Reklama

Siły zbrojne

W oczekiwaniu na Graala – artyleria bez dronów

Polska artyleria otrzymała od 2016 roku 48 Krabów... i ani jednego drona. Fot. st. chor. szt. Sebastian Erbetowski
Polska artyleria otrzymała od 2016 roku 48 Krabów... i ani jednego drona. Fot. st. chor. szt. Sebastian Erbetowski

Siły Zbrojne RP planują wprowadzić na szeroką skalę do jednostek Wojsk Rakietowych i Artylerii nowe systemy bezzałogowe. Brak transparentnych procedur pozyskania i wyłączenie części krajowych wykonawców powoduje jednak, że polska artyleria pozostaje „ślepa”. W efekcie, cztery lata od zmiany formuły postępowania na nowe drony, artyleria nie otrzymała ani jednego bezzałogowca, niewiadomą są też koszty i harmonogramy.

Artyleria a drony

Doświadczenia ostatnich konfliktów zbrojnych, w szczególności na Ukrainie jednoznacznie wskazują, że bezzałogowe systemy powietrzne są kluczowym elementem w procesie wskazywania celów i korygowania ognia artylerii. Rosyjska artyleria wykorzystując bezzałogowe systemy powietrzne była w stanie namierzać i zwalczać nawet kolumny pojazdów w ruchu oraz zadawać duże straty jednostkom zmechanizowanym. W niektórych wypadkach taki skoordynowany atak prowadził do całkowitego zniszczenia i utraty przez nie zdolności bojowej, przez co jednostki rosyjskie czy tzw. „separatystów” mogły zajmować teren bez ponoszenia większych strat. Eksperci są zgodni, że wykorzystanie przez Rosję artylerii było w wielu wypadkach czynnikiem decydującym o wyniku starć, i jako całość wywarło wpływ na przebieg konfliktu. Do podobnych wniosków prowadzą również analizy przebiegu innych konfliktów, chociażby w Syrii (i nie tylko).

Wojna na Ukrainie pokazała, że drony zwiększają potencjał nie tylko nowoczesnych, ale też starszych systemów artyleryjskich, jak znajdujące się na zdjęciu haubice Goździk. Fot. kpt. Tomasz Kisiel, kpr. Maciej Hering
Wojna na Ukrainie pokazała, że drony zwiększają potencjał nie tylko nowoczesnych, ale też starszych systemów artyleryjskich, jak znajdujące się na zdjęciu haubice Goździk. Fot. kpt. Tomasz Kisiel, kpr. Maciej Hering

Znaczenie i możliwości współpracy artylerii oraz bezzałogowców zostały dostrzeżone przez Wojsko Polskie jeszcze przed wybuchem wojny na Ukrainie, jednak opóźnienia w zakupach, związane m.in. z decyzjami podjętymi w resorcie obrony o wyłączeniu firm prywatnych z dostaw powodują, że odpowiednich systemów jest „jak na lekarstwo”. Dziś polscy artylerzyści dysponują kilkoma zestawami FlyEye produkcji Grupy WB. Były one z powodzeniem wykorzystywane bojowo w Afganistanie współpracując – w ramach Zautomatyzowanego Zestawu Kierowania Ogniem Topaz, również dostarczonego przez Grupę WB, z haubicami Dana (wycofano je z Afganistanu w 2014 roku). Tak o tym procesie mówi gen. bryg. rez. Jarosław Wierzcholski, były szef Wojsk Rakietowych i Artylerii WP, dyrektor programów artyleryjskich w latach 2010-2013:

