- Wywiady
- Wiadomości
Ekspert: Rosyjskie lotnictwo coraz groźniejsze dla Ukrainy
Defence24.pl rozmawia z prof. Justinem Bronkiem o tym, jak rosyjskie lotnictwo wyciąga wnioski z przebiegu wojny na Ukrainie, dokonuje adaptacji. W wywiadzie mowa też o planach rozwoju sił powietrznych Wielkiej Brytanii i Polski.

Autor. Mirosław Mróz/Defence24.pl
W pierwszej części wywiadu poruszana była kwestia możliwych dostaw zachodnich myśliwców dla Ukrainy.
Zobacz też
Jakub Palowski: Chciałbym omówić bieżącą sytuację nad Ukrainą. Zdaje się, że siły Rosyjskie adaptują się. O ile nie udało im się zniszczyć ukraińskiej sieci elektroenergetycznej, były w stanie doprowadzić do znacznego wyczerpania ukraińskich zapasów pocisków rakietowych. Obecnie Rosjanie wykorzystują więcej bomb szybujących. W jakim stopniu są zdolni do dostosowania się do sytuacji?
Prof. Justin Bronk, Senior Research Fellow, Airpower & Technology, RUSI Rosjanie jak najbardziej uczą się i dostosowują do warunków. Z perspektywy Ukrainy można powiedzieć, że Siły Powietrzno-Kosmiczne to najbardziej profesjonalny, i najszybciej adaptujący się rosyjski rodzaj sił zbrojnych. Szybko reagują na działania skutkujące stratami ich maszyn. Ogólnie rzecz ujmując, nie powtarzają taktyk, które nie generują rezultatów, a zamiast tego prowadzą do strat ich samolotów. W tym sensie mamy do czynienia z dużo szybszym tempem rosyjskiej adaptacji taktycznej w domenie powietrznej, aniżeli w lądowej, czy morskiej.
Rosyjscy piloci myśliwscy niestety w tej chwili są znacznie skuteczniejsi w domenie powietrze-powietrze, niż miało to miejsce na początku inwazji. Korzystają ze swojego uzbrojenia i pozycjonują swoje samoloty lepiej niż wcześniej. Nadal nie odpowiada to standardom zachodnim, jednak uczą się. W zakresie uderzeń rakietowych dalekiego zasięgu nadal nie sądzę by Rosja znalazła sposób na efektywne wykorzystanie swoich ograniczonych zapasów rakiet balistycznych i manewrujących. Produkują jedynie 40 sztuk tego typu efektorów miesięcznie.
Zobacz też
Problemem po stronie ukraińskiej jest wykorzystanie znacznej części zapasów rakiet przeciwlotniczych. Jednak Rosja także wyzbyła się sporej części swoich zdolności wykonując wielokrotnie, ataki salwami rakiet. Rosjanie nadal nie znaleźli sposobu na wykorzystanie systemów rakietowych dalekiego zasięgu w celu zmiany dynamiki pola walki. Wykorzystanie bomb szybujących na przestrzeni całej wojny, no i na rosnącą w ostatnich miesiącach skalę, pokazuje adaptację. Jest to dla Ukrainy zagrożenie, jednak tak jak ma to miejsce w przypadku innych, podobnych systemów, uzbrojenie to jest zdolne wyłącznie do rażenia celów stacjonarnych.
Relatywnie powolny proces wybierania celów po stronie rosyjskiej stanowi tu kluczowe ograniczenie. Z tymi bombami mogą oni robić to samo, co robili z pociskami Ch-59 i inną bronią typu stand-off - atakować cele stacjonarne z dalszej odległości. Jednakże nadal nie posiadają oni zdolności do skutecznego, dynamicznego wybierania celów bezpośrednio z powietrza. Zmiany w tym zakresie byłyby dla nich ogromnym przedsięwzięciem.

Autor. Mirosław Mróz/Defence24.pl
Co z rosyjskimi wojskami aeromobilnymi? Zarówno jeśli chodzi o lotnictwo śmigłowcowe, jak i wojska powietrzno-desantowe.
W odniesieniu do lotnictwa śmigłowcowego należy powiedzieć że Rosja nadal je wykorzystuje, że mimo iż operacje odbywają się w ostrożny sposób, rzadko przekraczając linię frontu. Jednakże rosyjskie śmigłowce szturmowe mogą stanowić znaczące zagrożenie dla ukraińskiej kontrofensywy. Jeśli ukraińska kontrofensywa przełamałaby rosyjskie linie obrony, natomiast wysunięte do przodu jednostki „uciekną" obronie przeciwlotniczej, rosyjskie śmigłowce mogą zadać im znaczące straty. Innymi słowy, rosyjskie zdolności śmigłowcowe będą stwarzać ogromne zagrożenie dla ukraińskich formacji działających poza skutecznym zasięgiem działania ukraińskiej OPL.
W konsekwencji, rosyjska flota śmigłowcowa stanowi obecnie bardziej potencjalne zagrożenie (ang. „a threat in being"), jednak jej znaczenie wzrośnie w miarę jak jakakolwiek kontrofensywa ze strony Ukrainy wyjdzie poza granice objęte strefą działania ukraińskiej obrony powietrznej.
Zobacz też
W odniesieniu do rosyjskich jednostek powietrzno-szturmowych, jak i sił operacji specjalnych, zmarnowano je głównie na początku wojny. Podczas gdy Rosja odtworzyła wiele formacji manewrowych wojsk lądowych angażując w ten proces żołnierzy z mobilizacji, jednostki desantowe, jak również siły specjalne dysponują konkretnymi umiejętnościami wymagającymi lat intensywnego szkolenia z wysoko wykwalifikowaną kadrą instruktorską. Te elitarne formacje rozwodniły swoją praktyczną wartość bojową rozwodniły poprzez ciężkie straty, w tym wśród kadry instruktorskiej, co doprowadziło do zwiększenia ukadrowania niewystarczająco wyszkolonymi, świeżo rekrutowanymi żołnierzami.

