Pod koniec 2011 roku Azerbejdżan oraz Turcja podpisały kontrakt na dostawę do sił zbrojnych tego pierwszego państwa 36 samobieżnych haubic gąsiennicowych T-155 Firtina. Umowa ta, o wartości blisko 200 mln dolarów, była pierwszym sukcesem eksportowym tej konstrukcji. Mało kto się spodziewał, że jego realizacja stanie pod znakiem zapytania.
3 marca br. prasa turecka poinformowała o nowych wydarzeniach wokół nieco „zapomnianej” umowy. Po pierwsze Azerowie zwiększyli zamówienie o czternaście haubic oraz kilka wozów wsparcia (m.in. opancerzone i gąsiennicowe wozy amunicyjne). To zaś podniosło wartość umowy o około 70 mln dolarów (do 270 mln) – mają to być pierwsze systemy artyleryjskie w regionie charakteryzujące się NATOwskim kalibrem 155 mm oraz możliwością zwalczania celów znajdujących się w odległości około 40 km od stanowisk strzeleckich. Jednak jak się okazuje, problem pojawił się ze strony trzeciego państwa, dostawcy jednego z kluczowych dostawców.
CZYTAJ TAKŻE: Coraz bliżej sprzedaży niemieckich pojazdów pancernych do Arabii Saudyjskiej
Otóż jednostka napędowa haubic T-155 Firtina pochodzi z Niemiec. Producent, firma MTU, nie otrzymał wymaganej zgody na reeksport produkowanych przez siebie silników wysokoprężnych MTU-881 o mocy 1000 KM każdy. Powodem tego stanu rzeczy jest napięta sytuacja polityczna w regionie, a mianowicie azersko-armeński spór o Górny Karabach. Taki jest, przynajmniej, oficjalny powód odmowy dostaw produktów MTU. Obecnie Turcy poszukują innego dostawcy jednostek napędowych o zbliżonych parametrach, które mogłyby zastąpić produkt niemiecki – potrwa to pewnie trochę czasu i doprowadzi do opóźnień realizacji umowy.
CZYTAJ TAKŻE: Saudyjczycy chcą zakupić Boxery
Nieoficjalnie odmowa wydania zgody na reeksport silników MTU przez Berlin jest „zemstą” lokalnych władz na Turkach. W azerskim przetargu głównym rywalem dla tureckiej haubicy była niemiecka PzH-2000. Ostatecznie przegrała z powodu wyższej ceny. Nie da się ukryć, że Niemcy stosują tego typu zagrania, aby wzmocnić szanse własnych produktów – w ubiegłym roku przekonali się o tym Francuzi, którzy próbowali sprzedać opancerzone pojazdy do Arabii Saudyjskiej (wykorzystujące podwozia niemieckich producentów). Ostatecznie Rijad zdecydował się na pozyskanie w pełni niemieckich produktów.
CZYTAJ TAKŻE: Niemcy blokują sprzedaż francuskiej broni do Arabii Saudyjskiej
Sama haubica T-155 Firtina jest także ciekawym przykładem tureckiego sukcesu eksportowego. Jest to bowiem licencyjna wersja południowokoreańskiej haubicy K-9, zakup licencji z możliwością własnego marketingu został zrealizowany w drugiej połowie lat 90. XX wieku (jak się okazuje, Korea Południowa staje się jednym ze strategicznych partnerów tureckiego przemysłu zbrojeniowego, technologie z Seulu stanowią bowiem podstawę dla budowy tureckiego czołgu podstawowego czy turbośmigłowego samolotu szkolno-treningowego). Obecnie jest ona podstawowym typem artylerii kalibru 155 mm na wyposażeniu tureckich sił zbrojnych, w linii znajduje się od 2001 roku. Pododdziały uzbrojone w T-155 biorą udział w walkach z kurdyjskimi rebeliantami na pograniczu z Irakiem, a w ubiegłym roku wykorzystywano je do pojedynków artyleryjskich na pograniczu z Syrią. Łącznie planuje się budowę ponad 300 wozów dla własnych sił zbrojnych (obecnie w linii znajduje się już około 200 sztuk), a także kolejnych na eksport. Azerbejdżan jest, jak na razie, jedynym (niepełnym) sukcesem dla tureckiej wersji K-9 – najprawdopodobniej problemy z niemieckimi dostawcami staną się także początkiem prac nad w pełni turecką odmianą T-155, której eksport nie będzie blokowany przez zewnętrznych poddostawców.
Łukasz Pacholski
"Będzie walka, będą ranni" wymagające ćwiczenia w warszawskiej brygadzie