Gdy wprowadzaliśmy pierwsze bezzałogowce do służby na rzecz ognia artylerii kilkanaście lat temu, przygotowywaliśmy procedury ich wykorzystania i tworzyliśmy wspólnie z polskim przemysłem pionierskie wówczas rozwiązania integracji systemów rażenia i rozpoznania obrazowego, nikt z nas nie przypuszczał, że ten proces zostanie w brutalny sposób przerwany. Korzystaliśmy wtedy z doświadczeń innych armii, w tym Izraelczyków, którzy byli liderami w tej dziedzinie, a w Afganistanie grupy wsparcia ogniowego używały różnorodnych dronów, w tym sojuszniczych. Zdobywaliśmy doświadczenie i wiedzę, która trafiała do polskich konstruktorów. Liczyliśmy, że za kilka lat doczekamy się środków rozpoznania podobnej klasy do tych, z jakimi mają do czynienia polscy żołnierze w środowisku sojuszniczym.

gen. bryg. rez. Jarosław Wierzcholski, były szef Wojsk Rakietowych i Artylerii WP, dyrektor programów artyleryjskich w latach 2010-2013

Ostatnie FlyEye typu trafiły jednak do artylerii w 2013 roku. Od tego czasu żołnierze otrzymali nowe środki ogniowe, i to w znacznej liczbie (samych Krabów i Raków jest łącznie ponad 100), ale więcej rozpoznawczych bezzałogowców nie dostarczono, choć od dawna wiadomo, że nasycenie nimi jest niewystarczające i odbiega od standardów funkcjonujących w wiodących armiach sojuszniczych. Chociażby w Bundeswehrze, gdzie każdy z dywizjonów artylerii dysponuje własnym zestawem BSP klasy taktycznej KzO (zastępowane przez LUNA NG, etatowo z dwoma stacjami kontroli i pięcioma statkami powietrznymi w zestawie). Oczywiście zarówno istniejące, jak i nowe drony są dostosowane do współdziałania z funkcjonującym w Niemczech systemem kierowania ogniem artylerii ADLER.

Artyleria potrzebuje precyzyjnego rozpoznania na potrzeby wsparcia ogniowego. Nie można mówić o skutecznym ogniu bez środków rozpoznania. Jeśli radzimy sobie z tym zagadnieniem w zakresie wsparcia bezpośredniego, to niestety rozpoznanie w głębi operacyjnej wymaga głębokich zmian i zastosowania środków, którymi polska artyleria nie dysponuje. Od momentu wprowadzenia pierwszych BSP do pułków artylerii zmieniło się niemal wszystko. Minęło kilka lat, a w tej dziedzinie to wieczność. Bezzałogowce w pułkach się „zestarzały”, a brak jest informacji o nowych zakupach. Co się stało? Kto za to odpowiada?

pyta gen. Wierzcholski

Plany modernizacji

W odpowiedzi na pytania Defence24.pl rzecznik Dowództwa Generalnego Rodzajów Sił Zbrojnych ppłk Marek Pawlak przypomniał, że obecnie bezzałogowce FlyEye „znajdują się na wyposażeniu między innymi dwóch brygad wojsk lądowych oraz trzech pułków artylerii”.

Dodał jednocześnie, że dla jednostek Wojsk Lądowych planuje się w latach 2021-2035 pozyskanie bezzałogowców klasy mini w ramach realizacji wymagania operacyjnego pk. Wizjer. „Postępowanie prowadzone jest przez Inspektorat Uzbrojenia w procedurze wynikającej ze studium wykonalności” – zaznaczył.

Trzeba dodać, że wspomniane przez rzecznika DG RSZ brygady to najprawdopodobniej 12 i 17 Brygady Zmechanizowane. Obie te jednostki otrzymały FlyEye w ramach zakupów Wielosensorowego Systemu Rozpoznania i Nadzoru (WSRiD) na bazie KTO Rosomak, pozyskanego z myślą o misji w Afganistanie. Drony są jednak używane również w trakcie ćwiczeń w kraju.

Jeden z nielicznych BSP FlyEye, używanych w polskiej artylerii. Fot. kpt. Remigiusz Kwieciński/11 LDKPanc.
Jeden z nielicznych BSP FlyEye, używanych w polskiej artylerii wyłącznie na szczeblu pułku. Fot. kpt. Remigiusz Kwieciński/11 LDKPanc.

