Reklama

Pierwszy oficjalny sygnał, że są prowadzone „bardzo zaawansowane prace związane z pozyskaniem fregat typu Adelaida z Australiizostał przekazany w czasie posiedzenia Sejmowej Komisji Obrony Narodowej z 23 marca 2017 r. przez generała brygady Jarosława Kraszewskiego - Dyrektora Departamentu Zwierzchnictwa nad Siłami Zbrojnymi Biura Bezpieczeństwa Narodowego. Wypowiedź generała była dużym zaskoczeniem dla specjalistów, ponieważ wcześniej nie informowano, że tego rodzaju negocjacje są w ogóle brane pod uwagę.

Dodatkowo nie była to prawdopodobnie inicjatywa podjęta przez gestora – Marynarkę Wojenną, ale „oddolnie” - przez członków Rady Budowy Okrętów. Jak się bowiem okazało korespondencję w tej sprawie ze specjalistami w australijskiej marynarce wojennej prowadził w lipcu 2016 r. Szymon Hatłas - sekretarz komitetu ds. koncepcji bezpieczeństwa morskiego, powołanego przy Biurze Bezpieczeństwa Narodowego.

Paradoksalnie stowarzyszenie, które zostało powołane by pomóc w budowie nowych jednostek pływających dla Marynarki Wojennej, może w ten sposób przyczynić się do tego, że te nowe jednostki pojawią się w Polsce o wiele później. Uruchomiono bowiem lawinę, która w pewnym sensie zmusiła do działań Ministerstwo Obrony Narodowej i do podjęcia kroków, które pośrednio uderzą w polski przemysł stoczniowy.

Resort obrony może skorzystać teraz z okazji i opóźnić rozpoczęcie programów okrętowych „Miecznik” i „Czapla”. Będzie miał przy tym bardzo dobre wytłumaczenie, ponieważ australijskie okręty są rzeczywiście lepsze od tych jednostek, jakie posiada obecnie Marynarka Wojenna.

Okręty nowe czy stare?

Wszystkie fregaty typu Adelaide są młodsze od wykorzystywanych w Polsce okrętów tego samego typu (Oliver Hazrad Perry): ORP „Gen. K. Pułaski” (ex. USS „Clark”) wprowadzonego do linii w US Navy 09.05.80 r. i ORP „Gen. T. Kościuszko” (ex. USS „Wadsworth”) - wprowadzonego 28.02.80 r.

Pomimo tego nie można jednak twierdzić, że zmodernizowane Adelaide to nowe jednostki pływające. Były one bowiem wprowadzane do linii kolejno: HMAS „Adelaide” – 15.11.80 r., HMAS „Canberra” – 21.03.81 r. HMAS „Sydney” – 29.01.83 r., HMAS „Darwin” – 21.06.84 r., HMAS „Melbourne” – 15.02.92 r. i HMAS „Newcastle” – 11.12.93 r. Pierwsze dwie fregaty („Adelaide” i „Canberra”) po wycofaniu zostały zatopione u wybrzeży Australii tak więc Polska będzie mogła pozyskać jednostki mające od 34 (wycofana w 2015 r. fregata ex. HMAS „Sydney”) do 24 lat (najmłodsza fregata HMAS „Newcastle”).

Dodatkowo nie są to jednostki nowoczesne. Ich koncepcja powstała bowiem na początku lat siedemdziesiątych, a więc w czasach „Zimnej Wojny”. Wtedy nie brano pod uwagę m.in.: kosztów eksploatacji okrętów, konieczności ograniczania liczebności załóg, potrzeby wielozadaniowości i „ekspedycyjności” oraz nie trzeba było uwzględniać zagrożeń, które pojawiły się dwadzieścia lat później. Modernizacja australijskich fregat poprawiła więc niewątpliwie ich możliwości, ale na pewno nie wyeliminowała wszystkich problemów.

Jakie fregaty są potrzebne Marynarce Wojennej?

Jedynym w miarę oficjalnym opracowaniem, w którym opisano, jak ewentualnie powinny wyglądać przeszłe „polskie fregaty” była „Strategiczna Koncepcja Bezpieczeństwa Morskiego” (SKBM). Wskazano w niej wyraźnie, że okręty tej klasy powinny zostać wprowadzone, ponieważ mają zdolności, których nie posiadają korwety, a w tym:

  1. Możliwość użycia pocisków manewrujących (projekcja siły z morza na ląd);
  2. Wykrywanie i śledzenie rakiet balistycznych;
  3. Zwalczanie rakiet balistycznych;
  4. Zdolność do uczestniczenia w inicjatywach BMD (np. sensory),
  5. Zapewnienie obrony powietrznej obszaru (osłona innych sił);
  6. Dowodzenie obroną powietrzną znacznych obszarów i zespołów;
  7. Obronę przed kierowanymi pociskami przeciwokrętowymi (PoKPR);

Według dyrektora Departamentu Zwierzchnictwa nad Siłami Zbrojnymi w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego, generała Jarosława Kraszewskiego nowe fregaty mają również pozwolić „na budowanie swego rodzaju przyczółków do prowadzenia operacji ekspedycyjnych”.

Fregata HMAS „Newcastle” na tle lotniskowca USS „Dwight D.Eisenhower” – fot. Andrew Schneider/US Navy

Problem tkwi w tym, że wprowadzenie okrętów typu Adelaide wcale nie oznacza pozyskania tych zdolności. Australijskie fregaty nie mają bowiem i nie będą na pewno miały możliwości użycia rakiet manewrujących, jak również nie będą mogły uczestniczyć w zwalczaniu rakiet balistycznych BMD (Ballistic Missile Defence).

Co więcej pomimo modernizacji system obrony przeciwlotniczej również nie zalicza się do najnowocześniejszych i najprawdopodobniej nie zabezpieczy zespołów okrętowych przed atakiem np. najnowszych, rosyjskich rakiet przeciwokrętowych. Znowu więc otrzymamy tylko tzw. „okręty pomostowe”, nowocześniejsze od tego co obecnie wykorzystujemy, ale nie to, czego rzeczywiście potrzebujemy (oczywiście wg. SKBM). Zakup zabezpieczających nasze potrzeby okrętów będzie więc nadal przed polskimi siłami zbrojnymi.

