Reklama
  • Analiza
  • Wiadomości

Turecko-niemiecka wojna na słowa [KOMENTARZ]

Kolejna odsłona niemiecko - tureckiego konfliktu. Tym razem dotyczy on zbliżających się wyborów parlamentarnych w Niemczech. Wykorzystując poparcie jakim cieszy się w tamtejszej diasporze, Recep Tayyip Erdoğan stosuje retorykę sugerującą, że może wpłynąć na jej preferencje wyborcze. Rozwój sporu może mieć przełożenie na współpracę Turcji w m.in. w ramach NATO. 

https://www.tccb.gov.tr
https://www.tccb.gov.tr

Przedwyborcza gra

Prezydent Erdoğan wezwał osoby pochodzące z Turcji do nieoddawania głosu na chadeków, socjaldemokratów oraz przedstawicieli partii "Zielonych" we wrześniowych wyborach do Bundestagu i nazwał polityków tych ugrupowań "wrogami Turcji". "Wesprzyjcie partie polityczne, które nie są wrogie Turcji" – powiedział prezydent dodając, że dla "jego obywateli" to "kwestia honoru". Z kolei w sobotę podczas wiecu swojej partii wezwał Turków mieszkających w Niemczech, aby "dali lekcję" głównym partiom politycznym, które określił jako "antytureckie".

W ostrym tonie o apelu tureckiego prezydenta wypowiedział się niemiecki minister spraw zagranicznych. Sigmar Gabriel w komentarzu dla gazety "Der Spiegel" nazywał opinie wygłoszone przez Erdoğana "złą grą" oraz "jednorazową ingerencją w suwerenność" Niemiec. Kanclerz Angela Merkel również odniosła się do sprawy, mówiąc, że osoby pochodzące z Turcji i posiadające obywatelstwo Niemiec mają wolne prawo wyborcze.

Jak zagłosuje diaspora?

Według rządowych statystyk w Niemczech żyje ok. 3 mln osób pochodzenia tureckiego, z czego do wyborów uprawnionych jest 1,3 mln. Według danych przedstawionych przez instytut badania opinii publicznej Data4U, osoby pochodzące z Turcji stanowią 20 proc. wszystkich migrantów przybywających do Niemiec i ta liczba cały czas wzrasta. Według przewidywań ośrodka w 2030 r. ma ona sięgnąć 2 mln potencjalnych wyborców.

Instytut zbadał preferencje polityczne mniejszości tureckiej. Zebrane dane wskazują, że w wyborach do Bundestagu w 2013 r. wzięło udział 70 proc. osób należących do diaspory, a 64 proc. z nich oddało głos na SPD, 12 proc. na "Zielonych" i tyle samo na "Lewicę". Chadecy cieszyli się poparciem jedynie 7 proc. wyborców.

Co ciekawe, jednocześnie w ostatnim referendum dotyczącym zmiany tureckiego ustroju na prezydencki 63,1 proc. Turków mieszkających na terenie Niemiec poparło zmiany proponowane przez Erdoğana. Badacze wskazują, że poparcie dla partii lewicowych może wiązać się z postrzeganiem tych partii jako przyjaznych imigrantom, a w przypadku „Zielonych” również przynależnością do partii osób wywodzących się z mniejszości, takich jak wiceszef ugrupowania Cem Özdemir.

„Wątpliwe, aby apele Erdoğana w znaczący sposób przełożyły się na wynik wyborów. Jest to jednak problematyczne dla funkcjonowania tureckiej diaspory w Niemczech i relacji między oboma krajami" - powiedział Karol Wasilewski z Polskiego Instytut Stosunków Międzynarodowych - "Turcy uderzają zazwyczaj tam, gdzie czują się silni. Erdoğan zapewne postrzega to tak, że skoro ma na terytorium Niemiec tylu wyborców, to ma też na nich wpływ i będzie to wykorzystywał”.

Uderzenie w niemieckich obywateli

Dodatkowym elementem przyczyniającym się do wzrostu napięć jest sprawa Dogana Akhanli, pisarza pochodzenia tureckiego, posiadającego obywatelstwo niemieckie. Akhanli został zatrzymany w hiszpańskiej Grenadzie na podstawie listu gończego Interpolu wystosowanego na wniosek tureckich władz. Pisarz został zatrzymany, a po spędzeniu 24 godzin w areszcie został wypuszczony na wolność - choć musi pozostać na terenie Hiszpanii i być w kontekście z policją. 

