Geopolityka
Ekspert: Rosyjska polityka wobec NATO "obliczona na lata". Zachód nie może tracić czujności
Jeżeli ktoś uważa, że Rosjanie na pewno zaatakują terytorium Sojuszu (najczęściej mówi się o państwach bałtyckich), ale tylko czekają na odpowiednią okazję, to jednostki NATO które znajdą się na wysuniętych pozycjach muszą wydawać się niewystarczające do odparcia rosyjskiego ataku. Jeżeli jednak ktoś uważa, tak jak ja, że Rosjanie prowadzą pewnego rodzaju grę (…) to wtedy decyzje Sojuszu idą w dobrą stronę. - mówi w rozmowie z Defence24 Łukasz Kulesa, dyrektor ds. badań w think-tanku European Leadership Network.
Andrzej Turkowski: Od szczytu NATO w Warszawie dzieli nas kilka tygodni. Mając na uwadze dotychczasowe informacje przedostające się do sfery publicznej, czego możemy spodziewać się po tym spotkaniu?
Łukasz Kulesa, dyrektor ds. badań w think-tanku European Leadership Network: W mojej ocenie wśród państw sojuszniczych panuje zgoda, że działania Rosji wymagają odpowiedzi wojskowej ze strony NATO wychodzącej poza ustalenia poprzedniego szczytu w Newport, natomiast wciąż wypracowywane są jej techniczno-militarne szczegóły. Chodzi o to, by wola polityczna przybrała sensowny kształt, z wojskowego punktu widzenia.
Chodzi między innymi, o wydłużenie okresu stacjonowania poszczególnych jednostek na wschodniej flance, przy zachowaniu rotacyjnego charakteru tej obecności. Należy się tutaj spodziewać rozwiązań pozwalających na lepsze skoordynowania działań Sojuszu w poszczególnych państwach. Obecnie mamy bowiem do czynienia z sytuacją, kiedy w pewnych okresach, na przykład w czasie dużych ćwiczeń, sojusznicza obecność jest na bardzo wysokim poziomie, by następnie praktycznie zaniknąć.
W praktyce, wypracowywane rozwiązanie dotyczy utworzenia wielonarodowych batalionów, które stacjonować będą w państwach bałtyckich i w Polsce. W przeciwieństwie do Sił Odpowiedzi NATO, które są w każdym roku „odtwarzane” w innym składzie i z innym państwem wiodącym, taka jednostka ma działać w niezmienionym składzie przez co najmniej kilka lat.
Obserwujemy także dążenia do zapewnienia by jednostki wysuniętej obrony miały skład prawdziwie wielonarodowy. W praktyce oznacza to według mnie, że udział Amerykanów nie powinien przekraczać 50 proc. Oprócz Waszyngtonu, gotowość wzięcia na siebie odpowiedzialności za stworzenie trzonu batalionu zadeklarowały Londyn i Berlin. Trwa jednak swoista łapanka wśród innych państw członkowskich na sformułowanie jeszcze jednego batalionu. Dobrze że Polska także będzie miała swój udział, i że udało się zmobilizować państwa Grupy Wyszehradzkiej,
Wszystko wskazuje na to, że podczas szczytu usłyszymy także ostrzejszy język w odniesieniu do odstraszania jądrowego NATO. Sojusz przypomni, że w jego skład wchodzą mocarstwa atomowe i że atak z wykorzystaniem tego rodzaju broni, niezależnie od skali, spotka się z adekwatną odpowiedzią.
Jednocześnie, wydaje się, ze na szczycie zostanie także zarysowana druga, równoległa ścieżka otwartości na dialog i gotowości Sojuszu do wzmacniania systemu kontroli zbrojeń i środków budowy zaufania z Rosją, oczywiście w przypadku podobnej gotowości ze strony rosyjskiej.
Wreszcie, nie należy zapominać, że duże zaniepokojenie w NATO budzi także sytuacja na flance południowej. Co ciekawe jednak, w przeciwieństwie do postawy państw położonych na wschodniej flance, kraje Południa nie przedstawiły jak dotąd wyraźnego stanowiska, czego dokładnie oczekiwałyby od Sojuszu w kwestiach wojskowych.
Czy jednak skala i kierunek spodziewanych decyzji można uznać za adekwatne do wyzwań dla Sojuszu, stwarzanych przez politykę Rosji?
