Reklama

Siły zbrojne

Punkty zwrotne w wojnie z IS: Odcięcie drogi do Mosulu, układ między Kurdami a Asadem [ANALIZA]

  • Mapa: Defence24.pl
    Mapa: Defence24.pl

Turecka próba ataku na Manbidż skończyła się tym czego się można było spodziewać, ograniczonym układem między SDF a Rosją i Assadem. Póki co, nie oznacza to jednak zerwania sojuszu z USA. Tymczasem w Iraku Państwo Islamskie szykuje się już do działań partyzanckich, do czego jednak siły rządowe nie zamierzają dopuścić - pisze dla Defence24.pl Witold Repetowicz.

W ostatnich dniach doszło do kilku wydarzeń, które można uznać za punkty zwrotne w wojnie z Państwem Islamskim w Iraku oraz w wojnie domowej w Syrii. Nie chodzi jednak o nową turę syryjskich rozmów „pokojowych” w Genewie, gdyż te pozbawione są jakiegokolwiek znaczenia. Niemal zupełnie niezauważona pozostała również niespodziewana wizyta w Bagdadzie szefa saudyjskiej dyplomacji Adela al-Dżubairiego, która miała miejsce 25 lutego.

To pierwsza oficjalna wizyta przedstawiciela Arabii Saudyjskiej w Iraku od 27 lat. Co prawda, w grudniu 2015 r. doszło do pewnej intensyfikacji kontaktów saudyjsko-irackich, gdyż otwarto ambasadę saudyjską w Bagdadzie (zamkniętą po inwazji Iraku na Kuwejt w 1990 r.), jednak już w sierpniu 2016 r. saudyjski ambasador został z Iraku wydalony. Powodem były jego insynuacje pod adresem oddziałów szyickich Hashed Sha'abi, dotyczące rzekomych czystek etnicznych, a także wpływu Iranu na politykę wewnętrzną Iraku.

Sam al-Dżubairi również oskarżał Hashed Sha'abi, które obecnie jest częścią irackich sił zbrojnych, o dokonywanie zbrodni na ludności sunnickiej. Z drugiej strony iraccy szyici, w tym wielu polityków, oskarżało Arabię Saudyjską o wspieranie Państwa Islamskiego. Należy pamiętać przy tym, iż od 2015 r. jedną z głównych osi konfliktu na Bliskim Wschodzie jest „zastępcza” wojna irańsko-saudyjska, a według rozpowszechnionych stereotypów, Irak rządzony jest przez szyickich wasali Iranu.

Wizyta al-Dżubairiego jest jednak wynikiem zmiany tej percepcji. Jeszcze kilka miesięcy temu powszechna była opinia, że walki o Mosul i inne tereny wciąż okupowane przez Państwo Islamskie mogą nie skończyć się w 2017 r., a Irak będzie „państwem upadłym”, wstrząsanym starciami między sunnitami a szyitami. Dziś wiadomo, że nie dojdzie do secesji żadnego „sunnilandu”, a pokonanie Państwa Islamskiego w Iraku to kwestia kilku miesięcy. Ofensywa w zachodnim Mosulu przebiega bardzo sprawnie, a alarmistyczne głosy, jakoby irackie siły specjalne ISOF, uległy zdziesiątkowaniu, nie potwierdziły się. Również problemy sektariańskie (przemocy szyicko-sunnickiej) okazały się być wysoce przesadzone.

Irak wojsko
Fot. Tommy Avilucea, U.S. Air Force/Wikimedia Commons, Domena Publiczna

Natomiast mimo antyirańskiego nastawienia administracji nowego prezydenta USA Donalda Trumpa, nie znalazło to przełożenia na relacje amerykańsko-irackie. Iracki premier al-Abadi już krótko po zaprzysiężeniu Trumpa został przez niego zapewniony, że amerykańskie wsparcie dla irackiej walki z Państwem Islamskim nie zostanie zmniejszone. Niedawno pojawiły się też informacje, że Irak nie znajdzie się na nowej liście krajów, których obywatele mają czasowy zakaz wjazdu do USA. Ma być to dowód uznania USA dla Iraku jako państwa kluczowego w walce z Państwem Islamskim.

