Reklama

Geopolityka

"Rozbić szyicki półksiężyc". Przełomowa wizyta Sadra w Arabii Saudyjskiej [ANALIZA]

Wizyta Muktady as-Sadra w Arabii Saudyjskiej nie odbiła się szerokim echem w światowych mediach. Może ona mieć jednak potężne skutki geopolityczne i to nie tylko dla Iraku i Arabii Saudyjskiej. Ród Sadrów od co najmniej 150 lat dysponuje ogromnymi wpływami w świecie szyickim, głównie w Iraku i Libanie. Niedocenianie jego politycznego znaczenia to błąd, o czym przekonała się m.in. międzynarodowa koalicja, która w 2003 r. obaliła Saddama Husajna.

Po rozmowach Muktady as-Sadra z następcą tronu Muhammadem bin Salmanem wydano jedynie lakoniczne komunikaty. W odniesieniu do poszczególnych globalnych i regionalnych aktorów można wyróżnić jednak następujące aspekty związane z tą wizytą:

1. Dla Saudów celem bezpośrednim jest niedopuszczenie do powrotu do władzy eks-premiera Iraku Nuri al-Malikiego oraz rozwiązanie lub przynajmniej ograniczenie polityczno-militarnej roli szyickich oddziałów w Iraku (Haszed Szaabi), w szczególności pozbawienie proirańskich oddziałów kontroli nad granicą iracko-syryjską, a także zapewnienie nieobecności irańskiego Pasdaranu na terenie Iraku. Sadr też jest tego zwolennikiem, gdyż w ramach swej iracko-nacjonalistycznej agendy domaga się wycofania się z Iraku wszelkich obcych wojsk.

W dłuższej perspektywie Saudowie są również zainteresowani istnieniem arabsko-szyickiej przeciwwagi politycznej dla Iranu i ich wybór padł na Sadrów, ze względu na znaczenie tej rodziny w świecie szyickim. Mogą jednak w najbliższym czasie zapraszać kolejnych szyickich (zwłaszcza irackich) polityków. Jest to bowiem dla nich szansa na dokonanie wyłomu w „szyickim półksiężycu”.

2. Dla Muktady celem wizyty w Arabii Saudyjskiej było uzyskanie wsparcia Saudów dla jego planu koalicji z sunnitami w nadchodzących wyborach, a w dłuższej perspektywie – odbudowa potęgi polityczno-religijnej jego rodu w całym świecie szyickim. Wiązało się z nią pewne ryzyko związane z negatywnym postrzeganiem Arabii Saudyjskiej w świecie szyickim, ale warto pamiętać że większość stronników Sadra ślepo w niego wierzy. Ponadto oficjalne zbliżenie iracko-saudyjskie nie spowodowało większych protestów w Iraku, gdyż nawet większość szyitów chce zrównoważenia nadmiernych wpływów Iranu w tym kraju.

3. W irańskich mediach społecznościowych dominowały oskarżenia Sadra o zdradę i sugestie, że tą wizytą skompromitował się w oczach szyitów w Iraku. Po dwóch dniach zmieniono narrację i zaczęto sugerować, że celem wizyty Sadra były starania Saudów, zmierzające do zakończenia kosztownego dla nich konfliktu w Jemenie. Być może jest to prawda, ale jeśli Saudowie chcą to zrobić, to bezpośrednio przez Sadra, a nie zwracając się za jego pośrednictwem do Iranu.

Dla Iranu układ Sadra z Saudami może oznaczać osłabienie ich wpływów w Iraku i potencjalne rozerwanie „szyickiego półksiężyca” poprzez pozbawienie rywalizacji saudyjsko-irańskiej wymiaru religijnego, a także potencjalne zablokowanie lądowego połączenia z Morzem Śródziemnym.

