Reklama
  • Wiadomości
  • Wywiady

Ekspert: Wschodnia flanka NATO nie jest przygotowana do obrony

Polska również jest zagrożona agresją, gdyż jest jedynym krajem NATO dysponującym połączeniem lądowym z krajami bałtyckimi. Jakakolwiek agresja na te państwa będzie zmuszała NATO do udzielenia pomocy. (…) Nadszedł czas, aby zintensyfikować modernizację Wojska Polskiego i dostarczyć mu nowych zdolności. Nie tylko podniesie to możliwości obronne Polski, ale także sprawi, że nasi sojusznicy nie będą mogli nam odmówić pomocy. Poza tym Polska mogłaby wykorzystać szansę przewodnictwa w regionie, jako największe państwo z silnym potencjałem militarnym – mówi w rozmowie z Defence24.pl mjr rez. Mariusz Kordowski, ekspert Narodowego Centrum Studiów Strategicznych.

Fot. por. Martyna Fedro-Samojedny/4 kpzmot, st. szer. Łukasz Kermel/17WBZ
Fot. por. Martyna Fedro-Samojedny/4 kpzmot, st. szer. Łukasz Kermel/17WBZ

Jak ocenia Pan kroki podjęte przez Sojusz Północnoatlantycki w ramach tzw. wzmocnienia wschodniej flanki NATO, w tym ustanowienie sił natychmiastowego reagowania, czy obecności rotacyjnej w krajach Europy Środkowo-Wschodniej?

Uważam, że są to kroki niewystarczające. Sojusz przyjął strategię drobnych kroków, takich jak stworzenie „szpicy”, prowadzenie wspólnych ćwiczeń, czy zwiększanie kontyngentów NATO na szkoleniach w Polsce. Nie przygotowuje naszego kraju ani NATO na konsekwencje, jakie mogą wystąpić w wypadku agresji militarnej w tej części Europy. Aby Polska i Sojusz były w stanie znacząco wzmocnić zdolności obronne w Europie Środkowo-Wschodniej, w stopniu umożliwiającym przyjęcie potencjalnego uderzenia, konieczne jest rozmieszczenie w naszym regionie znacznie większych sił. Stacjonowanie w rejonie Suwałk np. jednej brygady jest dalece niewystarczające. Siły w tamtym obszarze powinny być wzmocnione zarówno przez sojuszników, jak i krajowe jednostki obrony terytorialnej, łącznie wielkości kilku brygad. Ponadto Polska musi rozszerzyć swoje zdolności w zakresie pełnienia funkcji państwa-gospodarza (Host Nation Support), tak aby Sojusz był w stanie w krótkim czasie przerzucić do naszego kraju znaczne siły.

Państwa bałtyckie wnioskowały o to, żeby jednostki rotacyjne znajdujące się na ich terytorium wzmocnić do wielkości batalionu. W jednej z koncepcji miałyby one zostać podporządkowane dowództwu NATO. Czy ewentualne spełnienie wniosku Litwy, Łotwy i Estonii uznałby Pan za wystarczające wzmocnienie obecności Sojuszu w rejonie bałtyckim?

Ja uważam, że stała obecność Sojuszu na terytorium krajów bałtyckich, czy Polski, byłaby potężnym krokiem naprzód, gdyż porozumienie pomiędzy NATO a Rosją, na mocy którego Polska weszła do struktur Paktu zakładało, że NATO nie będzie rozmieszczać na stałe na terenie naszego kraju, czy innych państw Europy Środkowo-Wschodniej, swoich wojsk. Odejście od tych ustaleń byłoby bardzo ważnym sygnałem, że Sojusz jest gotowy bronić swoich państw członkowskich, że nie czuje się związany tamtymi ustaleniami politycznymi i samodzielnie podejmuje decyzje. Taka obecność, nawet jednostek mniejszych niż brygada, ale jednostek bojowych, zdolnych przynajmniej w pewnym zakresie do samodzielnych działań, byłaby już bardzo wyraźnym krokiem. Również rozlokowanie kilku mniejszych formacji, zamiast jednej większej, z możliwością rozwinięcia na wypadek konfliktu (np. kilka batalionów zamiast jednej brygady) byłoby wyraźnym sygnałem o determinacji do obrony sojuszników.