Administracja Trumpa zaczęła intensywną odbudowę więzów ze swoimi tradycyjnymi sojusznikami na Bliskim Wschodzie i, pomijając Turcję, działania te przynoszą skutki. Można więc wysunąć wniosek, że wizyta al_Dżubajriego była inspirowana amerykańskimi wysiłkami. USA nie są zainteresowane destabilizacją Iraku, gdyż to pogłębia jego zależność od Iranu. Saudowie natomiast mają świadomość porażki swej dotychczasowej polityki wobec Iraku, słabości w konfrontacji z Iranem i konieczności skracania listy wrogów.

Arabia Saudyjska postanowiła więc przestawić swą optykę relacji z Irakiem na opartą już na sytuacji powojennej (po pokonaniu Państwa Islamskiego). Z kolei Irak, równoważąc swoje stosunki zagraniczne, chce wzmacniać własną suwerenność decyzyjną. Wszystko to jest oznaką powolnej stabilizacji Iraku, rychłego końca Państwa Islamskiego w tym kraju oraz poddaje pod wątpliwość czarne wizje nowej, sunnickiej kampanii terrorystycznej. Arabia Saudyjska, częściowo pod naciskiem USA, a częściowo z uwagi na własne interesy, najwyraźniej przestała być zainteresowana wspieraniem takiej aktywności.

Nie można zatem wykluczyć, że istnieje związek między wizytą al-Dżubairiego w Bagdadzie a wezwaniem lidera Państwa Islamskiego al-Baghdadiego, które (wg źródeł irackich) miał on skierować do swoich sił w Mosulu kilka dni później, do wycofania się z Mosulu i przejścia do walki partyzanckiej. Nic nie wskazuje przy tym na to by siły irackie miały zamiar pozwolić terrorystom wyjść z zachodniego Mosulu.

W ciągu pierwszych dwóch tygodni tej ofensywy Irakijczycy odbili lotnisko, bazę wojskową Ghazlani, południowe przedmieścia i przejęli kontrolę nad najdalej na południe wysuniętym mostem. Ponadto okrążając Mosul od strony zachodniej, przecięli drogę łączącą Mosul z Tel Afar i doszli do odcinka Tygrysu płynącego na północ od miasta.

Tu zapewne wkrótce zbudowana zostanie przeprawa, co pozwoli na atak na zachodni Mosul również od północy. Mimo tych postępów wypieranie Państwa Islamskiego może jeszcze długo potrwać, nawet 2-3 miesiące. Kolejnych parę miesięcy może zająć wyzwolenie pozostałych terenów opanowanych w Iraku przez Państwo Islamskie, choć być może kooperacja z Saudami to przyśpieszy. Chodzi bowiem m.in. o północno-wschodnią część prowincji Anbar, której peryferyjność powoduje, że jej wyzwolenie nie jest priorytetem Bagdadu.

Z drugiej jednak strony na podjęciu przez Irak działań w tym rejonie zależy USA. 20 lutego do Bagdadu przyleciał Sekretarz Obrony James Mattis i spotkał się z premierem al-Abadim. 4 dni później lotnictwo irackie po raz pierwszy zbombardowało cele na terenie Syrii tj. w rejonie przygranicznego miasta al-Bukamal. To siostrzane miasto wobec irackiego, ponad 150-tysięcznego al-Qaim, do którego kilka dni wcześniej miało się ewakuować kierownictwo Państwa Islamskiego, z coraz bardziej zagrożonej Rakki.

USA najwyraźniej nie zamierzają dopuścić by Państwo Islamskie mogło się czuć tu bezpiecznie ale potrzebują do tego kooperacji saudyjsko-irackiej. Z punktu widzenia Państwa Islamskiego wybór tego miejsca na nową „stolicę” był natomiast idealny. Zarówno armia syryjska jak i SDF są daleko od tego miejsca, które jest stosunkowo mocno zurbanizowane, a irackim priorytetem jest teraz Niniwa (Mosul i Tel Afar) a następnie Hawidża, a nie te peryferie Anbaru.