4. Z rozmów Sadra z Saudami wydają się być zadowolone również USA. Zdaniem byłego ambasadora USA w Iraku i w Turcji Jamesa Jeffreya, wizyta Sadra w Arabii Saudyjskiej przyczyni się do regionalnej stabilizacji poprzez osłabienie Iraku, który, wg Jeffreya, jest głównym zagrożeniem na Bliskim Wschodzie, ze względu na tworzoną przez siebie sieć paralelnych struktur militarnych: Husi, Hezbollach, Haszed Szaabi itp. Porozumienie Sadra z Saudami ma według niego pokazać, że działania wymierzone w Iran nie są wymierzone w szyitów jako takich.

Jeffrey uważa również, że administracja Trumpa „rozumie”, że to Iran jest głównym zagrożeniem, ale wciąż nie ma spójnej polityki dotyczącej tego faktu. Anglojęzyczny dziennik The National wydawany w Zjednoczonych Emiratach Arabskich cytuje też anonimowego urzędnika Departamentu Stanu, który również twierdzi, że USA są zadowolone z tej wizyty. Z punktu widzenia interesów Amerykanów wzmocnienie pozycji Sadra niesie za sobą jednak pewne ryzyko, gdyż Muktada w swej retoryce wciąż jest antyamerykański i sprzeciwia się obecności jakichkolwiek wojsk obcych na terenie Iraku, a więc również, a może w szczególności, amerykańskich. Z drugiej strony, za tą retoryką nie idą żadne czyny, choć teoretycznie mogłyby.

Informacja o zaproszeniu Muktady as-Sadra do odbycia oficjalnej wizyty w Arabii Saudyjskiej pojawiła się w dniu, w którym ta wizyta miała miejsce. Utrzymywanie tego w tajemnicy podyktowane było, oczywiście, względami bezpieczeństwa, a mówiąc bardziej precyzyjnie – obawą zamachu na Sadra ze strony zwolenników eks-premiera Iraku Nuri al-Malikiego. Główny wróg Sadra znajduje się jednak poza Irakiem. Wielu mogłoby się zdziwić, ale jest nim Iran.

By zrozumieć cel i znaczenie wizyty Sadra w Rijadzie trzeba odrzucić dość stereotypową percepcję konfliktu bliskowschodniego jako swego rodzaju szyicko-sunnickiej fitny. Faktem jest, że obok dobrze widocznej wojny z tzw. Państwem Islamskim, toczy się również druga, znacznie mniej widoczna, wojna proxy między Arabią Saudyjską a Iranem. Konflikt z tzw. Państwem Islamskim ma również pewne znamiona wojny sektariańskiej (sunnicko-szyickiej), gdyż tzw. Państwo Islamskie uznaje szyitów za apostatów i politeistów, którzy powinni być karani śmiercią, a jedną z przyczyn powodzenia tej organizacji w 2014 r. była sektariańska polityka eks-premiera Malikiego. Iraccy sunnici przekonali się jednak szybko, że tzw. Państwo Islamskie nie jest ich protektorem, a zmiana premiera osłabiła podziały sektariańskie.

Czytaj też: Trio do poprawki. USA nakłada nowe sankcje [ANALIZA].

Jeżeli chodzi o drugi konflikt, to ma on przede wszystkim wymiar rywalizacji o regionalną dominację między Arabią Saudyjską a Iranem, z którego wtórnie wyniknął konflikt sunnicko-szyicki. Iran zaczął bowiem budować tzw. „szyicki półksiężyc”, oparty z jednej strony na dążeniu do wasalizacji krajów zdominowanych przez szyitów (lub inne muzułmańskie grupy niesunnickie), z drugiej zaś na szyickich strukturach militarnych, paralelnych wobec armii rządowych (na wzór irańskiego Pasdaranu). Arabia Saudyjska poniekąd przyjęła te warunki gry, narzucone przez Iran, i po wstąpieniu na tron króla Salmana praktycznie uznała wszystkich szyitów za swoich wrogów jako potencjalne narzędzie Iranu w asymetrycznej wojnie. Głównymi składnikami „szyickiego półksiężyca” stał się libański Hezbollah, alawicki reżim Assada w Syrii oraz jemeńscy rebelianci zajdyccy z ruchu Ansar Allah (potocznie znani jako Husi). W orbicie wpływów Iranu znalazł się też oczywiście Irak, w którym szyici stanowią ponad połowę ludności. Iran, pozyskując sojuszników, nie ograniczał się jednak do szyitów, czego dowodem są choćby jego jego relacje z Katarem czy Hamasem.

