Reklama
  • Komentarz
  • Wiadomości

O krok od katastrofy. Prigożyn na bombie atomowej [KOMENTARZ]

Prigożyn mógł w ciągu trzech godzin przejąć państwowy skład głowic atomowych „Woroneż-45” w Borisoglebsku. Ostatecznie tego nie zrobił, jednak mówienie, że nie było zagrożenia oraz, że wydarzenia z soboty są wewnętrzną sprawą Rosji, jest co najmniej lekką przesadą.

Skład broni atomowej „Woroneż-45” koło Borisoglebska
Skład broni atomowej „Woroneż-45” koło Borisoglebska
Autor. Mapa Google
Reklama

Wojna na Ukrainie - raport specjalny Defence24.pl

Reklama

Kiedy w sobotę 24 czerwca 2023 roku o godzinie 7.30 Prigożyn z wagnerowcami doszedł do Rostowa nad Donem nikt nie mógł wiedzieć, w jakim kierunku potoczą się wydarzenia – i to dosłownie. Kilka lub kilkanaście tysięcy najemników musiał bowiem wykonać jakiś ruch i wszyscy się zastanawiali: jaki. Ostatecznie ego Prigożyna wzięło górę i postanowił udać się do Moskwy. Niepewność jednak pozostała, ponieważ zakładano, że wagnerowcy napotkają po drodze jednak na jakiś opór i wtedy będą musieli działać bardziej elastycznie, zmieniając np. cel operacji.

Zobacz też

Na szczęście dla wszystkich, Prigożyn nie natknął się po drodze na poważniejsze przeszkody i najpierw dotarł do Woroneża (około 500 km od Moskwy), by później zapuścić się jeszcze dalej na północ. Tempo było duże, ponieważ koło południa w sobotę, kolumna składająca się głównie z czołgów, pojazdów opancerzonych i dużej ilości samochodów osobowych dotarła 100 km dalej - do Jelca, miasta w obwodzie lipeckim.

Reklama

Według tego, co deklarował później Prigożyn jego pododdziały doszły ostatecznie około 200 km od Moskwy, a więc znalazły się w Obwodzie Tulskim, prawdopodobnie koło miejscowości Nowomoskowsk. Potwierdza to chociażby fakt, że w negocjacje z wagnerowcami zaangażował się osobiście generał pułkownik Aleksiej Diumin, gubernator Tuły, który był „na trasie" rebeliantów. Ostatecznie doszło do ugody. Wagnerowcy zawrócili, a Prigożyn gdzieś pojechał i nie wiadomo, co się z nim obecnie dzieje.

Autor. mil.ru

O krok od katastrofy

Takie rozładowanie sytuacji uspokoiło dużą część obserwatorów, którzy uznali działanie Prigożyna za lokalny pucz wojskowy i zastanawiają się obecnie, czy szef Grupy Wagnera działał sam, czy też to była zwykła „ustawka". Jak się okazuje problem byłby o wiele poważniejszy, gdyby Prigożyn rzeczywiście chciał doprowadzić do przewrotu w Rosji i zintensyfikowania działań wojskowych przeciwko Ukrainie.

Reklama

Zobacz też

Reklama

Do tego wystarczyłoby mu bowiem przejęcie kontroli nawet nad niewielką ilością broni jądrowej i niestety okazało się, że było to jak najbardziej możliwe. Tak naprawdę wszystko zależało od tego, w jakim kierunku wagnerowcy pójdą z Woroneża. Zdecydowano się iść na północ w kierunku Moskwy, przechodząc bez oporu około 300 km. I ta decyzja była wielkim błędem Prigożyna, który nie mając żadnych atutów, poza rozciągniętą na wiele kilometrów kolumną pojazdów, ostatecznie musiał pójść na ustępstwa.

A mogło być inaczej gdyby z Woroneża skręcił na wschód i przeszedł tylko 220 km. Nie dotarłby wtedy być może w okolice Tuły, ale do miejscowości Borisoglebsk, która z puntu widzenia negocjacji była o wiele ważniejsza. Kilka kilometrów przed tym miastem znajduje się bowiem państwowy skład broni jądrowej „Woroneż-45", na co dzień podlegający pod 12. Departament rosyjskiego ministerstwa obrony (12. GUMO). Skład ten jest dobrze chroniony, jednak nie miałby żadnych szans, by się samodzielnie obronić przed ostrzelanymi na Ukrainie i bezwzględnymi wagnerowcami.

Reklama
Czy jednostki ochrony składu amunicji jądrowej, byłyby w stanie zatrzymać Wagnerowców?
Czy jednostki ochrony składu amunicji jądrowej, byłyby w stanie zatrzymać Wagnerowców?
Autor. mil.ru
Reklama

Oczywiście nie wiadomo, co obecnie jest przechowywane w obiekcie „Woroneż-45". Przypuszcza się, że znajdują się tam przede wszystkim taktyczne, niewielkie ładunki jądrowe dla artylerii oraz lotnictwa. Świadczy o tym chociażby znajdujące się obok lotnisko, z którego można by te ładunki rozwieść pod całej Rosji. Po raz pierwszy w historii istniało więc niebezpieczeństwo, że rosyjska broń atomowa mogła zostać zdobyta praktycznie bez walki przez nierządowe siły zbrojne. I to niebezpieczeństwo było jak najbardziej realne, ponieważ na drodze z Woroneża do Borisoglebska nie było sił, które byłyby w stanie zatrzymać zmotywowanych Wagnerowców.

Nawet skromne szacunki wskazują, że do zatrzymania kilku tysięcy ostrzelanych najemników z bronią pancerną i uzbrojeniem przeciwlotniczym, potrzeba by zgrupowania wielkości brygady. Nie było żadnych szans by zebrać tyle wojska na drodze z Woroneża do Borisoglebska w ciągu trzech godzin. Bo tyle potrzeba według mapy, by przebyć samochodem tą drogę (o długości 220 km).

Reklama

Zobacz też

Reklama

Rosjanie nie mieli więc szans by wzmocnić obronę ośrodka „Woroneż-45", nawet decydując się tam wysyłać wojska powietrzno-desantowe. Nie zdążyliby ich nawet załadować do samolotów. A kiedy Prigożyn już by wszedł do składów, to wyprosić go stamtąd byłoby bardzo trudno. Oczywiście głowice powinny być zgodnie z logiką odpowiednio zabezpieczone, ale w Federacji Rosyjskiej wiele spraw jest postawionych na głowie i być może również w tych zabezpieczeniach są jakieś niedociągnięcia.

Ale nawet sam fakt zajęcia składu broni atomowej przez rebeliantów wywołałby szok, czego Prigożyn na szczęście nie wykorzystał. Departament 12 Minoborony musiał być mocno zdenerwowany i być może to właśnie dlatego, do negocjacji wysłano również jednego z wiceministrów obrony. Jest bardzo prawdopodobne, że miał on również za zadanie wybadać, czy dojdzie do ataku na składy broni jądrowej.

Reklama

Ostatecznie nie ma żadnych potwierdzonych informacji, by wagnerowcy próbowali przejąć głowice atomowe i je później wykorzystać do szantażu Kremla. Wcale to jednak nie oznacza, że możemy spać spokojnie. Takich Prigożynów w Rosji może być bowiem o wiele więcej.

Reklama
WIDEO: Zmierzch ery czołgów? Czy zastąpią je drony? [Debata Defence24]
Reklama
Reklama