Rakiety manewrujące i antyrakiety dopiero przed nami

Tymczasem pamiętajmy, że w „Strategicznej Koncepcji Bezpieczeństwa Morskiego” napisanej pod egidą Biura Bezpieczeństwa Narodowego SKBM wyraźnie zaznaczono, że Polsce są potrzebne okręty nawodne wielozadaniowe (klasy fregata) posiadające m.in. zdolność do przenoszenia rakiet manewrujących do atakowania celów naziemnych (Land-Attack Missile, LAM). Dostępne obecnie na świecie (przynajmniej teoretycznie) pociski tej klasy dla okrętów nawodnych startują jednak jedynie z odpowiednio długich wyrzutni pionowego startu, a takich na australijskich okrętach nie ma (chociaż Rosjanie montują je nawet na korwetach projektu 21631 typu „Bujan-M”o wyporności mniejszej niż 1000 ton).

Podobnie jest z wykrywaniem, śledzeniem oraz zwalczaniem rakiet balistycznych i uczestniczeniem w inicjatywach BMD. Jest to jak na razie domena niszczycieli i krążowników wyposażonych w system AEGIS. Wprowadzenie takich możliwości na mniejszych jednostkach to kosztowna wizja przyszłości dotycząca tylko największych jednostek tej klasy (około 6000 ton) – np. fregat FREMM. Na pewno nie uda się jednak zrealizować na fregatach typu Adelaide – głównie z powodu wykorzystywanego przez te jednostki systemu obserwacji technicznej.

Czy obrona przeciwlotnicza fregat typu Adelaide spełnia polskie wymagania?

Według generała Kraszewskiego z BBN: „Umieszczenie okrętów klasy fregata wpisuje się już w koncepcję obecnego kierownictwa resortu obrony narodowej budowania wielopłaszczyznowego systemu obrony powietrznej. Fregaty zapewniają tą zdolność. Znacząco poszerzają parasol obrony przeciwlotniczej. Nie tylko nad terytorium RP w sensie lądowym, ale także terytorium morskim.”

Dlatego w SKBM zaznaczono, że „Rozwój MW RP wymaga modernizacji lub pozyskania okrętów nawodnych wielozadaniowych (klasy fregata) o wyporności i innych parametrach gwarantujących zdolności do:…zapewnienia obszarowej obrony powietrznej o odpowiednim zasięgu efektorów, zapewnienia informacji o sytuacji powietrznej, nawodnej i lądowej dalekiego zasięgu (w tym targetingu), realizacji funkcji wczesnego ostrzegania dla krajowego systemu obrony powietrznej…”.

Teraz politycy uznali, że wprowadzenie australijskich Adelaide da nam te możliwości i pozwoli zwiększyć zdolności obrony przeciwlotniczej. Nie można tego jednak uznać jako sukces, ponieważ Marynarka Wojenna wcześniej takich możliwości po prostu w ogóle nie posiadała. System przeciwlotniczy na polskich fregatach typu OHP był bowiem od momentu ich przekazania niesprawny i do dzisiaj nie udało się go uruchomić. Tak więc każdy działający system rakietowy jest lepszy od tego, co mieliśmy.

Oczywiście prawdą jest, że nawet gdyby polskie fregaty były całkowicie sprawne to ich zmodernizowane, australijskie odpowiedniki byłyby lepsze. Australijczycy przeanalizowali bowiem możliwości swoich okrętów typu Adelaide i ustalili, co trzeba w nich zmienić – m.in. by poprawić skuteczność systemu przeciwlotniczego.

Wskazali oni m.in., że fregaty typu OHP „…są mało efektywne w odniesieniu do małych celów powietrznych niskolecących, a więc poruszających się w obecności silnych zakłóceń od fal i deszczu (clutter morski). Próby wykazały, że operatorzy mogą utracić możliwość śledzenia takich obiektów z powodu złej jakości zobrazowania radiolokacyjnego, oraz że czas wykrywania szybkich samolotów i rakiet przy zakłóceniach znacznie się wydłuża”.

Fregaty typu Adelaide są niewątpliwie lepsze od polskich fregat typu OHP. Ale czy byłyby lepsze od „Mieczników” – fot. M.Dura

Za przestarzały i mało wydolny uznano system dowodzenia. Oceniono również system rakietowy oparty o jednoprowadnicową wyrzutnię Mk 13, który według Australijczyków miał małą szybkostrzelność, nie dając możliwości obrony np. przed atakiem rakietowym przeprowadzonym z wielu kierunków i na różnych wysokościach jednocześnie. Naprawa tej sytuacji kosztowała australijskiego podatnika około miliarda dolarów USA (1,266 miliarda dolarów australijskich).

Za te pieniądze zmodernizowano cztery fregaty, które jednak stanowiły tylko pomost dla realizowanego równolegle programu budowy niszczycieli przeciwlotniczych typu Hobart. I to dlatego jedna fregata Adelaide już została wycofana (ex. HMAS „Sydney”), gdy budowa pierwszego okrętu HMAS „Hobart” praktycznie się zakończyła (trwają obecnie próby morskie, a wprowadzenie do linii ma nastąpić w czerwcu 2017 r.).

Co Australijczykom nie podoba się w Adelaidach, że wprowadzają Hobarty?

Odpowiedź o powodach, które zadecydowały o wycofaniu zmodernizowanych za tak duże pieniądze australijskich fregat może paradoksalnie znaleźć się w polskich, Wstępnych Założeniach Taktyczno-Technicznych (WZTT) dla okrętów obrony wybrzeża „Miecznik”. Wymagania te są niejawne – szczególnie jeżeli chodzi o opis możliwości bojowych poszczególnych systemów, jednak można się domyślać, że wskazano tam nie tylko minimalny zasięg uzbrojenia, ale również m.in. na wymagane:

  • szybkostrzelność i skuteczność systemów rakietowych;
  • ilość jednocześnie zwalczanych celów powietrznych i nawodnych;
  • zdolność do samodzielnego tworzenia rozpoznanego obrazu sytuacji powietrznej;
  • ilość jednocześnie śledzonych celów przez system obserwacji;
  • niezawodność systemów rakietowych i obserwacji;
  • podatność modernizacyjną.

I teraz trzeba sobie uczciwie powiedzieć, czy opierając się na systemach rakietowych i radiolokacyjnych z lat osiemdziesiątych można spełnić kryteria stawiane okrętom w drugiej dekadzie XXI wieku – w tym warunki określone w Polsce. Oczywiście Australijczycy zrobili wiele by poprawić sytuację, ale nie by ją całkowicie naprawić – o czym świadczy fakt budowania niszczycieli przeciwlotniczych typu Hobart i rozpoczynany obecnie program budowy nowych fregat.