Z drugiej strony, do niedawna próżno byłoby szukać jakiegoś niesunnickiego sojusznika Saudów (nie licząc cichego sojuszu z Izraelem). W marcu 2011 r. armia saudyjska dokonała interwencji militarnej w Bahrajnie, pacyfikując tamtejszą „arabską wiosnę” większości szyickiej przeciw sunnickiej monarchii. W 2012 r. Saudowie spacyfikowali „arabską wiosnę” w zdominowanej przez szyitów Prowincji Wschodniej, aresztując lidera saudyjskich szyitów Nimra al-Nimra. Jego egzekucja (a także 46 innych uczestników protestów) doprowadziła do radykalizacji nastrojów antysaudyjskich wśród szyitów i m.in. ataków na ambasady Arabii Saudyjskiej w Teheranie i Bagdadzie. Arabia Saudyjska zerwała potem stosunki z Iranem. W przypadku Iraku tego nie zrobiła, gdyż raptem kilka dni wcześniej dopiero co otworzyła ambasadę w Bagdadzie po niemal ćwierćwieczu przerwy. Wcześniej, tj. w marcu 2015 r., Saudowie zaczęli wojnę w Jemenie przeciw Husim. Natomiast we wrześniu 2015 r. doszło do stratowania prawie 2,5 tys. pielgrzymów w trakcie hadży w Mekce, przy czym prawie 500 z nich pochodziło z Iranu. Po tym zdarzeniu Iran wezwał szyitów do nie uczestniczenia w następnych hadżach i w 2016 r. starał się stworzyć alternatywę w postaci pielgrzymki arbainowej do Karbali.

Po ścięciu Nimra wśród ostro krytykujących Saudów znaleźli się również wszyscy polityczni i religijni liderzy szyiccy w Iraku, z Muktadą as-Sadrem włącznie. Jednak otwarcie ambasady oznaczało pierwszy krok ku zmianie podejścia Saudów nie tylko do Iraku, ale w ogóle do natury ich konfliktu z Iranem. W 2016 r. stało się jasne, że Irak przetrwa jako państwo (z Kurdystanem lub bez, co nie ma jednak tu większego znaczenia). To, co wciąż nie było jasne to kwestia, czy Irak będzie częścią szyickiego półksiężyca jako państwo zwasalizowane przez Iran. Saudowie wciąż jednak bardzo powoli dojrzewali do tego, by dokonać totalnej rewizji swego stosunku do szyitów i rozpocząć również wśród nich poszukiwania sojuszników przeciw Iranowi.

Przyśpieszenie w saudyjsko-irackiej odwilży nastąpiło po niespodziewanej wizycie szefa saudyjskiej dyplomacji w lutym br. W czerwcu br. do Rijadu poleciał premier Abadi. Była to wizyta podwójnie przełomowa, z jednej strony ze względu na to, iż była ona pierwszą wizytą międzypaństwową na takim szczeblu w relacjach iracko-saudyjskich od lat 80., z drugiej strony była to też pierwsza wizyta szyickiego przywódcy w Arabii Saudyjskiej od czasu wybuchu saudyjsko-irańskiej wojny proxy. Wkrótce potem otwarto dwa przejścia graniczne między Irakiem a Arabią Saudyjską. Saudowie, a razem z nimi inne sunnickie państwa regionu, nie wykazały też entuzjazmu wobec kurdyjskiego planu referendum. Wszystko to związane jest z założeniem, iż póki do władzy nie wróci Nuri al-Maliki, to Irak będzie bronił się przed nadmiernymi wpływami Iranu i wtłaczaniem go w strukturę „szyickiego półksiężyca”. Dlatego Saudowie postanowili nie osłabiać rządu Abadiego.

