Reklama

Opublikowany w Stanach Zjednoczonych raport „Memorandum for Distribution” na temat przyczyn kolizji amerykańskich niszczycieli uznano już za jeden z najbardziej niezwykłych dokumentów na temat US Navy w ostatnich czasach. Amerykanie jawnie przyznają się w nim bowiem do błędów w szkoleniu morskim, które ostatecznie przyczyniły się do tragicznej śmierci kilkunastu marynarzy.

Burta niszczyciela USS „Fitzgerald” po wypadku z kontenerowcem „ACX Crystal”. Fot. US Navy

Raport jest o tyle ważny, że nie dotyczy tylko dwóch kolizji, do jakich doszło 17 czerwca 2017 r. pomiędzy niszczycielem USS „Fitzgerald” (DDG 62)” i kontenerowcem „ACX Crystal” oraz 21 sierpnia 2017 r. pomiędzy niszczycielem USS „John S. McCain” (DDG 56) i liberyjskim tankowcem/transportowcem chemikaliów „Alnic MC”, ale opisuje sytuację w całej 7. Flocie, a być może również w całej amerykańskiej marynarce wojennej. Dokument ten pokazuje wyraźnie, że w obu przypadkach można było uniknąć katastrofy, gdyby stosowano się do standardów, jakie obowiązują w US Navy – standardów, których łamanie akceptowało całe dowództwo.

„Obu tych wypadków można było uniknąć, a prowadzone dochodzenie wykazało liczne błędy obserwatorów, które przyczyniły się do incydentów. ... Musimy działać lepiej”. Jesteśmy marynarką wojenną, która uczy się na błędach, i marynarka wojenna jest mocno zaangażowana w zrobieniu wszystkiego, co możliwe, aby zapobiec powtórzeniu się takiego wypadku…. Dołożymy wszelkich starań, aby rozwiązać te problemy i by być silniejszym niż wcześniej”.

Admirał John Richardson, dowódca operacji morskich CNO (Chief of Naval Operations)

Co zawiodło na obu niszczycielach?

W przypadku niszczyciela USS „Fitzgerald” raport wskazuje na kilka mniejszych błędów, które po nałożeniu przyczyniły się do kolizji. Wszystkie te niedociągnięcia można podciągnąć pod określenie: „brak przestrzegania zasad dobrej praktyki nawigacyjnej”. W efekcie tego obsada mostka nie podjęła kroków pozwalających na uniknięcie kolizji.

Podobna sytuacja była na niszczycielu USS „John S. McCain”, chociaż tam na całą sytuację nałożyło się jeszcze nieodpowiedzialne zachowanie oficera dowodzącego na mostku. Zignorował on bowiem rekomendacje od m.in. nawigatora i szefa obserwatorów, by zorganizować dodatkowe stanowiska obserwacyjne, które być może zapobiegłyby kolizji, albo przynajmniej by o niej ostrzegły. Dodatkowo okazało się, że obsada mostka nie była przeszkolona w zakresie prawidłowego obsługiwania konsoli sterowania okrętem podczas awarii steru.

Burta niszczyciela USS „Fitzgerald” w suchym doku w porcie Yokosuka w Japonii. Fot. US Navy

Wykonanie planu ważniejsze niż bezpieczeństwo

W trakcie dochodzenia powypadkowego okazało się, że dowództwo 7. Floty w Japonii oraz dowódcy okrętów dopuścili do zmniejszenia czasu przeznaczonego na szkolenie morskie i trening załóg, chcąc za wszelką cenę utrzymać okręty w linii oraz spełniać wymagania operacyjne. Mała liczba kolizji w ciągu ostatnich kilku lat uśpiła czujność struktur nadzoru, co dało zgodę na tolerowanie tych nieprawidłowości „dla dobra służby”.

Na braki w szkoleniu kadry oficerskiej i marynarzy patrzono więc przez palce, tym bardziej, że rzeczywiście chodziło o okręty, które realizowały zadania w najbardziej niebezpiecznym i dynamicznym środowisku morskim na świecie, u boku nieobliczalnej Korei Północnej oraz agresywnie poczynających sobie na morzach Chin. Naciski ze strony wyższego dowództwa na utrzymywanie wysokiego stopnia gotowości bojowej powodowały, że wszystko to, co nie było związane bezpośrednio z działaniem operacyjnym, odsuwano na później. Takie lekceważenie szkolenia ostatecznie stało się normą.