Zmodernizowanych fregat typu Adelaide (na zdjęciu z prawej) nie mają i nie będą miały możliwości zwalczania rakiet balistycznych i celów lądowych jak np. niszczyciele typu Arleigh Burke – fot. Paul Kelly/US Navy

Co zrobiono na Adelaidach jeżeli chodzi o system zwalczania celów powietrznych i nawodnych?

Jeżeli chodzi o walkę z celami powietrznymi to modernizacja okrętów typu Adelaide objęła przede wszystkim:

  • system samoobrony przed rakietami przeciwokrętowymi i zwalczania celów powietrznych;
  • system kontroli ognia i radarów obserwacyjnych;
  • system dowodzenia i kontroli (C2) oraz konsol operatorskich (modernizacja BCI - Bojowego Centrum Informacyjnego).

Jak widać próbowano poprawić zarówno to, co wykrywa zagrożenie i je analizuje, jak i to co je zwalcza. Jeżeli chodzi o systemy rakietowe, odbyło się to poprzez zamontowanie wyrzutni pionowego startu rakiet przeciwlotniczych RIM-162 Evolved Sea Sparrow (ESSM) oraz modernizację wyrzutni Mk 13 GMLS i systemu kierowania ogniem do strzelania rakietami przeciwlotniczymi Standard Missile SM-2MR. Nastąpił wiec wyraźny postęp jeżeli chodzi o bliski zasięg (zwiększono szybkostrzelność i skuteczność stosując wyrzutnie pionowego startu MK41 oraz rakiety ESSM) jak i średni zasięg (poprzez wprowadzenie rakiet SM-2MR).

Start rakiety ESSM z fregaty HMAS „Sydney” – fot. Royal Australian Navy

Zamontowanie na fregatach typu Adelaide wyrzutni pionowego startu Mk 41 było jedną z największych „zdobyczy modernizacyjnych”. W każdym silosie startowym może bowiem pomieścić cztery rakiety ESSM (Evolved Sea Sparrow Missile) przez co okręt uzyskał teoretycznie możliwość strzelania salwami aż 32 pocisków przeciwlotniczych.

Okręty australijskie mają przy tym cały czas możliwość korzystania z jednego stanowiska startowego wyrzutni Mk 13 GMLS (z magazynem dla 40 rakiet przeciwlotniczych Standard Missile SM-2MR oraz dla pocisków przeciwokrętowych Harpoon). W tym drugim przypadku nie wyeliminowano jednak podstawowej wady fregat Adelaide, jakim jest sam system rakietowy i to zarówno w odniesieniu do wyrzutni, jak i radarów kierowania uzbrojeniem.

Koncern Lockheed Martin Naval Electronic and Surveillance Systems zajął się bowiem modernizacją systemu kierowania ogniem Mk 92 (unowocześniając go do wersji Mod 12), ale musiał się przy tym opierać na już istniejących na okręcie: jednoprowadnicowej wyrzutni Mk 13 oraz radarach (w tym systemu CAS - Combined Antenna System). Dlatego według dostępnych informacji, system Mk92 pozwala na australijskich fregatach na kierowaniem strzelaniem artyleryjskim i rakietowym tylko w odniesieniu do dwóch celów nawodnych i dwóch celów powietrznych jednocześnie.

Pokładowy system radiolokacyjny ogranicza możliwości zarówno polskich jak i australijskich fregat – fot. M.Dura

Większe możliwości ma zmodernizowane Bojowe Centrum Informacyjne, gdzie połączono nowe i stare sensory z nowymi i starymi efektorami implementując nowy system dowodzenia i kierowania ADACS (Australian Distributed Architecture Combat System). W porównaniu do wcześniej wykorzystywanego systemu NCDS (podobnego do tego, jaki jest wykorzystywany obecnie na polskich fregatach), ADACS pozwolił m.in. na:

  • zmniejszenie czasu pomiędzy wykryciem zagrożenia a reakcją systemu uzbrojenia;
  • kwalifikowanie zagrożeń pod względem ważności;
  • lepszy i szybszy rozdział celów do niszczenia dla systemów uzbrojenia;
  • wsparcie dla procesora Systemu Uzbrojenia WCP (Weapon Control Processor) przy planowaniu jednoczesnego zwalczania wielu celów;
  • bezpośrednie połączenie z systemem kierowania strzelaniem AN/SWG-1A rakiet Harpoon i aktywnych środków zakłócających Nulka;
  • wsparcie automatycznego systemu samoobrony ASD.

Wprowadzono również Zintegrowany Zautomatyzowany System Wykrywania i Śledzenia Radarowego RIADT (CEA Radar Integrated Automatic Detection and Tracking system), którego głównym zadaniem jest tworzenie tras prowadzonych obiektów przy jednoczesnym wykorzystaniu zobrazowania ze wszystkich radarów okrętowych (w tym radarów kierowania uzbrojeniem).

Ale podstawą systemu ostrzegania nadal pozostał dwuwspółrzędny radar obserwacji sytuacji powietrznej AN/SPS-49, owszem zmodernizowany do wersji AN/SPS-49A(V)1, ale ciągle bez możliwości wykrywania wysokości (a więc dokładnego zlokalizowania obiektów w powietrzu). Bardzo trudno byłoby więc połączyć okręt ze zintegrowanym systemem obrony powietrznej kraju (a trzeba to zrobić jeżeli fregaty miałyby być wykorzystywane w tym celu).

To właśnie z tego powody Turcy modernizując swoje fregaty typu Gabya (ex. Oliver Hazard Perry) w ogóle zrezygnowali z radarów SPS-49 montując trójwspółrzędne stacje radiolokacyjne SMART-S firmy Thales (taki sam radar otrzymał też budowany w Stoczni Marynarki Wojennej okręt patrolowy „Ślązak”).

W wykorzystaniu pełnych możliwości rakiet SM-2 przeszkadza również sama jednoprowadnicowa wyrzutnia Mk 13. I nie chodzi tu tylko o czas, jaki upływa pomiędzy startem jednej rakiety, a załadunkiem i startem drugiej, ale również o konieczność zwolnienia tej wyrzutni w przypadku, gdyby była potrzeba wykonania uderzenia na jakiś cel nawodny. Rakiet przeciwokrętowe Harpoon są bowiem przechowywane w tym samym magazynie i korzystają z tej samej wyrzutni. Ich wprowadzenie na prowadnicę, automatycznie blokuje więc cały system przeciwlotniczy średniego zasięgu.

