Reklama

Geopolityka

Zamach w Stambule - cios w gospodarkę Turcji

Hagia Sophia. Fot. wikipedia/CC BY-SA 3.0
Hagia Sophia. Fot. wikipedia/CC BY-SA 3.0

Atak w Stambule to kolejny z serii zamachów terrorystycznych, jakie zostały przeprowadzone w Turcji przez Daesh. Tym razem ofiarami byli jednak nie Kurdowie czy uczestnicy demonstracji, ale zagraniczni turyści. Może to oznaczać próbę uderzenia w gospodarkę Ankary, która i tak już znajduje się w stanie spowolnienia - pisze w analizie dla Defence24.pl dr Magdalena El Ghamari.

Turcja doświadczyła w ubiegłym roku dwóch krwawych zamachów bombowych. Oba są przypisywane Daesh. W lipcu, w ataku w mieście Suruc, przy granicy z Syrią, zginęło ponad 30 osób, głównie działaczy prokurdyjskich. W październiku 2015, Turcją wstrząsnął zamach, którego skutkiem było ponad 100 zabitych i blisko 250 rannych. Samobójczy zamach bombowy w Ankarze, był uznany za najbardziej krwawy atak w historii współczesnej Turcji. Miał on na celu pogłębienie destabilizacji politycznej i opóźnienie zaplanowanych na 1 listopada przyśpieszonych wybór parlamentarnych, które jednak - ostatecznie - odbyły się w terminie. 

Turcja od tamtego momentu informowała o podwyższonych środkach bezpieczeństwa w kraju i stabilnej sytuacji wewnętrznej. Mimo tych zapewnień 12 stycznia doszło do kolejnego ataku, tym razem w Stambule. Zginęło 10 osób, większość z nich to zagraniczni turyści. Z kolei wśród 15 rannych jest m.in. pięciu obywateli Niemiec, Norweg i Peruwiańczyk. W sprawie pojawiają się sprzeczne informacje. Nie jest pewne, czy do zamachu doszło w wyniku podłożenia ładunku wybuchowego, czy też wskutek ataku zamachowca-samobójcy. Świadkowie oraz tureckie doniesienia wskazują, że zamachowcem był syryjski samobójca, który wysadził się w powietrze pod Błękitnym Meczetem w Stambule.

Międzynarodowy odzew i o czym informują media?

Prezydent Recep Tayyip Erdoğan poinformował, że ataku dokonał syryjski napastnik-samobójca. W telewizyjnej przemowie dodał: „Potępiam ten akt terroryzmu w Stambule, uważany za atak zamachowca-samobójcy narodowości syryjskiej".

Premier Turcji Ahmet Davutoglu potwierdził, że wszyscy zabici w samobójczym zamachu to cudzoziemcy. Jego zdaniem zamachu dokonał urodzony w innym kraju członek Daesh.

Dziennik "Hurriyet" powołując się na świadków podaje, że do wybuchu doszło przed obeliskiem cesarza Teodozjusza, najstarszym dziele sztuki w Stambule, w bezpośredniej bliskości Hagia Sophia i Błękitnego Meczetu - obiektów będących w światowej czołówce atrakcji turystycznych. Są to okolice placu Sultanahmet w historycznej dzielnicy Stambułu.

Szefowa unijnej dyplomacji, Federica Mogherini, oświadczyła, że Unia Europejska stoi u boku Turcji w zaistniałej sytuacji. Na szczycie UE-Turcja w listopadzie 2015 walka z terroryzmem została uznana za priorytet, a teraz obie strony muszą zintensyfikować wysiłki na rzecz przeciwdziałania przemocy - napisała Mogherini.

Pojawiają się pytania, jakie można zadać po każdym ataku terrorystycznym - Co teraz? Czy coś się zmieni? Jakie będą tego konsekwencje? Niestety, tego typu pytania można już zadawać praktycznie codziennie. Problem tkwi, przede wszystkim, w łatwości przeprowadzeniu ataku terrorystycznego oraz powolnym procedurom, na które skarżą się, czy też którymi tłumaczą się władze w zasadzie każdego państwa, w którym dochodzi do zamachów - w tym Turcji.