Z punktu widzenia Iraku taki układ też jest korzystny, gdyż z jednej strony daje szansę na to, że sunnickie plemiona (głównie z Anbaru) nie podniosą nowej rewolty z saudyjskiej inspiracji, z drugiej zaś sam Abadi wcale nie chce, by zastąpił go Maliki i - podobnie jak większość irackich szyitów, w tym elity duchowne - nie ma zamiaru podporządkowywać Iraku Iranowi. Nie oznacza to jednak, że Irak pod przywództwem Abadiego chciałby wejść z Saudami w antyirański sojusz. W obecnym położeniu  przychylna neutralność ze strony Bagdadu to jednak już dużo. Niemniej Saudom nie mogła się spodobać niedawna decyzja władz Iraku o utrzymaniu szyickich oddziałów Haszed Szaabi jako paralelnej struktury militarnej, gdyż część z nich to bastion wpływów irańskich w Iraku i wchodzą one do „szyickiego półksiężyca” jako podmiot niepaństwowy, podobny do libańskiego Hezbollahu. Warto dodać, że przeciwko takiemu rozwiązaniu jest też większość Irakijczyków, w tym większość szyitów z Muqtadą as-Sadrem włącznie.

Czytaj też: Mosul wyzwolony i co dalej? Scenariusze dla Iraku [PROGNOZA].

Równocześnie ze zwrotem w stosunku do Iraku Saudowie zrewidowali też swoją politykę w Syrii. Priorytetem dla nich (a poniekąd również dla Izraela i USA) jest zablokowanie lądowego połączenia między Iranem a Morzem Śródziemnym. Dlatego też doszło do zbliżenia między wspieranymi przez USA Kurdami (o dość lewicowej i niezbyt religijnej proweniencji) a Saudami i ich syryjskimi sojusznikami. Celem było opanowanie przez SDF prowincji Dajr az-Zaur i zablokowanie granicy z Irakiem poprzez połączenie ziem kontrolowanych przez SDF z ziemiami kontrolowanymi na południu Syrii przez projordańskich rebeliantów. Ten plan jednak stanął pod znakiem zapytania, gdy siły Assada doszły do granicy z Irakiem, a szyickie oddziały Haszed Szaabi – do granicy z Syrią. Tym bardziej podkreśliło to konieczność szukania sojuszników w Iraku.

W tym kontekście wyciągnięcie ręki przez Saudów do Muktady as-Sadra było krokiem całkowicie logicznym. W Polsce Sadr kojarzy się przede wszystkim z jego fanatycznymi żołnierzami Armii Mahdiego, z którymi w dniach 3-6 kwietnia 2004 r. polscy żołnierze Wielonarodowej Dywizji Centrum-Południe starli się w obronie ratusza w Karbali. Ale to właśnie Sadr jest obecnie główną przeszkodą dla wzrostu wpływów Iranu oraz powrotu Malikiego do władzy. I to on niedawno ogłosił chęć budowy bloku wyborczego do przyszłorocznych wyborów parlamentarnych, który miałby składać się zarówno z szyitów jak i sunnitów, a także zwolenników państwa sekularnego.

Sadr od dawna stara się wyciągać rękę do wszystkich etnicznych i religijnych komponentów irackiego społeczeństwa, odrzucając sektarianizm i promując iracki nacjonalizm. Oparty jest on przy tym nie na arabskim kryterium etnicznym, ale na kryterium narodu państwowego, co w zasadzie jest dość nowoczesnym podejściem do państwa w tym regionie, a z Muktady czyniłoby "czempiona" irackiej demokracji. Specjalnie używam tu jednak trybu przypuszczającego, gdyż doświadczenia z tym szyickim duchownym z pierwszych lat po upadku Saddama Husajna sugerowałyby zupełnie co innego. Ponadto nie jest też tajemnicą, że elity polityczne, religijne a także iracka inteligencja z pogardą odnoszą się do Muktady as-Sadra. Nie zajmuje on tez żadnego stanowiska politycznego, ani nie jest usytuowany wysoko w szyickiej hierarchii duchownej w Iraku. Wciąż jednak porywa tłumy niższych warstw szyickich, a jego zwolennicy przeważnie są mu bezwzględnie oddani. Widać to było gdy Muktada stanął na czele wielkich protestów antykorupcyjnych.