Holowany niszczyciel USS „John S. McCain” z doraźnie naprawioną burtą. Fot. US Navy

Nieformalne ograniczenie programu szkoleniowego spowodowało, że więcej czasu można było poświęcić na misje operacyjne. Brak poważniejszych wypadków i dobre wyniki z działań bojowych tylko umocniły dowództwo 7. Floty w słuszności podjętych decyzji. Dowództwo to całkowicie lekceważyło fakt, że problem szkolenia pogłębia się coraz bardziej – szczególnie w odniesieniu do załóg pokładowych. Tegoroczne wypadki (w tym śmiertelne) wykazały dobitnie, że takie rozumowanie było najdelikatniej mówiąc krótkowzroczne.

Nagle okazało się, że nie ma pewności, czy oficerowie pokładowi na amerykańskich okrętach są rzeczywiście przygotowani do działania pod presją i potrafią zapewnić bezpieczeństwo kierowanym przez siebie okrętom. Było to szczególnie widoczne w czasie czterech najważniejszych wypadków, do jakich doszło w 7. Flocie w tym roku. W każdym z nich (w tym w dwóch z ofiarami śmiertelnymi) załogi pokładowe działały bardzo nerwowo i nieefektywnie w obliczu awaryjnych zdarzeń. Co więcej, w sytuacjach niebezpiecznych opóźniano akcję, stopowano ją i nie informowano załogi o zbliżającym się niebezpieczeństwie.

„Nieprawidłowe działania w sytuacjach ekstremalnych było czynnikiem przyczyniającym się do łańcucha błędów, których rezultatem były wypadki”

Raport US Navy

Nie tylko braki w szkoleniu, ale również rutyna i brak koordynacji

Z raportu wynika, że jednym z najważniejszych problemów, jaki istnieje w amerykańskiej marynarce wojennej jest nadal słaba łączność pomiędzy mostkiem, gdzie znajdują się ludzie kierujący bezpośrednio ruchem okrętu i bojowym centrum informacyjnym BCI/CIC (Combat Information Center), gdzie znajdują się osoby kierujące bezpośrednio walką okrętu.

To w BCI grupowane są bowiem informacje ze wszystkich sensorów oraz systemów uzbrojenia, jakie znajdują się na danej jednostce pływającej i tam też tworzony jest zintegrowany obraz sytuacji morskiej. Załoga na mostku powinna mieć dostęp do tych danych, co często przekłada się na zamontowanie wynośnej konsoli operatorskiej. Jest to o tyle ważne, że podczas działań bojowych dowódca znajduje się w BCI i stamtąd powinien kierować bezpiecznym ruchem swojego okrętu.

Burta niszczyciela USS „John S. McCain” po wypadku z tankowcem/transportowcem chemikaliów „Alnic MC”. Fot. US Navy

Jest to trudne i wymaga zaufania do wachty znajdującej się na mostku, ale niezbędne na okrętach o skomputeryzowanym, okrętowym systemie walki. Z raportu wynika jednak, że załoga bezpośrednio kierująca pływaniem nie korzystała w odpowiednim stopniu z dostępnych informacji i działając rutynowo nie wykorzystała wszystkich możliwości, by uniknąć kolizji.

Amerykanie już wyszczególnili pewne kroki, które powinny być zrobione, by poprawić sytuacje. W pierwszej kolejności wskazano na konieczność nadania takiej samej wagi działaniom szkoleniowym i czynnościom konserwacyjnym, jaką dotychczas miały działania bojowe. Tylko bowiem w ten sposób będzie można bezpiecznie wykonywać zadania. Według Amerykanów zawiódł system sprawdzający poziom wyszkolenia załóg okrętowych. Dlatego w raporcie wskazano na konieczność wdrożenia „obiektywnego, ustandaryzowanego programu okresowej oceny indywidualnych umiejętności żeglarskich i nawigacyjnych w czasie trwania kariery oficerów pokładowych”.

Tylko prawda a nie ukrywanie faktów może wpłynąć na zmianę sytuacji

W większości państw (w tym w Polsce) raporty powypadkowe na okrętach są ukrywane pod klauzulami „Tajne” lub „Poufne” - oficjalnie ze względu na bezpieczeństwo systemu obronnego państwa. W rzeczywistości najczęściej chodzi po prostu o ukrycie prawdziwych przyczyn pojawiania się niepokojących zdarzeń, które bardzo często nie dotyczą tylko samych załóg okrętowych, ale również wyższych szczebli dowodzenia i kierowania siłami zbrojnymi, które nawet jeżeli nie spowodowały wypadku, to tolerowały warunki, jakie do nich doprowadziły.