Zatrzymanie Akhanila ma związek ze sprawą rzekomego zablokowania dostępu Turcji do bazy danych Interpolu, po tym jak Ankara miała domagać się od agencji wpisania na listę ściganych 60 tys. osób oskarżanych o powiązania z Fetullahem Gullenem, który zdaniem władz miał stać za ubiegłoroczną próbą przeprowadzenia puczu w Turcji. Jak informował dziennik "Karar", miało to doprowadzić do zawieszania kraju w organizacji. Interpol zaprzecza jednak tym doniesieniom.

Wcześniej do tureckich aresztów trafili: aktywista na rzecz praw człowieka Peter Steudtner oraz dziennikarz gazety "Die Welt" Deniz Yücel. Według gazety "Hambutger Abandblat" od lipca 2016 r. tureckie władze zatrzymały 22 obywateli Niemiec, z czego 9 wciąż przebywa w areszcie.  

Po uwiezieniu Steudtnera niemieckie władze zapowiedziały zmianę polityki wobec Turcji. Na swojej stronie MSZ umieścił informację ostrzegającą niemieckich turystów przed podróżami do Turcji, a przedsiębiorców przed prowadzeniem interesów w tym kraju.

Duże słowa i co dalej?

Zarówno wypowiedzi tureckiego prezydenta, jak i kwestia zatrzymania Dogana Akhanila są koleją odsłoną napięć na linii Ankara - Berlin. Ich symbolem w ostatnich miesiącach stała się przeprowadzka żołnierzy Bundeswehry z tureckiej bazy Incirlik, gdzie uczestniczyli w misji przeciwko tzw. Państwu Islamskiemu. Wielomiesięczny spór zakończył się ostatecznie przeniesieniem sił Luftwaffe do Jordanii w związku z niewpuszczeniem na teren tureckiej bazy delegacji niemieckich parlamentarzystów.

Komentatorzy obawiają się też działań Turcji w kontekście zachowania spójności NATO. W praktyce mamy bowiem do czynienia z próbą ingerencji przez Ankarę w wewnętrzne sprawy jednego z najważniejszych państw Sojuszu (Republiki Federalnej). Biorąc pod uwagę, że decyzje w NATO są podejmowane jednomyślnie, nie wiadomo w jaki sposób Turcja zachowałaby się na przykład w sytuacji bezpośredniego zagrożenia ze strony Rosji.

Czytaj więcej: Niemieckie Tornado opuszczają Turcję

Pogorszenie relacji na linii Ankara - Berlin wpływa także na współpracę Sojuszu oraz wypracowanie wspólnego stanowiska w takich obszarach jak choćby walka z ISIS oraz działania wobec Rosji. Jest to tym ważniejsze, że Turcja ogłosiła na początku lipca tego roku, że zamierza zakupić od Rosji system S-400. Latem ogłoszono także decyzję o współpracy Gazpromu z Ankarą w sprawie budowy rurociągu Turkish Stream, którym gaz ma dotrzeć do państw Europy Południowej i Południowo-Wschodniej.

Czytaj więcej: Konflikt Turcji z Zachodem. "Wprost w objęcia Rosji" [ANALIZA]

Ostatnia wypowiedź Erdoğana jest jednak pierwszym tego typu apelem wystosowanym do mniejszości tureckiej w Niemczech przed tegorocznymi wyborami do Bundestagu. Według Karola Wasilewskiego wypowiedź prezydenta może być przemyślanym krokiem, którego celem było pokazanie kanclerz Merkel wpływu, jaki ma na turecką diasporę w Niemczech. Jest to również sygnał dla jego tureckiego elektoratu, który ma pokazać, że Erdoğan nie boi się niemieckich gróźb. "Warto również zauważyć, że ostatnio polityka zagraniczna Turcji jest coraz bardziej podporządkowana prezydentowi – często stosuje on emocjonalną retorykę, która ma trafiać do tureckich wyborców, jednak niewiele wskazuje na to, aby dbał o to, jakie te działania mogą przynieść konsekwencje dla tureckiej dyplomacji" - mówi ekspert PISM, zwracając uwagę, że Alternatywa dla Niemiec oraz liberalna FDP, niewymienione przez prezydenta, również nie prezentują stanowiska przychylnego tureckiemu rządowi.

Czytaj także: Turcja: twarda gra mimo politycznego rozchwiania [WYWIAD] 

WIDEO: Rakietowe strzelania w Ustce. Patriot, HOMAR, HIMARS
Reklama
Reklama