- Komentarz
- Wiadomości
- Ważne
Życie pełne ciemności. Lwów po ataku rakietowym [RELACJA]
We wtorek 15 listopada Ukraina przywitała mnie ciemnością i długim oczekiwaniem na granicy… aż do odwołania alarmu rakietowego. Oraz mknącą zaciemnioną drogą kolumną wojskową, wiozącą amunicję do baterii przeciwlotniczej S-300. Zniszczenia infrastruktury energetycznej w obwodzie lwowskim zaciemniły samo miasto. Ale nie powstrzymało jego mieszkańców przed prowadzeniem nocnego życia. Przy świetle latarek i świec, dzięki pracującym gdzieś w podwórku generatorom.

Autor. J. Sabak
Nie wiem czy to przypadek, czy kwestia kulawego szczęścia, że gdy po długiej przerwie znów wyjechałem do Ukrainy, był to dzień rekordowo zmasowanego ataku rakietowego. Rosjanie wystrzelili niemal 100 pocisków, z których obrona przeciwlotnicza strąciła ponad 70. Celem nie były obiekty wojskowe ale infrastruktura krytyczna, przede wszystkim związana z energetyką. Również Lwów znalazł się wśród celów, a w zasadzie elektrownia i transformatory zasilające miasto w prąd.

Autor. J. Sabak
Mnie osobiście skutki dotknęły już na granicy, gdzie utknęliśmy na kilka godzin. Z jednej strony powodem był trwający w Ukrainie alarm lotniczy, podczas którego raczej nierozsądnie jest podróżować. Jednocześnie jednak utrata zasilania objęła również przejście graniczne, co mocno zaburzyło jego pracę. Na szczęście jednak w końcu udało nam się przejść na drugą stronę, do naszego kierowcy. Przekraczanie granicy polsko-ukraińskiej samochodem to średni pomysł. O wiele lepiej jest przejechać pociągiem lub przejść pieszo i złapać transport po drugiej stronie. Samochodem do Lwowa jest około godziny, zależnie od wybranej trasy.
Zobacz też
Po drodze z resztą, zależnie od trasy można zobaczyć różne ciekawostki. Raz będzie to budynek czy instalacja zniszczona rosyjska rakietą, innym razem, jak 15 listopada, konwój pojazdów amunicyjnych do systemu przeciwlotniczego S-300. Przy tego typu nasilonym ataku zapasy amunicji musiały się kurczyć w zastraszającym tempie. Lwów, jak inne miasta, jest strzeżony przez więcej niż jedną baterię przeciwlotniczą. Mimo to pociski przedarły się powodując jak się później okazało, odcięcie od sieci około 80% obiorców energii.
Nic dziwnego, że miasto przywitało nas egipskimi ciemnościami, ciętymi jedynie reflektorami przejeżdżających samochodów i latarkami przechodniów. Mnie osobiście wjazd do miasta kompletnie zaskoczył. Bez łuny towarzyszącej światłom miasta w zasadzie bez ostrzeżenie znaleźliśmy się pomiędzy coraz gęstszą zabudową. Mijaliśmy też, na szczęście nieliczne, ruiny budynków, ogrodzone już i opatrzone ostrzeżeniami.

Autor. J. Sabak

Autor. J. Sabak
Bliżej centrum miasta pojawiało się w oknach, głównie hoteli, restauracji i instytucji państwowych, światło zapewniane przez agregaty spalinowe i inne awaryjne systemy zasilania. Długie miesiące rosyjskiej operacji lotniczej i nadchodząca zima spowodowały, że kto może sobie na to pozwolić, inwestuje w agregaty. Kto nie może, musi polegać na świecach czy lampach na akumulator. W centrum miasta na pierwszy rzut oka sytuacja wyglądała podobnie, choć np. hall naszego hotelu był dobrze oświetlony, dzięki pracującemu awaryjnemu generatorowi. Jednak pani w recepcji poinformowała nas, że prąd wyłączą o 21:00. W pokoju kaloryfery były lekko ciepłe, ale o ciepłym prysznicu można było zapomnieć.
Zobacz też
21:00 to godzina ważna we Lwowie, ponieważ o tej porze zaczyna aż do rana obowiązywać prohibicja. Również w lokalach, więc większość zamyka się do 21:30 a ostatnich klientów wyprasza około 22:00. Wbrew pozorom 15 listopada, mimo przymusowego zaciemnienia po ataku lotniczym, nie był wyjątkiem. Idąc w stronę rynku widzieliśmy coraz więcej czynnych lokali. Jedne pracowały dzięki akumulatorom i agregatom, pracującym gdzieś w podwórzu a czasem wręcz przed lokalem. Inne pracowały przy świecach czy małych lampkach. Wbrew pozorom ulice też były pełne ludzi przyświecających sobie latarkami i telefonami, albo po prostu przemykających w tym półcieniu. W wąskich uliczkach niemal nie było samochodów, które rozświetlały reflektorami bardziej uczęszczane ulice. Nad głowami widzieliśmy gwizdy na bezchmurnym niebie, co w mieście jest widokiem nader rzadkim.
Dziś tak jakby trochę pierwszy dzień zimy więc na pocieszenie nagranie z wtorku z Lwowa 😉 "Wiosna, przyjdzie wiosna!" ✌️🇺🇦 pic.twitter.com/2TUfPUfLhJ
— Dariusz Materniak (@DMaterniak) November 18, 2022
Naszą uwagę zwrócił słyszany wyraźnie w uliczce śpiew. Młoda dziewczyna z tamburynem stojąc w świetle zasilanych akumulatorami lamp przed jednym z lokali śpiewała otoczona tłumem ludzi. Akompaniował jej kolega z gitarą. Ten jak się wydaje improwizowany koncert zebrał całkiem spory tłum. Takich „koncertów" było tej nocy na starym mieście co najmniej kilka. Wojna czy nie, ludzie chcą się bawić. A może nawet w czasie wojny tym bardziej. Szczególnie, gdy życie przerywają wielogodzinne często alarmy lotnicze.
A trzeba powiedzieć, że następnego dnia poranek też "uprzyjemnił" nam poranny alarm. Był to motyw przewodni tej wizyty we Lwowie. Pomiędzy alarmami życie toczy się niemal jak rok czy dwa wcześniej. Normalnie działają sklepy, salony fryzjerskie, kawiarnie. Życie zupełnie zwyczajnie... dopóki nie zawyją syreny, a na niebie nie skrzyżują się smugi dymu.
WIDEO: Rakietowe strzelania w Ustce. Patriot, HOMAR, HIMARS