Uroczystości ku czci dziesięciu marynarzy, którzy zginęli na niszczycielu USS „John S. McCain”. Fot. US Navy

Efektem takiego „zamiatania pod dywan” są kolejne zdarzenia, których najczęściej można by było uniknąć, gdyby zastosowano jawnie opublikowane wnioski komisji powypadkowych. Tak się jednak w większości państw nie dzieje, o czym świadczy ukrycie przyczyn zderzenia okrętu podwodnego ORP „Orzeł” z dokiem w 2016 r. i milczenie na temat pożaru na tym okręcie w 2017 r.

Amerykanie postanowili jednak złamać zasadę „milczenia” i zaszokowani śmiercią siedemnastu marynarzy ujawnili raport powypadkowy, pomimo, że znajduje się tam wiele informacji wrażliwych, pokazujących np. organizację okrętów i sposób działania ich załóg.

Uzasadnienie tej decyzji zostało opublikowane już na pierwszej stronie raportu i ze względu na wagę powinno być rozpropagowane również w siłach morskich innych państw – w tym w Marynarce Wojennej RP, po to by na morzu niepotrzebnie nie ginęli ludzie.

„Zdecydowałem zachować przywilej prawny, jaki istnieje w przypadku dochodzeń Admiralicji w celu ochrony interesów prawnych rządu Stanów Zjednoczonych i rodzin tych marynarzy, którzy zginęli. Ale jednocześnie najważniejsze jest, aby marynarka wojenna była przejrzysta co do przyczyn i wyciągniętych wniosków, dla rodzin tych Marynarzy, Kongresu i amerykańskiego narodu, i by dołożono wszelkich starań, aby tego rodzaju tragedie się więcej nie powtórzyły. Mając na uwadze te sprzeczne interesy, wydałem zgodę na przygotowanie i wydanie raportów dotyczących każdej kolizji, dołączonych do niniejszego memorandum. Zderzenia te, wraz z innymi podobnymi incydentami w ciągu ostatniego roku, wskazywały na potrzebę sprawdzenie przez marynarkę szerszego zakresu spraw w celu lepszego określenia przyczyn systemowych. Wyniki tych działań przedstawiono w „Kompleksowym przeglądzie wypadków floty nawodnej US Navy”, który ukończono 23 października 2017 r. Przegląd ten jest dołączony do niniejszego memorandum i stanowi podsumowanie istotnych działań niezbędnych do rozwiązania większych problemów i ich przyczyn poprzedzających te incydenty. Marynarka wojenna ma obowiązek chronić prywatność osób zaangażowanych w te incydenty w takim zakresie, w jakim jest to możliwe. Dlatego w załącznikach do tego memorandum, wskazujących na ustalenia marynarki wojennej, wnioski oraz kierunki dalszych działań wzięto pod uwagę kwestie prawne, dotyczące prywatności i przejrzystości”.

Admirał John Richardson, dowódca operacji morskich CNO (Chief of Naval Operations)

Reklama
Reklama

Komentarze (10)

  1. DSA

    jak zwykle okazuje się że najczęściej zawodzi czynnik ludzki. I tutaj problemem jest obecna generacja młodzieży służąca na okrętach. Ostatnio z Royal Navy wyrzucono 9 marynarzy służących na boomerze bo testy wykazały obecność narkotyków. Wcześniej zdymisjonowano dowódcę tego okrętu za "niedozwolone relacje" z jednym z marynarzy. Trochę niepokojąca jest świadomość że taki okręt dysponujący bronią atomową wypływa na patrol bojowy z taką załogą na pokładzie. Problemem jest nawet znalezienie ludzi chętnych do służby - ostatnio gdzieś czytałem że Royal Navy ma 85% wymaganego stanu na pokładach swoich okrętów. W takim układzie biorą pewnie nawet takich których normalnie do armii nikt by nie wcielił.

    1. rergrgrggr

      za śmieszne pieniądze ochotników do woja nie ma dużo, jak się daje komuś np 2500 rękę z perspektywą na 15 lat lub nawet 30, to dzięki, po podwyżkach może uzbiera 3300. I tak jest wszędzie dlatego inteligentni i z mocnymi nerwami nie lgną do woja. zresztą to samo gdzie się spojrzy- młodzi lekarze odwalają 95% tego co starsi a zarabiają kilkakrotnie mniej, i idź na SOR do niezadowolonego lekarza który nie śpi od 72 h

  2. XC

    Wypadki były, są i będą. Nawet w PMW czego przykładem jest spalony ORP Orzeł. Ważne żeby było ich jak najmniej w przeliczeniu na wielkość posiadanej floty.