Ppłk Pawlak dodał też, że planuje się wprowadzenie „odpowiedniej klasy” BSP zarówno na szczebel dywizjonu jak i pułku artylerii, w latach 2023-2035.

Planowane jest wprowadzenie w latach 2023-2035 na wyposażenie zarówno dywizjonów artylerii, jak również pułków artylerii odpowiedniej klasy systemów BSP. Dostawca sprzętu wojskowego zostanie wyłoniony w ramach postępowania prowadzonego przez Inspektorat Uzbrojenia w procedurze wynikającej ze studium wykonalności

ppłk Marek Pawlak, rzecznik DG RSZ

Choć z komunikatu DG RSZ nie wynika wprost, że chodzi tu o BSP typu Wizjer, to najprawdopodobniej między innymi te maszyny (być może wraz z niewielką liczbą innych dronów, pozyskiwanych w odrębnych postępowaniach) trafią na wyposażenie artylerzystów. Bezzałogowce klasy mini są bowiem naturalnym wyposażeniem dla szczebla batalionu (w artylerii – dywizjonu), choć FlyEye służą jak na razie tylko w pułkach - i to w niewielkiej liczbie.

Na ten poziom mogą trafić nowe maszyny, pozyskiwane w ramach odrębnego i wciąż będącego przedmiotem analiz programu Gladius, o czym mówił w maju w odpowiedzi na interpelację posła Stanisława Tyszki wiceszef MON Wojciech Skurkiewicz: „W celu zwiększenia zdolności Sił Zbrojnych RP w zakresie rozpoznania, a także rażenia obiektów na odległościach większych niż zapewnia BSP krótkiego zasięgu Fly Eye, do pododdziałów artylerii Wojsk Lądowych jest planowane pozyskiwanie bezzałogowych systemów poszukiwawczo-uderzeniowych średniego zasięgu kr. GLADIUS”.

Wizjer tylko od PGZ

Obecne postępowanie na maszyny Wizjer trwa od 2018 roku. Jest to już druga procedura. W pierwszej, zakończonej w 2016 roku, uczestniczyły PGZ, Grupa WB oraz należący do koncernu Airbus zakład PZL Okęcie. W 2016 roku zdecydowano jednak o ponownej ocenie występowania podstawowego interesu bezpieczeństwa państwa (PIBP) w tym programie. W jej wyniku w praktyce dopuszczono do niego tylko firmy państwowe, a więc PGZ. Grupę WB, producenta systemu FlyEye, z postępowania wyłączono.

Do dziś jednak umowy na „Wizjera” nie udało się podpisać. Rzecznik Inspektoratu Uzbrojenia mjr Krzysztof Płatek poinformował: Trwają negocjacje z konsorcjum, którego liderem jest PGZ S.A., dotyczące pozyskania Bezzałogowych Statków Powietrznych klasy mini kr. WIZJER. (…) Zakończone zostały rozmowy dotyczące kwestii technicznych, jednak z uwagi na fakt, że założenia taktyczno-techniczne dla BSP WIZJER stanowią informację niejawną, obecnie nie ma możliwości wskazania zaproponowanego rozwiązania.

Natomiast Polska Grupa Zbrojeniowa podała, że: „W postępowaniu pk. WIZJER oferujemy System BSP typu NeoX2, który został opracowany i wyprodukowany od podstaw w Polsce.”. Dodano, że „jeżeli chodzi o współdziałanie z systemem ZZKO TOPAZ, nie jesteśmy upoważnieni do udzielania informacji dot. wymagań i funkcjonalności, jakie Zamawiający stawia przed pozyskiwanym systemem”.

