Etniczni Niemcy na wojnie, czyli kogo Rosja werbuje na front

Po trzech latach pełnoskalowej agresji Rosji na Ukrainę rośnie presja na uzupełnianie strat. Stąd też, aby chronić politycznie wrażliwą ludność rosyjskojęzycznych metropolii, sięga coraz głębiej po mniejsze narody Federacji. Obok Buriatów, Kałmuków czy Nieńców ofiarami mobilizacji stali się także Rosjanie-Niemcy (Russlanddeutsche) – społeczność licząca niespełna 200 tys. osób, rozrzucona od Kaliningradu po Sachalin. Badaczka Maria Wiuszkowa, analizując oficjalne i lokalne nekrologi, pokazała skalę dysproporcji: to właśnie mieszkańcy Syberii, Dalekiego Wschodu i dalekiej Północy – w dużej części mniejszości etniczne – giną najczęściej na ukraińskim froncie.
Niemcy wołżańscy przybyli nad Wołgę pod koniec XVIII w. na zaproszenie Katarzyny II, ale w XX w. doświadczyli deportacji na Syberię i do Kazachstanu oraz likwidacji swojej autonomicznej republiki (1941 r.). Brak własnego regionu – jak pisze The Moscow Times – oznacza dziś, że rozproszeni potomkowie dawnych kolonistów podlegają mobilizacyjnym „normom” wszystkich guberni naraz, a nie jednej, co windowało ich odsetek wśród zabitych.
Jak wygląda werbunek?
Brytyjski dziennik The Telegraph opisał kampanię propagandową prowadzoną przez tzw. Domy Rosyjsko-Niemieckie w Tomsku i Nowosybirsku. Instytucje te rozsyłają ulotki z flagami Rosji i Niemiec, wzywając do „patriotycznych koncertów” i wpłat „na armię”. Zachęcają w ten sposób młodych mężczyzn do zaciągnięcia się do armii lub PMC. Posługują się autorytetem lokalnych liderów, takich jak Wiktor Dietz, dyrektor Niemieckiego Domu Republiki Tatarstanu i szef Federalnej Narodowej Autonomii Kulturalnej Niemców rosyjskich, który apelował, by „cała męska część narodu” stawiła się do służby.
W praktyce werbunek łączy presję (kwoty dla władz regionu, groźba wznowienia poboru) z obietnicą wysokiego żołdu i odszkodowań pośmiertnych – dla wielu rodzin w biedniejszych obwodach to kusząca perspektywa.
Z list poległych prowadzonych przez aktywistę Andreja Trillera, cytowanych przez dziennik The Moscow Times, wynika, że co najmniej 1 017 etnicznych Niemców zginęło w Ukrainie do połowy kwietnia 2025 roku. Dla liczącej według oficjalnych danych ok. 200 tys. społeczności oznacza to ponad pięć razy więcej poległych na 100 tys. mieszkańców niż w przypadku rosyjskiej większości narodowej. Dla porównania Baszkiria (4,58 mln ludności) ma 4 578 potwierdzonych ofiar, ale jej współczynnik strat jest niższy niż wśród Rosjan-Niemców.
Dlaczego giną przede wszystkim mniejszości
Według The Moscow Times oraz dostępnych danych medialnych istnieje kilka kluczowych przyczyn, dla których na froncie giną przede wszystkim przedstawiciele mniejszości etnicznych. Po pierwsze, funkcjonuje kwotowy system mobilizacyjny: każda jednostka administracyjna otrzymuje od władz centralnych określony „plan” rekrutacyjny. Regiony takie jak Buriacja, Tywa czy zamieszkane przez Nieńców obwody arktyczne wypełniają te limity, ale – z racji niewielkiej liczebności – nie są w stanie rozłożyć strat na dużą populację, co dramatycznie podbija wskaźniki zabitych w przeliczeniu na mieszkańca.
Po drugie, Kreml wykorzystuje propagandę kulturową prowadzoną w domach narodowych i lokalnych mediach. Mniejszości słyszą, że mają „uratować swój naród” albo wypełnić „historyczną misję”, co buduje moralną presję, by zgłosić się na front.
Po trzecie, działa mechanizm zwany „ekonomią śmierci”. W biednych regionach jednorazowe odszkodowanie i wysoki żołd znacznie przekraczają wieloletnie zarobki w cywilu; dla wielu rodzin wojskowa kontraktowa staje się jedyną drogą do poprawy bytu, a państwo w ten sposób maskuje brak realnych inwestycji cywilnych.
Poza tym mniejszości mają ograniczony dostęp do pomocy prawnej i boją się represji. Wezwania mobilizacyjne niemal nigdy nie trafiają do sądu, a ewentualne odwołania są skrajnie rzadkie, zwłaszcza w oddalonych wsiach, gdzie brakuje zarówno adwokatów, jak i niezależnych organizacji społecznych gotowych wesprzeć poborowych.
Dla Rosjan-Niemców – jak napisał The Telegraph – śmierć setek młodych mężczyzn oznacza przyspieszoną depopulację i zanikanie pamięci kulturowej. Wspólnota jest za mała, by stworzyć własny ruch oporu, czy skorzystać z „tarczy” autonomii terytorialnej, a równocześnie zbyt rozproszona, by Berlin czy Bruksela wywierały skuteczną presję dyplomatyczną.
Jednocześnie Rosja może przedstawiać „niemieckojęzyczne bataliony” jako propagandową odpowiedź na pomoc wojskową Berlina dla Kijowa, pokazując symboliczną zemstę za wsparcie Ukrainy.
Rekrutacja etnicznych Niemców wpisuje się w szerszy, systemowy wzorzec rosyjskiej mobilizacji: wojna ma być „niewidoczna” dla wielkomiejskiej większości, dlatego ciężar ofiar ponoszą mniejszości etniczne i regiony peryferyjne. Rosja wykorzystuje historyczne traumy i kulturalne struktury mniejszości, by przekształcić je w kanały werbunkowe.
Brak autonomii terytorialnej i rozproszenie powodują, że śmierć jednego żołnierza „statystycznie” waży wielokrotnie więcej niż w rosyjskiej większości. Jeśli ten trend się utrzyma, społeczności liczące po kilkadziesiąt tysięcy osób mogą w ciągu jednego pokolenia stracić znaczną część męskiej populacji – a wraz z nią język, zwyczaje i tożsamość. Z tej racji jedną z najtragiczniejszych konsekwencji toczącej się wojny staje się depopulacja mniejszości narodowych i etnicznych Rosji.
WIDEO: Burza w Nowej Dębie. Polskie K9 na poligonie