produkcji to żadne tam USA i NATO nic nie wskórają!!!!!! :) Nadal nie rozumiemy, że musimy przestawić się na tory produkcji wojennej (od marca zmarnowane 3 miesiące), Rosja jest już jak rozpędzony pociąg - dobra konkluzja poniżej - handluje z Azją na całego!!!!!! :)

  4. nn

    Rosja z okupowanego Krymu uczyniła swoją wizytówkę. Stało się to kosztem ogromnych dotacji i korupcji. "Niezawisimaja Gazieta" nim zawiesiła w czasie wojny działalność, pisała że wszyscy tamtejsi ministrowie rozwoju kończyli z oskarżeniami o malwersacje; Krym to niecałe 3 mln mieszkańców,. Okupowana część Donbasu liczyła 4,5 mln mieszkańców ( około, bo spisu nie robiono)- tu już pieniędzy nie wystarczyło i ludność była skazana na wegetację. Teraz Rosjanie mają zamiar włączyć resztę obwodów Ługańskiego i Donieckiego, plus Chersoń i Zaporoże. To wszystko po wyniszczającej wojnie, przy której starcia 2014/2015 to marne preludium. Rosja może się tym udławić i powstanie ogromny potencjał niezadowolenia, którego nie da się ugasić pieniędzmi ( jak Krym), strachem i terrorem ( ŁNR i DNR).

    1. nn

      Poprawka: nie "Niezawisimaja Gazieta", a "Nowaja Gazieta" noblisty Denisa Muratowa.

  5. STG

    Widzę , że zmienia się narracja medialna. Kończy się propaganda sukcesu a zaczyna realne przedstawianie sytuacji na Ukrainie

    1. QVX

      Przede wszystkim chodzi o to, by mieć uzasadnienie zakupów i nie przerwać wsparcia Ukrainy.

  6. Ajot

    Konkluzja z tego artykułu jest chyba taka, że Ukrainę czeka powolna agonia, a Rosja nie zostanie w wyniku wojny znacząco osłabiona militarnie i nic się nie da zrobić. Mało optymistyczne...

  7. Sailor

    Częściowo zgoda ale wiele jest nieścisłości. Zaczynając od strat osobowych to niewiele się zmieniło, a będzie jeszcze gorzej dla orków z uwagi, że pchają dużo nie przeszkolonego mięsa armatniego. Chociaż straty Ukraińców są też dotkliwe. Uzbrojenia precyzyjnego rosja nie odtworzy w ilości, która zrobi różnicę, a do tego czasu Ukr może dostać zachodnią OPL. Poza tym autor nie docenia sankcji oraz powolnej erozji samej raszystowskiej państwowości i spójności tego sztucznego tworu. Poza tym na te zabytki z muzeum nie będzie potrzeba wyrafinowanej broni. Natomiast wracając do spójności rosji i satelitów to pierwszy Kazachstan pokazał Putinowi środkowy palec co jest znamienne.

  8. Prezes Polski

    Dawno temu, na tym forum nie raz pisałem, że nowe projekty sowietów, czyli T14, su57, kompletnie nie pasują do ich doktryny wojennej. Zakładają niskie straty w ludziach, ale sporo kosztują. Z ich punktu widzenia lepiej byłoby pozostać przy sprawdzonych wzorcach - masowe ataki, lekceważenie strat i dużo taniego, prostego sprzętu. I proszę, przyszła prawdziwa wojna i wszystko się spełniło. Moje proroctwo dla Polski - tylko USA mogą nas uratować, bo sami nigdy nie zbudujemy siły zbrojnej choćby równie efektywnej, jak ukraińska. Obecne paniczne, chaotyczne zakupy władzy niewiele zmienią. Broń nie walczy, walczą ludzie. Potrzeba min. 120-150 tys. żołnierzy pierwszej linii (nie 30 tys. jak obecnie), wyszkolonych i zbrojonych po zęby. Nie ma na to szans.

    1. Był czas_3 dekady

      Pełna zgoda. Skończyła się zabawa w kotka i myszkę (niekończące się przetargi, dialogi, rozciąganie terminów dostaw jak gumki do majtek), Zakupy dokonywane na wczoraj w panice wydają się nie do końca przemyślane. 500 wyrzutni HIMARS + wozy towarzyszące, kto je obsłuży? A o BMSie czy RPG nastała cisza.

    2. Marcyk

      Nic dodać nic ująć !

    3. Extern.

      A jak USA może nas uratować? Przyśle tu wystarczająco dużo żołnierzy żeby nas obronić przed Rosją? Na więcej jak dwie dywizje raczej chyba nie mamy co liczyć. To będzie tylko pomoc, więc głupotą jest budowanie naszej armii jako przystawki do armii USA, Musimy niestety przynajmniej na początku sami udźwignąć główny ciężar i ogarniać wszystkie domeny działań zbrojnych, Bo widać na przykładzie Ukrainy jak ślamazarnie zachód się rozkręca. Jak przegramy za szybko, będzie niestety pozamiatane.

Reklama