Autor. Mirosław Mróz/Defence24.pl
Rosja poszerzyła także wykorzystanie Bezzałogowych Systemów Powietrznych i amunicji krążącej. To rosnące zagrożenie dla sił ukraińskich, w szczególności prowadzące do wyczerpania zapasów rakiet ukraińskiej OPL.
Wykorzystanie amunicji krążącej i bezzałogowców (przez Rosję – red.) jest z pewnością istotnym obszarem zaniepokojenia dla Ukraińców. Zdolność do ich zestrzeliwania, ograniczania ich skuteczności, pozostaje krytyczna. To z kolei ma znaczenie w odniesieniu do problemu zapasów pocisków ziemia-powietrze. Nie dzieje się tak z uwagi na potrzebę zwalczania systemów Lancet-3 i podobnych rozwiązań wykorzystywanych do bezpośrednich ataków przeciwko ukraińskim pojazdom, ale z powodu potrzeby ograniczenia rosyjskich zdolności do użycia bezzałogowców, by koordynować ogień artyleryjski przeciwko siłom ukraińskim.
Istnieje bardzo duża różnica w skuteczności rosyjskiej artylerii w sytuacji, gdy nad celem operuje bezzałogowiec, lub też jeśli go tam nie ma. Ogólnie rzec z ujmując, rosyjskie bezzałogowce były też dużo efektywniejsze w uderzeniach na elementy ukraińskiej obrony powietrznej (SEAD/DEAD), aniżeli platformy konwencjonalne jakie Siły Powietrzno-Kosmiczne wykorzystywały na przestrzeni wojny.

Autor. Mirosław Mróz/Defence24.pl
Zmieńmy nieco temat. Jakie lekcje z wojny na Ukrainie mogą wyciągnąć brytyjskie siły powietrzne?
Wiele wniosków w zakresie tego, czego ktoś powinien się dowiedzieć z wojny na Ukrainie nie jest nowych. Jest wiele rzeczy, które Royal Air Force robiło bardzo dobrze w czasie Zimnej Wojny. Przykładowo, istnieje ogromna potrzeba zapewnienia odporności baz lotniczych. Trzeba albo rozproszyć samoloty i zdolności serwisowe, i//lub bronić i wzmocnić je, celem ograniczenia ich podatności na ataki na ziemi. Należy dysponować także znaczną redundancją, ponieważ straty będą nieuniknione.
W tym redundancją w zapasach uzbrojenia, tak by być w stanie kontynuować działania wojenne w długiej perspektywie i wiarygodnie prowadzić odstraszanie. A także być w stanie ponieść straty i nadal skutecznie działać. Z drugiej jednak strony, by utrzymać gotowość na pełnoskalową wojnę wykorzystującą najnowocześniejsze uzbrojenie, należy prowadzić regularne, realistyczne szkolenia w sił połączonych, co z kolei negatywnie wpływa na inne kwestie.
Żadna z wyżej wymienionych lekcji nie jest nowa, wszystkie jednak pozostają trudne do wdrożenia. Royal Air Force (RAF) bowiem nie skupiał się przez długi czas na zdolnościach potrzebnych o wysokiej intensywności. Zamiast tego RAF skupiał się głównie na misjach bliskiego wsparcia powietrznego (CAS) dla operacji ekspedycyjnych, oraz zadaniach obrony powietrznej DCA (Defensive Counter Air), o wysokim tempie operacyjnym. Te punkty, na których RAF się skupił cechowało napędzanie wielu innych priorytetów, z wielu powodów, co więcej, uzasadnionych. Lekcje jakie można wyciągnąć z konfliktu na Ukrainie są jasne. Mniej jasne natomiast jest to, w jaki sposób należy tutaj działać w odniesieniu do nich, biorąc pod uwagę dostępne zasoby i budżety.