System NeoX2 został zaprezentowany po raz pierwszy w 2017 roku przez ITWL i od tego czasu jest rozwijany, a dokładne parametry w obecnej konfiguracji nie są szerzej znane. Trudno więc porównywać go do innych systemów, nie wiadomo też czy – tak jak FlyEye – zostanie zintegrowany z systemem TOPAZ, choć pewnie technicznie jest to możliwe. Zawężenie kryteriów postępowania spowodowało jednak, że również Zamawiający nie miał możliwości porównania parametrów obu systemów – ani np. cen i kosztów, warunków zabezpieczenia logistycznego czy wreszcie terminów dostaw. Przy czym „odrzucony” system jest eksportowany, np. na Ukrainę, gdzie jest używany bojowo. Z kolei jednym z udziałowców jego producenta, Grupy WB jest państwowy Polski Fundusz Rozwoju, który zainwestował w 2017 roku w nią 128 mln zł i posiada dziś 26,44 proc. akcji tej firmy.

Oceniając postępowanie na Wizjera, trzeba też zwrócić uwagę na co innego. Wyłączono bowiem konkurencję z postępowania na drony przeznaczone między innymi dla artylerii – nie pozwalając na kontynuowanie zakupów już posiadanego sprzętu. Efekt jest taki, że żołnierze wciąż czekają na drony (i będą czekać łącznie co najmniej dekadę, jeśli wierzyć informacjom z DG RSZ). I to w czasie, gdy – w trakcie wojny na Ukrainie (i nie tylko) mogliśmy zobaczyć, jakie efekty może dać ich wykorzystanie w połączeniu z artylerią, nawet starszych typów, o ile ma nowoczesny system kierowania ogniem. A w Wojsku Polskim jest około 20 dywizjonów artylerii z Topazem (haubice Krab, Dana, Goździk, wyrzutnie rakietowe Langusta), do tego trzeba dodać jeszcze moździerze Rak… Tylko, że nawet najlepszy system artyleryjski nie jest wiele wart, jeśli nie wiadomo, do czego ma strzelać…

Artyleria, perła w rozwoju polskich Sił Zbrojnych, potrzebuje odpowiednich środków rozpoznania, w każdym pułku, dywizjonie i w każdej kompanii wsparcia. Miliardy wydane na programy Regina, Rak, Langusta czy Homar mają się nieproporcjonalnie do o wiele mniejszych środków potrzebnych na systemy pozwalające na zasilenie ich danymi o położeniu celu. Te systemy są jednak absolutnie niezbędne i de facto decydują o tym, czy jesteśmy w stanie wykorzystać dokonywane dużo większym nakładem inwestycje w środki artyleryjskie. Ponieważ, jak mówił generał Patton, „artyleria, która nie strzela, jest tylko kupą złomu”

zaznacza generał Wierzcholski

Co ciekawe, wyłączenie Grupy WB z postępowania na Wizjera (czyli w praktyce z zakupów dla Wojsk Lądowych) nie przeszkodziło MON w zakupie łącznie dwunastu zestawów FlyEye nowej generacji dla nowo formowanych Wojsk Obrony Terytorialnej. Umowa na te maszyny (trzy z wykorzystaną później opcją na dalszych dziewięć) podpisana została w grudniu 2018 roku. Wszystkie maszyny dostarczono do końca 2019 roku, łączny koszt to nieco ponad 42 mln zł.

image
15 Brygada Zmechanizowane z Giżycka ma własne moździerze Rak (i haubice Goździk, również współpracujące z systemem Topaz), ale jeśli chodzi o drony, musi posiłkować się wsparciem WOT, sojuszników lub jednostek szczebla nadrzędnego. Fot. Maciej Nędzyński/CO MON.

Pierwsze zestawy FlyEye są już używane przez WOT, czy to w operacjach reagowania kryzysowego (jak wiosną w Biebrzańskim Parku Narodowym), czy w ćwiczeniach z innymi rodzajami wojsk (np. jedna z edycji szkolenia Bull Run z elementami 15 Giżyckiej Brygady Zmechanizowanej). Nota bene, 15 GBZ jako jedna z jednostek ściśle współpracujących z sojusznikami pewnie otrzyma Wizjery jako jedna z pierwszych – ale na razie ich nie zakupiono. Nie ma też informacji o planach zakupów FlyEye dla Wojsk Lądowych, w tym artylerii, w ramach innych procedur, więc wojsko będzie musiało nadal czekać na nowe drony klasy mini.