Saudyjskie zbliżenie do Sadra nie ma jednak wymiaru wyłącznie irackiego. As-Sadr to bowiem wielka rodzina o ogromnych wpływach w całym świecie szyickim, w szczególności, obok Iraku, w Libanie. Historia wpływów tej rodziny w świecie szyickim sięga XIX w., natomiast w XX w. kluczową rolę w świecie szyickim odegrało trzech jej członków: Musa as-Sadr, Muhammad Bakir as-Sadr i Muhammad Sadik as-Sadr (ojciec Muktady). Ich portrety łatwo można zobaczyć i w Libanie i w Iraku. Muhammad Bakir, zamordowany przez Saddama w 1980 r., był faktycznym inspiratorem pierwszego szyickiego ruchu polityczno-religijnego w Iraku, tj. założonej w 1958 r. partii Dawa (na której czele obecnie stoi Maliki), a także jednym z wczesnych propagatorów idei welajate-faqih, która następnie została wdrożona w Iranie przez Ruhollaha Chomeiniego po rewolucji w 1979 r. Warto nadmienić, że obecne elity szyickie w Iraku (hawza), a także sam Muktada, odrzucają system welajate-faqih, który ma jednak swoich zwolenników wśród szyickich milicji proirańskich.

Czytaj też: Polska broń dla Iraku? Ambasador Gulal: "Trwają rozmowy" [WYWIAD].

Musa as-Sadr założył natomiast pierwszy ruch polityczny szyitów w Libanie tj. Amal, a także odegrał kluczową rolę w uznaniu przez świat szyicki syryjskich alawitów (do których należy rodzina Assadów) jako muzułmanów i szyitów, tworząc w ten sposób trwającą do dziś oś Bejrut-Damaszek-Teheran, czyli fundament „szyickiego półksiężyca”. W 1978 r. zniknął w czasie oficjalnej wizyty u Kadafiego, prawdopodobnie zamordowany przez gospodarza (niemniej ruch Amal do dziś uznaje go za zaginionego a nie zmarłego), a w 1985 r. Iran wbił Amalowi "nóż w plecy" organizując rozłamowy ruch, czyli Hezbollah. Amal cały czas jednak istnieje i choć obecnie znajduje się w sojuszu z Hezbollahem, to nie jest to więź nierozerwalna. W kwietniu br. ambasada Arabii Saudyjskiej w Bejrucie zorganizowała ceremonię na cześć Musy as-Sadra, w której uczestniczyła m.in. jego siostra Rabab al-Sadr oraz deputowany Amalu Ajub Homajed, reprezentujący przewodniczącego parlamentu libańskiego Nabiha Berri (jednocześnie lidera Amalu), na co Hezbollah zareagował nerwowo. Warto dodać, że jeszcze we wrześniu ub.r. saudyjskie media donosiły, że Muktada as-Sadr razem z Amalem prowadził w Libanie rozmowy z Hezbollahem i Husimi w sprawie wspólnych działań. Jednoczesny zwrot Saudów w stosunku do obu (libańskiej i irackiej) gałęzi rodu Sadrów nie jest raczej przypadkiem.

Muhammad Sadik as-Sadr zaczął odgrywać ważną rolę w irackim świecie szyickim w 1992 r., po krwawym stłumieniu powstań szyickich w okresie pierwszej wojny w Zatoce Perskiej. Paradoksalnie pomógł mu w tym Saddam Husajn, który uznał Sadra za najmniej groźną osobę w szyickiej hierarchii duchownej i chciał nim równoważyć rolę Alego al-Sistaniego, a także rodziny al-Hakim, kierującej w Iranie Najwyższą Radą Rewolucji Islamskiej w Iraku i związaną z nią milicją Badr. I rzeczywiście, Muhammad Sadik arabizował iracki szyizm, odcinając się od Iranu, jednocześnie jednak mobilizował politycznie i religijnie masy szyickiej biedoty. Iracka emigracja w Iranie traktowała go jako agenta reżimu, a elity szyickie w Iraku podchodziły z dystansem. W 1999 r. Saddam zorganizował udany zamach na Muhammada Sadika i jego dwóch synów. Przy życiu pozostał jedynie Muktada, jako spadkobierca dziedzictwa całego rodu.