W momencie, gdy tak jak na zdjęciu przygotowywane jest strzelanie rakiety przeciwokrętowej Harpoon, fregaty Adelaide nie mogą wykorzystywać rakiet przeciwlotniczych SM-2MR. Na zdjęciu nieistniejąca już fregata HMAS „Canberra” podczas opalania rakiety Harpoon – fot. Wikipedia

Było to dopuszczalne w latach osiemdziesiątych, gdy fregaty typu OHP działały na oceanach i gdzie było niewielkie zagrożenie pojawienia się obcych okrętów. Ale zupełnie inaczej jest już na Bałtyku, gdzie cele nawodne i powietrzne mogą się pojawić w każdej chwili, jednocześnie i z różnych kierunków. Wtedy jednoprowadnicowa wyrzutnia nie wystarczy.

Należy dodatkowo pamiętać, że wiele rozwiązań wprowadzonych na australijskich okrętach nie będzie wykorzystanych w Polsce. Przykładowo australijskie fregaty mają w porównaniu do polskich okrętów typu OHP większe lądowisko pozwalające na wykorzystywanie większych śmigłowców np. typu S-70B-2 Seahawk. W ramach modernizacji otrzymały one m.in. dedykowany kanał transmisji danych HDL (Helo Data Link), co pozwala zobrazować informacje z sensorów helikoptera bezpośrednio w okrętowym systemie walki. Bez nowych śmigłowców Polska nie będzie mogła z tego skorzystać.

Lepsze niż mieliśmy, ale czy to wystarczy?

To, że Australia chce w ogóle rozmawiać z Polską na temat ewentualnego przekazania fregat typu Adelaide świadczy niewątpliwie o dużym zaufaniu, jakim posiadamy u Australijczyków. Trzeba bowiem pamiętać, że na okrętach tych znajduje się wiele rozwiązań, które są wrażliwe z punktu widzenia australijskiego systemu obrony, jak chociażby oprogramowanie nowego – okrętowego systemu walki.

Z drugiej jednak strony Australijczycy mogą na tym zyskać i to całkiem niemałe pieniądze. Przede wszystkim za wycofanie i utylizację fregat trzeba będzie zapłacić z budżetu australijskiego resortu obrony. Dodatkowo o ile okręty możemy uzyskać za atrakcyjną cenę to rakiety i amunicję trzeba będzie od sił morskich Australii odkupić. Jest to uzbrojenie, które w większości nie będzie mogło być wykorzystane na nowych niszczycielach typu Hobart i Australijczycy musieliby je zutylizować. A tak mogą je sprzedać (np. rakiety SM-2 dla wyrzutni „prowadnicowej”).

Do tego dochodzi samo wsparcie logistyczne, z którego będziemy musieli skorzystać oraz szkolenie, za które trzeba będzie zapłacić. Oczywiście niewątpliwym plusem pozyskania fregat Adelaide będzie możliwość zachowania załóg, które zostały już wyszkolone i opływane na polskich okrętach typu Oliver Hazard Perry. Ale w przypadku wielu systemów załogi te trzeba będzie wyszkolić w Australii i to często praktycznie od zera (np. obsługę BCI).

Może nie warto, ale trzeba?

Artykuł ten nie miał na celu tylko krytykowania pomysłu sprowadzenia australijskich fregat do Polski. Nie można bowiem „totalnie” negować takiej decyzji nie mając wiedzy na temat rzeczywistych planów i możliwości finansowych Ministerstwa Obrony Narodowej jeżeli chodzi o najważniejsze programy okrętowe realizowane dla Marynarki Wojennej.

Pamiętajmy bowiem, że w rzeczywistości do dzisiaj nie przekazano sensownego wytłumaczenia, dlaczego wstrzymano programy „Miecznik” i „Czapla” opóźniając harmonogram ich realizacji. Może więc być tak, że resort obrony nie ma po prostu pieniędzy na realizację tych programów, a więc wzmocnienie sił nawodnych (a może i podwodnych) starymi okrętami jest jedynym rozwiązaniem.

W takiej sytuacji sprowadzenie fregat typu Adelaide ma sens. Ale nie można tłumaczyć, że są to nowoczesne okręty na miarę potrzeb oraz, że skorzystają na tym polskie stocznie.

Reklama
Reklama

Komentarze (88)