Po pierwsze, należy bez emocji spojrzeć na okres 2014-2016 i dostrzec, że mieliśmy do czynienia z bezprecedensowym wzmocnieniem obecności Sojuszu na wschodniej flance. Oczywiście, w Polsce i w innych krajach regionu narzekamy, że wszystkie te działania mają charakter uspokajania nas (assurance), a nie odstraszania Rosji (deterrence). Trzeba jednak przyznać, że mimo, że Rosja działała asertywnie, to jednak nie rzuciła Sojuszowi bezpośredniego wyzwania, na przykład atakując terytorium państwa członkowskiego.Czyli jednak było też odstraszanie.
Po drugie, ocena spodziewanych decyzji szczytu w Warszawie zależy od naszej analizy rosyjskich celów i możliwości ich realizacji. Jeżeli ktoś uważa, że Rosjanie na pewno zaatakują terytorium Sojuszu (najczęściej mówi się o państwach bałtyckich), ale tylko czekają na odpowiednią okazję, to jednostki NATO które znajdą się na wysuniętych pozycjach muszą wydawać się niewystarczające do odparcia rosyjskiego ataku.
Jeżeli jednak ktoś uważa, tak jak ja, że Rosjanie prowadzą pewnego rodzaju grę z Sojuszem, dążąc do jego osłabienia poprzez kreowanie wewnętrznych podziałów, lecz scenariusze ataku militarnego wydają się mało realistyczne, to wtedy decyzje Sojuszu idą w dobrą stronę.
W tym ujęciu, znacznie wysuniętej obecności polega na wyeliminowaniu możliwości popełnienia przez Rosjan katastrofalnego błędu, polegającego na złej ocenie politycznej gotowości NATO do obrony państwa członkowskiego. W momencie, kiedy na wschodniej flance będziemy mieli trwałą i znaczącą obecność żołnierzy amerykańskich, niemieckich czy francuskich, Rosjanie muszą zakładać, że ewentualny atak doprowadzi do konfliktu z wiodącymi państwami Sojuszu.
W ostatnim czasie mieliśmy do czynienia z licznymi prognozami dotyczącymi nieuchronności wybuchu konfliktu zbrojnego między NATO a Rosją. Pisze o tym, m.in. były zastępca połączonych sił sojuszniczych w Europie. Jaka ocenia Pan trafność tych prognoz?
Różnego rodzaje raporty, oparte na grach wojennych, rzeczywiście wskazują, że w pewnych warunkach, na poziomie lokalnym mamy do czynienia ze zdecydowaną nierównowagą sił na korzyść Rosji. Mówił o tym też np. szeroko komentowany raport RAND. Wydaje mi się jednak, że większość z tych analiz nie poświęca wystarczająco dużo uwagi kwestiom politycznym i strategicznym. Zakładają one nagłe i radykalne działanie Rosji, które bierze się albo z "szaleństwa" i nieprzewiduwalności Putina, albo z przyjęcia założenia, że Rosjanie są graczami, którzy w pewnym momencie postawią wszystko na jedną kartę.
Moim zdaniem jednak, patrząc na rosyjskie decyzje o użyciu siły, rachunek zysków i strat jest dla rosyjskiego kierownictwa sprawą pierwszorzędną. I tak, o ile Gruzja i Ukraina nie były członkami NATO objętymi amerykańskimi gwarancjami bezpieczeństwa, o tyle państwa bałtyckie czy Polska znajdują się w całkiem innej sytuacji. Ryzyko, że w przypadku ataku, do gry włączą się Amerykanie i NATO tako takie, jest o wiele wyższe. Trudno mi wyobrazić sobie, jak bardzo zdesperowany musiałby być prezydent Putin, by zaryzykować przeprowadzenie operacji, mogącej przecież doprowadzić do wojny jądrowej. Argument, że zrobi to żeby „przetestować NATO” uważam za mało przekonywujący.
Jakie są wobec tego cele polityki rosyjskiej wobec Zachodu?
