Rebelianci z Dżabhat an-Nusra, Brygady Yarmuk i innych ugrupowań zajęli, po 16 dniach ciężkich walk, strategicznie położoną bazę syryjskiej 38. dywizji obrony powietrznej w prowincji Dera.
Baza ta znajduje się w pobliżu miejscowości Saida przy autostradzie Damaszek - Amman. Pozwoli to rebeliantom wzmocnić ich linie zaopatrzenia wiodące z Jordanii do stolicy Syrii.
Dżabhat an-Nusra to organizacja wpisana przez USA na listę ugrupowań terrorystycznych, a jej trzon składa się prawdopodobnie z terrorystów przybyłych z Iraku na skutek systematycznej utraty przez rząd centralny w Damaszku, kontroli nad granicami.
Według Syryjskiego Obserwatorium Praw Człowieka, wśród zabitych w ataku na bazę znalazł się jej dowódca. Rebelianci przejęli również, jak wynika z umieszczonych przez nich w internecie materiałów wideo, czołgi i amunicję tam zgromadzone. Według tych samych źródeł uwolniono także kilkudziesięciu jeńców.
Czytaj też: Szef izraelskiego wywiadu wojskowego: Iran i Hezbollah tworzą w Syrii 50-tysięczną milicję
Tymczasem na Wzgórzach Golan, w pobliżu linii demarkacyjnej oddzielającej tereny okupowane przez Izrael od terenów syryjskich, doszło do zaciętych starć zbrojnej opozycji anty-asadowskiej z milicjami jemu wiernymi. W starciach po stronie rządu mieli wziąć udział przede wszystkim członkowie druzyjskiej mniejszości etnicznej, co może zwiastować zaostrzenie konfliktu wyznaniowego w Syrii.
Warto przypomnieć, że w ostatnich tygodniach ze Wzgórz Golan wycofali się członkowie międzynarodowych sił rozjemczych ONZ - UNDOF w obawie o własne bezpieczeństwo.
Te wydarzenia mają miejsce równolegle do trwającej wizyty prezydenta USA Baracka Obama w Jordanii, który przyjechał wprost z Izraela. Amerykański prezydent unikał jednak zdecydowanych deklaracji, a tym bardziej konkretnych decyzji o konsekwencjach militarnych wobec Syrii, która stanowi palący problem zarówno dla Izraela, jak i Jordanii.
Czytaj też: Między Jerozolimą, Damaszkiem a Waszyngtonem, czyli bliskowschodni kocioł przed wizytą Obamy w Izraelu
Wydawało się, że takie decyzje mogą zapaść, po doniesieniach rządu syryjskiego, o tym że powstańcy użyli broni chemicznej w Aleppo. Biały Dom ogłosił jednak, że nie posiada wiarygodnych informacji potwierdzających taki czyn popełniony przez rebeliantów, ani przez siły rządowe, o co od razu opozycjoniści oskarżyli al-Asada.
Obama zapowiadał wcześniej, że potwierdzone użycie broni chemicznej w Syrii może otworzyć drogę do amerykańskiej zbrojnej interwencji w tym kraju. Tę wypowiedź chcą jednak przede wszystkim wykorzystać rebelianci, szukający pretekstu do sprowokowania szerszego zaangażowania w konflikt ze strony USA. Do tej pory Waszyngton oficjalnie ogranicza się tylko do dostarczania nie-śmiercionośnych środków dla rebeliantów oraz pomocy finansowej.
Przedstawiciele ONZ zapowiedzieli wysłanie do Syrii niezależnej komisji śledczej której celem miałoby być zbadanie okoliczności zdarzeń w Aleppo.
W kontekście użycia broni chemicznej przez którąś ze stron, wypowiadał się również szef BBN-u Stanisław Koziej na antenie Polskiego Radia , stwierdzając że Polska na pewno nie wyśle żołnierzy do Syrii, jeśli interwencja nie uzyska mandatu ONZ.
MMT
"Będzie walka, będą ranni" wymagające ćwiczenia w warszawskiej brygadzie