Przed inwazją w 2003 r. koalicja pod przywództwem USA oraz opozycja nie brały go jednak poważnie, co okazało się być katastrofalnym błędem. W 2003 r. 29-letni Sadr, pod wpływem Iranu, wezwał do wojny z siłami okupacyjnymi, przede wszystkim z USA, stając się (obok Al Kaidy) jednym z dwóch głównych problemów międzynarodowej koalicji i nowych władz Iraku. W 2007 r. wyjechał do Iranu, gdzie przebywał do 2011 r. Ale już w 2014 r. znajdował się w konflikcie z realizującym proirańską i sektariańską politykę Nurim al-Malikim i starał się budować porozumienie z sunnitami i Kurdami. Warto dodać, że w międzyczasie (lipiec 2006) Iran zaczął działań na niekorzyść Muktady, czyli doprowadził do rozłamu w Armii Mahdiego, tworząc proirańską Asaib Ahl al-Haq, obecnie część Haszed Szaabi. Muqtada ma wciąż jednak liczącą kilkadziesiąt tysięcy żołnierzy milicję Saraja al-Salam.

Witold Repetowicz

Reklama

Wideo: Rok dronów, po co Apache, Ukraina i Syria - Defence24Week 104

Komentarze (8)

  1. jang

    analiza bardzo merytoryczna, jakkolwiek we wszelkich opartych o religie wojnach, logiki trudno sie dopatrzeć...Wystarczy przypomnieć zawziętą wrogość pomiędzy chrześcijanami-katolikami a chrześcijanami-prawosławnymi ale tylko tymi "niewłaściwymi". Wystarczyło dać im broń i był Wołyń... Wieczny bałagan na obszarze bogatym w gaz i ropę to frajda dla właścicieli koncernów energetycznych i zbrojeniowych z USA i Rosji...I to by było tyle moich uwag o których Autorowi nie wypadało napisać

    1. Marcin

      Wołyń miał podłoże narodowościowe, ukraińcy patologicznie nienawidzą Polaków od wieków a sprawy wyznaniowe są trzeciorzędne, tym bardziej że przecież wielu oprawców to byli grekokatolicy.

  2. Narodowiec

    pobożne życzenia, że Sadr wykona rozbijacką robotę w Iraku i Libanie na rzecz Arabii Saudyjskiej (i USA), taka prognoza to czysta fantastyka:) wizyta Sadra ma prozaiczny charakter - Iran sonduje stanowisko Saudów

  3. Zbrojnik

    To spotkanie i ogólnie gotowość reżimu Saudów do rozmów z Szyitami świadczy o ich porażce . Nie udało się zniszczyć Iraku i Syrii , Iran ma nowych sojuszników ( Rosja i Chiny ) i jest coraz silniejszy , w Jemenie też się nie udaje , dotychczasowy duży sojusznik ( Turcja i Katar ) dogadał się z ich wrogiem ( Rosja i Iran ) . Cierpliwość UE wobec ich zbrodni w Jemenie też się powoli kończy . Natomiast zgoda Muktady as-Sadra na jego udział w nim świadczy o tym że jest on prawdziwym Muzułmaninem ( w przeciwieństwie do heretyków wahabitów Saudów ) . Koran bowiem mówi że :" Odnoście się wrogo do tych , którzy wrogo się do was odnoszą .... zwalczajcie ich dopóki oni was zwalczają .... , zabijajcie ich dopóki oni was zabijają ... Lecz gdy oni zaprzestaną ...... zaprawdę Bóg jest przebaczający , litościwy ! " Chodzi tu o to że gdy wróg wyciąga ręke do zgody to należy mu ją podać . I tak czyni Muktada as Sadr . Haszed Szaabi ( oraz IVF , PMU ) pozostanie Irackim Hezbollahem pod mniejszą lub większą kontrolą Rządu w Bagdadzie . Podobnie jak jego odpowiednik w Libanie władzy raczej nie zdobędzie ale będzie znaczącą siłą w rządzie zmuszony do koalicji z innymi grupami . Irakijczycy - zwłaszcza Chrześcijanie , Kurdowie i Jazydzi zbyt wiele im zawdzięczają . Ale to właśnie pozycja Haszed Szaabi może paradoksalne przyczynić się do budowy nowego , lepszego Iraku opartego na wzajemnym szacunku i tolerancji między wszystkimi grupami etnicznymi i religijnymi w Iraku . Tak jak Helzbollah w Libanie