Rosja jest w trakcie swoistego "wybijania się na niepodległość". W ostatnich 20 latach traktowaliśmy Rosję jako element paneuropejskiego systemu bezpieczeństwa i partnera, który będzie przyjmować zachodnie reguły postępowania. W ostatnich latach Moskwa pokazuje jednak, że chce być uważana za odrębny ośrodek oddziaływania międzynarodowego. Mamy więc do czynienia z mocarstwem, które "rozpycha się" na poziomie regionalnym i globalnym i wykorzystuje słabości i luki w naszym systemie bezpieczeństwa. Nie wydaje mi się, by na Kremlu planowano odzyskanie kontroli nad "utraconymi" państwami Europy Środkowo-Wschodniej, będącymi członkami Unii Europejskiej i NATO. Ale Rosjanie będą bardzo mocno konkurować z wpływami Zachodu w tzw. wspólnym sąsiedztwie, i nie zawahają się przed użyciem siły i innych środków nacisku na Ukrainę, Gruzję, Mołdawię, także Białoruś i Armenię, jeżeli zmienią swoją politykę na bardziej pro-zachodnią.
Jaka powinna być odpowiedź Zachodu na te ambicje Moskwy?
Przede wszystkim Zachód nie może tracić czujności. Rosyjska polityka jest obliczona na kolejne lata i zakłada zarówno okresy eskalacji napięcia, jak i odprężenia.
Trzeba sobie jasno powiedzieć, że skończył się okres, kiedy uważaliśmy, że Kreml może być partnerem Zachodu, który podziela nasze wartości i ma podobne cele w polityce międzynarodowej. W tej nowej rzeczywistości, kiedy nasze cele polityczne są rozbieżne, najważniejszym zadaniem jest wypracowanie nowych reguł, w ramach których będą się kształtować wzajemne stosunki. Chodzi o to, żeby konfrontacja między Rosją a Zachodem stała się bardziej przewidywalna i „cywilizowana”.
W sferze wojskowej chodzi o wzmocnienie systemu kontroli zbrojeń i przejrzystości działań wojskowych, a także unikania incydentów, które mogą prowadzić do eskalacji. W sferze niewojskowej – kontynuacja nacisków na Rosję, by zmieniła swoją politykę wobec Ukrainy, w tym uzależnianie zniesienia sankcji UE od rewizji tej polityki. Przy czym cele te wykraczają oczywiście poza horyzont warszawskiego szczytu NATO.
Czy po warszawskim szczycie Sojuszu należy spodziewać się radykalnych działań odwetowych ze strony Kremla?
Z pewnością reakcja Kremla będzie negatywna, a postanowienia NATO zostaną wykorzystane propagandowo. Natomiast jej skala i to, czy konkretne decyzje będzie wprowadzać dodatkowe zagrożenie dla Polski i Sojuszu, zależeć będzie od oceny Kremla, czy stronie rosyjskiej bardziej opłaca się w najbliższym czasie eskalacja kryzysu, czy też przejściowe uspokojenie sytuacji. Innymi słowy, będzie elementem szerszej polityki wobec Zachodu. W tym kontekście dodatkowym czynnikiem, wpływającym na poczynania Moskwy, będą rezultaty wyborów prezydenckich w Stanach Zjednoczonych. Rosjanie wiedzą, że jeżeli będą grać zbyt ostro, to nowy prezydent nie będzie miał innego wyboru niż dalsze wzmocnienie obrony państw NATO i zaangażowania USA w Europie.
Do „wariantu łagodnego” zaliczyłbym przedstawienie działań planowanych niezależnie od rezultatów szczytu – w tym przerzucania ludzi i sprzętu wojskowego na zachodnie granice Rosji, modenizacji armii, czy dodatkowych ćwiczeń – jako odpowiedzi na decyzje Sojuszu. Z kolei ewentualne zmiany w doktrynie jądrowej a także w rozmieszczeniu sił jądrowych bliżej granic Sojuszu, byłoby działaniami o charakterze silnie eskalującym.
Dużo miejsca w polskiej debacie publicznej poświęca się ocenie polityki wobec Rosji najważniejszych państw europejskich, na czele z Niemcami. Z jednej strony mamy do czynienia z projektem Nord Stream 2, który uderza w interesy Polski i regionu Europy Środkowo-Wschodniej ale też osłabia politykę energetyczną UE, a z drugiej, słyszymy zapowiedzi stacjonowania niemieckich żołnierzy na wschodniej flance NATO – choć według doniesień ich liczba będzie mocno ograniczona. Jak, z polskiego punktu widzenia, wypada bilans tych działań?