Dlatego, powtarzając pytanie - Co teraz? - trzeba zauważyć, że w sensie skutków wojna z terenów Syrii i Iraku już przedostała się na terytorium Turcji. Na razie charakteryzuje się doraźnymi atakami terrorystycznymi, ukierunkowanymi w branżę turystyczną, istotna dla gospodarki tureckiej. Ale, czy tylko? Wojna ta ma cechy „proxy war”, czyli wojny zastępczej, w której dwa lub więcej znajdujących się w konflikcie państw rozstrzyga spór nie za pomocą starć militarnych prowadzonych bezpośrednio na własnym terytorium, ale zastępczo, za pomocą działań na terenie państwa trzeciego, a więc na terenie zewnętrznym, zastępczym. Składnikami tureckiego chaosu są opozycjoniści Erdogana, Kurdowie, Daesh, dodatkowo na całość nakłada się jeszcze kryzys migracyjny, a sami uchodźcy są ogromnym problemem dla Turcji. W zasadzie od reakcji władz Ankary zależy więc, czy przez jej granicę przeleją się również i walki.

Jasny sygnał dla turystów - „Turcja nie jest bezpieczna!”

Miejscem eksplozji był „Sultanahmet” - to część Stambułu, gdzie znajdują się Hagia Sophia i Błękitny Meczet, obiekty będące w światowej czołówce atrakcji turystycznych. Jak wiadomo Stambuł, jedno z największych miast na świecie, stanowi jedyną w swoim rodzaju mieszankę kultur Orientu i wpływów Zachodu. W mieście znajduje się zdumiewająca liczba zabytków, meczetów i pałaców, które przyciągają turystów z całego świata. Ostatni zamach to tragedia dla turystyki tego regionu. Nie dość, że poprzedni zamach miał miejsce w stolicy kraju, w Ankarze, to już w statystykach z 2015 roku widać, że turecka turystyka jest w coraz gorszej kondycji. Atak z 12 stycznia spotęguje marginalizację Turcji na mapie wyjazdów wakacyjnych.

W Turcji dochody z turystyki spadły o 7,73 mld dolarów, czyli o 13,8 proc., w drugim kwartale 2015, w porównaniu z analogicznym okresem roku ubiegłego - wynika z danych tureckiego urzędu statystycznego TUIK, podanych w piątek przez dziennik "Hurriyet Daily News".

Rocznie Stambuł odwiedza prawie 10 mln turystów. Szef stowarzyszenia turystycznego Sultanahmet powiedział dziennikowi "Hurriyet", że atak jest "wielkim ciosem dla turystyki w regionie. W tej okolicy jest 7 tys. hoteli. Teraz turyści chcą stąd wyjechać. Już szukają biletów, by wrócić do swych krajów. Ta eksplozja oznacza, że rok 2016 dla nas się skończył".

Państwo Islamskie, Kurdowie, czy kryzys migracyjny?

Nie ulega wątpliwości, że miejsce wtorkowego zamachu wybrane nieprzypadkowo. Atak w miejscu popularnym wśród turystów może mieć na celu wywarcie presji opinii międzynarodowej na rząd turecki, który włączył się w atak przeciwko Daesh. Pamiętać należy, że Turcja jest potencjalnie atrakcyjnym celem zamachów bombowych ze strony tej organizacji. W październiku w dwóch zorganizowanych przez Daesh samobójczych atakach zginęło w Ankarze ponad sto osób, a w lipcu ponad 30 osób zginęło w zamachu przy granicy z Syrią.