Na czym konkretnie polega zagrożenie dla Polski, płynące z ewentualnej agresji na państwa bałtyckie?

W takiej sytuacji Polska nie będzie mogła pozostać obojętna, bo jest jedynym krajem NATO na wschodniej flance, który posiada zdolność do wydzielenia sił ekspedycyjnych poziomu związku taktycznego. Ponadto, jako kraj od lat budujący swoje bezpieczeństwo na strukturach euroatlantyckich, nie będzie mogło odmówić pomocy, aby w razie potrzeby nie stworzyć precedensu do odmówienia pomocy jej samej. Wszelka agresja ze strony Rosji na NATO, pozostawiona bez kolektywnej ochrony, może oznaczać początek końca sojuszu. W końcu Polska nie może pozwolić sobie na czekanie, aż konflikt zapuka do jej bram i w razie potrzeby wspólnej interwencji powinna być gotować wziąć w niej udział. Jeśli Rosja doprowadzi do jakiejkolwiek interwencji zbrojnej na Litwie, Łotwie lub Estonii, może równocześnie (lub wcześniej) starać się zając przesmyk suwalski, aby odciąć pomoc ze strony NATO. Patrząc z tej perspektywy, odcinek między Obwodem Kaliningradzkim a Białorusią zyskuje nowe znaczenie. Mało prawdopodobne jest, przynajmniej dzisiaj, dążenie do zajęcia Warszawy, bo okupacja kraju jest bardzo kosztowna i naraziłaby Rosję na straty, na które ją nie stać. Poza tym Rosja nie sprawdziła jeszcze NATO na tyle, aby pozwolić sobie na tak spektakularny ruch.

Według komentatorów taki kształt wniosku państw bałtyckich jest też związany z tym, że zarówno Litwa, Łotwa jak i Estonia chciałyby na swoim terytorium stałej obecności choćby niewielkich jednostek bojowych wojsk NATO. Jednocześnie są one uważane za najbardziej zagrożone potencjalnym atakiem ze strony Rosji, choćby z uwagi na ograniczenie własnych zdolności wojskowych.

Tak jak wspomniałem wcześniej, Polska jest również szczególnie zagrożona agresją, gdyż jest jedynym krajem dysponującym połączeniem lądowym z krajami bałtyckimi. Jednocześnie połączenie lądowe z Litwą jest na tyle wąskim odcinkiem że staje się kluczowym z punktu widzenia ewentualnej operacji obronnej, a jego utrzymanie mogłoby związać nawet ponad połowę potencjału Sił Zbrojnych RP. Dlatego uważam, że docelowo na terytorium Polski powinny być umieszczone na stałe związki taktyczne NATO, (wielkości minimum brygady – red.), samodzielne i zdolne do działań od samego początku ewentualnej operacji obronnej.

W jakich okolicznościach mogłoby dojść do agresji Rosji wobec państw NATO?

Moim zdaniem ekstremalne okoliczności mogłyby spowodować taką decyzję władz na Kremlu. Jedną z nich mogłaby by być upadająca gospodarka, dlatego w tej kwestii należy prowadzić rozważną politykę. Na Rosję należy wywierać presję poprzez sankcje, ale nie można doprowadzić do tego, aby gospodarka weszła w stan agonii, bo z jednej strony nie będzie już czym na nią oddziaływać, a z drugiej kierownictwo polityczne na Kremlu może zacząć zachowywać się nieracjonalnie, dążąc do utrzymania władzy za wszelką cenę. Wydarzenia na Ukrainie pokazują, że zarówno Rosji, będącej agresorem, jak i państwom broniącym się może zależeć na tym aby konflikt zbrojny nie uzyskał statusu wojny, aby uniknąć procedur wprowadzania stanu wojennego. Również i Polska powinna liczyć się z takim wariantem. W przypadku interwencji na Litwie Łotwie lub w Estonii, Rosja może oddziaływać na przesmyk suwalski w różnoraki sposób, co może rodzić potrzebę ogłoszenia stanu wojennego, ale równie dobrze może okazać się że dla Polski będzie lepiej prowadzić w tym rejonie „operację antyterrorystyczną”. Dlatego Polska musi przygotowywać się na różne warianty i zintensyfikować modernizację Sił Zbrojnych. Ponadto należy dostosować procedury prawne, tak aby Wojsko Polskie mogło operować w jakimś rejonie bez wprowadzania stanu wojennego.