Mimo, że wiele posunięć europejskich członków NATO można i należy oceniać krytycznie, to nie można zapominać, że udało nam się zachować jedność sojuszniczą w podejściu do Rosji. Amerykanie oczywiście objęli rolę lidera i ich działania są najbardziej widoczne, ale pozostałe państwa także uczestniczą we wzmacnianiu zdolności odstraszania Sojuszu. Jest to szczególnie istotne w przypadku takich państw jak Niemcy, które przebyły bardzo długą drogę w zakresie polityki wobec Rosji. Jeżeli niemieccy żołnierze rzeczywiście znajdą się na flance wschodniej w wyniku decyzji szczytu w Warszawie, będzie to bardzo wyraźny sygnał, że Berlin nie zamierza akceptować nowej rosyjskiej polityki.
Wydaje mi się, że powinniśmy te pozytywne zmiany pielęgnować, a więc nie tylko krytykować europejskich sojuszników za to że nie robią więcej, ale też chwalić za to, co zrobili do tej pory. Musimy też zdawać sobie sprawę, że część państw Sojuszu jest zaangażowana w operacje w innych częściach świata, na przykład w Afryce czy na Bliskim Wschodzie, więc ich obecność na wschodniej flance będzie ograniczona.
Sporo państw sojuszniczych, w tym Niemcy, postuluje politykę dwutorowości wobec Rosji. Nie sprzeciwiają się budowie i wzmacnianiu środków odstraszania, ale chcieliby, żeby NATO miało otwartą ofertę dialogu z Rosją. Celem naszego działania nie powinno być blokowanie wszelkiego rodzaju kontaktów, lecz dążenie do tego, by dialog nie odbywał się kosztem, lecz równolegle do wzmocnienia odstraszania.
Jesteśmy na dobrej drodze do przyjęcia w Warszawie decyzji trwale wzmacniających potencjał odstraszania Sojuszu oraz wyznaczających realistyczne cele na kolejne lata. Jeżeli będziemy dezawuować te decyzje jako niewystarczające albo skupiać się na podziałach w Sojuszu, sami sobie zaszkodzimy. Bo możemy być pewni że Rosjanie uważnie słuchają i wyciągają wnioski.
Dziękuję za rozmowę.
Plush*
Rosja blefuje NATO również. W razie ataku na państwa nadbałtyckie i Ukrainę jednocześnie NATO nie zrobi absolutnie nic w obawie przed wybuchem wojny z użyciem atomu. Rosjanie o tym wiedzą i nie czują póki co potrzeby sięgnięcia po swe byłe republiki. W przypadku ataku na Polskę będzie podobnie z tym że wynik tego posunięcia jest mimo wszystko mniej przewidywalny. Uważam jednak że państwa Europy zachodniej i w tym przypadku nic by nie zrobiły. Oznaczałby to jednak początek II Zimnej Wojny.
Kiks
Za dużo filmów oglądasz. Klasy B. Lub gorszych.
wiesiek
olo Czwartek, 02 Czerwca 2016, 11:37 Czy Rosja jest całkowicie uzalezniona od zachodnich technologii, nie ma własnych porównywalnych? Śmiem wątpić. A jeżeli nawet, zawsze może kupić albo wykraść. Na cele priorytetowe zawsze znajdą się pieniądze. To przewaga państwa scentralizowanego nad demokratycznym. W tym kierunku poszły Chiny, z dobrym skutkiem. Ropa i gaz, to jedynie połowa eksportu. Chemia, metalurgia, przemysł kosmiczny, zbrojeniowy, atomowy, maszynowy, to ta druga. Upadek gospodarczy? Przy dodatnim bilansie handlowym i niskim zadłużeniu? To trudne.... Nie bronię Rosji- dla jasności. Ale przegięcie propagandowe obraża mój zdrowy rozsądek. Tym bardziej, że robią dokładnie to samo, co reszta Rady Bezpieczeństwa ONZ. Napadają, wasalizują, wymuszają, trzymaja w podległości, rozgrywają politycznie i ekonomicznie. Tyle że rzadziej interweniują zbrojnie niż na przykład Francja.
realpolitik
Nie jestem w stanie skopiować tego tekstu http://www.techpedia.pl/wiedza/10880,wyzwania-polityki-zagranicznej-polski-w-odniesieniu-do-wzrostu-znaczenia-niemiec-i-rosji-wobec-slabnacej-pozycji-usa bo jest naprawdę długi, ale są tam odpowiedzi na większość pytań, bo ekspert nie mówi kompletnie nic o Chinach, czy ABC, a to są podstawy bez których nie można w ogóle rozmawiać o Europie Środkowej. Nie mówi tez nic o sojuszu niemiecko rosyjskim, ostatnio cały czas pojawiają się głosy, że Bruksela (czyli Berlin) chcą znieść sankcje, pytanie czy jest to forma nacisku na Polskę, aby była grzeczna, czy po prostu bezpieka sowiecka i niemiecka ma już wszystko obgadane.