  1. Krzysztof Abr.

    Jeszcze jedno - JEZELI idziemy w silna PMW - to w stoczniach powinniśmy skupić się na OP. Zwłaszcza gdy chodzi o stocznie PGZ. I to nawet budując typoszereg testowy prototypów małych [nawet miniaturowych] OP dla uzyskania coraz wyższych kompetencji. Gdzie potem można będzie owe testowe małe OP traktować jako szkolne i częściowo jako bojowe dla ograniczonych zadań [ale i zadań np. dywersyjnych]. Co do reszty stoczni - opanowano budowę Kormorana II - to niech kontynuują serię. A holowniki przystosować z pokładem zadaniowym pod moduły zadaniowe, dodać możliwą obsługę AUV [ZOP i przeciwminowe], a nie tylko bierne poławianie torped. I koniecznie przynajmniej wyrzutnia MANPADS Pioruna i choćby CG mk4 i jakieś UKMy, żeby tych holowników na morzu nie przechwycili "gołymi rękami". Absolutne minimum. Dodałbym amunicję krążącą w wersji rozpoznawczej i bojowej [jest tego w tej chwili 5 wzorów prosto z półki]. Okręty zaopatrzeniowe najlepiej zbudowane jako katamarany lub nawet trimarany - też z dużym pokładem zadaniowym, nieograniczoną dzielnością morską, uzbrojeniem jw i dodatkowym pozycjonowaniem aktywnym [strugowodnym], co jest kluczowe w złych warunkach podczas uzupełniania na rzecz okrętów bojowych na morzu [np. przyszłych Adelaide, które, jeżeli poważnie potraktować ich zadania - powinny stanowić głównie parasol plot dla transportu morskiego na Bałtyku i nad Bałtykiem - i być gotowe do maksymalnej dyspozycyjności na morzu]. WSZYSTKIE okręty winny mieć możliwości działań ZOP w oparciu o AUV, sonary, także lekkie bojowe bsl itd. Także stare trałowce winny być modernizowane w ten sposób. Wliczając montaż Wróbel III z wyrzutniami Piorunów i nowymi 2x23 mm. Liczy się relacja koszt-efekt - i czas. Strategicznym zadaniem PMW jest takie przeważenie rachunku sił, by z pomocą Duńczyków, Szwedów, [Finów?], ale i UK i US Navy było możliwe w sumie utrzymanie linii komunikacyjnych na Bałtyku dla dostaw NATO do Polski. Wliczając most powietrzny z Norwegii [UK?, Grenlandi?, Islandii?] przez Szwecję - nad Bałtykiem. Podkreślam - przeważenie, bo sama PMW tego oczywiście nie dokona, natomiast jako języczek u wagi może to zadanie spełnić z Adelaide, z wystawieniem OP jak najdalej na wschód i jednocześnie z maksymalnym doposażeniem trałowców pod ZOP. Plus dwa [trzy?] MDR [obrona "głębokiego" brzegu i zwłaszcza neutralizacja Kaliningradu] i przerzucenie ew. Harpoonów albo na ląd [jak MDR] albo na przyszłe OP. Z powyższego wynika, że pilne jest wypożyczenie od Bundesmarine 2 OP. TERAZ - nie za X lat. Bo to teraz się rozstrzyga w wielkim zliczeniu sumarycznym w Pentagonie, czy NATO z USA na czele w razie godziny W przyjdzie z realnym wsparciem wielkoskalowym do Polski. Co zależy i od transportu morskiego na Bałtyku i od utrzymania mostu powietrznego przez Skandynawię nad Bałtykiem. Bądźmy realistami - w razie godziny W art.5 może nie zadziałać z uwagi na zaporowe "NIE" ze strony RFN. Co również może zablokować transporty przez RFN. Pozostaje w takim razie USA i ew. UK plus ew. Skandynawowie [przynajmniej Duńczycy, którzy zdaje się postawili na "tarczę antyrakietową" i raczej wybiorą twardy kurs]. Czyli musimy wesprzeć US Navy i skaptować np. Duńczyków min. do utrzymania Sundu, a Szwedów - min. do podtrzymania korytarza mostu powietrznego. Co z ich punktu widzenia będzie miało sens, jeżeli PMW zabezpieczy przynajmniej "ostatni odcinek" wiodący na Bałtyku lub nad Bałtykiem - do Polski. To także kwestia utrzymania wysuniętego bufora Polski - czyli Bałtów - a to możliwe jedynie bardzo szybką i zmasowana reakcją USA i aliantów - co bez wsparcia z Polski to niemożliwe nawet teoretycznie. Funkcji ZOP nie muszę tłumaczyć, natomiast nasze OP winny rozpraszać maksymalnie siły FR na Bałtyku, przenosić aktywnośc floty i ich ZOP jak najbardziej na wschód - i stanowić ruchome mobilne wyrzutnie do uderzeń na cele powierzchniowe [nie tylko okręty, także porty [nr 1= Petersburg], stanowiska radarowe, lotniska itd] - przynajmniej 150-200 km w głąb lądu. Co z Harpoonami teoretycznie możliwe przy zgraniu sensorów i pozycjonerów [także satelitarnych]. Dalszy etap to NSM w wersji wystrzeliwanej spod wody, a w końcu może i Tomahawki. Bezwzględnie powinniśmy kupić OP od Szwedów [A26 lub ich klony - mniejsze a więcej - np. 4-8] - dla skaptowania politycznego i interoperacyjności ze Szwedami - bo to oni w razie czego będą głównym "oponentem" FR na Bałtyku, a przynajmniej głównym "fleet in being". Niemcy = tylko leasing 2 OP. Pomostowo. Francuska oferta z NCM o zasięgu ok. 1000km tylko pozornie jest "najlepsza". Decyduje nadrzędny rachunek strategiczny. Jeżeli USA zamierzają naprawdę pomóc Polsce, to dadzą Tomahawki po przejściu do trybu bezpośredniego zagrożenia Polski [dajmy na to za dekadę, jak sytuacja się rozwinie po zajęciu Białorusi]. Jeżeli USA nie zechcą pomóc Polsce - to leżymy - i wtedy i Scorpene i NCMy i tak nas nie zbawią. Chyba, - tu wszystko decyduje na pierwszym poziomie wyboru strategicznego - że stawiamy na obronę terytorium Polski - ale BEZ USA - ale wtedy konsekwentnie trzeba zwinąć nakłady na PMW i skoncentrować się na Wiśle, Narwi, Krabach, Krylach, Rakach, Homarze, masowej obronie ppanc, większej ilości Leo 2 PL, nowych BWP, generalnie na masowej armii lądowej z przykryciem "parasolem" plot i przynajmniej "plackami" przykryciem antyrakietowym regionów strategicznie najważniejszych, zbudowaniu podziemnych licznych i rozproszonych baz materiałowych, czyli łącznie mówię o zbudowaniu realnej siły zdolnej do powstrzymania własnymi siłami agresora przed zaborem terytorium Polski [dokładnie tylko to i aż to] - powtarzam: na lądzie [i zapewniającą Polsce parasol plot i obronę przeciwrakietową na poziomie niwelującym tzw. wariant "deeskalacyjnego" użycia broni jądrowej przez FR]. Wtedy wszystkie siły na ten wariant - i budowanie zawczasu podziemnej produkcji ropy i benzyny syntetycznej z węgla - plus zgazowanie podziemne węgla. Bez patrzenia na limity CO2 i Berlin - w skrajnym wypadku nawet za cenę ostrego "albo-albo" z Brukselą. Nie przesądzam ścieżki wyboru zasadniczego: politycznego-ekonomicznego-militarnego. Ważne, żeby wybór był jeden [bez schizofrenii] i potem konsekwentnie wszystko do niego robione: politycznie, ekonomicznie i militarnie - dokładnie w tej kolejności.