Dlaczego konieczne jest wprowadzenie aż tak daleko idących zmian prawnych?

Może się po prostu okazać, że nie zdążymy wprowadzić stanu wojennego, albo wprowadzimy go za późno. Lekcje z zajęcia Krymu, obserwowanego w mediach światowych, powinny być niezwłocznie odrobione. Polska powinna zabiegać zarówno o uwagę NATO w kwestii wzmocnienia wschodniej flanki NATO, jak i sama dążyć do wzmocnienia swego potencjału. Doświadczenia wyciągnięte z Iraku i Afganistanu pozwoliły ruszyć machinę zmian w mentalności wojskowych. Wojsko Polskie dysponuje doświadczoną kadrą, obytą w konfliktach i operacjach sojuszniczych. Nadszedł czas, aby zintensyfikować modernizację Wojska Polskiego i dostarczyć mu nowych zdolności. Nie tylko podniesie to możliwości obronne Polski, ale także sprawi, że nasi sojusznicy nie będą mogli nam odmówić pomocy. Poza tym Polska mogłaby wykorzystać szansę przewodnictwa w regionie, jako największe państwo z silnym potencjałem militarnym.

Jakie pozytywy widzi Pan w działaniach wzmacniających „wschodnią flankę”, podjętych do chwili obecnej, jak choćby reforma Sił Odpowiedzi?

Plusy są takie, że widać, iż Sojusz nie bagatelizuje tej sprawy. Widać też, że NATO liczy się z potrzebami Polski i krajów położonych na północ od Polski, że bierze pod uwagę, iż Polska nie jest jedynie „przedmiotem” gry politycznej, ale ważne są też interesy Warszawy.

Jak pan ocenia trendy wydatków obronnych w Europie? Przez długi czas były one redukowane. Obecnie niekorzystne tendencje zostały wyhamowane, ale do przywrócenia zadowalającego poziomu jeszcze bardzo daleka droga.

Te wszystkie zdarzenia, które miały miejsce w ostatnim czasie, w tym zarówno kryzys ukraiński, zagrożenie ze strony tzw. Państwa Islamskiego, kryzys migracyjny, wojna w Afganistanie, to wszystko pokazuje że świat zaczyna się toczyć o wiele szybciej. Pojawiają się nowi gracze i nowe problemy. Do chwili obecnej kraje zachodu Europy tkwiły w świadomości, że są bezpieczne, że potencjalny kryzys nie będzie ich bezpośrednio dotyczył. Obecnie jednak następuje „przebudzenie” Starego Kontynentu. Polska jako kraj, który ma świadomość że musi podnosić swoje zdolności obronne, modernizuje swoje Siły Zbrojne nieprzerwanie od 1989 roku. Chcielibyśmy, aby nasi partnerzy, którzy mają nas wspierać, mieli podobne podejście. O ile to Wojsko Polskie do tej pory dostosowywało się do poziomu NATO, o tyle tempo modernizacji tzw. „starych” państw NATO pozostawia wiele do życzenia. Nie może być bowiem tak, że Polska udzieliłaby innym państwom, np. krajom bałtyckim, pomocy wojskowej, samemu nie otrzymując wsparcia od innych państw. Chcielibyśmy, aby wojska NATO wspólnie stanowiły znaczną siłę, zdolną do odparcia wszystkich potencjalnych zagrożeń.

Poprzedni rząd przedłożył NATO Inicjatywę Adaptacji Strategicznej, która, oprócz ustanowienia trwałej obecności Sojuszu na terenie Europy Środkowo-Wschodniej, zakładała też wzmocnienie „twardych”, konwencjonalnych zdolności obronnych dla całości sił Sojuszu. Czy według Pana należy poprzeć te postulaty?

Jak najbardziej. Ostatnie konflikty, w których walczył świat zachodni, były konfliktami asymetrycznymi. Przyzwyczajono się do walki z przeciwnikiem gorzej uzbrojonym, wobec którego bardzo duży stopień ochrony zapewniały połączone, lekkie siły, korzystające w bardzo szerokim zakresie z bezpośredniego wsparcia lotnictwa, rozwiniętego rozpoznania. Należy wzmacniać zdolności konwencjonalne, gdyż może dojść do takiego starcia, w którym NATO w „tradycyjny” sposób będzie musiało odpowiedzieć na agresję zbrojną.