Ewakuacja z Rakki była natomiast rezultatem postępów operacji Gniew Eufratu prowadzonej przez Syryjskie Siły Demokratyczne, przy wsparciu USA. Rozpoczęta na początku lutego br. trzecia faza operacji doprowadziła już do izolacji Rakki. Stało się to dzięki dojściu przez SDF do Efratu na wschód od tego miasta i zbombardowania przez siły koalicyjne mostu łączącego Rakkę z drogą biegnącą po południowej stronie rzeki. Siły SDF podeszły też na odległość zaledwie 5 km od tego miasta, jednak zanim przystąpią do ataku, muszą opanować tamę w Tabqah. Ta największa w Syrii tama może bowiem posłużyć terrorystom jako broń masowego rażenia jeśli wcześniej stracą kontrolę nad Rakką. Wtedy nic ich nie będzie powstrzymywało przed próbą zalania miasta. Jednak zakończenie przez Turcję operacji w Al Bab rozpoczęło serię zdarzeń, które mogą całkowicie wstrzymać ofensywę na Rakkę.

23 lutego Państwo Islamskie postanowiło wycofać resztkę swoich sił z Al Bab, Qabasin i Bza'a, które Turcy zdobywali od początku listopada. Stało się to 2 dni po zablokowaniu Rakki przez SDF od wschodu. Terroryści wycofali się do znajdującego się dalej na południe miasta Dair Hafir, a sytuację wykorzystała również armia syryjska, która zajęła okoliczne miasto Tedef i doszła do pozycji SDF rejonu Manbidż (Manbij Military Council – MMC). W ten sposób ewentualny dalszy marsz na południe został zablokowany Turkom, których prezydent Erdogan wciąż deklaruje, że zdobędzie Rakkę.

Gwałtowne starcia jakie wybuchły między armią syryjską a protureckimi dżihadystami w rejonie Tedef szybko zostały spacyfikowane przez Rosję, która zawarła z Turcją układ wyznaczający linie demarkacyjną. W tej sytuacji Turcy postanowili skierować się na wschód i uderzyć na wyzwolone przez SDF w sierpniu ub. r. Manbidż. Raptem kilka dni wcześniej, goszczący w Kobane szef CENTCOM gen. Votel, zapewnił że USA nie dopuszczą do tureckiego ataku na Manbidż. Już w listopadzie Amerykanie rozlokowali też swoich specjalsów na rzece Sadżur wyznaczającej północną granicę rejonu Manbidż i oddzielającą ją od terenów okupowanych przez Turcję. 1 marca Turcy uderzyli jednak od strony zachodniej usiłując zdobyć miasteczko Arima, a także zaczęli bombardowania Manbidż i wznowili naloty na Tell Rifaat.

Zdobyli jednak tylko kilka wiosek, gdy dalsze działania znów zablokowała Rosja, doprowadzając do układu między MMC a siłami rządowymi. Prawdopodobnie w porozumieniu z USA. Zgodnie z tym układem została stworzona strefa buforowa we zachodniej części rejonu Manbidż, która ma być kontrolowana przez armię syryjską. Gwarancje bezpieczeństwa z powietrza mają zapewnić Rosjanie, którzy już parę razy zbombardowali w Syrii pozycje tureckie. Wątpliwe jest zatem by Turcy ryzykowali kontynuowanie ataku. Z drugiej jednak strony z całą pewnością Assad będzie usiłował wykorzystać tę sytuację do przejęcia kontroli nad całym rejonem Manbidż, a Rosjanie do podważenia wiarygodności USA jako sojusznika Kurdów.

To, że atak turecki doprowadzi do takiego układu było oczywiste. Amerykanie starali się przy tym przekonać Turków do rezygnacji z takiego ruchu, lecz - jak widać - bezskutecznie. Uderzenie w stronę Manbidż ma też związek z kampanią przed tureckim referendum konstytucyjnym, które odbędzie się za 1,5 miesiąca. USA doskonale sobie jednak zdają sprawę, że jeśli Turcy kontynuowaliby ofensywę na Manbidż to SDF przerzuci swoje siły spod Rakki by odeprzeć atak. Z drugiej strony słabą stroną SDF jest obrona przeciwlotnicza, której nie potrzebują w walce z Państwem Islamskim. Turcja zaś pokazała pod Al Bab że nie liczy się ze stratami w ludności cywilnej. W tym kontekście układ jaki został zawarty stanowił alternatywę dla nalotów USA na pozycje tureckie w Syrii. A to wywołałoby ogromny kryzys w NATO. Układ ten, przynajmniej póki co, pozwoli na kontynuowanie przez SDF ofensywy na Rakkę. Redur Xelil, lider kurdyjskich oddziałów YPG potwierdził 2 marca, że póki co Kurdowie nie planują przerzucania sił spod Rakki do Manbidż bo nie otrzymali takiej prośby od MMC.