MagdaFoxal
Zgoda! I kilka uwag. Przypomnijmy jak Zachód a za nim w owczym pędzie Polska i media tutaj (celowo nie piszę "polskie") klepały bzdury o "światowości" byłego pułkownika KGB, jego nawet ogładzie intelektualnej, nowej demokratycznej obliczalnej rosyjskiej elicie itp.. bełkot. A wystarczyło przeczytać np: tylko Pipesa, Kucharzewskiego, Krzyżanowskiego czy Hellera i Wandycza żeby zrozumieć "rosyjskość" Rosji. Gorbaczow i Jelcyn to era smuty, teraz to powrót do starej idei Rosji "trzeciego Rzymu", jedynej takiej na świecie, szowinistycznej i imperialnej. To nawet w minach Putina np: kiedy na uwagę Barroso o rosyjskiej "demokracji" huknął pięścią w stół i wysyczał mu twarz żeby się zamknął bo to nie jego sprawa. Ale Rosja nie jest dzisiaj już w świecie dwubiegunowym i tak naprawdę jest na marginesie głównych zdarzeń, przede wszystkim gospodarczych. Putin się pospieszył, awantura na Ukrainie, wydaje się przegrana, kosztuje i kosztować będzie, kraj o wielkości (niedawno) pkb Włoch, teraz Australii, krocie! Tego nie da zamienić, podmienić, zakleić itp... Kapitał, innowacja, technologia, to są rzeczy po za Rosją. A Chiny? Hah. Każdy kto przeczytał historię Chin wie, że oni tak naprawdę lubią i podziwiają Amerykanów dopóki ci są ok wobec nich a nienawidzą rosyjskiego szowinizmu i chcą się koniecznie odegrać. Rosjanie o tym wiedzą. Putin uwierzył w starą rosyjską tezę: ja będę jeszcze 10, 20 lat a to wieczność przy tych demokratach ze zgniłego Zachodu więc gra ale w ręku ma blotki!
say69mat
@MagdaFoxal: Każdy kto przeczytał historię Chin wie, że oni tak naprawdę lubią i podziwiają Amerykanów dopóki ci są ok wobec nich a nienawidzą rosyjskiego szowinizmu i chcą się koniecznie odegrać. say69mat: Z jakiego to źródła czerpiesz swoje, niezmącone doświadczeniem historycznym, przekonanie??? Przecież od czasów wojny domowej pomiędzy siłami Republiki Chin i wojskami maoistowskimi, poprzez wojnę w Tybecie, poprzez wojnę w Korei, poprzez okres rewolucji kulturalnej. USA są zakwalifikowane jednoznacznie jako ewidentny przeciwnik Chińskiej ekspansji politycznej i militarnej w Azji.
MagdaFoxal
@all Radzę naprawdę przeczytać historię ostatnich 150 lat Chin! Kilka luźno rzuconych uwag. Chińczycy mają olbrzymią zadrę do świata zachodniego za eksterytorialne koncesje i sprowadzenie Chińczyków do posługaczy (kto wie kim były singing girls), to były czasy takiej chińskiej smuty. Ale Amerykanie pomogli Chińczykom w walce z ich największym wrogiem-Japończykami podczas gdy Rosjanie się niemalże przyglądali - dostawy z Rosji były kroplą w morzu. Amerykanie pomagali Mao i Czangowi, obu stronom wojny domowej. I Mao i Czang byli nie raz w Moskwie a rosyjscy "doradcy" byli obok nich. Obaj nie mieli za grosz zaufania do Rosjan, obaj nienawidzili Rosjan np: za Mandżurię a również z powodów osobistych, i traktowanie ich Chińczyków jako gorszą rasę. Amerykanie są oczywiście bardziej otwarci na świat. Chińczycy są pragmatyczni, amerykańskie uniwersytety są pełne studentów z Chin, Szanghaj jest pełen Amerykanów a nie Rosjan (są owszem Rosjanki jak...call girls). Mao jest symbolem politycznym ale w sferze gospodarczej został wyrzucony do lamusa, to samo w kulturze. Rosja nie ma w tych dziedzinach nic do zaproponowania - to nie przejaw rusofobii oczywiście. Ameryka jest najważniejszym partnerem Chin. Biliony dolarów w obie strony. Chińczycy olbrzymią część Azji chcą traktować jako swoje dominium - od Tybetu, przez Kazachstan po Daleki Wschód. Są w tym podobni do Rosjan i tu jest konflikt. W Chinach panowała przez wieki dynastie mongolskie. No i co z tego. Rosjanin jest dla nich tym obcym i wcale nie uważanym za równego im. Przeciwnie. Na dzisiejszej Syberii liczącej 30 mln ludzi już prawie 3 mln to są Chińczycy. Opanowali handel, wymianę handlową, robią interesy. Jeszcze 20 lat wyjście Rosjanki za Kitajca byłoby czymś niezwykłym, nieprawdopodobnym. Dzisiaj Rosjanki uganiają się za nimi bo jak mówi nowe przysłowie: co Rosjanin przepije to Chińczyk zaoszczędzi i zainwestuje. Rosjanie o tym wiedzą. Wszystko to jest źródłem chłodu w stosunkach politycznych i gospodarczych w obie strony. A gesty? Nic nie znaczą w strategiach geopolitycznych rozpisanych na lata. Dlaczego mieliby Chińczycy układać się z Rosją przeciwko całemu światu?