Autor. Rys. BAE Systems
Wydaje się, że RAF często angażuje się w długoterminowe, kosztowne projekty rozwojowe, kosztem jednak bieżących zdolności. Czy tak jest w przypadku Tempersta, który rozwijany jest niejako kosztem bieżącej gotowości?
W odniesieniu do Tempesta, znanego także pod kryptonimem GCAP (Global Combat Air Programme), odkąd do projektu przyłączyła się Japonia - to po prostu pechowy zbieg okoliczności, że ambicje programu GCAP bezpośrednio konkurują o finansowanie z inwestycją niezbędną do regeneracji „głębi" zdolności ofensywnych i defensywnych istniejących sił RAF przez najbliższą dekadę. Będzie niezwykle trudno sfinansować oba te wymogi we właściwy sposób, biorąc pod uwagę uwarunkowania budżetowe.
Mamy zatem do czynienia z bezpośrednim dylematem, z jakim będzie się trzeba zmierzyć w dokumentach Defence Command Paper Refresh i Integrated Review - co do tego, która z tychże kwestii powinna być priorytetyzowana. Nie ma pieniędzy na realizację obu, w pożądany sposób.
Zobacz też
Czy jest szansa na to, by poza F-35B Wielka Brytania zdecydowała się także na pozyskanie F-35A, być może celem włączenia Zjednoczonego Królestwa w program NATO Nuclear Sharing?
Byłbym bardzo zaskoczony, jeśli Wielka Brytania wyrazi zainteresowanie opcją atomową dostarczaną drogą powietrzną. Wielka Brytania nie była dotąd częścią umowy NATO Nuclear Sharing w odniesieniu do bomb B-61. Do późnych lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku dysponowaliśmy naszą własną bombą atomową WE-177, którą przenosiły platformy powietrzne. Zdolność dostarczana okrętem podwodnym jest dużo wiarygodniejsza, jako środek odstraszania. Z punktu widzenia planowania, odstraszania i bezpieczeństwa łatwiej jest oddzielić zdolność odstraszania nuklearnego, niż wykorzystywać systemy podwójnego zastosowania.
Prowadzone są pewne dyskusje w odniesieniu do F-35A, jednak z uwagi na ograniczone budżety raczej mało prawdopodobne jest, że Wielka Brytania wariant ten pozyska. Niezbędne bowiem byłyby osobne zdolności wsparcia, które z kolei generowałyby dodatkowe koszta. Wielka Brytania potrzebowałaby przynajmniej dwóch eskadr F-35A i samolotów zapasowych, by opcja ta stała się bardziej efektywna kosztowo, niż wyłącznie dodatkowe F-35B - wydaje się to mało prawdopodobne.

Autor. DOD F-35 Joint Program Office
Polska pozyskała niedawno samoloty FA-50. Na teraz dostarczona zostanie istniejąca wersja, jednak wariant wyposażony w radar AESA ma być wprowadzony w najbliższej przyszłości. To doprowadziło do gorącej dyskusji, bo część jej uczestników twierdzi że samolot nie jest adekwatny, z kolei inni wskazują na posiadanie przez Polskę korzystnego połączenia maszyn o różnych zdolnościach, „hi-medium-low mix", złożonego z F-35, F-16, oraz FA-50. Jaka jest Pana opinia na ten temat?
Zależy to od faktycznego kosztu „niskiej warstwy" tych zdolności. Dla dowolnego użytkownika lub wariantu FA-50, biorąc pod uwagę jego naddźwiękowość, szczególnie jeśli chcemy integrować, jak radar AESA, zbliżamy się do kosztu standardowego F-16, jednak ze znacząco mniejszym udźwigiem, długotrwałością lotu czy charakterystykami zasięgowymi. Jeśli zaczynacie od relatywnie tańszej platformy, to poprzez dodanie rzeczy takich jak radar AESA celem wykonywania niektórych mniej wymagających misji na polu walki, ryzykujecie poświęcenie tej redukcji kosztów.
Stanie się to prawdą w szczególności, gdy dodamy dodatkową linię kontraktowania i wsparcia dla nowego typu samolotu, co może zwiększać koszty w porównaniu do zwiększenia istniejącej floty F-16 i wykorzystania istniejących struktur wsparcia i logistyki. Więc pytanie rozbija się o faktyczne oszczędności. I to ostatecznie decyduje o tym, czy pomysł pozostaje sensowny, czy nie.
Chciałbym dodać również, że przyjęcie F-35 dla polskich Sił Powietrznych może być w pewnym sensie szokiem dla Polskich Sił Powietrznym. Chwilę zajęło Siłom Powietrznym nauczenie się efektywnego wykorzystania F-16 i przejście z MiG-29 i Su-22 - mamy tu bowiem do czynienia z innymi filozofiami projektowania, wsparcia i operacyjną. Siły Powietrzne musiały się nauczyć użytkować zachodni, nowoczesny system, i związane z nim taktyki, w odróżnieniu do maszyn posowieckich. Przejście z F-16 na F-35 to skok znacząco większy, niż przejście z MiG-29 na F-16.
Dziękuję za rozmowę.
WIDEO: Rakietowe strzelania w Ustce. Patriot, HOMAR, HIMARS