  3. jan22

    Jeśli ktoś myśli i rozpowszechnia taki tok myślenia jak Pan Orka - to jak możemy ocenić samo ocenę amerykanów w sprawie wypadków - przy udziale ich statków marynarki wojennej , „John S. McCain” - „Fitzgerald” ? Oczywiście w toku myślenia jako rusofob obraz jest zaciemniany ! Jak można domniemać według opisu Pana Orka - iż na obu statkach był konspiracyjnie - załogowany jegomość o skłonnościach do sabotażu na rzecz obcych państw jak Korea , Chiny czy Rosja ! Lub jeszcze jedna teoria iż poprzez zakłócanie satelitarne ( GPS ) - doprowadzono do kolizji obu jednostek amerykańskich , czego nie wspomina strona Amerykańska w swym raporcie ? Jak mozna dostrzec rusofobia tak mgliście zasłania prawdę o wyszkoleniu czy wręcz o nie doszkoleniu marynarzy ( nawigatorów ) w stary ale dalej posługujący się system obliczeniowym z sekstansem . Poleganie - tylko na nowych technologiach - jest owocem takich a nie innych wypadków kuriozalnych ! A tak zwana zasada prawej ręki obowiązuje również na morzu jak i na drodze ? Każda teoria jako fake news - jest dobra w czasie wojny hybrydowej - a taką wiadomość reprezentuje Pan Orka ?

  4. Kusza

    Mam "Watch Officer's Guide" - wydanie United States Naval Instittute z 1940 roku. Autor Cpt.Russell Willson. W idealnym stanie. Mogę odstąpić zainteresowanemu oficerowi nawigatorowi z 7 floty US Navy po przystępnej cenie?

  5. Orka

    Sytuacja armii amerykańskiej budzi niepokój. Nie tylko dlatego, że okazuje się strukturalnie osłabiona (zadziwiające wypadki niszczycieli, katastrofalne programy nowego uzbrojenia korzystne dla producentów lecz niekoniecznie dla armii, niepewna obrona przeciwrakietowa, osłabione siły nuklearne, kompromitujące słabości infrastruktury cybernetycznej itd.) ale także dlatego, że wyciąga z niepowodzeń fałszywe wnioski. Weźmy przykład karygodnych zderzeń niszczycieli - Amerykanie w omawianym raporcie, jak dzieci błądzące we mgle, nie widzą oczywistych przyczyn - koreańskie, chińskie i rosyjskie prowokacje - a skupiają się na tym, co od dawna ich ogłupia i ogranicza - na procedurach bojowych i szkoleniowych, które podobno były lekceważone na korzyść działań bojowych. Armia, to nie biuro księgowe, nie całe księgi zasad, reguł zaangażowania, procedur, wskazówek i nie wiadomo jeszcze czego, tylko żywioł, który ma z całej siły walczyć i zwyciężać, Żołnierzom trzeba tylko wskazać wroga, a oni już będą wiedzieć co dalej robić. Tak właśnie nasza husaria zwyciężała w przeszłości. To odrzucenie fałszywych wyjaśnień koncentrujących się właśnie na sprawach procedur i szkolenia przez ministra Macierewicza i jego zaplecze polityczne w sprawie tzw "katastrofy smoleńskiej" prowadzą nas ku prawdzie niecierpliwie oczekiwanego raportu, a ten będzie podstawą do surowego ukarania prawdziwych sprawców.