olo
Jedno jest pewne z taką polityką Putina Rosja będzie upadać gospodarczo coraz niżej. Z pustego i Putin nie naleje. Zamiast głębokich reform gospodarczych i zmian w mentalności postsowieckiej na kapitalistyczną jak w Chinach Rosja wydaje ponad miarę na zbrojenia olewając resztę gospodarki. To się zemści tym że za kilka lat Rosjanie będą za bezcen wyprzedawać dobra narodowe aby tylko utrzymywać na kroplówce armię które jest gwarantem tego że Putin jest jeszcze na Kremlu. Chiny czy Zachód przejmą co chcą za grosze bo Rosja na głodzie będzie sprzedawała za bezcen aby tylko sprzedać.
tak tylko...
Tak prowadzoną konfrontacyjną i agresywną polityką Rosja nie daje nam (Polsce) żadnego wyboru, prócz konfrontacji. Mamy od wieków sprzeczne interesy, strefą oddziaływania jest cały region pomiędzy Rosją, a Polską. Dla każdej ze stron jest to swego rodzaju bufor bezpieczeństwa, aby samemu konkurować z Rosją jesteśmy na razie za słabi, ale prowadząc sprytnie tę grę pod szyldem UE i NATO mamy duże szanse. Czas pracuje na naszą korzyść, my się rozwijamy, a Rosja póki co, cofa się, lub drepce w miejscu nie wykonując żadnych reform. To jest wyścig jak w XVI-XVII wieku, tamten przegraliśmy, teraz wszystko przed nami. Zbrojenia są nam konieczne, aby być godowym na Ew. szaleństwa Kremla, ale również nie można przesadzać, większość środków powinna być kierowana na szkolnictwo, naukę i gospodarkę. Efekty tego wyścigu będą widoczne za 40-50 lat. Ja jestem optymistą patrząc z jakiego dna wydobywaliśmy się 25 lat temu i jaka jest obecna pozycja Polski, dzisiaj Rosja boi się naszego szantażu energetycznego i naszych projektów energetycznych, 30 lat temu była by to fantazja…
Geoffrey
Bardzo optymistyczny wpis. A może pójść o krok dalej i nie stawiać sobie za cel dogonienie i przegonienie Rosji w potencjale zbrojnym. Jeśli Rosja wypruwa przysłowiowe żyły i poświęca niemal wszystkie zasoby na kompleks militarny, to czy my też tak mamy robić? Oczywiście, jeśli nie będzie innego sposobu, aby zachować niepodległość, to owszem. Ale czy nie ma innego sposobu? Wszyscy wokół mówią, że Rosja "już taka jest" i nic się nie da zrobić. A to nieprawda. Trzeba Rosję ucywilizować, "zeuropeizować" A oznacza to po prostu rozpad rosyjskiego imperium kolonialnego i usamodzielnienie się jej azjatyckich republik. Rosja musi się rozpaść, tak jak rozpadł się ZSRR, a wcześniej Imperium Brytyjskie. Dopiero wtedy będzie mogła się stać "normalnym", cywilnym krajem europejskim. I to powinien być strategiczny cel zarówno polskiej, jak i europejskiej polityki wobec tego kraju.