  4. czytelnik

    Dużo myślenia życzeniowego a mało treści już to widzę jak Sadr wchodzi w sojusz z Izraelem i USA sojusznikami Arabii Saudyjskiej i wrogami Iranu

  5. normalny

    Blok sadrystowski ma tylko lub aż 32 deputowanych na 320 w parlamencie irackim, może być języczkiem u wargi w pro-irańskiej szyickiej koalicji ale sam nie znaczy nic. Szansa na to by był sam w stanie rządzić w koalicji z Kurdami i sunnitami jest niewielka. Sadr oficjalnie jest też tylko duchowym przywódcą sadrystów i nie wiadomo czy wszyscy z tego bloku popierają zbliżenie z Saudami, wydaje się że w potencjalnych wyborach nie spotka się to ze zrozumieniem wśród wielu szyitów. Wielu dawnych sadrystów odpłynęło już od tego ruchu, chociażby po tym gdy Sadr odciął się od szyickich "milicji ludowych" walczących przeciw ISIS. No cóż ja uważam, że to co robi Sadr nie spotka się ze zrozumieniem mas i że to ruch prowadzący na polityczne manowce. Warto też pamiętać jak panowie z dynastii na S gnębią szyitów w swoim własnym kraju. Czy to jak traktują szyickich Huti, głodząc miliony ludzi.

    1. Cor

      Nie tylko ty tak uważasz,wg mnie bez wyciągnięcia tych sił sunnickich które były prześladowane w czasach Malikiego zwłaszcza z Anbaru i zbudowanie sojuszu z kurdyjską partią Goran nie ma szans na wygranie lub choćby próbę osłabienia partii Dawa czy też Najwyższej Rady Islamskiej.Co do Saudów to nie wierzę w ich intencję w końcu prześladują szyitów i traktują ich gorzej niż Bractwo Muzułmańskie.Zresztą zobaczymy co będzie dalej,obyśmy my to wykorzystali na naszą korzyść.

  6. DSA

    mimo iż od tej wizyty w Jeddah upłynął tydzień mało jest szczegółów dotyczących tego co strony ustaliły. Pozostają więc spekulacje. Nie zgodzę się z tezą że negocjowano z Sadrem kwestie Jemenu. Tzn takie negocjacje byłyby możliwe gdyby uznać że Sadr reprezentował tam Iran (negocjacje proxy). Ale nie o to chyba chodziło autorowi. Arabia Saudyjska już wcześniej podjęła kroki które poprawiały relacje z Irakiem - wysłano w końcu ambasadora (nie było go od roku 2015), niedawno otworzono przejście graniczne z Irakiem.

  7. ewew

    Ciekawe, szkoda, że podobnie wyważone artykuły nie są dostępne w głównych portalach.

  8. rw

    Chyba wkradł się mały błąd- w "4. Z rozmów Sadra z Saudami wydają się być zadowolone również USA. Zdaniem byłego ambasadora USA w Iraku i w Turcji Jamesa Jeffreya, wizyta Sadra w Arabii Saudyjskiej przyczyni się do regionalnej stabilizacji poprzez osłabienie Iraku, który, wg Jeffreya, jest głównym zagrożeniem na Bliskim Wschodzie, ze względu na tworzoną przez siebie sieć paralelnych struktur militarnych: Husi, Hezbollach, Haszed Szaabi itp." powinno być "Iranu" nie "Iraku".

Reklama