    1. Podpułkownik Wareda

      Orka! 1/ (...). "Amerykanie (...) nie widzą OCZYWISTYCH PRZYCZYN - KOREAŃSKIE, CHIŃSKIE I ROSYJSKIE PROWOKACJE (podkreśl. moje), a skupiają się na (...) procedurach bojowych i szkoleniowych, które PODOBNO BYŁY LEKCEWAŻONE (podkreśl. moje) na korzyść działań bojowych". (...). Panie Orka! Pan jest niesamowity w swoich ocenach i opiniach! Czy Pan je wystawia z pozycji profesjonalisty w sprawach wykorzystania współczesnych okrętów bojowych na morzach i oceanach świata? Jeżeli tak, to proszę podać chociażby jeden dowód na to, że wspomniane wyżej kolizje amerykańskich okrętów wojennych, były spowodowane - jak to Pan określił - prowokacjami koreańskimi, chińskimi oraz rosyjskimi? Chociażby jeden dowód na poparcie swoich tez? Panie Orka! Odnoszę nieodparte wrażenie, że Pan na forum D24, próbuje być bardziej święty od papieża! Sami Amerykanie przecież przyznają, że już od dłuższego czasu - mówiąc najogólniej - w ich flocie wojennej dzieje się źle i szwankują: zasady bezpieczeństwa, widoczne braki w wyszkoleniu załóg okrętowych, rutyna i brak odpowiedniej koordynacji działań na morzu, nieprawidłowe działania w sytuacjach ekstremalnych oraz brak przestrzegania zasad dobrej praktyki nawigacyjnej. A Pan, będąc chyba adwokatem Diabła - wyrokuje, że przyczynami kolizji okrętów amerykańskich były prowokacje koreańskie, chińskie i rosyjskie. Więcej - Pan zarzuca Amerykanom, że wyciągają z niepowodzeń fałszywe wnioski. Coś niesamowitego! Dlatego zapytam raz jeszcze: czy Pan ma chociaż elementarne pojęcie o sprawach, na temat których wypowiada się na forum? Z drugiej strony, to bardzo dobrze, że Amerykanie starają się wyciągać wnioski z kolizji, w wyniku których, zginęli ludzie - członkowie załóg okrętów. Podkreślam: to bardzo dobrze, że wreszcie dostrzegli bardzo niepokojące zjawiska w swej flocie wojennej. I naprawdę, nie ma potrzeby, aby Pan z Amerykanami kruszył kopie o to, kto wyciąga właściwe wnioski, a kto tkwi w błędzie? Panie Orka! Nie wiem, co Pan miał na myśli, kiedy pisał o, cyt.: "odrzuceniu fałszywych wyjaśnień koncentrujących się na sprawach procedur i szkolenia" przez ministra Macierewicza i jego zaplecze polityczne w sprawie tzw. "katastrofy smoleńskiej"? A także: kto lub co "prowadzi nas ku prawdzie - niecierpliwie oczekiwanego raportu, który będzie podstawą do surowego ukarania prawdziwych sprawców"? 2/ (...). "Armia, to (...) nie całe księgi zasad, reguł, zaangażowania, procedur wskazówek i nie wiadomo czego jeszcze ... ". (...). Ależ nieprawda! Każda armia, to - obok uzbrojenia, dyscypliny wojskowej i mundurów - także regulaminy, zasady, reguły postępowania, procedury i wskazówki, które Pan próbuje zanegować i wyeliminować. Otóż nic z tego! 3/ (...). "Żołnierzom trzeba TYLKO (podkreśl. moje) wskazać wroga, a oni już będą wiedzieć, co dalej robić". (...). Naprawdę, wystarczy TYLKO wskazać wroga? I na koniec, Panie Orka, przypominam, że obecnie mamy XXI wiek. Dlatego też, proszę uszanować pamięć i tradycje oraz zostawić w spokoju naszą husarię, która była obecna na polach bitew - od początku XVI wieku do połowy XVIII wieku!

  6. jb

    Znana anekdota o rozmowie radiowej amerykańskiego lotniskowca z latarnią morską nabiera zupełnie realnego wymiaru w świetle tego artykułu.

  7. Jacek

    Braki kadrowe, upadek dyscypliny, szwankujące szkolenie, chaotyczne dowodzenie, błędne planowanie, nieefektywne zarządzanie, wadliwe wyposażenie, przestarzałe uzbrojenie - to smutna (nie dla wszystkich) rzeczywistość i to nie tylko US Navy, ale całych sił zbrojnych USA...

    1. CB

      W zasadzie, to takie coś dotknęło siły zbrojne praktycznie całego świata po rozpadzie Układu Warszawskiego. W krajach byłego UW nastąpił totalny chaos, a w krajach NATO totalne rozprężenie. teraz dopiero jedni i drudzy próbują to posprzątać i nadrobić. Chyba jednym krajem którego to nie dotknęło są Chiny, bo lawirowały gdzieś po środku, próbując zająć miejsce osłabionych mocarstw. Zawsze były w kontrze do NATO, ale też dystansowały się lekko od UW, więc najlepiej na tym wyszły.