Patrząc na wnioski z ostatnich konfliktów, choćby w Libii czy Syrii widać, że w działaniach systemów bezzałogowych liczy się także nasycenie środowiska walki bezzałogowcami. Nawet więc, jeśli założeniem władz jest tworzenie potencjału w państwowych spółkach, to nie powinno to oznaczać dekady przerwy w dostawach bezzałogowców do jednostek artylerii i wyłączenia z zakupów polskich firm, dysponujących w tym zakresie doświadczeniem, potwierdzonym bojowym wykorzystaniem dronów (tak przez Wojsko Polskie, jak i inne państwa). Tym bardziej, że ich zakup to relatywnie niewielki w skali budżetu resortu obrony koszt (bo 12 zestawów dla WOT kosztowało ok 42,1 mln zł). Pomimo tego, w zakupach wojska szuka się „świętego Graala”, pomijając z góry rozwiązania, które są dostępne i sprawdzone.

Kontrowersje związane z programem Wizjer sięgają jeszcze co najmniej 2015 roku. Grupa posłów, w tym obecny przewodniczący Sejmowej Komisji Obrony Michał Jach, pytała wtedy MON m.in. o powody realizacji programu Wizjer w nowej, jeszcze wtedy konkurencyjnej procedurze, zważywszy że w Siłach Zbrojnych był już używany dostarczony przez krajowy przemysł FlyEye. - Znajdujące się na wyposażeniu Sił Zbrojnych RP BSP „FlyEye” realizują zadania na potrzeby jednostek Wojsk Specjalnych oraz Wojsk Rakietowych i Artylerii, spełniając ich wymagania. Natomiast planowany do pozyskania system WIZJER ma realizować zadania na potrzeby oddziałów rozpoznawczych Wojsk Lądowych. Wymagania stawiane dla systemu WIZJER są szersze niż dla systemu „FlyEye” – tak na to pytanie odpowiedział ówczesny wiceszef resortu obrony Czesław Mroczek.

Odpowiedź wiceministra dotyczy jednak systemu FlyEye w wersji dostarczanej Wojsku Polskiemu do 2013 roku. Od tego czasu FlyEye był wielokrotnie modernizowany/modyfikowany, był zresztą również oferowany w pierwszym postępowaniu na Wizjera (zakończonym w 2016 roku). Drony tego typu otrzymały nowsze systemy sterowania, obserwacyjne, otrzymały też szereg funkcjonalności, a ich maksymalny zasięg został znacząco zwiększony. Modyfikacji poddano też zresztą drony używane przez polską artylerię, inne jednostki Wojsk Lądowych i Wojska Specjalne (stosowna umowa z Agencją NATO NSPA, za pośrednictwem której odbywa się wsparcie eksploatacji FlyEye podpisana została w lipcu 2019 roku, termin zakończenia prac to koniec 2020 r.).

Wszystkie te wątpliwości można by rozwiać, gdyby do transparentnego postępowania, obejmującego np. próby porównawcze dopuszczono zarówno drony dostarczane przez PGZ, jak i firmy prywatne. Jednakże wykluczenie z góry polskich prywatnych firm, dysponujących dużym potencjałem i doświadczeniem w opracowywaniu oraz produkcji systemów bezzałogowych, jest co najmniej niezrozumiałe. Szczególnie, że nowa Strategia Bezpieczeństwa Narodowego mówi, że niezbędne jest by polski przemysł obronny realizował długofalowe potrzeby Sił Zbrojnych RP (w tym poprzez wdrożenie wyników prac badawczo-rozwojowych) „niezależnie od formy własności”.

Reklama

Komentarze

    Reklama