    1. dimitris

      Potrzebuje Pan do biznesu kilku samochodów ? i co wtedy ? Czy kupi Pan całą fabrykę aut ? Nikt w Polsce nie złoży korzystnych ekonomicznie zamówień na fregaty czy okręty podwodne, skoro to nie jest polska specjalność. Zatem z uporem maniaka, przy tym nieuka, namawiacie Państwo na ciągłą deficytowość stoczni i stałe obciążanie przez nie budżetu państwa. Nienauczeni wypadkiem Ślązaka ? Gdy stocznie budować winny to, co się opłaca, to co będą mogły tworzyć w długich, tanich seriach, dzięki temu także eksportować itd. Przykład znakomitego ekonomicznie dla Polski przemysłu motoryzacyjnego - może i produkuje "duperele", ale zarabia nimi dla Polski więcej dewiz, niż dla F.R. cały jej przemysł zbrojeniowy. Zgoda, że muszą istnieć jakieś stocznie starannie chronione kontrwywiadowczo, ale nie przesadzajcie z wiarą w to, o czym nie macie i tak pojęcia. W bardzo, ale to bardzo naiwny sposób przeceniacie Państwo swe możliwości techniczne, w proporcji do sprawności działania i jego opłacalności. Poza tym, jeśli już mowa o inwestycji, Polska potrzebuje pilnie bardzo wielu dobrych, tanich rakiet, nie okrętów.

    2. HanSolo

      100% prawda!

  2. kim1

    W takim razie MON niech się zdecyduje czy budujemy fregaty z systemem AEGIS bo tylko on w pełni pozwala na osłonę i zwalczanie rakiet balistycznych. Albo kupujemy OHP Adelaide. Swoją drogą to paradoks, że Ślązak bez uzbrojenia rakietowego ma radar Thales 3-współrzędny. Natomiast OHP Adelaide ma 2-dwuwspółrzędny. Może trzeba wzorem Turcji, zamontować na OHP taki sam radar jak na ORP Ślązak. Ostatecznie wszystko zależy od możliwości finansowych MON.

    1. dimitris

      A jaką bronią zaatakuje nas może przeciwnik ? Więc jaki jest sens wydatkowania środków na obronę z definicji nieskuteczną?

    2. podatnik polski

      Ale najpierw niech agentura USA uzasadni po co Polsce okręty z BMD jak Rosja na Polskę nie będzie wystrzeliwać rakiet balistycznych od strony morza? Mamy na swój koszt kupować BMD Amerykanom, tak jak Grom, Błyskawica, Orzeł itp. kupiliśmy przed IIWŚ do obrony Anglii a nie Polski?

    3. HanSolo

      Myślisz że SM-6 BMD którego USA nie sprzedaje NIKOMU, sprzeda akurat nam?

  3. edi

    Szkoda kasyna na okrety których nie chce Australia bo są przestarzałe.

    1. HanSolo

      Masz lepsze? Miecznika i Czapli nie będzie. Chamski remont kutrów pochłonął w 100% budżet na dwie najświeższe fregaty rakietowe.

  4. werta

    Bardzo ciekawy artykuł. Jednakże aby mieć pełen obraz sytuacji i móc odpowiedzieć na pytanie zawarte w tytule należy mieć świadomość jak nasza MW teraz wygląda. Niestety jest to czarny obraz. Nasza MW ma tylko 3 okręty uderzeniowe, kilka podwodnych muzealnych okrętów plus podobno jakoś tam jeszcze w miarę sensownego Orła który jednak popłynął na remont do stoczni i tam zaginął. Żaden z naszych oktetów, ale to żaden nie ma obrony plot ani prak. Żaden. Marynarzy stojących w czasie sztormu z rakietami Grom w bocianych gniazdach nie liczę bo rozmawiamy poważnie a nie bawimy się w wojsko i cyrk. Niestety, wbrew temu to napisano w artykule, nowo projektowane Mieczniki nigdy nie miały być nosicielami systemu AEGIS. Nie wiem dlaczego to się nagle autorowi artykułu ubzdurało. Co więcej, nowo projektowane Mieczniki mają być gorzej uzbrojone niż te nieszczęsne Adelaidy. Szczerze mówiąc ja tego nie rozumiem. Decydujemy się na okręty bojowe mając do dyspozycji szeroki wachlarz doświadczeń wszystkich stoczni na całym swiecie, widzimy jakie okety budują nasi sąsiedzi, wiemy jakie zagrożenia płyną dla tych oketów a mamy budować jakieś kolejne atrapy ala Gawron/Slązak. To wygląda tak jakby kompletni amatorzy powyciągali z katalogów poszczególnych soczni jakies tam rozwiązania i próbowali to wepchnąć do skorupy 1000ton wiedząc z góry że jest to nierealne. A skoro nierealne to nigdy nie powstanie...i może o to chodzi?. Adelaide są już zbudowane, mamy marynarzy na te jednostki, są uzbrojone po zęby....mam tylko nadzieję że kupimy je razem z całym wyposażeniem i uzbrojeniem chyba że znowu jakiś "geniusz biznesu" wpadnie na pomysł zakupu samych skorup....u nas wszystko jest możliwe. Wszystkim czekającym na Mieczniki powiem tylko...100lat! jestem zwolennikiem nowych okrętów ale po tym czego byliśmy świadkami w trakcie budowy Ślązaka nie wierzę że Mieczniki kiedykolwiek powstaną. I jeszcze jedno. Nie wiem skąd wzięła się taka mania u nas twierdzenia że zdolnośc budowy samolotów, oketów, czołgów jest wyznacznikiem suwerenności. Jakoś inne kraje kupując uzbrojenie za granicą martwią się tym czy jest ono skuteczne i wystarczające do osiągnięcia celów postawionych przed armią. Nie okraszają wszystkiego jakimś patriotycznym sosem. My usiłując wszystko produkować sami, przeceniając zdecydowanie możliwości posiadanego przemysłu i kadr, tracimy tylko małe środki na ciągnące się latami projekty które nie skutkują wprowadzaniem nowoczesnych wzorów uzbrojenia. No niestety Panowie, na coś trzeba się zdecydować. Wbrew pozorom jesteśmy małym i jeszcze dość biednym krajem i pobożne życzenia tego nie zmienią.

    1. say69mat

      Myślę, że nie tyle zdolność do budowania jest tu istotna ile zdolność do projektowania systemów uzbrojenia. Ponieważ każda stocznia może zrealizować nasz projekt okrętu wojennego, krajowa czy zagraniczna. Z kolei zdolność do projektowania oznacza zdolność rozumienia realiów determinujących wyścig technologiczny w dziedzinie projektowania systemów uzbrojenia. Co w warunkach naszej rzeczywistości czasoprzestrzennej przekłada się na praktykę wyścigu o ... pokój. Dla porównania, w czasach II RP ten wyścig o pokój zdecydowanie przegraliśmy.