Z drugiej strony sytuacja ta pozostawia wiele wątpliwości… Chodzi, przede wszystkim, o tak zwaną „podwójną” grę Turcji w związki z Daesh i informacjach o związkach części rodziny prezydenta Erdogana, która ma wspierać działania islamistów, jak również o kupowaniu przez rząd turecki ropy naftowej z Syrii i Iraku. Często pojawiają się też informacje, jakoby Turcja sama zorganizowała zamach, by wzmocnić swoje działania w Iraku, ukierunkowane w głównej mierze w stronę Kurdów. Atak w stolicy Stambułu, bez wskazywania na motywację sprawcy, mógłby oznaczać również przyzwolenie na szersze spectrum działań wobec Kurdów. Może dojść do dalszej eskalacji napięcia, mającego miejsce od pewnego czasu w związku z walkami między PKK a armią turecką. Po drugie, jeszcze bardziej spolaryzuje się społeczeństwo tureckie, które już jest podzielone na różnych liniach: Turcy-Kurdowie, sunnici-alawici, środowiska konserwatywne i świeckie.

Pozostawiając te kwestie w sferze dywagacji, należy podkreślić, że - jak do tej pory - żadne ugrupowanie nie wzięło na siebie odpowiedzialności za atak. Cytowani przez agencję Reuters przedstawiciele władz twierdzą, że istnieje „wysokie prawdopodobieństwo”, iż za zamachem stoi Daesh.

Reasumując, kolejny zamach w Turcji pokazał skalę napięcia w regionie. W ostatnich miesiącach w mieście dochodziło do sporadycznych ataków lewicowych bojówek, podczas gdy zaostrzył się konflikt między siłami tureckimi a bojownikami kurdyjskimi, głównie w południowo-wschodniej Turcji, po zerwaniu przez Ankarę zawieszenia broni.

Zamach trzeba wpisywać w szerszy kontekst sytuacji w Tucji, biorąc pod uwagę kryzys migracyjny, wpływy Daesh, interesy poszczególnych państw oraz ekonomię.

dr Magdalena El Ghamari

Reklama

Komentarze (2)

  1. wstyd i żenada

    Tureckie oszołomy, jak amerykańskie oszołomy ze wspieraniem Talibów w Afganistanie, myślały, że mogą się instrumentalnie posługiwać fanatycznym wojującym islamem, nad nim panować i sterować tak, by szkodził tylko przeciwnikom. Że Amerykanie to tępaki nie mające bladego pojęcia o ludziach innej kultury to wiedziałem, ale że Ergodan, sam ortodoksyjny muzułmanin, jest takim głupcem, który myślał, że może sterować ISIS, to dla mnie szok. Przecież jako muzułmanin powinien pamiętać, że tam każda radykalna organizacja dzieli się wcześniej czy później na kilka mordujących się frakcji a Turcja nawet nie była członkiem ISIS tylko protektorką a Arabowie mają kompleksy względem Turków i się Turcji nigdy dobrowolnie nie podporządkują...

  2. wop-ista

    "Ataturek" - państwo świeckie, ostoją Armia Prezydent Erdogan obrał kierunek na Islamizację, społeczeństwo przyklasnęło widząc "korupcję" poprzednich ekip. Działania Prezydenta Erdogana wyeliminowały z wojska przeciwników, wyeliminowanie neutralnych czy krytycznych dziennikarzy. Wsparcie przewrotu w Syrii doprowadziło do powolnej destabilizacji. Zestrzelenie Ruskiego samolotu spowodowało "ekonomiczny" odwet Rosji. W przypadku powiększenia sie kryzysu w Turcji można oczekiwać "łączenia rodzin" a więc kierunku Niemieckiego, jaki Turcy obejmą. Chaos się rozlewa po Europie. Polska nie ma ani Straży Granicznej, nie ma WOP-u. Zlikwidowana została infrastruktura, "więzi" funkcjonariuszy/żołnierzy z społeczeństwem, jakie trwały w czasie "strażnic WOP". Nawet tam gdzie "wop-isci" ścigali przemytników, w razie zagrożenia Polski współpracowali oni w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Apel: odtwarzajmy fizyczną ochronę granic. Jakieś tam unijne jednostki nie wystarczą. Muszą być ludzie, którzy pójdą na patrol, będą umieli pójść na skuteczny patrol czy inną zasadzkę. Termowizja ułatwia a nie zastępuje.

Reklama