realizm
Łukasz Kulesa, dyrektor ds. badań w think-tanku European Leadership Network: Trzeba sobie jasno powiedzieć, że skończył się okres, kiedy uważaliśmy, że Kreml może być partnerem Zachodu, który podziela nasze wartości i ma podobne cele w polityce międzynarodowej. W tej nowej rzeczywistości, kiedy nasze cele polityczne są rozbieżne, najważniejszym zadaniem jest wypracowanie nowych reguł, w ramach których będą się kształtować wzajemne stosunki. Chodzi o to, żeby konfrontacja między Rosją a Zachodem stała się bardziej przewidywalna i „cywilizowana”. @realizm: Już tylko po tym akapicie pana Ł. Kulesy widać jego „kołobłęd” (słowo utworzone przez prof. F.Konecznego). Zaczął całkiem dobrze, a skończył tam, gdzie chciał. Jeśli bowiem przewidywalnych i cywilizowanych reguł gry oczekujemy od partnera (Rosji), który z całą pewnością nie podziela naszego przywiązania do naszych wartości (przewidywalnych i cywilizowanych reguł gry), to oczekujemy niemożliwego - nonsens. Pan Kulesa goni w piętkę, jego „georealistyczna” postawa, rozpowszechniona w Europie, tylko zachęci Rosję do podejmowania gry nieprzewidywalnej i, jak to nierzadko u Rosjan, mało cywilizowanej. To właśnie taka „miękkość” - a de facto europejska polityka interesów niemieckich, godząca nie tylko w Polskę, ale i region Europy Środkowo-Wschodniej – może być przyczyną rosyjskiej agresji. Nie wiem, zastanawiam się, czy szczyt NATO w Warszawie nie byłby dobrym miejscem, aby Polska jasno wyraziła gotowość do jeszcze ściślejszego sojuszu z tymi członkami NATO, z którymi mamy najbardziej zbieżne interesy: USA, Wielka Brytania, Skandynawia, Europa Środkowo-Wschodnia. Polska nie może sobie pozwolić na taki układ, w którym, naszym kosztem, będą realizowane interesy niemieckie i, koniec końców, rosyjskie. To nie na tym ma polegać ta nowa układanka. Polska nie będzie głaskać i dopieszczać Niemców za to, że łaskawie wystawili batalion (albo pół) i wespół z Kacapami nas łupią. NATO staje się klubem dyskusyjnym, wiemy to, tym niemniej trzeba zabiegać, aby w obrębie tej organizacji nie następowało to, co stało się w UE; żeby w europejskim sektorze NATO nie nastąpiła nad-projekcja interesów niemieckich. Trzeba ściąć się z Niemcami, nie bać się, bo chcąc suwerenności i tak jesteśmy z nimi w konflikcie. Tak więc Polska, członek NATO, powinna szanować tę organizację, którą i tak czeka jakaś forma ewolucji, wymuszona nowymi okolicznościami, choćby dynamiką zmian i zagrożeń w obszarze Środkowoeuropejskim. Trzeba jednak przede wszystkim zabiegać zdecydowanie o silniejsze związki sojusznicze z bliskimi nam krajami, w pierwszym rzędzie z USA. Jeśli to będzie wbrew interesom Unii Europejskiej – trudno; jeśli będzie to wbrew interesom niemieckim – szkoda. Polska chce być normalnym partnerem, a nie jakimś Bantustanem, miejscem realizacji zachodnioeuropejskiej manii wyższości. To nie rojenia o mocarstwowości, a kwestia dla nas egzystencjalna.
tak tylko...
Rzecz w tym, że głos decydujący ma USA, nie możemy zbyt wyskakiwać przed szereg rzucając się do gardła Niemcom bo jesteśmy za słabi. Nie wiemy nawet co zrobi Ameryka za 5,10,15 lat, oni zajęci są Chinami, a nie europejskim kretowiskiem. Czekajmy, róbmy swoje i z nikim nie konfliktujmy się. Nasz czas nadejdzie. Cierpliwości.