    2. fryz5

      Tu nie chodzi o jakiś "patriotyczny sos", tylko realizm. Posiadając zdolności do projektowania i budowania danego typu uzbrojenia możemy go nabyć po prostu taniej - wiem, wiem doświadczenie mówi, że polski przemysł zbrojeniowy taktuje budżet MON jak dojną krowę, dyktując cholendarne ceny (często wyższe od ceny zakupu za granicą) za sprzęt gorszej jakości, lub ew. na poziomie jak u konkurencji - TO SIĘ MUSI ZMIENIĆ!. Oczywiście nie musimy produkować każdego typu uzbrojenia, ale te najistotniejsze ze strategicznego punktu widzenia. Gdybyśmy byli w geograficznym położeniu Belgii, czy Szwajcarii było by inaczej, ale historia uczy, że tylko silna armia daje nam gwarancję niepodległości.

    3. HanSolo

      Sam sobie przeczysz: "Posiadając zdolności do projektowania i budowania danego typu uzbrojenia możemy go nabyć po prostu taniej" Posiadanie zdolności, technologii i możliwości budowy jest 10 krotnie droższe niż wybudowanie np 4-6 fregat. Te fregaty to moga sobie nawet darmowe być. Napisałem 10 krotnie lecz w rzeczywistości nie można tych możliwości "kupić". Nikt ich nie sprzeda za równowartość 40 fregat. Mało tego. Nikt ich nie sprzeda za NIC na świecie! Poniważ technologia, pozwalająca wyprzedzić wroga i pokonać go w stosunku sił własnych 1 do 5 wrogich i uchronienie swojego kraju przed atakiem, a narodu przed mordem i koszmarem wojny NIE MA CENY!

  5. Bart

    Racja! Czy naprawdę jesteśmy w stanie sami zbudować coś większego niż Kormoran? Mieczniki i Czaple będą sabotowane przez obcą agenturę tak jak to się od lat dzieje ze wszystkim co budujemy dla armii. Dlatego kupmy Adelaide, stare OHP przez pół roku jako szkolne potem na sprzedaż albo złom żeby nie generowały kosztów. U nas zlecajmy tylko budowę nowoczesnych trałowców, kutrów rakietowych i małych patrolowców. Nic większego żeby mała liczba osób mogła to ogarnąć. W ten sposób łatwiej oprzeć się działaniom agenturalnym. Im większe przedsięwzięcie tum łatwiej je storpedować z zewnątrz.

  6. radzio

    konserwator zabytków nie wyraził zgody za nowe :D przecież stocznie będą musiały dopracować osprzęt pod nas - pytanie czy naszym obecnym sprzętem jesteśmy w stanie namierzyć okręt ruski podwodny warszawianka

  7. DDt

    Bez \"żądła\" nasza zdolność odstraszania jest iluzoryczna. Myślę oczywiście nie o fregatach a okrętach podwodnych z efektorami mogącymi boleśnie potraktować npl-a w głębi jego terytorium.

  8. refini

    Niestety nie jesteśmy potęgą w budownictwie okętowym i nie chodzi tu o \"głupotę inżynierów i profesorów\" tylko po prostu o \"bagaż doświadczeń\" potrzebny przy budowie okrętów. Polska dotychczas od początku do końca budowała tylko żaglowce i ew małe trałowce (przedwojenne ptaszki) , które też żadnym cudem techniki na owe czasy nie były ze względu choćby na nikłą dzielność morską. Dlatego w ogóle bym był sceptykiem co do celowości posiadania przez nas tak dużych okrętów na bałtyckim teatrze działań. Dla obrony wybrzeża i działań patrolowych w zupełności by wystarczyło 6-8 rakietowych korwet o maksymalnie 1500t wyporności zbudowanych na licencji wedle najnowszych standardów NATO, do tego odpowiednia liczba patrolowców, kutrów rakietowych, trałowców i okrętów ZOP. Potęgą morską nie byliśmy i nie będziemy i nie ma co pakować kasy w mrzonki. Te fregaty są tak samo przydatne jak przydatne na Bałtyku były w 1939 roku Błyskawica i Grom. No chyba że chcemy mieć okręty które w razie konfliktu nas opuszczą i podążą do sojuszników......

  9. mat

    Dla naszego morza to szybkie małe jednostki rakietowe. W garażu je zbuduję!

  10. antyk

    Proszę mi powiedzieć po co nam te okręty, co one mają robić i czy można te cele zrealizować innymi środkami! Na takie pytanie jedyną odpowiedzią jest żywcem wzięta z Misia Barei! To zaś upewnia mnie, że do prezentowania bandery wystarczy duży żaglowiec szkolny.

  11. gazek

    Popełniamy błąd strategiczny. Trzeba przede wszystkim odpowiedzieć na pytanie, jakiej marynarki potrzebujemy. A odpowiedź brzmi, bardzo niszowej. Nie potrzebujemy wielu okrętów klasy fregata. Dwa w zupełności wystarczą i powinny być nowoczesne, zdolne pełnić różne misje. To co powinno być specjalnością naszej MW to zaminowywanie i rozminowywanie naszego nabrzeża i tyle, nic więcej. Można to rozszerzyć o jakiś zasób łodzi podwodnych, bez mrzonek o \"polskich kłach\", ale z opcją na transport oddziałów specjalnych. I tyle, a zaoszczędzane pieniądze wydać na inne dziedziny naszej armii

  12. Artur

    Fregaty „Sydney”, „Darwin”, „Melbourne”, „Newcastle” to solidne, zmodernizowana okręty. Polska powinna je kupić bez mrugnięcia oka ponieważ są dużo lepsze niż obecnie przez nas posiadane. Nic nie szkodzi na przeszkodzie aby użytkować australijskie fregaty, szkolić załogi a jednocześnie spokojnie budować własne okręty bez tzw. ostrza na gardle.

  13. Gg

    Czy naprawdę nie możemy zbudować sobie sami tych okrętów nie mamy specjalistów. Tyłu mądrych profesorów itd. I przemysł zbrojeniowy by poszedł do góry i gospodarka i jak wymyśla coś dobrego to obronność i biznes

  14. kd12

    Przecież mamy 2 fregaty OHP, poznaliśmy możliwości tych okrętów. Mamy wyszkolone załogi. Dlatego kolejny zakup używanych, ale zmodernizowanych już fregat tego samego typu to konieczność. Podobnie jest z F16 czy z czołgami Leopard.