  8. poznaniak

    Amerykanie swego czasu zrezygnowali nawet z nauki tradycyjnych metod nawigacji opierając się tylko na gps.Co do sprawy wypadków orp. Orzeł ktoś powinien za to siedzieć .

    1. as

      Obecnie urządzenia GPS na statkach muszą być dublowane , nie wiem jak jest na okrętach wojennych , ale zasady znajomości posługiwania się sekstantem i znajomość astro nawigacji nadal powinna należeć do podstawy wiedzy nawigatorów co będzie jak w czasie "W" wyłączą satelite ? Dawniej w MW nie było GPS - ów i pływało się na zasadach " zliczeniowych" lub obserwacyjnych linii brzegowej , sekstantu używało się też np. do pomiaru kontowego wysokości znanych obiektów na lądzie , pamiętacie "Orła" gdy po ucieczce z Tallina powstaje mapa Bałtyku i cieśnin duńskich na podstawie Spisu świateł latarń i wiedzy nawigatorów ? W przypadku amerykanów to jest brak podstawowej wiedzy z zakresu MPZZM -u( Między Narodowe Przepisy Zapobiegania Zderzeniom na Morzu). upraszczając : namiar na obiekt nie zmienia się , a odległość maleje to grozi kolizją . Należy uwzględnić prawo drogi , tj.akwen na którym jednostki się znajdują , kto jest jednostką uprzywilejowaną w tym momencie , kto musi zachować swój kurs i prędkość , a kto musi się uchylić i to wszystko - proste ? Dzisiaj w systemie doskonałych radarów wydaje się , że nie powinno dochodzić do takich sytuacji , ale.......przypominam kolizję na redzie Nowego Yorku gdzie zderzyły się dwa statki pasażerskie Sztokholm i Andrea Dorija , kolizja była we mgle , obydwa statki miały radar i go używały , a jednak...., gdzie ten ostatni zatonął. Na podstawie analizy tej kolizji komisja doszła do wniosku , że gdy by kapitanowie tych statków nie używali radarów to tej kolizji by nie było...brakowało wiedzy co w danym "zobrazowaniu" pokazuje radar. Ogólnie to te kolizje okrętów amerykańskich przenoszących taką broń budzą NIESMAK ! - Jak można , pytam ? jak można powierzyć coś takiego w ręce dyletantów ?..............

    2. patriota

      Tylko w przypadku ORP "Orzeł" chodzi o to, aby stocznia remontowa mogła zarobić jak najwięcej. Interes dobry dla obu stron: przyczyny awarii i stoczni, bo każdy zarabia. Gorzej jest z ORP "Ślązak", gdyż tam nawarstwienie różnych dziwnych opóźnień może skutkować tym, ze ostatecznie 17-letni okręt zatonie podczas prób, albo spłonie podczas uruchamiania głównego napędu (ewentualnie sprawdzania jego maksymalnej mocy, pracy pod obciążeniem). Doskonałe rozwiązanie dla marynarki wojennej, która nie chce jednostki i stoczni, która pozbywa się problemu.

    3. Beas

      Bo problemem staje się już proces szkoleniowy i materiał jaki musi być ogarnięty przez przeciętnego żołnierza. A nie wystarczy raz wyszkolić, umiejętności trzeba ćwiczyć i doskonalić a to już zajmuje tyle czasu, że brak na podstawowe obowiązki.

  9. Karol1987

    Typowe dla zdecydowanego lidera odpuszczenie sobie/utrata czujności i mobilizacji. Dobrze, że doszło do tych niegroźnych wypadków, bo to ich trochę otrzeźwi natomiast supremacji USA w żaden sposób nie zagrozi.

  10. fernando

    Nawigacja kłania się i to głęboko - oczywiście szkolenie nawigatora dla tradycyjnych metod . Wyparcie cyfryzacji na każdym szczeblu jest miażdżąca gdyż sprowadza się do rutyny - ( nawigacja GPS ) ale i błędów ? Tak dzieje się w postaci nawet hakerów - gdzie dobry fachowiec ( haker ) jest w stanie przejąć każde urządzenie elektroniczne oparte na cyfryzacji ? Zaś co do szkoleń zasada prawej ręki obowiązuje nawet na morzu nie tylko na drodze - cóż wypadki wojska amerykańskiego w Polsce pokazuje ich mentalność - to samo tyczy każdej sfery - TO MY USA ?????????