Jakie są szanse przyjęcia korzystnych dla Polski postanowień na szczycie w Warszawie? Jakie kroki podejmować powinni politycy, aby zwiększyć szansę znacznego wzmocnienia „wschodniej flanki”?

Wszystko jest w rękach polityków. Szczyt to jedno, ale polskie władze powinny wysłać konkretne sygnały do sojuszników. Sojusznicy będą chętniej wspierali Polskę, będą mniej skłonni do odmowy wsparcia, jeżeli będą widzieli, że Siły Zbrojne RP będą się wzmacniać w sposób konkretny. Gdybyśmy więc, na przykład, zwiększyli w przyszłym roku wydatki na obronność i pozyskali konkretny sprzęt, konkretne nowe zdolności w krótkiej perspektywie czasu, skutkowałoby to tym, że stalibyśmy się poważniejszym graczem, zmieniłoby się postrzeganie Polski. Nasi koalicjanci w swoich deklaracjach i zaangażowaniu poszliby dalej.

Czy w Sojuszu Północnoatlantyckim konieczna jest zmiana mechanizmów decyzyjnych? Decyzję o użyciu Sił Odpowiedzi podejmuje Rada Północnoatlantycka, z kolei dowódca US Army Europe generał Hodges wskazywał na trudności proceduralne związane z przerzutem sprzętu pomiędzy poszczególnymi państwami.

To są bardzo ważne wyzwania, bo związane też z przygotowaniem państwa przyjmującego siły (Host Nation Support), o czym mówiłem wcześniej. Polska powinna zwiększyć zakres przygotowań w tym zakresie. Natomiast jeśli chodzi o Sojusz, to już przykład „szpicy” pokazuje, iż NATO zdaje sobie sprawę, że generacja sił nie przebiega tak sprawnie jak powinna, szczególnie w wypadku wystąpienia błyskawicznego zagrożenia. Należy pójść dalej, niż tylko wydzielać nieliczne jednostki do sił szybkiego czy natychmiastowego reagowania. Konieczne jest, między innymi, rozszerzenie zakresu bazowania sprzętu w Europie Środkowo-Wschodniej, choćby i na bazie infrastruktury Korpusu Północny-Wschód. Zaznaczam, że chodzi tutaj o stacjonowanie sprzętu dla związków taktycznych – samodzielnych jednostek bojowych, wielkości brygady (i większych), tak aby w wypadku zagrożenia konieczne byłoby tylko przerzucenie personelu. W ten sposób można by w bardzo szybkim tempie podnieść stopień gotowości bojowej wojsk NATO. Powinno to jednak dotyczyć dużych jednostek, również z krajów europejskich NATO, a nie tylko niewielkich, wydzielonych sił.

Jakie obszary uważa Pan za najważniejsze, jeśli chodzi o rozbudowę zdolności Sojuszu Północnoatlantyckiego? Wiadomo, że w ubiegłych latach cięcia dotyczyły między innymi jednostek artylerii.

Przede wszystkim obrona przeciwrakietowa, obrona powietrzna, wojska pancerne i zmechanizowane, artyleria, rozpoznanie i targeting.

Dziękuję za rozmowę.

Mjr rez. mgr inż. Mariusz Kordowski jest absolwentem Wojskowej Akademii Technicznej oraz podyplomowych studiów Akademii Obrony Narodowej na kierunku „Współczesne konflikty zbrojne”. Jest weteranem misji poza granicami państwa. W czasie swojej służby wojskowej uczestniczył w misjach zagranicznych w ramach Polskich Kontyngentów Wojskowych w Republice Iraku, Republice Czadu i Republice Środkowoafrykańskiej, zajmując stanowiska rozpoznawcze w dowództwach tych misji. Z dniem 1 września major Kordowski rozpoczął pracę w NCSS, jest dyrektorem projektów w obszarze militarnym.

Zobacz również

WIDEO: Rakietowe strzelania w Ustce. Patriot, HOMAR, HIMARS
Reklama
Reklama