  15. rydwan

    pisze w komecie bo mi odpowiedzi nie działaja ,REALISTA piszesz że marynarka nam chluby nie przyniosła? a broniła sie naprawde długo mimo że nad głowami niezakłucone fruwały sobie sztukasy i były ostrzeliwane z innych okrętów jedyną zakała okazał sie nasz bohater Orzeł który zwiewał gdzie pieprz rośnie.Po pierwsze nasza MW powinna zmienic nazwe na Wojska Obrony Wybrzeża i tak organizowac obrone do momentu kiedy te fregaty stana sie nam naprawde potrzebne ,drony sondy naprowadzane na cel torpedy wykrywacze OP do momentu osiagniecia zdolnosci budowy fregat i tu bymsie wzorowal na Norweskich fregatach Skjold

  16. Polak

    Może warto kupić fregaty od chińczyków. Niedawno odwiedziła Polskę jednostka rakietowa warta 1mld. dolarów. Kupić 4 i mamy z głowy.

  17. pragmatyk

    Wszystko to o czym piszemy nie trzyma sie kupy :czyżby były Inspektor MW kmdr Morgel nie wiedział o koncepcji pozyskania austalijskiego sprzętu ,czyżby zieloni nie konsultowali sie z marynarzami na temat potrzeb naszej MW,a traktowali ich jako atrapy a nie fachowców .Tydzień temu było święto Marynarki Wojennej ,chciałem cokolwiek wyczytać pomiędzy wierszami przemówień prezydenta i ministra MON ,nic nie znalazłem ,pustosłowie ,ktore mozna wyglosić przy każdej okazji do zebranej gawiedzi.Nie wiem ,czy koszty utrzymania w Gdyni obu fregat są adekwatne do poziomu wyszkolenia ich załóg ,a może ich stan obniża morale tam szkolonego wojska i warto je skasować.Nie wiem jak to wszystko się ma do głoszonych przez polityków pomysłów odbudowy stoczni MW i oświadczeń nowej dyrekcji stoczni o zamówieniach .Także różne sympozja ,włącznie z prowadzonymi przez Defence24 mówią co innego ,a co innego robi np.PGZ.Wychodzi na to ,że aby stocznie funkcjonowały kupimy za grosze australijskie fregaty i będzemy je modernizować w polskich stoczniach .trochę to karkołomne , ale dla polityków niema rzeczy niemożliwych

  18. Okręcik

    Polska nigdy nie stała marynarką, bo inwazje szły lądem nie morzem, a po drugie nie stać nas na taka flotę która by w razie konfliktu nie poszła na dno w ciągu 3 dni. Zadania które wykonują fregaty mogą wykonywać w większości jednostki lądowe i powietrzne. Jaki sens jest wydawać kasę na jednostki, które nie sprostają rosyjskiej Flocie Bałtyckiej? Moim skromnym zdaniem marynarka powinna się skupić na okrętach potrzebnych do wykonywana zadań podczas pokoju; pilnowaniu granicy morskiej i ratowaniu rozbitków.

  19. JSM

    @REALISTA Przynajmniej na razie, do czasu uzyskania zdolności antydostępowoch i przeciwrakietowych. Poza tym 100% racji. Bałtyk to kałuża. Odpowiednio - a nie jest - skonfigurowany i rozbudowany MJR kontroluje Bałtyk aż do Szwecji. Do tego dodać sieć pasywnych czujników podwodnych do wykrywania OP i dobre drony ZOP i po sprawie.

  20. REALISTA

    Żadne kolejne złomowate OHP, żadne nowe okręty. Nasza MW już dawno powinna przestać istnieć, bo to tylko zbędne wydawanie kasy na okrety które zostaną zatopione w ciągu 5minut. Polska nigdy nie posiadała MW a to co było w IIWS raczej chluby nam nie przyniosło. Uciekali do Anglii aż się kurzyło!. Tym raze byłoby tak samo. Na Pomorzu można rozbudować WOT o komponent morski. Jakies dwa patrolowce w zupełności wystarczą. Można oddać te część Polski pod osłonę MW Niemiec. My już dawno naszą MW powinniśmy zlikwidować tak jak śmigłowce. Ani to ani tamto w razie wojny nie polata i nie popływa. TYLKO CZOLGI BWP WISŁA I NAREW! TYLKO!

  21. fantasta

    Są 4 zmodernizowane fregaty.Pytanie czy 4 taż są do odsprzedania.Jeżeli tak To pozyskać wszystkie.Fregaty OHP które mamy odstawić z linii.Sprzedać Gawrona vel Ślązaka bo zanim powstanie trzeba go będzie remontować.To plan na już.Orzeł dwukrotnie spalony wiadomo do trzech razy sztuka.Plan na przyszłość możemy wybudować po niedawnych obchodach tzw bitwy Oliwskiej wspaniałą flotyllę bojowych żaglowców odpowiednio uzbrojonych tu na pewno koledzy z forum pomogą.I to jest coś co może nam się udać.

  22. maciek

    W latach 90-tych dostaliśmy od Amerykanów wycofywane przez nich okręty, które teraz są zabytkami. A teraz zamiast kupić dla marynarki wojennej nowe okręty to znowu popełniamy ten sam błąd i chcemy kupić od nie okręty 25 letnie. Ludzie, co wy robicie. Przecież za 15 lat te okręty będą się nadawać do muzeum.

  23. karta

    nie, to tylko duży łatwy cel i wielki worek na kasę

  24. Stefan

    Branie starych okrętów to głupota. Od której trzeba uciekać. Dość brania okrętów, które mają służyć marynarzom do podtrzymania nawyków a nie mają realnych wartości bojowych. Dotyczyło to zarówno okrętów z USA jak i starych okrętów podwodnych. Potem przez 15 - 20 lat utrzymujemy trupy a nie ma kasy na nowe okręty. Przykład \"trupy\" z USA przejadły kasę na Gawrona/Śląska. Jeżeli nie potrafimy sami to zamówmy okręty w Szwecji, Francji, Niemczech, Holandii...... Bedzimy mieli nowoczesne okręty, które można używać i modernizować przez 30-40 lat. Mając nowoczesne okręty a nie złom na pokaz. Po co kupiono stocznię MW za 200 mln złotych skoro teraz nie ma kasy na budowanie okrętów.

  25. art

    male szybkie kutry-okrety rakietowe ,nic duzego szkoda kasy