Witold Repetowicz

Reklama

Wideo: Rok dronów, po co Apache, Ukraina i Syria - Defence24Week 104

Komentarze (12)

  1. yotempe

    Raczej relacja niż analiza i to "tradycyjnie" skoncentrowana na "niedobrej Turcji", "dobrych Kurdach syryjskich" (może by tak raz opisać relacje Kurdowie z Syrii vs. Kurdowie z Iraku nie pomijając różnic politycznych) i dzielnej Ameryce wspierającej demokrację;). Jakoś Rosja i Assad wyszli "blado" ;). Ale zawsze coś...

    1. RoKas

      A co dobrego widzisz w dzisiejszej Turcji?

  2. RoKas

    Jak zwykle świetny artykuł. Dziękuję. P.S. "Nazywam się Kurdystan" - przeczytane :-)

  3. per

    I tylko żal pompowanych przez lata miliardów dolarów w tureckie siły zbrojne. Co Turcja jeszcze robi w NATO? Udawanie ,że jest jak kiedyś to tylko zaklinanie rzeczywistości.

  4. Marek1

    Panie Witoldzie, czy jest jeszcze jakaś realna szansa w obecnej sytuacji na połączenie/przebicie się SDF do kantonu Afrin ?

  5. yaro

    A dlaczego nic nie jest napisane o zdobyciu Palmiry? Czy to jest nic nie znaczący sukces?

    1. Davien

      Może dla Rosji po tym jak zwiała stamtad przed ISIS porzucając sojuszników. Ciekawe kiedy teraz też to nastapi??

  6. Robert

    Świetna analiza Panie Witoldzie! Jedno pytanie odnośnie zapory w Tabqa: czy na prawdę uważa Pan, że IS byłoby gotowe do jej wysadzenia? Bukmal (do którego podobno wierchuszka terrorystyczna się ewakuowała) też leży nad Eufratem więc czy nie byłby to strzał w stopę z ich strony? Pozdrawiam!

    1. Are

      ISIS, jak komuniści po 1917 w Rosji, są nieobliczalni. Kto przy zdrowych zmysłach na zachodzie uwierzyłby w to, że komuniści są gotowi zagłodzić kilka milionów ludzi, byleby tylko zyskać za zboże broń i technologie? Straty, nieważne jak wielkie, są mniej istotne od sprawy. Jak trzeba, to i 90% ludności zginie, byleby wygrała sprawa.

  7. antares

    W zasadzie nic dodać nic ująć. Świetna robota.B.dobra analiza i wnioski bez zarzutu. Gratulacje, krótko i zwięźle.

  8. Marek1

    Panie Witoldzie, prosimy do kolejnych analiz dołączać mapki. Bardzo to ułatwia zorientowanie się w tym syryjsko-irackim bałaganie.

    1. Smuteczek

      Bardzo trafne spostrzezenie. dołączam sie do powyzszej prozby. Jak zawsze bardzo ciekawy artykuł

  9. chorąży

    Gratuluję analizy, reasumując: Działania Rosji Zmiana Prezydenta w USA Cena ropy, jaka uderzyła w AS + obciążenie Jemenem Powoli stabilizuje sytuacje na terenie Syrii i Iraku. Kolejne miejsce, jakie czeka na stabilizację = Libia ...

    1. Realista

      Tak oczywiście. Obniżenie cen ropy to "działanie Rosji" żeby osłabić AS. Bardzo zabawne, doprawdy.

  10. Opiekacz

    Rewelacyjny raport Panie Witoldzie! Jak zawsze :-)

  11. wt

    Rosja kreuje politykę zagraniczną w regionie-to efekt dotychczasowej polityki Busha, Obamy. Rosja kontroluje Asada, ma bardzo dobre stosunki z Kurdami, Turcją, Iranem, Irakiem, Egiptem, Libanem poprawne z Jordanią i częścią syryjskiej opozycji. Nowym człowiekiem Rosji w Libii jest feldmarszałek Khalifa Haftar który kilka razy był już w Moskwie. A to wszystko kosztem 29 żołnierzy zabitych i zmarłych z wszystkich przyczyn. Pozazdrościć.

  12. Dan

    Jak zwykle bardzo celne opracowanie Pana Witolda.

Reklama