Geoffrey
Powyższy komentarz jest chyba najbliższa temu, w jaki sposób sam chciałem skomentować wypowiedź eksperta. Mamy tu paradoks: z jednej strony ekspert stawia diagnozę, że Rosja prowadzi z Zachodem grę obliczoną na wiele lat, z drugiej zaś strony - proponuje Zachodowi prowadzenie tej gry na rosyjskich zasadach, mając świadomość, że tej gry z Rosją nie da się wygrać. W każdym razie pewno nie może jej wygrać Europa nie posiadająca nie tylko długofalowej polityki wobec Rosji, ale nawet spójnego przywództwa. Rosja prowadzi grę typu: "trzy kroki do przodu, dwa kroki w tył". Przywódcy europejscy cieszą się jak dzieci za każdym razem, gdy Rosja robi kroki w tył, nie chcąc zauważyć, że po każdej turze gry Rosja jest jeden krok do przodu. Z Abchazją, z Krymem, z połową Donbasu. Rosjanie słusznie oczekują, że po okresie sankcji nałożonych w wyniku agresji, pozbawiona przywództwa Europa wcześniej czy później rozpocznie okres "odprężenia", lub "resetu", umożliwiając Rosji wykonanie kolejnego cyklu gry. Tymczasem jedynym sposobem na to, aby zacząć wygrywać w długofalowej grze z Rosją, jest postawienie sobie długofalowych celów w tej grze, i konsekwentna ich realizacja. Jakie są dziś cele gry z Rosją? Jakie wymagania stawia jej społeczność międzynarodowa? Jakieś niezdefiniowane „zaprzestanie wspierania” i „poszanowanie prawa”. W dużej mierze sankcje są nakładane na Rosję w charakterze nieokreślonej „kary”, która może zostać arbitralnie zdjęta, gdy przyjaciele i krewni Putina w Europie uznają, że sprawa rosyjskiej agresji już dostatecznie w mediach przycichła. Nie ma szans na sukces w grze z Rosją, póki Europa ( z pomocą USA) nie zdefiniuje i nie wymusi wykonanie przez Rosję warunków, które ustawią ja znów w punkcie „zero”, a nie „pięć małych kroczków do przodu”. Sankcje i embargo na rosyjskie surowce powinny być bezwzględnie utrzymane do czasu wycofania się rosyjskich wojsk z : Abchazji ( i w ogólności terytorium Gruzji) , Naddniestrza, Krymu, Donbasu. Bezwzględnie. Przestrzeganie prawa międzynarodowego ma być warunkiem wstępnym do jakichkolwiek rozmów z Rosją.
emigrant
Ostatnio pracowalem dla pewnego rabina podobny byl .Wspol praca buduje .Podziały niszcza Rosja jest nam kulturowo podrodze z rosjaninem jdzie sie dogadac a obcy Jankes to tylko czysty interes
tak tylko...
W imię tej "wspólnej kultury" strzelano nam w tył głowy i milionami wywożono na Syberię. Przez ok. 250 lat, mniej więcej od barbarzyńskiej rzezi Pragi przez Suworowa. Cywilizacyjnie nie mamy z sobą nic wspólnego, proszę zobaczyć jak dbają o swoje domy i obejścia Rosjanie, jak żyją w wioskach i miasteczkach Rosjanie, a jak Polacy. Dzieli nas cywilizacyjna przepaść. Nic nie jest nam kulturowo po drodze, od wieków żyjemy w innych światach.
say69mat
def24.pl; Jeżeli ktoś uważa, że Rosjanie na pewno zaatakują terytorium Sojuszu (najczęściej mówi się o państwach bałtyckich), ale tylko czekają na odpowiednią okazję, to jednostki NATO które znajdą się na wysuniętych pozycjach muszą wydawać się niewystarczające do odparcia rosyjskiego ataku. Jeżeli jednak ktoś uważa, tak jak ja, że Rosjanie prowadzą pewnego rodzaju grę (...) to wtedy decyzje Sojuszu idą w dobrą stronę. - mówi w rozmowie z Defence24 Łukasz Kulesa, dyrektor ds. badań w think-tanku European Leadership Network. say69mat: Jedno nie wyklucza drugiego. Jeżeli zasadniczym celem politycznym FR jest restytucja Rosji w granicach terytorialnych ZSRR. To gra z NATO jest elementem strategii obliczonej na zmęczenie społeczeństw Europy Zachodnie, niekończącym się napięciem we wzajemnych stosunkach. Po to, aby bez jednego wystrzału, poprzez presję społeczeństw UE. Wymusić na rządach spolegliwą postawę wobec polityki i aktywności militarnej FR. Pozwalając tym samym na realizację celów politycznych, jakim jest restytucja potęgi imperialnej FR, na miarę potęgi ZSRR.